[13]
- Poczekaj chwilę, bo nie wiem, czy dobrze zrozumiałam... - powiedziałam nerwowo trzymając się za górne partie nosa - Mam się przebifrostować do Asgardu i sama znaleźć tą księgę? - zapytałam zszokowana. Nie było opcji, żebym to zrobiła. Ja, tak samo jak Loki uchodziłam za martwą. Może i Thor już przekazał wszechojcowi, że żyję, ale ja i tak nie byłam przekonana do tego pomysłu. Rozumiem, że Lokiego nie darzył jakąś szczególną sympatią i Bóg nie chciał stawać oko w oko z wszechojcem, ale cholera. Ja też się go bałam.
- Co masz się? Brzebifrostować? - niemalże parsknął śmiechem.
- W takim razie, jak w jednym słowie ujmiesz przenieść się Bifrostem? - zapytałam zirytowana.
- Określamy to bardzo trudnym mianem: Teleportacja, ale to Twoje też brzmi nieźle - zaśmiał się pod nosem. Trzepnęłam go w ramię, na co on zaczął się śmiać jeszcze bardziej.
- Loki, może wrócimy do pierwotnego tematu? - zapytałam przesłodzonym głosikiem. Psotnik jednak nic sobie nie zrobił z ostrzegawczego brzmienia tego pytania, wciąż rechotając pod nosem.
- Oh darling, wyglądasz naprawdę uroczo gdy się denerwujesz - powiedział z zawadiackim uśmieszkiem, co zirytowało mnie jeszcze bardziej. On się nie powinien nazywać bogiem kłamstw, oszustw, psot, chaosu czy ognia. On powinien być bogiem wkurzania niczemu winnych ludzi.
- A kto powiedział, że nie jestem też bogiem, jak to poetycko ujęłaś, "wkurzania niczemu winnych ludzi"? - zapytał unosząc brwi.
- Moższ łaskawie przestać? Chce się skupić na tym, co mam zrobić aby dowiedzieć się o co chodzi z tym białym światłem, ale nie mogę, bo jaśnie pan mnie łapie za słówka - westchnęłam poddenerwowanym tonem.
- Dobrze, już Ci nie przerywam - zachichotał cicho, co spotkało się z moim pełnym irytacji przewróceniem oczami. Kocham go, ale mam go często najzwyczajniej w świecie dość.
- Skończyliśmy... Na szukaniu księgi. Jak mam rozpoznać, że to będzie akurat ta konkretna książka? - zapytałam i utkwiłam w nim wyczekujące spojrzenie.
- Będę tam z Tobą za pomocą zaklęcia. Po prostu będę patrzył Twoimi oczami i mówił co masz robić - po czym musnął moje czoło, a delikatna mgiełka jakby weszła w moją głowę - Okej, więc plan wygląda tak...
~•~
Kilka godzin później wjeżdżałam nowoczesną windą na wyższe piętra wieżowca Starka.
W głowie w kółko powtarzałam sobie chronologiczny plan działania. Nie dało się ukryć mojego zdenerwowania. W końcu, miałam stanąć oko w oko z oszalałym Odynem.
Metalowe drzwi się przede mną rozsunęły, ukazując oszklony salon. Przy oknie stał Thor, z Mjølnirem w ręku i przyglądał się ulicom Nowego Jorku z góry. Nie zauważył mojego przybycia, więc stojąc od niego kilka metrów, chrząknęłam cicho. Blondyn odwrócił się do mnie natychmiast, a kiedy dotarło do niego kto mu zakłócił spokój, uśmiechnął się przyjaźnie.
- Gotowa na podróż?
- Na podróż tak. Jest gorzej jeśli chodzi o moją gotowość na rozmowę z Wszechojcem - zaśmiałam się nerwowo. On nie wiedział o naszym planie.
- Napewno się ucieszy na Twój widok - powiedział pocieszająco lecz nie szczerze. Bóg piorunów był tragicznym kłamcą. Poza tym, dobrze wiedział co się stało z jednookim po śmierci jego małżonki - Nie ma na co czekać. Ruszajmy - zakomenderował, a ja bez słowa sprzeciwu udałam się z nim na dach, gdzie wezwany Heimdall otworzył nam Bifrost.
Stanęliśmy w złotej kopule, a w momencie, gdy przywitał nas strażnik, ja poczułam silne déjà vu...
________________________
Wena mnie spowrotem polubiła, bo czuję chęci do pisania ^^. Poza tym, mogę trochę popisać, bo w poniedziałek jest dzień nauczyciela, więc nie idziemy do szkoły :D
Nie wiem kiedy następny rozdział, to zależy od wielu czynników, a szczególnie od mojej ilości wolnego czasu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro