Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 3


W swoich palcach nadal trzymała pierścionek. Wpatrywała się w niego tak długo, aż rozbolała ją głowa. Otworzyła szafkę i włożyła pierścionek do środka. Dzwiek skrzypienia szafki rozniósł się po całym pokoju. Jednak jej się zdawało, że rozniósł się głośnym echem po całej okolicy, że wszyscy, którzy byli w stanie, usłyszeli to. Jak nadzieja zostaje zakopana na sam dół.

Tajemnicza sprawa nie dawała jej spokoju. Każda myśl, każde słowo musiało dotyczyć tej sprawy. Teraz całe jej życie kręciło się wokół tych wszystkich ludzi, którzy zaginęli. Chociaż ich nie znała, nie znała ich życia, wiedziała, że będą kolejne ofiary. Może i nawet z jej otoczenia. Jednak jedno było pewne; złapie sprawcę, rozprawi się z nim osobiście, tak, że już nie będzie kolejnej ofiary. Brama do nieba się zamknie i już nikogo ze sobą nie weźmie.

Noc była przepełniona koszmarami, które męczyły ją, nie dając jej zasnąć w spokoju chociaż przez chwilę. Kiedy rano się obudziła z czołem całym w pocie; nic nie pamiętała ze snów. Choć próbowała sobie przypomnieć, nic nie wychodziło. Już od jakiegoś czasu męczyły ją koszmary, z których pamiętała urywki, jakieś miejsca, ludzi i głosy. Zdarzenia, które po krótkim czasie działy się naprawdę.

Pierwszy koszmar opowiadał o lesie i zagubionej dziewczynie w środku niego. Słychać było głośne wycie wilka, a następnie ciemność przed jej oczami. Gołe niebo zniknęło, zastępując je wieczną czernią.

Drugi natomiast był o młodym chłopaku, wyrzuconym z miejsca, w którym się wychował. Wszystkich, których kochał stracił w przeciągu kilku sekund. Tych, którym ufał latami, stracił niepowrotnie. Płakał, długo nie mogąc przestać i klęcząc na zimnym betonie przed byłym już domem. Twarz miał schowaną w rękach, jednak jego łzy spływały na ziemię niczym strumyk wody. Płakał i płakał, a jego głos odbijał się echem po całej okolicy.

Trzeci i zarazem ostatni był... o człowieku, który zabijał. Bezlitośnie ze spojrzeniem jakby diabeł w niego wstąpił. Jego powieki nie drgały praktycznie nigdy. Jego wyraz twarzy pozostawiał ten sam, jego usta nie uśmiechały się, a zęby były niewidoczne. Jego brwi nie unosiły się, a policzki były dziwnie opadające na jego brodę. Jego oczy natomiast zdradzały tylko jedno; zabijać. Niebieskie oczy niczym ocean był ostatnim widokiem, które ofiary widziały. Wzrok wlepiony w ich przerażone oczy i błagający głos, który wręcz krzyczał błagalnie o wybaczenie. Jednak on zdawał się ich nie słyszeć, słyszał coś innego, coś bardziej interesującego niż ich krzyki. Poszedł za kierującym go głosem, po tym jak wydał kolejne ostatnie uderzenie, odbierające ostatnie bicie serca, ostatni dech w piersi. Stanął przed stromym klifem, który zdawał się go wołać. Głos mówił mu „skacz!, skacz!, skacz!" Więc tak zrobił. Nie krzyczał, kiedy czuł przeszywający ból, który przechodził przez jego całe ciało, kiedy nadział się brzuchem na ostrą skałę. Z jego oczu nie poleciały łzy, a twarz pozostawała taka sama. Zimna jak jego wzrok, mówiąca „Giń"

Odkryła kołdrę i stanęła na podłodze. Spojrzała w stronę biurka, a potem na na szafkę, gdzie ukryty był pierścionek. Nie chciała go wyrzucać, jednak jej brat nie przyjął prezentu. Alev będzie zawiedzony, jednak na tym nie zaprzestanie. Będzie dalej próbował nawiązać kontakt z Issackiem. Choć sam wie, że i tak to się nie uda, on dalej próbuje.

Ubrała się i wyszła z pokoju, zamknęła drzwi. Schodząc ze schodów miała tylko jedną myśl w głowie, „jest ranek, słońce wstało". Ziewnęła przeciągle, będąc już na samym dole. Ruszyła w stronę kuchni, a jej wzrok był zamglony. Być może to od niewyspania albo już pada jej na wzrok w tak młodym wieku. Spojrzała przed siebie, opierając się o framugę drzwi.

Ktoś był w kuchni.

Siedział przy stole, popijając kawę, a jego wzrok był utkwiony w ścianę. Zamyślony we własnym świecie, nawet nie zauważył jak dziewczyna dosiada się naprzeciw niego.

— Alev — powiedziała w jego stronę, jednak on nie zwrócił na nią uwagi. Zdawał się jej nie słyszeć. — Alev, ziemia do Aleva, budzimy się chłopie.

Wpatrywała się w niego, czekając na jego reakcje. On jedynie popijał kawę, wpatrując się pustym wzrokiem w ścianę. Był w swoim świecie z którego łatwo nie dało się go wyciągnąć.

— Mam ci tę kawę zabrać, żebyś coś powiedział? — spytała ironicznie, jednak nawet to pytanie nie dostało odpowiedzi. — Kawocholik...

Kiedy odłożył kubek na stolik, ona sięgnęła po napój i spojrzała na zawartość podejrzliwie. „To coś nazywa kawą?" Upija łyk, czego od razu pożałowała. Nie mogła przełknąć goryczy, która utknęła jej w gardle. Zakaszlała kilka razy, czym zwróciła uwagę dwóm parą niebieskich oczu, które się w nią wpatrywały wyrwane z zamyśleń. Spojrzał na kubek, który trzymała za ucho. Uśmiechnął się, rozumiejąc dlaczego zakaszlała, przy okazji wyrywając go z zamyśleń.

— Nie smakuje ci? — spytał żartobliwie, a uśmiech nie schodził mu z twarzy. — Ja tam piję ją kilka razy dziennie.

— Że też jeszcze nie wylądowałeś w szpitalu przez tę truciznę. — uniosła brew, oddając chłopakowi kubek. Ten dopił jej zawartość, głośno wzdychając i odchylając się do tyłu na krześle. — Znalazłeś coś?

Przymknął lekko powieki, przemyślając w głowie każde słowo. Otworzył oczy, wpatrując się w sufit. Miał odwagę spojrzeć jej w oczy i powiedzieć te kilka słów? Oczywiście, że nie. Zawsze nie miał takiej odwagi jak Isaac. Nie będzie miał.

— Jakby ci to wytłumaczyć... — zaczął niepewnie, błądząc wzrokiem po zakamarkach kuchni. Byle nie spojrzeć w jej oczy. — Miejsce w którym wszystko się zaczęło, ono tak jakby zniknęło. Wyglądało to tak, jakby ziemia je wchłonęła pięć metrów pod sobą, a cuchnący zapach trupów jest tak odrzucający, że nie daje się tam wytrzymać pięciu minut.

Kłamca.

Nic nie odpowiedziała. Jej umysł podzielił się na dwie strony; wierząc w słowa chłopaka, a druga czująca nieodparte wrażenie słuchającego się głosu. Te jedne słowo zaważyło na całej sytuacji. To uczucie w środku, jak trucizna rozlewająca się w organizmie. Nie mogła się tego pozbyć. Jednak czy ufała głosowi? Nie. Pomimo, że czasami jej pomagała, większości przypadków sprowadzał na nią kłopoty.

Cisza przedłużała się dla nich obojga. Nienawidził, kiedy taki moment nadchodzi. Bał się, to słowo dzwoniło mu w głowie tak długo, że zaczynał nienawidzić tego słowa. Bał się, bał, bał, bał i nadal boi. Tylko czego? Nieświadomie zaczął stukać butem o podłogę w nerwowym geście. To przykuło jej uwagę.

— Było coś tam jeszcze? — spytała, jednak odpowiedziała jej cisza. Spojrzała się na niego przenikliwie. Nie był już oparty na krześle; siedział z założonymi rękoma na piersi. Znów wpatrywał się w ścianę. Zmarszczyła brwi zdenerwowana. Coraz bardziej czuła, że chłopak ją okłamuje, nie mówi prawdy. Tylko do cholery, dlaczego? Jaki miał w tym cel? — Isaac przyjdzie za pięć minut.

— Co? — zwrócił całą swoją uwagę na nią. Ta jednak nic nie powiedziała. Dokładnie przyglądała się jego twarzy. Coś podejrzewała. Nawet kłamać w żywe oczy nie potrafił. — Coś mówiłaś?

— Czy ty mnie słuchasz czy nadal jesteś w tym swoim świecie?

— Teraz słucham ciebie. Możesz powtórzyć pytanie?

— Czy było coś tam jeszcze? — wycedziła przez zęby. Cierpliwość ulatywała z niej szybciej niż kiedykolwiek.

— Sama zobaczysz — powiedział tylko i minął ją, wychodząc z pomieszczenia. Usłyszała jak zakłada kurtkę, szykując się do wyjścia. — Idziesz?

Spojrzała za siebie. Czekał na nią ubrany w kurtkę, ponieważ pogoda za oknem nie pozwalała na to, żeby wychodzić w samej bluzie. Wstała z krzesła, mijając go w przejściu, po czym sama na siebie założyła kurtkę. Poczuła dziwne uczucie wewnątrz siebie. Po plecach przeszedł ją dreszcz, a potem następny. To dziwne uczucie nie znikało, dopóki nie przekroczyła progu domu, wtedy dreszcze zniknęły, a dziwne uczucie wypełniające ją również. Zrobiła kilka kroków przed siebie, czekając aż chłopak wyjdzie na zawnetrz. Kiedy usłyszała dźwięk zamykanych drzwi, ruszyła w stronę samochodu, zaparkowanego tuż przed wejściem do domu. Samochód został otworzony, a ona zajęła miejsce obok kierowcy. Nie czekała długo, ponieważ już po chwili usłyszała jak drzwi po drugiej stronie zostają otwarte, a chłopak zajmuje obok niej miejsce.

Wyruszyli w drogę, a na ulicach świeciło pustkami. Przycisnął nogę do gazu, a po chwili dało się usłyszeć jak samochód przyspiesza. Spojrzała na niego niepewnie.

— Chcesz mnie zabić? — spytała, kiedy zbliżali się na obrzeża miasta. — A potem zakopać gdzieś na uboczu. — uniosła brew, a Alev jedynie prychnął.

— Kusząca propozycja, ale może skorzystam innym razem. Teraz miałem ci pokazać miejsce, gdzie wszystko się zaczęło. Byłaś tam wcześniej?

— Nie. — milczała, a muzyka puszczona z radia zapobiegała ciszy. Kłamał, jednak chciał jej udowodnić własne kłamstwo i pokazać je na oczy. To nie miało żadnego sensu. Kłamstwa zawsze szybko wychodzą na jaw, — Widziałam jedynie zdjęcia zrobione przez policję.

— Czyli pierwszy raz poczujesz smród od którego będzie chciało ci się wymiotować. Chociaż jedyny nie będę. — uśmiechnął się do siebie pocieszająco. Znów poczuła to dziwne uczucie, co wcześniej. Wyjrzała przez okno, przyglądając się okolicy. W pewnym momencie poczuła, jakby właśnie przejechali przez niewidzialną barierę. Dziwne uczucie w środku uderzyło ją z podwojoną siłą. Nie poznawała tej okolicy, jednak fragmenty ulic i domów wskazywały na to, że zbliżają się do celu. Droga zrobiła się kręta, a domy były tak geometrycznie ułożone, że wskazywały pewien napis.

Alive"

Samochód nagle zatrzymał się, a pisk opon rozniósł się echem po okolicy. Skrzywiła się na ten dźwięk, jednak czuła, że nadal go słyszy, mimo, że jest już na zewnątrz. Wysiadła z auta, a nadal pomimo tego słyszała pisk.

— Dlaczego tak nagle zahamowałeś? — spytała, kiedy minął ją bez słowa i ruszył tylko sobie znanym kierunku. Zirytowała się. — Słyszysz, co do ciebie mówię, czy będziesz udawać głuchego?

Nie zareagował na jej słowa. Nie zatrzymał się, nie odwrócił głowy w jej stronę, zupełnie jakby słowa porwał wiatr w połowie drogi. Podbiegła do niego, kiedy prawie znikał z jej pola widzenia i chwyciła go za ramię, zatrzymując tym samym w jednym miejscu. Spojrzał na nią zdziwiony.

— Coś się stało?

— Nie słyszałeś jak do ciebie mówiłam? — spytała zdezorientowana.

— A mówiłaś coś? Nic nie słyszałem.

Kolejny dreszcze przeszedł przez jej ciało. Spojrzała przed siebie, a jej oczą okazał się widok taki, jaki zapamiętała z kartek znalezionych przez nią w rzeczach braci. To miejsce przypominało normalną ziemię, a tuż po niej gęsty las. Jednak coś przyciągnęło jej uwagę. A raczej ktoś.

— Widzisz go? — szepnęła w jego stronę, wskazując głową w człowieka, który stał przodem do lasu. Smród jaki dostał się brutalnie do jej nozdrzy dostatecznie dał jej znać, że bez zatykania nosa i oddychania ustami daleko nie przejdzie. — Że też jeszcze nie padł od tego smrodu.

— Ostrzegałem — skwitował jedynie i ruszył przed siebie. Rozejrzał się dookoła, uważnie przyglądając się najmniejszym szczegółom, a w jego głowie utworzył się obraz ostatniego pobytu. Chciał sprawdzić, czy ktoś nieproszony był tutaj. Jednak nic nie zauważył. — Mówiłem, że nic już tutaj nie ma. Policja dokładnie wysprząta teren, nie zostawiając nic mi do roboty. Świnie jedne...

Wtedy człowiek odwrócił się do nich, a spojrzenie dziewczyny z jego się skrzyżowały. Wstrzymała oddech na chwilę, nie wiedząc jak się oddycha. Był to mężczyzna w wieku Alevva, jednak jego spojrzenie... ono nie było normalne. Błyszczało jak miliony błękitnych brylantów, ale jeszcze coś było. W jego spojrzeniu jarzyło się coś niebezpiecznego.

Mężczyzna zaczął zbliżać się do nich, a jej własne nogi ruszyły w jego stronę. Znów czuła jakby po jej organizmie rozlała się trucizna. Zalewała wnętrze, wciągając wszystko ze sobą.

Żywy nie ma wstępu do nieba, a martwy nie może zstąpić na ziemię. A jednak zdarzają się wyjątki.

~...~
Trochę się spóźniłam, ale jest! Miłej nocki i do następnego rozdziału.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro