[1]
Wszystkie dni mijały mi tak samo. Pobudka wczesnym rankiem z powodu koszmarów, siedzenie w kuchni i popijanie ciepłego mleka, które miało niby sprawić, że zachcało by mi się spowrotem spać. Potem przychodzili współlokatorzy, którzy nie rzadko zarażali mnie dobrym humorem, ale dobra atmosferę zawsze psuło pytanie:
"Znowu nie mogłaś spać? Koszmary?"
Dobrze wiedzieli, że odpowiem im zawsze tak samo.
Mieszkałam już z tymi ludźmi dobry miesiąc, ale jeszcze nie miałam okazji poznać Boga piorunów. Udało mi się trochę dowiedzieć na jego temat i mimo, iż słyszałam o czymś takim po raz pierwszy, czułam, że ten boski świat był mi bliższy niż się wydawało.
Drużyna bardzo chciała, abym poczuła się swobodnie i aby mi to ułatwić, próbowali wdrożyć mnie w swój układ dnia. Jakie było moje zaskoczenie, kiedy pewnego dnia udało im się mnie zaciągnąć na trening i okazało się, że nie wiadomo skąd umiem świetnie walczyć. Dopiero wtedy się dowiedziałam, że w "poprzednim życiu" byłam tajną agentką S.H.I.E.L.Du i jedynie Czarna Wdowa oraz moja siostra mogły mnie pokonać.
Zaczęłam się dogadywać ze Stevem, bo tylko on w pełni rozumiał co przeżywałam. On po rozmrożeniu czuł się podobnie. Również nikogo nie znał i nie potrafił sobie znaleźć miejsca w tym świecie. Dużo rozmawialiśmy, ale nie brakowało też momentów, w których poprostu przebywaliśmy w swojej obecności. Nie raz było tak, że blondyn coś opowiadał, a ja w tym czasie się mu przyglądałam. Przyciągał mnie jego wygląd i sposób bycia. Był szarmancki, miły, kulturalny, inteligentny. Jego niebieskie oczy oczarowały mnie od samego początku, a uśmiech zawsze roztapiał moje serce. Z tyłu głowy jednak jakiś uporczywy głosik szeptał, że to nie blond włosy kochałam i nie niebieskie oczy były moimi ukochanymi. Najczęściej go słyszałam, kiedy trwałam ze Stevem w uścisku, gdy znowu dopadała mnie bezsilność. Starałam się go wtedy ignorować, jednak zawsze zasiewał w moim sercu ziarnko niepewności.
Mimo namów siostry i, jak się później dowiedziałam, byłego szefa, postanowiłam nie wracać do pracy w agencji. Nie uważałam siebie za kogoś ważnego i nie chciałam być nikim specjalnie wyjątkowym, więc zatrudniłam się w pobliskim przedszkolu jako opiekunka dzieci. Od następnego dnia, miałam rozpocząć karierę jako przedszkolanka, więc cały dzień chodziłam poddenerwowana.
W czasie niedzielnego obiadu nikt się nie odzywał. Miałam wrażenie, że wszystkim udzieliła nerwowa atmosfera. Chcąc się choć trochę odprężyć zapażyłam sobie meliskę i wziąwszy koc udałam się po posiłku na dach. Usiadłam na ławce, którą kupił dla mnie Tony i owinęłam się w miękki materiał.
Przymknęłam oczy i napawałam się oddalonymi dźwiękami miasta.
- Chcesz porozmawiać? - usłyszałam męski głos, po czym poczułam jak deski lekko uginają się pod jego ciężarem.
- Stresuję się, Steve - westchnęłam i popatrzyłam na niego spokojnie.
- To normalne. Zaczynasz nowy rozdział swojego życia - uśmiechnął się, co odwzajemniłam i oparłam głowę na jego ramieniu. Rogers był naprawdę świetnym przyjacielem. Wiedział kiedy się odezwać, a kiedy jest mi potrzebna po prostu jego obecność - Na moje oko, będziesz świetną przedszkolanką - mruknął cicho i objął mnie ramieniem.
- Dziękuję - szepnęłam po chwili ciszy .
- Za co? - zapytał rozbawiony.
- Za to, że jesteś, że chcesz mi pomóc, mimo, iż ja nie robię dla Ciebie nic - westchnęłam i zetknęłam na niego od dołu.
- Tak robią przyjaciele, prawda? - szepnął i ku mojemu zdziwieniu złożył na moim czole lekki pocałunek. Nie odpowiedziałam i wtuliłam się w niego lekko. Steve był dla mnie kimś więcej niż przyjacielem.
Nie pamiętałam nic, więc dlaczego czułam, że to co robię jest niewłaściwe?
__________________________
Łii! Dalsza część! Kto się cieszy? Nie bójcie mnie za Rogersa, to się wyjaśni, obiecuję!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro