Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

1.

- Dzień dobry. - Przywitałam się z nowym klientem i uśmiechnęłam się. - W czym mogę pomóc? - Dopiero teraz podniosłam głowę i spojrzałam na gościa kwiaciarnii.

Ten brązowe, idealnie ułożone włosy, hipnotyzujące, brązowe oczy. Wysoki, ubrany w czarny dopasowany garnitur mężczyzna, stoi właśnie przede mną i przygląda mi się. Na twarzy ma charakterystyczny zarost, a ja już wiem skąd go znam.

Anthony Stark odwiedził moją kwiaciarnię.

Przed oczami pojawiły mi się wydarzenia z przeszłości.

- Chciałbym kupić bukiet róż. - Oznajmił jak gdyby nigdy nic i rozejrzał się po kwiaciarnii.

Nie poznaje mnie? Czego ja mogłam się spodziewać. Nigdy nie myślałam nawet, że...

- Słucham mnie pani w ogóle? - Zamrugałam kilka razy, kiedy dotarły do mnie słowa Tony'ego Starka. Na mojej twarzy od razu pojawił firmowy uśmiech. Skoro on mnie nie pamięta, to po co mam mówić prawdę?

- Oczywiście. Które róże pan wybiera? - Zapytałam i wyszłam zza lady. Stanęłam obok Pana Starka i spojrzałam na kilka odmian róż, który stały przed nami.

- Nie znam się. - Podrapał się po brodzie, zachaczając przy tym o zarost. - Zaproponuje coś pani? - Posłał mi uśmiech.

- To moja praca. - Zaśmiałam się i wsunęłam kosmyk kasztanowych włosów za ucho. - Więc co to za okazja? Kolacja biznesowa, spotkanie z przyszłymi teściami czy...

- Raczej przeprosinowy bukiet dla dziewczyny. - Mruknął pod nosem. Zmarszczyłam brwi, ale pokiwałam głową.

- Co powie pan na mieszankę kremowych róż z fioletowymi? - Zapytałam i wskazałam na dwa rodzaje kwiatów.

- Zdaje się na panią. - Zaśmiał się lekko, po czym wyciągnął z kieszeni spodni telefon. Westchnęłam cicho.

Podczas dobierania wszystkich roślin, aby bukiet wyglądał stosownie i odpowiednio, od czasu do czasu zerkałam na Starka.

Zmienił się przez te parę lat. Nabrał mięśni, zmienił fryzurę. Po tym jak go odnaleziono zrobiło się głośno. Pdobno ma reaktor łukowy w klatce piersiowej. Już nawet nie wspomnę o fakcie, że jest Iron Manem.

Nigdy nie sądziłam, że po wyjściu ze szpitala spotkam tego człowieka kiedykolwiek.

Po całej akcji w Afganistanie, zdecydowałam, że zakończę swoją karierę w armii. To była moja pierwsza akcja, ale po tym jak ledwo ją przeżyłam, postanowiłam zająć się czymś spokojniejszym.

Właśnie w ten sposób znalazłam się w jednej z kwiaciarni w Nowym Jorku. Nie narzekam. Jest to całkiem ciekawa praca w otoczeniu cudownych roślin I spokoju. Przeciwieństwo bycia w armii.

Dokładałam właśnie ostatnią zieloną, ozdobną gałązkę, kiedy odezwał się Pan Stark.

- Czy my się przypadkiem nie znamy? - Zmarszczył brwi i przejrzał mi się uważnie.

Wstrzymałam na chwilę oddech i pokręciłam głową.

- Chyba, że przychodzi pan potajemnie po kwiatki. - Zaśmiałam się nerwowo i owinęłam kwiaty w ozdobny papier.

- Przyłapałaś mnie. - Westchnął z udawaną rezygnacją i uśmiechnął się. Miał ponownie się odezwać, ale przerwał dźwięk jego komórki. - Zaraz będę w domu, Pepper. - Westchnął do komórki. - Nie, nie mogłem skończyć wcześniej, a teraz wybacz, ale muszę zapłacić. - Powiedział i rozłączył się.

- Proszę. Oto pański bukiet. - Podałam mu kwiaty. Szczerze mówiąc to byłam z siebie zadowolona. Naprawdę podobała mi się wiązanka, którą przygotowałam.

- Dziękuję bardzo. - Stark odebrał swoje zamówienie i zapłacił. Wnioskując z jego miny, Tony nie był szczęśliwy, że musi wrócić do niejakiej Pepper.

Mężczyzna podszedł do drzwi i nacisnął klamkę. Posłał mi ostatni uśmiech, po czym opuścił kwiaciarnię.

- Powodzenia Panie Stark. - Powiedziałam cicho i zrezygnowana opadłam na krzesełko, który stało przy ladzie.

Dlaczego nie powiedziałam mu prawdy? Na samo wspomnienie sytuacji w Afganistanie, moja dłoń automatycznie powędrowała na biodro, na którym istniała blizna.

Westchnęłam cicho i zaciągnęłam się zapachem unoszącym się w kwiaciarni.

To jest moje miejsce na Ziemi.

***

Odłożyłam klucze na szafkę. Cieszyłam się, że nareszcie jestem w domu. W swoim małym, ciasnym ale przytulnym mieszkaniu. Odwiesiłam jeansową kurtkę na wieszak i weszłam do salonu. Mój wzrok automatycznie powędrował na fotel, aby znaleźć swojego najlepszego przyjaciela.

- Jak ci minął dzień, Graham? - Zapytałam i podrapałam brązowego kota za uchem. Zwierzę przeciągnęło się i zamruczało zadowolone. Zaśmiałam się. Graham to gruby, brązowy kot, którego powołaniem jest kanapa i pełna miska.

Lenistwo mojego kota sprawia jednak, że jest moim ulubionym zwierzęciem.

Zaśmiałam się i weszłam na teren małej kuchni, która połączona była z salonem. Wszystko w tym mieszkaniu było małe, ale nie przeszkadzało mi to. Włączyłam wodę na herbatę i zajrzałam do lodówki.

Aż świeciła pustką. Jedyne co było w niej jadalne to jajka.

Na samą myśl o tym, że kolejny dzień mam jeść jajecznicę na obiad, wzdrygnęłam się. Zatrzasnęłam drzwiczki od lodówki i wyciągnęłam ukochany kubek z misiem. Wrzuciłam do środka torebkę czerwonej herbaty i oparłam się o blat.

Po mojej głowie nadal chodziło dzisiejsze niespodziewane spotkanie.

Tony Stark nie wyglądał na szczęśliwego człowieka. Wręcz przeciwnie. Podczas rozmowy z Pepper, wyglądał na zmęczonego życiem.

W końcu czego można się spodziewać? Mężczyzna, znany na całym świecie jako Iron Man ma mieć łatwe życie? To niemożliwe. Mogłoby się wydawać, że taki człowiek będzie miał życie jak w bajce. Największy błąd, z którego zostałam właśnie wyprowadzona.

Z zamyśleń wyrwał mnie odgłos wywołany przez czajnik. Zerkając na Grahama, który zaczął ocierać się o moje nogi, zalałam swoją herbatę. Teraz nadszedł czas na wieczór sam na sam z "Przyjaciółmi".

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro