Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

• Rozdział XX


•••



Minęło kilka dni odkąd Louis i Harry stanowili parę. Szatyn nigdy nie był aż tak szczęśliwy. Chodzili wszędzie razem. Harry dbał o niego i chodził z nim gdzie tylko Louis chciał.

Louis nie ukrywał swojego zaskoczenia, gdy jego przyjaciele bardzo dobrze przyjęli wieść o jego związku z Harrym.

A nawet ich to nie zdziwiło. Ale kiedy szatyn prawie upadł na korytarzu, Harry znalazł się nie wiadomo skąd i ocalił go co było bardzo kochane.

Speszony i zarumieniony chłopak przytulił Harry'ego i wyszli ze szkoły do parku.

– Masz ochotę na lody? – pytał loczek, cmokając szatyna w skroń.

– Jak dobrze mnie znasz – Louis zaśmiał się, ciągnąc go do autokaru z lodami.

Styles wzruszył ramionami. Przecież on ma moc, która czyta w myślach. I to właśnie jest dobrą sprawą.

– Dzień dobry – powiedział słodko Louis do pani za ladą. – Dla mnie dwie gałki waniliowych – odparł, patrząc na lody.

– Dwa razy to samo – powiedział Harry, dając banknoty.

– Chcę zapłacić za siebie, Harry – szatyn burknął, patrząc na niego z dołu.

Loczek cmoknął go w usta, chichocząc pod nosem.

– To wystarczy – dodał, patrząc na niego.

– Będę usatysfakcjonowany, jeśli zapłacę – powiedział, wyciągając pieniądze.

– A ja nie – powiedział, zabierając pieniądze i chowając je do kieszeni szatyna.

– Okej, obrażam się na ciebie. – Skrzyżował ramiona na klatce piersiowej. Gdy pani podała mu lody, ruszył w stronę ławki na której usiadł.

– Dobrze wiem, że to nie potrwa długo – zaśmiał się, odbierając swój deser i siadając obok szatyna.

Louis jadł swoje lody i spojrzał na Harry'ego, lecz próbował nadal być na niego zły. Chciał płacić sam za siebie, nie czuje się dobrze, kiedy jego chłopak wszystko mu kupuje.

– A teraz chodź, idziemy do domu. Jay kazała ci się spakować, nocujesz u mnie, bo ona jedzie do koleżanki. – Cmoknął go w policzek, wstając i wystawiając dłoń w kierunku szatyna.

– W dalszym ciągu jestem bardzo obrażony, żeby było jasno. – Louis pogroził mu palcem, po czym złapał dłoń Harry'ego i wstał przylegające do jego boku.

– Dobrze, dobrze – zaśmiał się loczek, całując go w skroń i ruszyli do szatyna mieszkania.

Kiedy szli, machając swoimi złączonymi dłońmi, telefon Louisa zadzwonił.

– Odbierzesz? – spytał loczek, patrząc na swojego chłopaka.

Szatyn wyjął z tylnej kieszeni telefon i spojrzał na wyświetlacz.

– To Horan. – Przewrócił oczami, przesuwając palcem po ekranie. – Hej, Niall – powiedział, uśmiechając się. Ostatnio kontakt pogorszył im się przez to, że Louis spędza większość czasu z Harrym.

– No nareszcie, książę – mruknął Niall, przewracając oczami.

Louis zaśmiał się i westchnął.

– Przecież odebrałem za pierwszym razem – fuknął, odwzajemniając gest Nialla.

– Tak, tylko kiedy ostatnio rozmawialiśmy, Tomlinson, a może mam do ciebie mówić Panie Styles – warknął. Miał już dosyć ich rozłąki.

– Oh, Niall – Louis zaśmiał się. – Nie zamierzam zmieniać w najbliższym czasie nazwiska. – Pokręcił głową, patrząc kątem oka na Harry'ego

Harry parsknął śmiechem obejmując bardziej szatyna i szli dalej.

– Dobra, Horan...– mówił dalej Louis do słuchawki. – Tak, tak też tak uważam. Rozumiem. Boże, nie krzycz na mnie! Ja ciebie też. Pa – westchnął głośno, wciskając czerwoną słuchawkę.

– Wszystko gra? – spytal loczek obejmując ciaśniej szatyna.

– Niall uważa, że już totalnie go nie obchodzę i zwraca się do mnie nawet twoim nazwiskiem, rozumiesz? - powiedział Louis, patrząc na Harry'ego z rozbawioną miną.

– No widzisz – zaśmiał się Styles, otwierając drzwi od mieszkania szatyna.

– Loulou.. – przywitała ich od razu mama Louisa.

Szatyn uśmiechnął się delikatnie, podchodząc do swojej matki i ja przytulając do siebie

– Jak ci minął dzień, kochanie? – Brunetka odgarnęła kosmyki włosów z jego czoła. Od pewnego czasu zrobiła się nadzwyczaj opiekuńcza.

– Bardzo fajnie. – Uśmiechnął się szeroko, patrząc na nią.

– Harry... – zwróciła się do bruneta z lekkim uśmiechem i znów spojrzała na syna. – Spakuj się, a ja wychodzę.

– Czemu mam się spakować? – zdziwił się, patrząc na nią.

– Harry ci nie mówił? Dzisiaj nocujesz u niego. – Uśmiechnęła się, dotykając jego policzka.

Louis zarumienił się delikatnie, patrząc na loczka.

– No dobrze. – Przegryzł wargę.

Chwilę później pakował parę czystych, ciemnoniebieskich spodni do torby razem z kilkoma koszulkami, by następnego dnia mieć wybór co ubierze.

– Spakuj też to – powiedział Harry, biorąc do ręki koronkowe majtki. Nie sądził, że szatyn w takich chodzi.

– Harry! – Louis od razu strzelił buraka, chwytając bieliznę w ręce i włożył ją z powrotem na samo dno szafki. Już nigdy nie spojrzy w oczy swojego chłopaka.

– No weź – powiedział loczek, podchodząc do niego i całując go w usta.

– Nie. Noszę. Tego – odparł Louis, przegryzając wargę. Było mu głupio.

– To jest seksowne – szepnął mu do ucha.

– No nie wiem. Jest? – Szatyn odwrócił się do swojego chłopaka, kokietując.

Harry uśmiechnął się szeroko i wpił się w wargi młodszego, łapiąc go za tyłek.

Louis oderwał się jako pierwszy, kładąc małą dłoń na torsie chłopaka.

– Poczekaj na mnie na dole, schodzę lada moment, tylko spakuje szczoteczkę do zębów i inne duperele – zachichotał, cmokając chłopaka w policzek.

– Dobrze, skarbie – szepnął cicho loczek, dając mu delikatnego klapsa i ruszył na dół.

Louis pokręcił głową i spakował rzeczy, o których mówił oraz wygrzebał seksowną bieliznę z półki. Mały plan na wieczór pojawił się w jego głowie.


•••

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro