Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

[2]

Miejsce wydawało mi się dziwnie znajome. To było coś jak most, tylko, że złożony z tysięcy, jak nie milionów różnokolorowych kryształków. Na pomoście zabrany był niewielki tłum ludzi. Były to głównie ubrane w szaty żałobne kobiety, dzieci i starsi mężczyźni. Na przodzie tłumu stał brodaty starzec z przepaską na oku, a u jego boku stała zapłakana kobieta. Po ich prawej stronie stał umięśniony mężczyzna, o długich blond włosach. W ręku dzierżył młot. Widać było, że z trudem powstrzymuje łzy. Do mostu przybita była łódź z czarnego drewna, przypominającego heban. Jej dno, wyściełane było zielonymi roślinami, na których spoczywało zimne ciało jakiegoś mężczyzny.

Przyjrzałam mu się na tyle na ile mogłam i nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że skądś go znam. Czarne loki okalały jego pociągłą twarz, która wydawała się być taka łagodna i spokojna. Ręce złożone miał jak do modlitwy, a między nie wetknięty był miecz.

Widać było, że wojownikiem był tylko z przymusu, a zbroja zwykle służyła mu do zachowania tradycji.

W końcu łódź została mocno odepchnięta od brzegu, a kiedy natrafiła na prąd bezwładnie się mu poddała. Miałam wrażenie, że odpływam razem z nią. Kiedy podpłynęła jakby do krańca świata, z pomostu została wystrzelona płonąca strzała. Trafiła w sam środek łódki. Zaczęłam panikować, bo mój umysł zatarł różnice między realnością i snem, przez co myślałam, że dzieje się to naprawdę.

Zaczęłam krzyczeć i błagać o pomoc, ale nikt mnie nie słyszał, a ogień pożerał coraz to nowsze partie drewna, i kierował się nieubłaganie do ciała. Gdy czerwony język płomieni liznął jego bladą skórę, stała się rzecz niezwykła. Martwy mężczyzna przemienił się w złoty pył i uniósł w stronę rozgwieżdżonego nieba.

Zostałam sama wśród płomieni. Moja panika narastała z każdą sekundą, tak samo jak ilość łez wydobywających się z moich oczu.

Sceneria nagle uległa zmianie, a ja ujrzała samą siebię tulącą się do klatki piersiowej pogrzebanego właśnie mężczyzny. Nie wiedziałam o co tam chodzi, ale czułam straszny ból po stracie.

- Suzanne - usłyszałam i poczułam jak ziemia osuwa mi się spod nóg.

- Suzanne! - usłyszałam ponownie i otworzyłam oczy. Poderwałam się i gwałtownie usiadłam. Jedyne co zobaczyłam, to zaniepokojone, niebieskie tęczówki Steve'a - Suz, co sie stało?- zapytał z niepokojem, a ja w odpowiedzi przytuliłam go mocno. Łzy wciąż ciekły mi po policzkach i nie potrafiłam przestać. Blondyn objął mnie opiekuńczo ramionami i zaczął się uspokajająco kiwać. W końcu przestałam łkać, a mój oddech się uspokoił. Zerknęłam na zegarek. 4:47.

- Steve, dlaczego nie śpisz? - zapytałam słabym głosem.

- Miałem problem z zaśnięciem, a kiedy szedłem do kuchni, usłyszałam jak płaczesz, więc przyszedłem i Cię obudziłem - szepnął gładząc moje włosy.

- Dziękuję Ci - mruknęłam.

- Opowiesz mi kiedyś? - zapytał i nie słysząc odpowiedzi sprostował - Czy opowiesz mi kiedyś co Ci się śni? - powiedział mi do ucha, a wzdłuż kręgosłupa przeszły mnie przyjemnie ciarki.

- Tak, ale to nie teraz - powiedziałam czując jak przez wspomnienie koszmaru znowu zbiera mi się na płacz.

- Okej, już, nie myśl o tym - jego głos działał na mnie kojąco - Dasz radę zasnąć?

- Już raczej nie, ale jeszcze poleżę w łóżku, nie chcę wstawać, przynajmniej narazie - mruknęłam, a Steve pocałowawszy mnie w czoło, poszedł w kierunku drzwi. Zagryzłam wargę i nim wyszedł na korytarz zawołałam cichutko:

- Zostań przy mnie, proszę.

Kapitan nie odpowiedział, tylko podszedł do łóżka i położył się obok mnie. Ciepło emanujące od jego ciała, działało zbawczo na moje zszargane nerwy.

Objął mnie ramieniem, a ja wtuliłam się w jego umięśnioną klatkę piersiową i nawet nie wiem kiedy zasnęłam. Obudziłam się po dwóch godzinach. Podniosłam się lekko, i jakie było moje zdziwienie, gdy zobaczyłam, że on też zasnął.

Wypłatałam się z jego objęć i poszłam się ogarnąć do pracy. Wzięłam proste jeansy i t-shirt z nadrukiem AC/DC, po czym poszłam do łazienki się ogarnąć. Wyszłam już gotowa, ale mimowolnie się zarumieniłam pod intensywnym spojrzeniem bystrego wzroku weterana wojennego.

- Cześć - posłałam mu radosny uśmiech.

- Cześć, jak się spało?

- Świetnie, dziękuję, że przy mnie zostałeś - powiedziałam pakując do torebki najważniejsze rzeczy.

Zjadłam później z nim śniadanie, a następnie poszłam do pracy, omalże zapominając o męczącym mnie od pewnego czasu koszmarze.

_______________________

Tak, wiem, nic się nie dzieje, a Suzanne zdradza Lokiego. Niedługo jednak nabierze wszystko tępa, obiecuję <3

Za wszystkie błędy przepraszam, ale nie miałam czasu tego sprawdzić!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro