• Rozdział XIV
•••
Szatyn oparł się o szybę autokaru. Ich wycieczka kilkudniowa dobiegła końca. Mimo że mieszkał z Harrym, nie była zła. Co prawda od imprezy balowali cały czas. Ale to tylko mały szczegół. Parę razy Styles całował go przy ludziach i Louis nadal był zdziwiony, dlaczego Niall jeszcze go nie spytał o to, co ich łączy.
Będąc przy Niallu, zeszłego wieczoru, Horan zaczął temat przystojnego bruneta, z którym trzymał całą wycieczkę, jednak nie daje temu jakiś większych szans po powrocie do miasta. Z zamyśleń wywarła go głowa loczka opadająca na niego ramie. Harry był dość zmęczony tym wszystkim. Przez zaśnięcie wylądował duszą w piekle. Przekroczył korytarz, by dotrzeć jak zwykle do dobrze znanej sali tronowej.
– Ojcze – powiedział, kłaniając się przed demonem.
– Harold... – zaczyna Lucyfer, a brunet ma ochotę przewrócić oczami na to słowo. Naprawdę nie lubi, gdy ktoś zwraca się do niego w ten sposób.
Za każdym razem zabijał demony i podwładnych, który tak mówili. No ale Lucyfera zabić się nie da niestety.
– Wezwałeś mnie, ojcze. Co tym razem? – spytał, patrząc na Boga piekła.
– Harry, cieszę się z tego, że twoja moc rośnie. I to bardzo szybko – odparł demon, podchodząc powolnymi krokami do syna.
Brunet pokiwał głową, utrzymując swoimi czarnymi oczami kontakt wzrokowy z ojcem, tym samym pozwalając mu mówić dalej.
– Myślę, że powoli zbliża się ten dzień, o którym ci jeszcze nie mówiłem. Więc ciesz się, dopóki masz czas na ziemi, baw się i imprezuj. Możesz nawet pieprzyć byle kogo, bo już niedługo będziesz musiał tylko jedną osobę.
– A-ale..– zaczął Harry, jednak zaciął się, bo nie wiedział w zasadzie co powiedzieć.
– Wracaj już, zaraz będziecie na miejscu – powiedział pstrykając palcami, a loczek się obudził.
Brunet pokiwał głową i chwilę później obudził się na ramieniu Tomlinsona.
– No nareszcie, zaraz wysiadamy – odetchnął szatyn z ulga, patrząc na starszego.
Harry odchrząknął, posyłając mu łagodny uśmiech i zaczął poprawiać swoje włosy. Louis przewrócił oczami i oparł się o szybę, patrząc na drogę.
– Wysiadka pod szkołą już za pięć minut, zbierać manatki! – Po autokarze rozniósł się głos wychowawcy.
Szatyn westchnął cicho, odłączając swoje słuchawki i zaczął chować swoje rzeczy do plecaka. Kiedy autokar zatrzymał się, ludzie zaczęli w pośpiechu opuszczać pojazd. Louis poczekał, aż każdy wyjdzie, by mógł zejść po dwóch schodkach na chodnik przed budynkiem szkoły, gdzie zobaczył Liama. Szatyn uśmiechnął się i pobiegł szybko w stronę przyjaciela. Stęsknił się za nim.
– Loulou! – usłyszał, wskakując wesoło w ramiona bruneta. – Jak wycieczka? – spytał, kiedy nadal trzymał mnie w swoich ramionach.
– Nie najgorsza – zachichotał młodszy, patrząc na bruneta kątem oka.
– Ty irlandzka suko, chodź tutaj! - zawołał Payne, nawołując blondyna, który wychodził z autokaru ze swoją kanapką.
– Debilu! – Uśmiechnął się Horan, idąc w stronę Liama. Mimo że mieli ze sobą kontakt telefoniczny, stęsknił się.
– Jak tam brudasie? – spytał Liam, patrząc na plamę sosu na koszulce Nialla, ale mimo to zamknął również jego ciało w ramionach.
Szatyn uśmiechnął się delikatnie i poczuł szturchnięcie.
– Twoja torba L-Louis. – Uśmiechnął się do niego Styles, podając mu jego bagaż.
– Erm, dzięki Harry. – szatyn odwzajemnił skrępowany uśmiech, biorąc torbę przez jedno ramię. Bał się, jak cholera, że Payne rzuci się zaraz na Stylesa.
– Greg po mnie przyjechał. – Ciszę przerwał Niall, wskazując ciemnoniebieski samochód swojego brata na parkingu. – Trzymaj się, Lewis. – Przyciągnął na krótko ciało szatyna i odszedł uśmiechnięty w stronę pojazdu.
Louis kiwnął głową i ruszył w stronę swojego mieszkania. Szczerze? To już stęsknił się za swoją rodzicielką. Szedł spokojnie znajomą ścieżka, aż usłyszał za sobą dźwięk silnika. Obok niego przystanęło czarne auto.
– Wsiadaj – odparł loczek, otwierając drzwi i patrząc na szatyna.
Nie wiedząc dokładnie, dlaczego, prawdopodobnie z tęsknoty za domem, Louis od razu zajął miejsce pasażera w samochodzie i zamknął za sobą drzwi auta.
– Do domciu? – spytał brunet, czekając aż szatyn zapnie pasy
– Taak – przeciągnął Louis, usadzając się wygodniej i zapinając pas. Dyskretnie zaciągnął się nosem, gdyż wnętrze auta pachniało pięknie,.. i tak bardzo, jak Harry
– Tak jest – zaśmiał się cicho i ruszył z piskiem opon w stronę domu niższego.
Od razu zaczęła lecieć muzyka w radiu i Louis mógłby polubić jazdę z brunetem.
•••
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro