Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

• Rozdział XI


•••


– Dobrze, pokoje dzielicie z osobami, którymi siedzieliście! – oznajmił pan Posey, dając każdemu w autokarze klucze o pokoju. – Nie ma zamianek!

Kiedy Louis już podniósł rękę, głos pana Posey'a go wyprzedził.

– Słyszałeś moje słowa Louis – odparł starszy nauczyciel, pokazując na niego palcem wskazującym.

Szatyn mruknął tylko coś pod nosem, biorąc drugi kluczyk i wstał jak reszta. Skierował na moment wzrok w stronę Stylesa który miał na sobie czarny tank top, na tym dżinsową kamizelkę i ciasne rurki. Przeczesał swoimi długimi palcami włosy do tyłu i pomimo iż miał okulary przeciwsłoneczne i Louis nie widział jego oczu, to czuł, że ich spojrzenia się skrzyżowały.

Loczek uśmiechnął się do niego, biorąc swój telefon do kieszeni w spodniach i ruszył za szatynem, by odebrać swój bagaż. Louis zacisnął usta, kiedy dostał kluczyk do pokoju. Kiedy oboje dostali z powrotem swoje torby, ruszyli do wysokiego hotelu. Po piętnastu minutach siedzieli oboje na swoich łóżka, patrząc na siebie. Loczka bardzo korciło pocałowanie młodszego. A Louis także to rozważał.

– To... – zaczął Harry, przegryzając wargę, lecz Louis mu przerwał.

– Po prostu nie zepsuj mi wycieczki, na którą czekałem cały semestr – odparł Louis, drapiąc się po ramieniu.

– Coś za coś – odparł z chytrym uśmieszkiem.

Louis zmarszczył brwi, rozchylając usta w zdezorientowaniu.

– Huh? – spytał, opierając się łokciami na łóżku.

– Buziak. – Pokazał na swoje usta. Robili to już, więc Louisowi powinno pójść łatwo.

– C-co? Po co? - mruknął, oczyszczając subtelnie swoje gardło.

– Bo chce?– prychnął. – Zapłata. – Wzruszył ramionami podchodząc do szatyna.

– To jest... niezręczne. – Louis spojrzał na Harry'ego oblizując swoje wargi.

– A wiesz gdzie to mam – wymruczał, siadając na biodrach młodszego i wpił się w jego usta.

Louis osłupiały już po chwili przymknął powieki, rozkoszując się pełnymi ustami, które za każdym razem smakowały równego dobrze. Miętowy smak gumy balonowej mieszał się z czymś nieznanym dla szatyna, ale w zupełności mu się to podobało. Loczek ułożył się wygodnie nad nim, całując go z pasja. Kiedy przez przypadek lub nie, otarł się o szatyn, uśmiechnął się szeroko, gdy mógł dołączyć do ich pocałunku swój język.

Louis wymamrotał coś w jego usta, walcząc swoim językiem, z tym należącym do Stylesa i przeniósł prawą dłoń na jego szyję. Nagle szatyn odepchnął loczka, czując ból w klatce i pobiegł szybko do łazienki, w której się zamknął, patrząc w lustro na swoją bliznę. Wyglądała, jakby się rozrastała. Czuł, jakby ktoś wbijał mu rozgrzaną igłę w bok, a miejsce nabierało czerwonego koloru. Z jego ust wychodziły jęki mieszające się z pukaniem do drzwi.

– Louis, musisz mi otworzyć – usłyszał głos Harry'ego po drugiej stronie.

– Odwal się! – mruknął cicho, biorąc papier i maczając ja w wodzie. Ulga...

– Pomogę ci! – usłyszała ponowny głos Stylesa, a szarpnięcia klamką do drzwi nie ustawały. Zrezygnowany Louis, nadal czując ból, przekręcił zamek.

– Niby jak – mruknął, opuszczając koszulkę i ruszył do swojej walizki.

Chciał wyciągnąć kilka rzeczy, jak ręcznik, by wziąć kąpiel, ale poczuł oplatające jego ciało długie ramiona i wstrzymał powietrze. Harry ułożył duże dłonie na jego brzuchu i Louis nie wiedział jak na to zareagować.

– Spokojnie... To tylko przytulanie – szepnął mu do ucha, przymykając oczy.

– Dlaczego to robisz? – spytał Louis. Powoli rozluźnił się pod dotykiem Stylesa czując jego klatkę piersiową przy swoich plecach.

– Nie wiem... – mruknął cicho głaszcząc szatyn po klatce piersiowej.

– Nie powinno mi się to podobać. – Do Louisa dotarło, że wypowiedział te słowa na głos, ale nie odzywał się od Harry'ego.

Loczek zaczął spadać pocałunki na jego szyi. Chciał go oznaczyć.

– O-och – wymamrotał Louis, czując miękkie usta na swojej skórze. Przymknął oczy, oddychając lekko.

– Cichutko – dodał, zasysając miejsce i robiąc mu malinkę na szyi.

Szatyn, odchylając głowę w bok, dał mu dostęp do szyi. Jego serce biło spokojnie, lecz głośno. Loczek zamruczał cicho, kładąc ręce na tyłek szatyna, ugniatając go. Louis wydusił z siebie cichutkie sapniecie. Było mu przyjemnie w obecności Harry'ego. Bardzo. Jednak w jego głowie pojawiła się czerwona lampka i otworzył oczy.

– Nie mogę tak, Harry – odparł. Był pewny, że brunet robi tak z każdym.

– Spokojnie kochanie. Jesteś pierwszym, który będzie oznaczony – wymruczał, ściskając jego pośladki. Dobrze wiedział, jak to działa na szatyna.

– Nie wiem tego, Harry – powiedział Louis. – Jutro znajdziesz sobie jakąś dziewczynę albo jeszcze dzisiaj. Nie chcę być jedną ze zdobyczy..

– Nie spałem z nikim od tygodnia. – Westchnął loczek, odsuwając się od niego i ruszył do łazienki.

– Wielki rekord – mruknął zakłopotany Louis. Harry mógł być przystojny i miał te cudowne ręce, ale jak miał mu uwierzyć?

•••

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro