Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

10.

W myślach liczyłam sygnały, które niemiłosiernie się ciągnęły. Między jednym a drugim dźwiękiem była tylko króciutka przerwa, a wydawałoby się, że trwa ona wieczność.

Dlaczego James nie może nigdy szybko odebrać telefonu?  Przez cały dzień trzyma go w kieszeni, a jak przychodzi co do czego to nigdy nie odbiera.

- Nareszcie odebrałeś - westchnęłam cicho i oparłam się łokciami o ladę. Przez chwilę słuchałam monologu Jamesa, który dotyczył mojego samopoczucia. Od momentu, w którym Natalie powiedziała wszystko swojemu narzeczonemu, James bawi się w nadopiekuńczego braciszka. - Wszystko dobrze. - Przerwałam mu w połowie zdnia, w którym obiecał, że przyjedzie po mnie zaraz po pracy. Nie mam pojęcia skąd u niego wzięło się nagłe zainteresowanie. Zawsze mogłam na niego liczyć, ale nigdy nie przyjeżdżał po mnie do pracy. Nie mam pięciu lat, żeby nie umieć sobie poradzić po zmroku. - Zostań w domu i zaopiekuj się Natalie. Wiesz... Teraz potrzebuje dużo wsparcia. - Westchnęłam i przymknęłam lekko oczy. Została tylko chwila do zamknięcia kwiaciarni. O tej porze nie było dużo klientów, dlatego mogłam pozwolić sobie na wykonanie krótkiego telefonu. - Mogę mieć do ciebie prośbę? - Zapytałam. Nie musiałam długo czekać na krótką zgodę, która wypłynęła z ust mojego przyjaciela. W momencie, kiedy miałam zadać pytanie, przerwał mi Ed, który akurat w tym momencie postanowił się pożegnać. Pomimo tego, że nie musiał to i tak został ze mną do końca mojej zmiany. Posłałam mu uśmiech i delikatnie pomachałam. Kiedy usłyszałam dźwięk zamykanych drzwi, powróciłam do rozmowy z Jamesem. - Przepraszam. Ed wychodził i musiałam się pożegnać. Mógłbyś mi podać adres Tony'ego? - Wyrzuciłam z siebie i opuściłam powieki czekając na odpowiedź.

Od czasu, kiedy Natalie zamknęła drzwi przed nosem Starka, minęły cztery dni. Przez ten czas nie widziałam już Tony'ego ani nie utrzymywałam z nim żadnego kontaktu.

Dopiero teraz postanowiłam odezwać się do Starka i wszystko wytłumaczyć. Chciałam mieć to już wszystko za sobą i nie odczuwać wyrzutów sumienia chociaż doskonale wiem, że zwykłe przepraszam nie wystarczy.

- Przepraszam - mruknęłam do telefonu, kiedy z zamyśleń wyrwał mnie głos Jamesa. - Zamyśliłam się. Boże... Dziękuje ci - wykrzyknęłam szczęśliwa, zupełnie zapominając o tym, że nadal jestem w kwiaciarni. - Jasne. - Wywróciłam oczami, kiedy dostałam rozkaz dzwonienia za każdym razem kiedy będzie coś nie tak. - Do zobaczenia.

Szczęśliwa nacisnęłam czerwoną słuchawkę i zerknęłam na zegar. Jeszcze dziesięć minut i dwadzieścia cztery sekundy.

Miałam ochotę walić głową o blat z frustracji.

Najgorsze jest to, że nie wiem co ja mu powiem.

                                ***

Przeskakiwałam z nogi na nogę, kiedy zimne powietrze przedostało się przez cienką kurtkę, którą miałam na sobie. Akurat dziś musiałam rozlać na swój ulubiony, cieplutki płaszcz trochę soku jabłkowego.

Nie dość, że autobus się spóźnia, to na dworze robi się coraz zimniej.

Wieża Starka znajduje się na drugim końcu miasta. Mam kiepski dojazd, ale chcę mieć to już za sobą.

Odetchnęłam z ulgą, kiedy na horyzoncie zobaczyłam nadjeżdżający autobus. Moje poczucie ulgi trwało tylko przez chwilę, bo już po niecałej minucie zobaczyłam jak pełen jest bus. Ludzie prawie całowali się z szybą, a niektórzy zaczęli zdecydowanie przypominać naleśniki.  
Patrzyłam przerażonym wzrokiem na zapełniony autobus, a kiedy drzwi się otworzyły, pokręciłam głową z niedowierzaniem. Nie wsiąde do tego zatłoczonego pojazdu. Już wolę przejść pieszo całe miasto.

Co jak co, ale Nowy Jork wieczorem wygląda przepięknie. Wyciągnęłam z torby słuchawki i podłączyłam je do swojego Samsunga. Z błogim uśmiechem puściłam swoją playliste z piosenką Alana Walkera na pierwszej pozycji.

                               ***

Z zmęczeniem wymalowanym na twarzy, dostrzgłam wysoki drapacz chmur z wielkim, neonowym napisem STARK. Na sto procent trafiłam pod odpowiedni adres.

Trzeba przyznać, że Tony ani trochę nie ukrywa się ze swoim adresem zamieszkania. W końcu każdy może bez problemu dowiedzieć się gdzie mieszka multimilioner, którego większości świata zna jako Iron Mana. Minęłam właśnie wąska i ciemną uliczkę, kiedy usłyszałam jakieś dźwięki. Przystanęłam na chwilę i  wytężyłam wzrok. Chciałam przebić się spojrzeniem przez ogarniającą mnie ciemność.

Po chwili dźwięki ustały, jednak ja dalej stałam w jednym miejscu i wpatrywałam się w gęstą ciemność, która zaczęła mnie lekko przytłaczać. Kiedy miałam odejść w kierunku mojego celu, do moich uszu ponownie dotarł ten sam dźwięk. Westchnęłam i wyjęłam telefon z kieszeni. Powolnymi ruchami włączyłam latarkę i weszłam w wąską uliczkę.

Stawiałam małe kroki. Jakoś nie śpieszyło mi się, żeby zobaczyć co wydaje takie dźwięki. Normalnie nie weszłabym tutaj po ciemku, ale ciekawość wzięła górę i mój wewnętrzny głoski podpowiadał mi, że muszę zobaczyć co tu się dzieje.

W słabym świetle latarni nie widziałam za dużo, jednak już z pewnej odległości mogłam dostrzec jakąś sylwetkę.

- Przepraszam - zawołałam i zrobiłam jeszcze jeden krok do przodu. - Wszystko dobrze? - Zapytałam na tyle głośno, żeby tajemniczy osobnik mógł to usłyszeć. Z odległości, w której się znajdowałam, mogłam bez problemu dostrzec, jak nieznajomy odwaraca się w moją stronę. Nie zdążyłam policzyć do dwóch, kiedy postać odwróciła się do mnie tyłem i uciekła w głąb uliczki.

- Hej! - Krzyknęłam za uciekającą postacią, ale nie posłuchała mnie. Co za niespodzianka. - Co tu się dzieje? - Zapytałam sama siebie i ponownie ruszyłam przed siebie, żeby dowiedzieć się nad czym znęcała się zamaskowana postać.

Miałam już w zrobić krok do przodu, kiedy poczułam czyjś dotyk na swoim ramieniu.

Natychmiast zesztywniałam i wzięłam głęboki wdech. Ręka, w której trzymałam telefon z włączona latarka, rzucał słaby snop światła na jedną ze ścian budynku.

Uścisk na moim ramieniu wzmocnił się, i to był ostatni moment, żeby uwolnić się spod ręki mojego oprawcy.

Wypuścułam drżący oddech i szybko odwróciłam się przodem do postaci, uderzając ją jednocześnie z pięści w nos.

Kiedy tajemniczy mężczyzna zachwiał się na nogach, poświeciłam mu latarką w oczy.

- O mój Boże - krzyknęłam i zasłoniłam twarz rękoma. Chciało mi się płakać.

Czy dzisiejszy dzień może być jeszcze gorszy?

                   

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro