[14]
'Ogólnie to się niezmiernie cieszę, że pamiętasz nasze pierwsze spotkanie oraz pierwszy przylot do Asgardu, ale skup się na zadaniu'
Powiedział jego przyjemny głos w mojej głowie. Uśmiechnęłam się pod nosem, co niestety zauważył czarnoskóry strażnik, w którego towarzystwie szłam po tęczowym moście. Nie powiedział jednak nic.
Złote miasto, przez które przeszliśmy, nie było już tak wesołe, jak gdy widziałam je po raz pierwszy. Ludzie przemieszczali się szybko ku wyznaczonym celom, nie śmiejąc się, nie rozmawiając.
Zaniepokojona tym stanem rzeczy dotarłam do bram pałacu, gdzie niestety Heimdall musiał mnie opuścić.
Weszłam do środka czując na sobie podejrzliwy wzrok strażników.
'Udaj się teraz do sali tronowej'
Jak kazał, tak zrobiłam. Dwóch mężczyzn pilnujących drzwi otworzyło mi ciężkie wrota, za którymi kryła się wiecznie złota sala, tym razem skąpana w niepokojącym mroku.
- Witaj Odynie - powiedziałam kłaniając sie nisko. Nie chciałam mu podpaść, bo z naszego planu wyszły by nici.
- Suzanne... Dawno Cię nie widziałem moje dziecko. Przez długi czas żyłem w przeświadczeniu, że byłaś martwa. Słyszałem również, że po ostatnich wydarzeniach straciłaś pamięć. Mimo wszystko jednak jesteś tu. Jaki jest cel Twojego przybycia? - zapytał brodacz.
- Przybyłam tu... W sumie przypomnieć sobie stare miejsce i wspaniałych ludzi. Tęskniłam za tym. Wybacz mi moją śmiałość, ale czy mogłabym pozostać tu na kilka dni? - zapytałam lekko strwożonym głosem. Zapadła chwilą ciszy, którą przerwał szorstki głos mężczyzny.
- Możesz zająć komnatę mojego s... Lokiego. Myślę, że nie masz nic przeciwko.
- Myślę, że nie ma problemu. Dziękuję i do zobaczenia na kolacji - ukłoniłam się pospiesznie i wyszłam z sali.
'Imponująco sprawnie Ci to poszło. Dodatkowo, załatwiłaś sobie nocleg u mnie w łóżku, więc aż tak bardzo tęsknić nie będziesz.'
Usłyszałam jego przyjemny śmiech, przez co pokręciłam z lekkim uśmiechem głową. Kilka służek, które akurat mnie mijały, spojrzały na mnie nieprzychylnym wzrokiem, z iskierką nieufności. Odetchnęłam cicho.
Pchnęłam hebanowe, pozłacane drzwi komnaty Psotnika i wślizgnęłam się do środka. Już na pierwszy rzut oka można było poznać, że to właśnie Loki tu mieszkał. W całym pomieszczeniu unosił się zapach zielonookiego, a jakikolwiek widok uniemożliwiały ciężkie zasłony, odcinające dostęp do światła w pokoju.
Czym prędzej przesunęłam na boki ciemnozielony materiał, w celu wpuszczenia zbawczych promieni słonecznych.
Jego pokój wyglądał dokładnie tak jak zapamiętałam. Kolory dobrane z perfekcyjną starannością wspanile ze sobą współgrały i nie przeszkadzała nawet podejrzany mrok tego pomieszczenia.
Z ciekawości zajrzałam do zdobionej szafy, gdzie oprócz zakurzonych ubrań Laufeysona, znalazłam jedną z przygotowanych dla mnie sukien. Wzięłam ubranie i chcąc wyglądać stosownie do miejsca w którym się znalazłam, przywdziałam Asgardzie ubranie.
'Pieknie wyglądasz moja droga, jednak wolę Cię bez zbędnej ilości nałożonego materiału'
Usłyszałam, przez co zrobiłam się czerwona. Kompletnie zapomniałam, że on widzi moimi oczami, co oznacza, że widzi jak się przebieram...
Nie skomentowałam tego, ale mój rumieniec mu wystarczył, aby wybuchnął śmiechem. Przewróciłam tylko oczami i opuściłam komnatę. Skierowałam się w stronę jadalni, gdzie za chwilę miał odbyć się posiłek. Zasiadłam do suto zastawionego stołu. Dopiero chwilę później przyszedł Odyn.
- Pamiętasz może wydarzenia z tamtej bitwy? - zapytał przerywając ciszę. Spojrzałam na niego znad jedzenia.
- Lepiej niż bym chciała...
_______________________
O mój Boże, przepraszam, że tak długo musieliście czekać, ale mam sporo nauki i brak czasu nawet dla samej siebie. Przepraszam bardzo :<
Wiecie, że dzisiaj mija mój rok od mojego pierwszego logowania na Wattpadzie? ^^
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro