5.
Delikatnie wychyliłam się zza framugi i zajarzałam do kuchni. Jeżeli Natalie jest w takim stanie, w jakim opisywał ją James to wolę być ostrożna.
Moim oczom ukazała się średniej wielkości kuchnia z białymi meblami i sprzętami kuchennym, które były porozwalane po całej kuchni. W całym pomieszczeniu unosił się piękny zapach pieczonego mięsa.
Blondynka stała do mnie tyłem i mieszała coś na patelni. Dbając o swoje własne bezpieczeństwo, wkroczyłam na teren kuchni.
- Cześć. - Przywitałam się wesoło z przyjaciółką i zajrzałam przez jej ramię. - Co tam gotujesz?
Natalie podskoczyła w miejscu i wypuściła z ręki drewnianą łyżkę.
- Matko boska - westchnęła i odwróciła się przodem do mnie. - Nie strasz mnie.
Zaśmiałam się, kiedy do moich uszu dotarł oburzony głos mojej przyjaciółki.
- Wybacz. Co gotujesz? Ślicznie pachnie. - Zaciągnęłam się zapachem warzyw, które Nat smażyła na patelni.
- Nie dotykaj. - Pacnęła mnie po rękach, kiedy chciałam wygrzebać małego, zielonego brokuła. - Zaraz będzie gotowe. - Zaśmiała się i wróciła do przygotowywania kolacji. Oparłam się plecami o blat i spojrzałam na swoją przyjaciółkę, która w skupieniu dodawała kolejne składniki do sosu. Że ta kobieta ma do tego cierpliwość. Ja już dawni spaliłabym kurczaka na suchy wiór, a sos zrobiłabym za słony.
- Jak w pracy? - Zapytała Natalie tym samym wyrywając mnie z zamyśleń.
Wzruszyłam ramionami i posłałam jej lekki uśmiech.
- Wiesz, że kwiaciarnia to mój drugi dom. Idzie całkiem nieźle, ale natłok klientów w niektóre dni potrafi być przytłaczający. - Wyznałam szczerze. Nat pokiwała głową ze zrozumieniem i zeszła na kolejny niewygodny temat.
- Za dwa tygodnie jest bal organizowany przez szefa Jamesa. - Na chwilę przestała mieszać i stanęła przede mną. - Będziesz? - W jej oczach widać było mały błysk nadziei.
Zmarszczyłam brwi i pokręciłam głową. Nie pójdę, bo po pierwsze nie chcę, a po drugie nie mam z kim, a na takich uroczystościach nie lubię pokazywać się sama. Od zawsze lubiłam mieć kogoś do kogo mogę się przytulia lub podtrzymać za rękę. Sama się sobie dziwię, że pomimo moich życiowych przyzwyczajeń, zgłosiłam się do amii.
- Dlac... - Natalie chciała już coś dodać, ale na szczęście przerwał jej mój cichy wybawiciel, dzwonek. - Wrócimy do tej rozmowy. - Nat pogroziła mi pacem z poważnym wyraz twarzy, po czym uśmiechnęła się szeroko. - Chodź. Musisz poznać swojego przyszłego chłopaka i ojca swoich dzieci. - Zacmokała i złapała mnie za rękę.
No cóż... Kobieta zemienną jest.
Zaśmiałam się na komentarz mojej przyjaciółki dotyczący ojca moich dzieci i ruszyłam za nią. W sumie to nie miałam wyboru. Inaczej zaciągnęłaby mnie tam siłą. Zanim jednak dotarłyśmy do salonu, w którym prawdopodobnie znajdował się już James i jego przyjaciel, zatrzymała się i stnęła przede mną.
- Wyprostuj się, głowa do góry i uśmiech na twarzy. - Wydawała rozkazy jak przystało na narzeczoną Jamesa. Chyba uczy się od niego. A może on od niej? Odgoniłam bezsensowne myśli na bok i wykonałam każde jej polecenie. Miałam mały problem z uśmiechem, bo widząc minę blondynki, nie wyszedł mi zbyt przekonująco. - To wszystko na co cie stać? - Zapytała z rezygnacją i pokręciła z niedowierzaniem głową. Zrobiłam oburzona minę.
- Oh, daj mi już spokój i miejmy to za sobą. - Mruknęłam i pewnym krokiem ruszyłam w kierunku salonu. Wzięłam głęboki wdech i przygotowałam się psychicznie na spotkanie z nieznajomym. A jeżeli to będzie jakiś łysy dziadek? A jeżeli będzie on...
I właśnie w tym momencie przekroczyła próg salonu i, daję słowo, że moja szczęka polerowała drewniane panele podłogowe.
Przede mną stał Anthony Edward Stark. Do dziś pamiętam jego drugie imię, które wyczytałam w jakiś dokumentach, bo kojarzyło mi się z takim jednym popularnym wampirem. Pan Stark miał na sobie idealnie dopasowany grafitowy garnitur i czarny krawat. Widząc jego elegancki strój, zrobiło mi się odrobinie głypio. Ja sama byłam ubrana w różową koszule i ciemne spodnie.
I nagła, ale opóźniona fala oświecenia zalała moje ciało. Teraz to już na sto procent wyda się, że to przeze mnie Stark trafił w ręce porywaczy. Chciałam to odwlec jednak teraz, kiedy stoi obok Jamesa, wiem że to nieuniknione.
Wzięłam głęboki wdech i podeszłam do Jamesa i Tony'ego.
- Tony, poznajesz Gigi? - Rhodes zwrócił się do Starka, który przypatrywał mi się z małym uśmiechem.
- Oczywiście. - Pokiwał głową, a mi zrobiło się trochę głupio. Powoli docierało do mnie, że Tony od naszego pierwszego spotkania w kwiaciarni mnie poznawał. - Pracuje w jednej z najlepszych kwiaciarni w mieście. - Dodał po chwili, a ja zmarszczyłam brwi. Czemu nie wspomni, że to przeze mnie skończył w niewoli? Dlaczego nie oskarżył mnie o to co teraz znajduje się w jego klatce piersiowej i utrzymuje go przy życiu?
- To też, ale... - James był wyraźnie zdziwiony, że Tony nie wspomniał o Afganistanie.
- Masz rację, James. - wtrącił się Tony i zrobił krok w moją stronę. - Jej kwiaciarnia to najlepsza kwiaciarnia w mieście. - Posłał mi uśmiech i wyciągnął rękę w moim kierunku. - Zacznijmy wszystko od nowa. Tony Stark.
Zacznijmy wszystko od nowa?
W momencie, kiedy usłyszałam te słowa, poczułam jak z serca spada mi wielki kamień. Przekaz tych słów był dla mnie całkowicie jasny i jednocześnie zagadkowy. Postanowiła jednak zaufać swojej intuicji.
- Gigi Williams. - Odwzajemniłam uśmiech i uścisnęłam dłoń mężczyzny. Kiedy jego skóra spotkała się z moją, poczułam przyjemne drzeszcze, jednak zostawiłam te przemyślenia na później. - Miło mi pana poznać. - Uśmiechnęłam się niepewnie, kiedy wypowiadałam te słowa.
- Tony. - Poprawił mnie ze śmiechem. - Ciebie też nareszcie poznać oficjalnie. Dużo o tobie słyszałem.
Miałam zamiar coś powiedzieć, ale przerwało mi chrząknięcie Natalie.
- Nic chciałabym wam przerywać, ale kolacja jest już gotowa. - Uśmiechnęła się szeroko, a mi posłała znaczące spojrzenie. Pokręciłam tylko głową i ruszyłam za przyjaciółką do jadalni. - Mówiłam, że przystojny? - Wytknęła mi cicho, kiedy siadałam obok niej przy stole.
Wywróciłam oczami. Jedno muszę przyznać.
Jestem miło zaskoczona zachowaniem Tony'ego. Myślałam, że będzie drążyć temat związany z Afganistanem, oskarżać mnie i wypominać moje błędy, a tymczasem zaczynamy naszą znajomość od nowa.
Wiem jednak, że ta rozmowa jeszcze kiedyś nadejdzie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro