[2]
Miejsce wydawało mi się dziwnie znajome. To było coś jak most, tylko, że złożony z tysięcy, jak nie milionów różnokolorowych kryształków. Na pomoście zabrany był niewielki tłum ludzi. Były to głównie ubrane w szaty żałobne kobiety, dzieci i starsi mężczyźni. Na przodzie tłumu stał brodaty starzec z przepaską na oku, a u jego boku stała zapłakana kobieta. Po ich prawej stronie stał umięśniony mężczyzna, o długich blond włosach. W ręku dzierżył młot. Widać było, że z trudem powstrzymuje łzy. Do mostu przybita była łódź z czarnego drewna, przypominającego heban. Jej dno, wyściełane było zielonymi roślinami, na których spoczywało zimne ciało jakiegoś mężczyzny.
Przyjrzałam mu się na tyle na ile mogłam i nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że skądś go znam. Czarne loki okalały jego pociągłą twarz, która wydawała się być taka łagodna i spokojna. Ręce złożone miał jak do modlitwy, a między nie wetknięty był miecz.
Widać było, że wojownikiem był tylko z przymusu, a zbroja zwykle służyła mu do zachowania tradycji.
W końcu łódź została mocno odepchnięta od brzegu, a kiedy natrafiła na prąd bezwładnie się mu poddała. Miałam wrażenie, że odpływam razem z nią. Kiedy podpłynęła jakby do krańca świata, z pomostu została wystrzelona płonąca strzała. Trafiła w sam środek łódki. Zaczęłam panikować, bo mój umysł zatarł różnice między realnością i snem, przez co myślałam, że dzieje się to naprawdę.
Zaczęłam krzyczeć i błagać o pomoc, ale nikt mnie nie słyszał, a ogień pożerał coraz to nowsze partie drewna, i kierował się nieubłaganie do ciała. Gdy czerwony język płomieni liznął jego bladą skórę, stała się rzecz niezwykła. Martwy mężczyzna przemienił się w złoty pył i uniósł w stronę rozgwieżdżonego nieba.
Zostałam sama wśród płomieni. Moja panika narastała z każdą sekundą, tak samo jak ilość łez wydobywających się z moich oczu.
Sceneria nagle uległa zmianie, a ja ujrzała samą siebię tulącą się do klatki piersiowej pogrzebanego właśnie mężczyzny. Nie wiedziałam o co tam chodzi, ale czułam straszny ból po stracie.
- Suzanne - usłyszałam i poczułam jak ziemia osuwa mi się spod nóg.
- Suzanne! - usłyszałam ponownie i otworzyłam oczy. Poderwałam się i gwałtownie usiadłam. Jedyne co zobaczyłam, to zaniepokojone, niebieskie tęczówki Steve'a - Suz, co sie stało?- zapytał z niepokojem, a ja w odpowiedzi przytuliłam go mocno. Łzy wciąż ciekły mi po policzkach i nie potrafiłam przestać. Blondyn objął mnie opiekuńczo ramionami i zaczął się uspokajająco kiwać. W końcu przestałam łkać, a mój oddech się uspokoił. Zerknęłam na zegarek. 4:47.
- Steve, dlaczego nie śpisz? - zapytałam słabym głosem.
- Miałem problem z zaśnięciem, a kiedy szedłem do kuchni, usłyszałam jak płaczesz, więc przyszedłem i Cię obudziłem - szepnął gładząc moje włosy.
- Dziękuję Ci - mruknęłam.
- Opowiesz mi kiedyś? - zapytał i nie słysząc odpowiedzi sprostował - Czy opowiesz mi kiedyś co Ci się śni? - powiedział mi do ucha, a wzdłuż kręgosłupa przeszły mnie przyjemnie ciarki.
- Tak, ale to nie teraz - powiedziałam czując jak przez wspomnienie koszmaru znowu zbiera mi się na płacz.
- Okej, już, nie myśl o tym - jego głos działał na mnie kojąco - Dasz radę zasnąć?
- Już raczej nie, ale jeszcze poleżę w łóżku, nie chcę wstawać, przynajmniej narazie - mruknęłam, a Steve pocałowawszy mnie w czoło, poszedł w kierunku drzwi. Zagryzłam wargę i nim wyszedł na korytarz zawołałam cichutko:
- Zostań przy mnie, proszę.
Kapitan nie odpowiedział, tylko podszedł do łóżka i położył się obok mnie. Ciepło emanujące od jego ciała, działało zbawczo na moje zszargane nerwy.
Objął mnie ramieniem, a ja wtuliłam się w jego umięśnioną klatkę piersiową i nawet nie wiem kiedy zasnęłam. Obudziłam się po dwóch godzinach. Podniosłam się lekko, i jakie było moje zdziwienie, gdy zobaczyłam, że on też zasnął.
Wypłatałam się z jego objęć i poszłam się ogarnąć do pracy. Wzięłam proste jeansy i t-shirt z nadrukiem AC/DC, po czym poszłam do łazienki się ogarnąć. Wyszłam już gotowa, ale mimowolnie się zarumieniłam pod intensywnym spojrzeniem bystrego wzroku weterana wojennego.
- Cześć - posłałam mu radosny uśmiech.
- Cześć, jak się spało?
- Świetnie, dziękuję, że przy mnie zostałeś - powiedziałam pakując do torebki najważniejsze rzeczy.
Zjadłam później z nim śniadanie, a następnie poszłam do pracy, omalże zapominając o męczącym mnie od pewnego czasu koszmarze.
_______________________
Tak, wiem, nic się nie dzieje, a Suzanne zdradza Lokiego. Niedługo jednak nabierze wszystko tępa, obiecuję <3
Za wszystkie błędy przepraszam, ale nie miałam czasu tego sprawdzić!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro