Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Część siódma


Kolejnego dnia już mogłem chodzić po oddziale. Pokusiłem się, żeby  zajrzeć przez okno. Na zewnątrz były tłumy fanów i jacyś dziennikarze.  Nic dziwnego. Nie dość, że wzbudziłem ogromną sensację swoim wypadkiem,  to jeszcze Louis wszystko podkręcił.

– Oni tak od pierwszego dnia, gdy miałeś operację – powiedział cicho głos za mną. Louis – pomyślałem, odwracając się do niego.

– Oglądałem to – odpowiedziałem. Wolałem mieć to już za sobą. Szatyn spojrzał w dół, patrząc na swoje Vansy. Nie wiem, czy się przewidziałem, ale widziałem łzę spadającą na ziemię.

– Louis – odezwałem się i niezdarnie próbowałem do niego podejść, o mało co nie lądując na podłodze. Złapał mnie.

– Usiądź. Zaraz upadniesz. – Westchnął cicho, ciągnąc mnie na miękkie łóżko.

– Nie chcę. P-po prostu mnie przytul. To wszystko jest takie... – czułem, że znowu się rozklejam i zaraz się rozpłaczę.

– P-przytulić? – spytał zdziwiony, patrząc w moją stronę.

– Tak – odpowiedziałem. – Wiesz, że nic z tego wszystkiego nie rozumiem. To dziwne...

Louis kiwnął głową, podchodząc powoli w moją stronę. Objął mnie. Usłyszałem cichy szloch, wydobywający się z jego ust.

– Dlaczego to powiedziałeś? – zadałem mu pytanie, wtulając się w niego z całych sił.

– Siedząc tu z tobą i opowiadając ci nasze historie... Stwierdziłem, że to już czas na ujawnienie się.

–  To dziwne, ale wydawało mi się, jakbym cofnął się w czasie. Znowu  miałem szesnaście lat i się poznaliśmy. Szatyn zachichotał cicho,  wycierając swoje oczy.

– Pamiętam to – parsknął. – Albo ślub mojej mamy, nie wytrzymaliśmy godziny – zaśmiał się.

– To też mi się przypominało – odpowiedziałem.

– I nasza rocznica, kiedy... wiesz – nie chciałem tego wypowiadać na głos.

– Kiedy dowiedziałem się o pierwszej ustawce – mruknął cicho Tomlinson, wdychając mój zapach.

– Louis powiedz mi, czy ty mnie kiedyś zdradziłeś z nimi? – zapytałem, bojąc się odpowiedzi.

– Nigdy – szepnął cicho. To była prawda.

–  Nie? Lou, ja nie wiem, co o tym wszystkim myśleć – wyjąkałem. Nie  wiedziałem, czy pozwolić mu wrócić. Tak naprawdę cały czas go kochałem,  ale to wszystko pomiędzy nami...

– Rozumiem cię – wyszeptał cicho niebieskooki, odsuwając się od niego.

– I co zrobimy? – spytałem niepewnie.

– Nic. Już dawno chciałem to zrobić. – Westchnął cicho, patrząc na swoje buty.

– A jeśli Simon teraz coś zrobi tobie? Nie chcę, żeby coś ci się stało – powiedziałem. Tomlinson tylko wzruszył ramionami, patrząc w okno. Nie znal odpowiedzi. Tak samo, jak ja.

–  Lou. Wiesz, że zawsze będę cię wspierać – oznajmiłem, nawet się nad tym  nie zastanawiając. – Gdyby Simon... Pomogę ci, pamiętaj.

–  Harry... Wiem, że nie powinienem... ale dasz nam jeszcze jedną szansę? –  powiedział, zerkając prosto w moje oczy. Jego oczy były zamglone i  pełne łez.

– J-ja... nie wiem.... Myślę, że chyba możemy spróbować, ale beż żadnych tajemnic i kłamstw.

– Bez. Tylko my – oznajmił cicho, patrząc na mnie. Uśmiechnąłem się do niego. Taki układ mi odpowiadał.

–  Mogę cię pocałować Harry? – zapytał. Przygryzłem wargę. Pocałować? TAK!  – pomyślałem, łapiąc za jego policzki i wpiłem się w jego usta. Louis  zachichotał cicho.

– Też tęskniłem – wyszeptał mi w usta.  Całowaliśmy się długo, ale tak mi tego brakowało. Żałuję, że w ogóle  podpisaliśmy umowę z Simonem. Usłyszeliśmy chrząknięcie i oderwaliśmy  się od siebie, obracając się w tamtym kierunku.

– Mąż nie powinien się przemęczać – powiedział lekarz. Chyba zapomniałem, że miał przyjść na wizytę.

– Spokojnie, nic mi nie jest. – Uśmiechnąłem się do niego i ruszyłem do swojego łóżka. Czułem się jak nowo narodzony.

– I tak muszę się upewnić. Proszę się położyć. Pan może zostać, panie Styles  – powiedział do Louisa. Pokiwał głową, siadając obok mnie, a ja  spojrzałem na lekarza. Czekałem na jego słowa. Oglądał mnie od stóp do  głów, aż wreszcie, po dobrych kilku minutach, odezwał się.

–  Myślę, że niedługo wypuścimy pana do domu. Szczęściarz z pana, że tylko  tak się to wszystko skończyło, ale – zwrócił się do Louisa – musi być  pod stalą opieką. Nie może się przemęczać. Ma przychodzić na wizyty  regularnie i brać leki.

– Oczywiście – przytaknął szatyn, łapiąc mnie za rękę. Boże, czułem się taki szczęśliwy.

–  W takim razie jutro wraca pan do domu – oznajmił. Kiwnąłem głową,  uśmiechając się pod nosem. No i dobrze. Muszę wrócić do domu. Nie wiem,  ile jeszcze wytrzymam w tym szpitalu. Lekarz wyszedł, a ja uśmiechnąłem  się szeroko do Louisa.

– Na czym skończyliśmy? – zapytałem. Tommo zachichotał tylko, nachylając się nade mną i cmoknął mnie w usta.

– Kochanie, mamy mały problem. Wyprowadziłem się, pamiętasz? – powiedział smutnym głosem.

- Na razie niech tak zostanie, ale możesz u mnie nocować... – Przygryzłem wargę.

– Muszę się tobą opiekować, głuptasie. Sam sobie nie poradzisz. – Uśmiechnąłem się do niego szeroko i przytuliłem się do niego.

–  Dziękuję za to, że mi pomożesz – powiedziałem. – Przyniesiesz mi kilka  rzeczy do ubrania na jutro? – Louis pokiwał głową i posłał mi piękny  uśmiech.

– Przygotuję wszystko na twój powrót, kochanie –  oznajmił. – Mam nadzieję, że nie wymieniłeś zamków? – zaśmiał się.  Pokręciłem głową na nie, cmokając go w usta. Praktycznie nic nie  zmieniałem w naszym domu. Bardzo się cieszyłem, że będę mieć szatyna  przy sobie. Może na początku będę go trochę obserwować, ale i tak  wierzę, że wszystko się ułoży.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro