Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

• Rozdział IX





Louis westchnął cicho, przechodząc przez szkolny korytarz. Nie chciał tu być. Szczególnie że Styles może się pojawić.

– Louis! Wolałem cię! – Odwrócił się, widząc twarz swojego przyjaciela Nialla.

– Wybacz, zamyśliłem się – odparł szatyn, uśmiechając się do blondyna.

– Co mamy pierwsze? – spytał entuzjastycznie Horan.

Widział, że jest coś, co trapi jego kumpla, ale nie chciał w to wnikać. Domyślał się, że ma to związek ze Stylesem.

– Wf – westchnął, przypominając sobie, że lekcje ma z Harrym. Od ich pocałunku minęły cztery dni, a on dalej o nim rozmyśla.

– Wszystko okej, Louis? – Niall położył dłoń na jego ramieniu. – Oddaj mi mojego wesołego przyjaciela gnido! – Potrząsnął jego ciałem.

– Przebierzemy się i idziemy na bierzmowanie dzieciaki! – usłyszeli głos trenera, kiedy wchodzili do szatni.

Louis westchnął ciężko i zaczął ściągać swoją koszulkę przez głowę. Poczuł perfumy, bardzo znajome mu perfumy. Przełknął ślinę, odrzucając koszulkę i nakładając drugą.

– Louis, ty cioto – parsknął Niall. – Koszulka na lewą stronę. – Wskazał na materiał.

Młodszy westchnął cicho, ściągając ponownie koszulkę i ja nakładając. Po czym rozpiął swój pasek i rozporek, by nachylić się, i zdjąć spodnie. Nałożył szybko spodenki i zamknął swoją szafkę.

– Chcesz coś ze sklepiku? Skoczę szybko – oznajmił Horan, przeliczając w dłoni drobniaki.

– Batonika – mruknął, idąc w stronę łazienki.

Blondyn pokiwał głową i pobiegł do sklepiku szkolnego jak sarenka. Szatyn przewrócił oczami, wchodząc do toalety i ruszył do jednej z kabin. Załatwił swoje potrzeby, zawiązując sznureczek przy zbyt luźnych spodenkach i wyszedł z kabiny. Podszedł do umywalki, poprawiając swoje włosy i patrząc w lustro. Jego serce przyspieszyło bicia. Dlaczego ten człowiek zawsze nachodzi go w łazience? Stylesa oczy skandowały jego tyłek. Szatyn dobrze wiedział, że jest co oglądać. Nie oszukujmy się, Louis ma lustro w domu i wie co nieco.

– Możesz mnie nie rozbierać wzrokiem? – odparł, w końcu zakręcając kran.

Wytarł ręce, odwracając się do loczka, który nagle znalazł się przed nim.

– Matka natura cię uwielbia, prawda? – zachichotał.

Szatyn przewrócił oczami, omijając loczka i ruszył do wyjścia.

– Nie ignoruj mnie, no – sapnął brunet, wychodząc z pomieszczenia tuż za szatynem.

– Nie zabronisz mi – parsknął cicho, idąc na boisko szkolne.

– Dlaczego cały czas taki jesteś Lou? – Harry wypuścił ze swoich ust powietrze.

– Odczep się Harry – mruknął, wybiegając na murawę i zaczął biegnąć. Musiał biec szybko, by mieć lepszy wynik jak zawsze. Przy drugim kółku zatrzymał się dumny z siebie i zobaczył uśmiech na twarzy trenera, co oznaczało nic innego jak nowy rekord.

Uśmiechnął się szeroko, kładąc się na trawie na słońcu. Może się opale? – pomyślał, patrząc w niebo. Zamknął w oczy, wydychając powietrze i normując oddech. Otworzył jedno oko, by znaleźć Nialla, którego nigdzie nie było.

Przewrócił oczami, wyrywając trawę. Jeszcze dziesięć minut lekcji, a Nialla dalej nie ma. Schował oczy w zgięciu swojego łokcia. Słońce tego dnia było zbyt mocne. Jęknął cicho, gdy kątem oka zauważył Harry'ego, siadającego obok niego. Nie chciał z nim rozmawiać.

Natomiast Harry nie odzywał się, tylko obserwował go, w ciszy analizując każdą część jego ciała. Szatyn przewrócił oczami, kładąc się na brzuchu tak, że jego tyłek był do góry i oparł głowę o swoje ręce, by przymknąć oczu. Był pewny, że po wróceniu do szatni jego skóra będzie miała już pięknie złocisty odcień. Jednak Louis nie przewidział tego, że ktoś uderzy w jeden z jego pośladków, przez co jęknął i spojrzał na winowajcę.

– Styles? Co tu wyprawiasz? – mruknął, patrząc na loczka, który drapał się po brodzie.

– Za bardzo kusisz – zachichotał zielonooki, uśmiechając się zadziornie i kładąc obok szatyna w takiej samej pozycji.

– Co? – spytał zdziwiony Louis, przymrużając oczy.

– Masz taakie ciało – przeciągnął Harry. Mógłby rzucić się na Louisa w każdej chwili.

– Spadaj – parsknął szatyn, przewracając oczami i położył się ponownie tak jak przed uderzeniem.

– No weź, mógłbym zachwycać się dłużej tobą, ale nie jestem dobry w komplementach – powiedział całkiem poważnie. Myślał o kimś pierwszy raz tak jak o Louisie.

– A wiesz gdzie to mam? – spytał, kładąc się tak, by mieć dobry widok na niego. Nie chciał słuchać tych samych tekstów.

– No gdzie? – Harry podniósł brwi do góry, patrząc prosto w oczy Louisa. Podparł brodę o wierzch dłoni. Dokładnie wiedział, co szatyn powie.

– W D.U.P.I.E - zaakcentował to słowo, przymykając oczy.

Jeszcze z pięć minut i szybko do szatni – pomyślał.

– A wiesz, co jeszcze tam może się znaleźć? – spytał Styles, mrugając do niższego.

– Nic – powiedział cicho, patrząc się na niego.

Harry śmiał się, kręcąc głową.

– Czyli mam tam honorowe miejsce, to okej – odparł, zagryzając wargę.

– Nie zaliczysz, Styles. Nie jestem dziwka jak ty – prychnął, podnosząc się i ruszając do wyjścia.

– Nie znasz się w ogóle na żartach, Loueh. – Harry szybko dogonił szatyna. – Jakbym chciał cię zaliczyć, już bym to zrobił. Nie wiem, dlaczego się tak zachowujesz – prychnął, patrząc na niższego.

– Nie zrobiłbyś tego. Ja nie czuje do ciebie czegoś, by oddać ci... Em byś mnie zaliczył – mruknął, poprawiając się.

– Proszę cię, naprawdę myślisz, że chodzi mi tylko o to? – prychnął. – Jesteś pierwszym chłopakiem, który mnie jakoś zaintrygował. – Podrapał się po karku.

– Bo ci uwierzę – parsknął cicho, biorąc swoją torbę i wziął bluzkę. Jutro jest w końcu wycieczka, więc odpocznie, podobno Styles nie jedzie.

– Więc czemu mi nie wierzysz? – powiedział, podchodząc do niego. Nudziło go gadanie Louisa. Jego pocałunki mówiły coś innego za każdym razem.

– Bo cię nie lubię? – prychnął, zdejmując koszulkę i zmieniając ją na drugą. Po czym szybko nałożył rurki i ruszył do wyjścia.

Dom.

Nareszcie.

– Twoje usta mówią co innego! – usłyszał za sobą. Harry w tym czasie pozbył się swojej koszulki od wychowania fizycznego.

– Pieprz się! – krzyknął, wystawiając środkowy palec w stronę loczka.

Harry parsknął tylko, zmieniając swoje ubrania i biorąc torbę na swoje ramię.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro