Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

• Rozdział XII




Louis jadł cicho swoją kanapkę, patrząc na wszystkich, tylko nie na loczka, który siedział naprzeciwko niego. Niall siedział obok niego, co znacznie mu to ułatwiało, gdyż mógł po prostu z nim rozmawiać. To pomagało mu w ignorowaniu Harry'ego.

– Lou co robimy podczas przerwy? – spytał Niall, podjadając frytki.

– Nie mam pojęcia, Nini – westchnął cicho Louis, używając zdrobnienia, które Horan kochał prawie tak, jak jedzenie. – Słyszałem, że możemy wyjść z hotelu, lecz nie dalej niż na środek tego lasku, który nas otacza. Przez te drzewa jest fatalny zasięg – jęknął, wskazując na swój telefon.

– Możeeee poprosimy o małą imprezkę na wieczór? – pytał, patrząc na nich.

– Wchodzę w to! – powiedział Stan siedzący naprzeciwko Nialla.

Zaraz po nim te same słowa powtórzyło jeszcze kilka chłopaków. Kiedy tylko dokończyli posiłek, ruszyli szybkim krokiem do nauczycieli prosić o łaskę.

– Zwariowaliście, myśląc, że się zgodzę! – Taką otrzymali odpowiedź na ich pytanie o malusieńką parapetówkę.

– No prosimy! Będziemy grzeczni – mruknął Louis. Jest najlepszym uczniem w szkole. Może coś zdziałać tu.

– Zachowujecie się jak dzieciaki, a jesteście pełnoletni! Ja w waszym wieku.. – zaczął swoją historię po raz enty o tym, jak wyglądało jego życie za "młodzieńca" jak sam nazwał.

– Właśnie. Jesteśmy, więc chyba można nam zaufać i dać szansę – powiedział szatyn, stając przed Harrym z założonymi rękoma.

– Dobrze, może masz trochę racji – nauczyciel westchnął. – Pilnuj towarzystwa, Tomlinson – kiwnął na niego głową, odchodząc.

Wszyscy krzyknęli zadowoleni, podnosząc szatyna do góry, przez co ten wybuchł śmiechem. Kiedy poczuł grunt pod nogami, uśmiechał się szeroko do Nialla, który w kółko dziękował mu, mówiąc: "Co bym zrobił bez przyjaciela kujona?". Szatyn wzruszył ramionami, przegryzając wargę i ruszył do swojego pokoju.

– Zawsze masz to, czego chcesz, czyż nie? – usłyszał za sobą, kiedy przebierał w ubraniach, by wybrać coś na dzisiejszy wieczór.

– Słucham? – spytał, odwracając się w stronę współlokatora.

Harry zaśmiał się, podchodząc do Louisa,

– Ta koszulka z tym i tymi spodniami – powiedział, wyciągając z jego torby czerwoną koszulkę i parę czarnych, ciasnych spodni.

Młodszy zarumienił się, kiwając głową i biorąc od niego swoje ciuchy.

– Dzięki. – Wyminął go, idąc w stronę toalety.

Czuł się dobrze przy Harrym, ale nadal było mu dziwnie. Całowali się, obściskiwali, a po chwili rozmawiali normalnie. Za mocno Styles miesza mu w głowie.

Profesor Posey pozwolił im na całkiem wolny dzień dzisiaj, więc Louis przewidział, że Niall wyciągnie go wcześniej do lasku, by znaleźli dobre miejsce na ognisko i imprezę. Szatyn westchnął cicho, rozglądając się po otoczeniu.

– Może tutaj! – zawołał Irlandczyk. Rzeczywiście znalazł dobre miejsce na rozpalenie ogniska. Było dużo przestrzeni wokół i nie było nigdzie błota.

– O t... – zaczął, lecz został pociągnięty w bok.

Louis stał zamurowany, kiedy czyjeś usta przywarły do jego warg, jednak wyczuwając znajomy kształt i smak przymknął oczy i oddał pocałunek, gdy duża dłoń trzymała jego prawy bok. Zamruczał cicho, rozkoszując się chwila. Nie wiedział, dlaczego daje mu możliwość całowania się, kiedy tylko chce. Ale było coś w nim takiego, że inaczej nie mógł.

– Ekhem – usłyszał kaszlnięcie Nialla, obok który przyglądał się sytuacji. Jednak nie był zaskoczony ani trochę.

Szatyn szybko się odsunął, przygryzając wargę i ruszył do hotelu. Był zdziwiony, że Niall się nie rzucił na loczka. Moment później obok niego szedł Harry.

– Dlaczego uciekasz? – spytał, uśmiechając się, chociaż niższy i tak na niego nie patrzył.

– Idę po resztę trzeba zrobić imprezę prawda? – mruknął, wchodząc do środka budynku. Nie miał ochoty rozmawiać z loczkiem.

– Zgaduje, że nie tylko o to chodzi. – Podbiegł, by stanąć przed szatynem i złapać jego wzrok.

Przewrócił oczami, wymijając go. Mógł z nim się całować, ale nie chciał rozmawiać.

– Lou, wszystko okej? – usłyszał za sobą, zanim wszedł na schodki prowadzące na jego piętro.

– Odpierdolisz się kiedyś?! – krzyknął, odwracając się do loczka. – Nie możesz przyjąć tego, że nie jesteś w moim typie? Że cię nie chce?! – dodał, patrząc ze złością na loczka. Nie miał ochoty się przed nim tłumaczyć.

– Kłamiesz! – Styles oburzył się, patrząc w jego oczy. Louis widocznie też chciał tego, co on. Nie rozumiał, dlaczego tego najzwyczajniej na świecie nie przyzna.

– No chyba nie – prychnął, idąc na górę miał dosyć bruneta.

Harry patrzył, jak szatyn znika na schodach i sam poszedł w inną stronę

•••

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro