Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

• Rozdział XIV


•••

Szatyn oparł się o szybę autokaru. Ich wycieczka kilkudniowa dobiegła końca. Mimo że mieszkał z Harrym, nie była zła. Co prawda od imprezy balowali cały czas. Ale to tylko mały szczegół. Parę razy Styles całował go przy ludziach i Louis nadal był zdziwiony, dlaczego Niall jeszcze go nie spytał o to, co ich łączy.

Będąc przy Niallu, zeszłego wieczoru, Horan zaczął temat przystojnego bruneta, z którym trzymał całą wycieczkę, jednak nie daje temu jakiś większych szans po powrocie do miasta. Z zamyśleń wywarła go głowa loczka opadająca na niego ramie. Harry był dość zmęczony tym wszystkim. Przez zaśnięcie wylądował duszą w piekle. Przekroczył korytarz, by dotrzeć jak zwykle do dobrze znanej sali tronowej.

– Ojcze – powiedział, kłaniając się przed demonem.

– Harold... – zaczyna Lucyfer, a brunet ma ochotę przewrócić oczami na to słowo. Naprawdę nie lubi, gdy ktoś zwraca się do niego w ten sposób.

Za każdym razem zabijał demony i podwładnych, który tak mówili. No ale Lucyfera zabić się nie da niestety.

– Wezwałeś mnie, ojcze. Co tym razem? – spytał, patrząc na Boga piekła.

– Harry, cieszę się z tego, że twoja moc rośnie. I to bardzo szybko – odparł demon, podchodząc powolnymi krokami do syna.

Brunet pokiwał głową, utrzymując swoimi czarnymi oczami kontakt wzrokowy z ojcem, tym samym pozwalając mu mówić dalej.

– Myślę, że powoli zbliża się ten dzień, o którym ci jeszcze nie mówiłem. Więc ciesz się, dopóki masz czas na ziemi, baw się i imprezuj. Możesz nawet pieprzyć byle kogo, bo już niedługo będziesz musiał tylko jedną osobę.

– A-ale..– zaczął Harry, jednak zaciął się, bo nie wiedział w zasadzie co powiedzieć.

– Wracaj już, zaraz będziecie na miejscu – powiedział pstrykając palcami, a loczek się obudził.

Brunet pokiwał głową i chwilę później obudził się na ramieniu Tomlinsona.

– No nareszcie, zaraz wysiadamy – odetchnął szatyn z ulga, patrząc na starszego.

Harry odchrząknął, posyłając mu łagodny uśmiech i zaczął poprawiać swoje włosy. Louis przewrócił oczami i oparł się o szybę, patrząc na drogę.

– Wysiadka pod szkołą już za pięć minut, zbierać manatki! – Po autokarze rozniósł się głos wychowawcy.

Szatyn westchnął cicho, odłączając swoje słuchawki i zaczął chować swoje rzeczy do plecaka. Kiedy autokar zatrzymał się, ludzie zaczęli w pośpiechu opuszczać pojazd. Louis poczekał, aż każdy wyjdzie, by mógł zejść po dwóch schodkach na chodnik przed budynkiem szkoły, gdzie zobaczył Liama. Szatyn uśmiechnął się i pobiegł szybko w stronę przyjaciela. Stęsknił się za nim.

– Loulou! – usłyszał, wskakując wesoło w ramiona bruneta. – Jak wycieczka? – spytał, kiedy nadal trzymał mnie w swoich ramionach.

– Nie najgorsza – zachichotał młodszy, patrząc na bruneta kątem oka.

– Ty irlandzka suko, chodź tutaj! - zawołał Payne, nawołując blondyna, który wychodził z autokaru ze swoją kanapką.

– Debilu! – Uśmiechnął się Horan, idąc w stronę Liama. Mimo że mieli ze sobą kontakt telefoniczny, stęsknił się.

– Jak tam brudasie? – spytał Liam, patrząc na plamę sosu na koszulce Nialla, ale mimo to zamknął również jego ciało w ramionach.

Szatyn uśmiechnął się delikatnie i poczuł szturchnięcie.

– Twoja torba L-Louis. – Uśmiechnął się do niego Styles, podając mu jego bagaż.

– Erm, dzięki Harry. – szatyn odwzajemnił skrępowany uśmiech, biorąc torbę przez jedno ramię. Bał się, jak cholera, że Payne rzuci się zaraz na Stylesa.

– Greg po mnie przyjechał. – Ciszę przerwał Niall, wskazując ciemnoniebieski samochód swojego brata na parkingu. – Trzymaj się, Lewis. – Przyciągnął na krótko ciało szatyna i odszedł uśmiechnięty w stronę pojazdu.

Louis kiwnął głową i ruszył w stronę swojego mieszkania. Szczerze? To już stęsknił się za swoją rodzicielką. Szedł spokojnie znajomą ścieżka, aż usłyszał za sobą dźwięk silnika. Obok niego przystanęło czarne auto.

– Wsiadaj – odparł loczek, otwierając drzwi i patrząc na szatyna.

Nie wiedząc dokładnie, dlaczego, prawdopodobnie z tęsknoty za domem, Louis od razu zajął miejsce pasażera w samochodzie i zamknął za sobą drzwi auta.

– Do domciu? – spytał brunet, czekając aż szatyn zapnie pasy

– Taak – przeciągnął Louis, usadzając się wygodniej i zapinając pas. Dyskretnie zaciągnął się nosem, gdyż wnętrze auta pachniało pięknie,.. i tak bardzo, jak Harry

– Tak jest – zaśmiał się cicho i ruszył z piskiem opon w stronę domu niższego.

Od razu zaczęła lecieć muzyka w radiu i Louis mógłby polubić jazdę z brunetem.



•••

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro