Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

• Rozdział VIII




Louis siedział na łóżku z ułożoną na kolanach książką. Na szafce nocnej postawił kubek z kakao i co chwilę sięgał za szklane ucho, by upić łyk ciepłego napoju. Minęły trzy dni od wydarzenia w łazience. Nie poszedł następnego dnia do szkoły, ponieważ nie chciał konfrontacji ze Stylesem. Nie miał ochoty po prostu, może się wstydził? Lub obawiał się, że zobaczy go z kolejną dziewczyną na kolanach. Louis nie chciał robić sobie nadziei. Wystarczyło powiedzieć mamie, że źle się czuje i miał spokój.

Cicho przewrócił na kolejną stronę. Lektura niby była ciekawa, ale w głowie ciągle były wspomnienia z tamtego dnia. Zmarszczył brwi, słysząc huk za swoim oknem. Postanowił to zignorować, lecz stuknięcia powtarzały się co chwilę. Jęknął cicho, podnosząc się z bólem w nogach. Podszedł do okna, otwierając je i rozglądając się po otoczeniu. Jego serce prawie zatrzymało się, gdy zobaczył stojącego w ogrodzie Harry'ego z garścią małych kamyków w dłoni.

– Co kurwa ty to robisz?!– oburzył się szatyn, pochylając się do przodu ze złością w oczach. Jeszcze tego mi brakowało – Stylesa pod domem.

– Nie było cię przez te kilka dni, więc tak oto jestem tutaj! – krzyknął Harry, tworząc megafon ze swoich dużych rąk.

– Zamknij mordę! To moja sprawa! Odejdź Styles, nie mam ochoty z tobą rozmawiać! – warknął Louis, patrząc na Harry'ego ze złością.

– Dlaczego jesteś taki zły na mnie? Chciałem cię zobaczyć! – powiedział Harry. Pomimo że nie widział Louisa przez krótki czas, to trochę zaczął się niepokoić i nogi same przyniosły go pod posiadłość Tomlinsonów.

– Idź sobie – mruknął niezadowolony szatyn, patrząc z góry na loczka.

– Nie-e! - powiedział jak małe dziecko. – Nie zmuszaj mnie, bym robił swoją smutną minę zbitego pieska! – krzyknął. Przecież na każdego to działało.

Szatyn przewrócił oczami, prychając pod nosem. No chyba go pojebało – pomyślał, cofając się do swojego pokoju i zamykając okno. Harry westchnął ciężko i zaczął kombinować. Obszedł dom dookoła i zobaczył rynnę prowadzącą od ziemi na dach, po której mógł się spokojnie wspiąć. Jednak po co to robić, gdy jesteś demonem.

Zamknął oczy i znalazł się w białym pomieszczeniu. Szatyn nie wiedział, że loczek jest w jego pokoju, bo był odwrócony tyłem, wypinając się w stronę szatyna i szukając czegoś w komputerze. Harry chwilę zapominając się, spojrzał na jego tyłek, przypominając sobie, jaki jest cudowny w dotyku. Kurwa.

– Ekhem – odkaszlnął brunet. Louis odskoczył natychmiast z przerażeniem. – Oops – odparł, widząc przestraszony wyraz twarzy niższego.

– Jak ty to się dostałeś? – warknął, patrząc na loczka, który znajdował się naprzeciwko niego. Przecież to niemożliwe przed chwilą był na dole A teraz tutaj?

– Wspiąłem się po rynnie do sypialni chyba... twoich rodziców? – powiedział, nerwowo drapiąc się po karku. Na szczęście Louis wydawał się łyknąć jego kłamstwo.

– Po co to przyjście? Przecież cię nie zapraszałem, chcę pobyć sam, po to chyba zostałem w domu – mruknął, zakładając ręce na piersi i patrząc ze złością na niego.

– Właśnie nie wiem, dlaczego taki jesteś i w dodatku nie było cię w szkole, a wiem, że oceny są dla ciebie ważne – mruknął Harry. Nie rozumiał humorów Louisa.

– Mam zapewnione już same dobre oceny na koniec roku. A skoro to już połowa semestru postanowiłem odpocząć – powiedział.

– I.. twoja nieobecność nie ma nic wspólnego ze mną? – spytał Harry, spoglądając w błękitne tęczówki.

– Cały świat nie kręci się wokół pierdolonego Harolda – prychnął, siadając na swoim łóżku.

Harry nie chciał pokazać, że słowa wypowiedziane z ust szatyna go zabolały. Prawdopodobnie i tak mu się to nie udało. To nie powinno go boleć, był demonem.

•••

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro