Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

• Rozdział III

Louis przechodził razem z Niallem przez stołówkę, przepychając się przez tłum ludzi w miejsce, skąd było słychać obelgi i krzyki. Zmarszczył brwi, widząc Liama bijącego się z nowym. Pierwszy raz w życiu widzi jak Payne się bije.

– Liam! – przekrzykiwał uczniów. – Suńcie się do cholery – warknął na osoby stojące na jego drodze.

Kiedy przecisnął się przez ludzi, podbiegł szybko do nich i odepchnął wyższego od jego przyjaciela.

– Jesteście nienormalni! – krzyknął, podchodząc do Liama

– On jest nienormalny! Kretyn pieprzony! – wykrzykiwał Payne, szarpiąc się w ramionach Louisa.

Szybko przybiegł też Niall, pomagając mu uspokoić bruneta z naderwaną koszulką. Szatyn pokręcił głową, rozglądając się po otoczeniu.

– A wy co kurwa? Nie macie nic do roboty?! – krzyknął, tupiąc nogą ze złością.

O dziwo na korytarzu zostali w czwórkę.

– Jesteście beznadziejni, o co poszło? – wtrącił Niall, patrząc na dwójkę, z których oczu tryskała nienawiść do siebie, a ich włosy były zmierzwione. Nowy tylko prychnął i ruszył w do wyjścia. Nie miał ochoty tłumaczyć się przed takimi osobami jak oni. Był od nich lepszy.

– Tępy chuj – prychnął Payne, biorąc swoją torbę na ramię. Przez to wszystko wylądowała na brudnej podłodze. Louis westchnął tylko, idąc za nim.

– O co poszło? – spytał, widocznie zmartwiony reakcją Liama na Stylesa.

– O jego głupotę, dajmy już z tym spokój – westchnął teatralnie, dotykając wargi, która nie krwawiła, ale lekko bolała od ciosu, jaki dostał.

*

Tomlinson tylko westchnął, idąc za przyjacielem. Musiał się dowiedzieć, o co chodzi. Przecież Liam nigdy się nie bił, a znali się od zawsze. Kiedy Payne poszedł z Niallem do sklepiku, Louis postanowił wziąć sprawę w swoje ręce, widząc Stylesa siedzącego na ławce.

– O co poszło? – spytał, opierając się o jego ławkę. Był wkurzony na tego chłopaka. Przez niego Liam zaczął się bić.

– Rzucił się na mnie, kutas – odparł z pogardą na twarzy. Louis uniósł brew, patrząc się na niego. Liam by się na niego rzucił? Przecież to do bruneta niepodobne. On zawsze był oazą spokoju.

– Kłamiesz – powiedział Louis, krzyżując ramiona na piersi. Loczek podniósł wzrok na niego, przez co szatyna przeszły dreszcze. Styles prychnął tylko, lustrując go ponownie. I niby kim on jest, by mówić mu takie rzeczy.

– I co? Mnie też uderzysz? – Louis chciał brzmieć twardo. Wgapiał swoje błękitne oczy w te nowego, oczekując jego reakcji.

– Spadaj stąd, dzieciaku – mruknął Harry, patrząc na szatyna ze złością. Wkurzył go ten mały szatyn.

– Nie zbliżaj się do moich przyjaciół – wycedził Louis i odszedł w stronę sklepiku, by odnaleźć przyjaciół i od razu pochwalić się, że stanął przeciwko starszemu chłopakowi.

•••

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro