Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

23.

- Mówiłam Ci? Mówiłam! - Powiedziałam podekscytowana, kiedy wyszliśmy z budynku. Selvig wyraźnie powiedział, że jestem już zdrowa. No może nie do końca, bo wychodząc z gabinetu wpadłam we framugę i nabiłam sobie niezłego siniaka, ale to nie jest teraz ważne. Liczy się to, że upewniłam się co do stanu mojego zdrowia i teraz mogę nareszcie wrócić do dawnego życia.

- Mówiłaś, mówiłaś, ale przynajmniej ja jestem pewny. - Uśmiechnął się szeroko w moim kierunku i otworzył drzwi od swojego audi. Dygnęłam przed ciemnowłosym teatralnie i rozsiadłam się na wygodnym samochodowym fotelu. Zanim Stark zdążył wsiąść do samochodu, w aucie leciał już jeden z najlepszych kawałków Jamesa Arthura. Jak to dobrze, że stacje w radiu puszczają dobre utwory.

Bacznie obserwowałam jak Tony próbuje odpalić samochód, kiedy wraz z Jamesem wymieszał się irytujący dźwięk dzwonka.

- Przepraszam - mruknął Tony i ponownie wysiadł z samochodu. Pokiwałam tylko głową z lekkim uśmiechem i spojrzałam na deskę rozdzielczą.

Troszkę się denerwuje dzisiejszą kolacją. Chyba mogę to nazwać randką, prawda?

A jak znowu powiem coś co zepsuje całą atmosferę? Jeżeli znowu będę wielką fajtłapą i wpadnę na kogoś? To na pewno nie będzie nic otymistycznego.

- Już jestem. Przepraszam, ale ważny telefon. - Pomachał komórką i odłożył ją na deskę rozdzielczą. - Odwiozę cię do domu i będę musiał jechać na spotkanie. Przyjadę po ciebie o dziewiętnastej. Pasuje?

Na widok szerokiego uśmiechu na twarzy mężczyzny, sama się uśmiechnęłam.

- Jasne. - Przytaknęłam i oparłam głowę o zagłówek. Nie powiem... Cieszą się z dzisiejszego spotkania.

                                ***

- Nie możesz iść w dresie! - Krzyknęła oburzona Nat. Stała w wejściu do mojej sypialni i, za nic w świecie, nie chciała mnie z niej wypuścić. Zmrużyłam wściekle oczy i położyłam dłonie na biodrach.

- A kto powiedział, że mam zamiar iść w dresie? - Zapytałam i naprawdę robiłam się coraz bardziej zła.

- A co trzymasz w ręce?

Blondynka podniosła brwi, a w jej oczach pojawił się błysk zwycięstwa.
Spojrzałam na swoje ręce i ubrania, które miałam zamiar założyć. Czarne rurki i kremowa koszula raczej nie były złym wyborem.  Przynajmniej mi się podobało, a to chyba najważniejsze.

- Ubrania? Odsuń się, bo poszczuje cię Grahamem. - Wskazałam na kota, który aktualnie leżał na parapecie i wygrzewał się w przyjemnych promieniach słońca, które postanowiły sie dziś pojawić. Była dopiero siedemnsta, ale miałam zamiar pojechać jeszcze do Jamesa. Dawno z nim nie rozmawiałam, a koniecznie muszę mu podziękować.

- O nie! - Natalie przyłożyła dłoń do buzi i powstrzymała się od niemego okrzyku przerażenia. - Już czuję jak zatapia swoje kły w mojej skórze. - Na chwile zamilkła. Już myślałam, że wygram te wojnę, ale wtedy Nat ponownie się odezwała. - To jest przerażający obraz. - Pokiwała głową, jakby sama potwierdzała swoje słowa. Zaśmiałam się cicho i zrobiłam krok w jej stronę, jednak po chwili poczułam jak Natalie popycha mnie delikatnie na łóżko. Podczas kiedy ja próbowałam podnieść się z miękkiego materaca, usłyszałam dźwięk przekręcanego kluczyka i już wiedziałam.

Ta cholera, nazywana potocznie Natalie, zamknęła mnie w sypialni.

- Czy tobie do reszty odbiło? - Zapytałam zła. Przynajmniej próbowałam na taką wyglądać, ale ten moment był naprawdę zabawny.

- Nie. - Usłyszałam odpowiedź, która została troszeczke zagłuszona przez drewnianą powierzchnię, która oddzielała mnie od zabicia tej szkarady, którą nazywam swoją przyjaciółką. - Wyjdziesz dopiero wtedy, kiedy wybierzesz jakieś sensowne ubrania.

Prawdopodobnie zabiła bym ją tylko po to, aby potem ją wskrzesić. Nie wyobrażam sobie bez niej życia.

- To sobie poczekasz. - Mruknęłam sama do siebie i opadłam ponownie na łóżko. Chyba spotkanie z Jamesem będzie musiało poczekać.

                                ***

- Ty cholero jedna.

Usłyszałam krzyki, a po chwili poczułam jak ktoś mną potrząsa.

- Wstawaj w tej chwili! Jak mogłaś zansnąć?! Zostawiam cię zamkniętą w pokoju na pół godziny, a ja żyję w przekonaniu, że jesteś już ubrana w suknię ślubną, a ty sobie chrapiesz i przytulasz do poduszki!

Zakryłam się poduszką. Moje uszy naprawdę cierpiały, kiedy Nat zaczęła krzyczeć.

- Błagam - zaskomlałam cicho. - Mów trochę ciszej. - Poprosiłam i rzuciłam w blondynkę poduszką. W pokoju momentalnie zapanowała cisza. Dzięki Bogu, że ta poduszka była dziurawa. Przynajmniej Natalie zajęła się wyciąganiem pierza z buzi, a nie ochrzanianiem mnie.

- Okey. Sama tego chciałaś. - Powiedziała w końcu i odrzuciła poduszkę, a raczej jej resztki, w kąt.
Szybkim krokiem podeszła do mojej szafy i zaczęła przeszukiwać jej zawartość. Mruczała pod nosem jakieś przekleństwa i klątwy na moją osobę.

Taką ma naturę i tego nie można zmienić. Nawet bym nie chciała.

- Proszę bardzo. - Odwróciła się do mnie z szerokim uśmiechem. W ręce trzymała plisowaną, bladoróżową spódniczkę i czarną bluzkę z długim rękawem. - Nie potrwało to dłużej niż pięć minut. - Powiedziała z zadowoleniem i podeszła do łóżka. - Teraz grzecznie się ubierzesz i poczekasz na swojego księcia na białym koniu.

- Chyba w białym audi - mruknęłam i, bez słowa sprzeciwu, odebrałam ciuchy od przyjaciółki.

Ostatni raz dzwonię do niej i chwale się randką. Nigdy więcej.
 
                              ***

- Nreszcie wyglądasz jak człowiek! - Wykrzyknęła szczęśliwa Nat i podeszła do mnie skocznym krokiem.

W końcu... Szczerość to podstawa w przyjaźni, prawda?

- Dzięki. Na ciebie zawsze można liczyć. - Mruknęłam z przekąsem i posłałam jej sarkastyczny uśmiech.

- Zawsze do usług. - Wyszczerzyła się w moją stronę i spojrzała na zegarek. - Już myślalam, że utopiłaś się pod prysznicem... Tak długo nie wychodziłaś z tej łazienki.

Wywróciłam oczami na podejrzenia przyjaciółki.

- No co ty? Byłam w Ministerstwie Magii. - Prychnęłam i opadłam na kanapę.

- Co ty robisz? - Piskliwy głosik Nat dobiegł do moich uszu. - Wstwaj! Pognieciesz spódniczkę!

Momentalnie podskoczyłam w miejscu, ale nie z powodu uwagi Natalie, ale dzwonka do drzwi. Spojrzałam na zegarek.

Boże... Osiemnasta czterdzieści!

Co ja robiłam tyle w łazience?

- No idź otwórz! - Natalie popchnęła mnie w kierunku drzwi. - Ja będę sie zachowywać tak jakby mnie tu nie było. - Powiedziała z ręką na sercu.

Zaśmiałam się cicho i podeszłam do drzwi. Przed naciśnięciem klamki, nerwowo wygładziłam materiał spódniczki. Wzięłam głęboki wdech i otworzyłam drzwi.

Na korytarzu stał Tony. Ubrany był elegancko i wyglądał naprawdę dobrze. Uśmiechnęłam się do niego.

- Cześć - Tony odwzajemnił gest. - Gotowa?

Już miałam odpowiedzieć, ale ktoś mnie wyprzedził.

- Cześć Tony.

Głos Natalie rozniósł się po przedpokoju, a ona sama wychyliła się z salonu i pomachała Stark'owi. Tony odmachał i zaśmiał się.

- Chodźmy już. - Stwerdziłam i wyszłam na korytarz, uprzednio biorąc torbę w wieszka. Posłałam Natalie całusa i wyszłam z mieszkania.

              

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro