Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 2

Można by się rozpisywać, jak to życie potrafi być przewrotne, brutalne i niezrozumiałe. A najlepsze jest to, że wcale takie nie musi być. Może być niezrozumiałe, wszystko może walić się jak domek z kart, ale nadal się żyje.

Jednak tego nie można powiedzieć o zmarłych. O duchach, demonach i Bogach. Jednak ta kwestia jest na inny rozdział.

Czasami życie może obrócić się o sto osiemdziesiąt stopni. Wtedy nie wiemy, co się z nami dzieje, gdzie jesteśmy i co robimy. Akurat w takim miejscu, o tym czasie. Ona też nie wiedziała, a mimo to parła do przodu, by się dowiedzieć prawdy.

Leżała na łóżku, jakby była w błogim śnie. Wczorajsze wydarzenia wykończyły ją, ale ta niewiedza zabija ją od środka. W głowie krąży jej tylko jedno zdanie, które usłyszała pewnego mroźnego wieczora;

— Miasto wstrząsają potworne doniesienia. Ludzie znikają i już się nie odnajdują, lub odnajdują się, ale martwi. Ofiary nie można rozpoznać, ponieważ jej ciało zostało doszczętnie zmasakrowane, tak jakby bawiło się nią dzikie zwierzę. Ten widok śni mi się po nockach. — usłyszała od Isaaca. Noah cicho westchnął, po czym zaczął zmieszany;

— Jednak też ludzie odnajdują się, czasami. Są nieprzytomni, a gdy nie budzą, nic nie pamiętają sprzed kilku ostatnich lat. To wszystko jest straszne pogmatwane, w dodatku władze wcale tego nie ułatwiają.

— Myślisz, że co możemy zrobić?

— Czekać. Zobaczyć gdzie najczęściej się pojawią ofiary i porównywać te miejsca. Wtedy i namierzy sprawcę.

— Jeśli on sam nas nie dorwie. Płotki robią swoje.

— Wiem.

Spojrzała w sufit leniwym wzrokiem. Przymknęła lekko powieki, nasłuchując jak liście chwieją się pod wpływem wiatru. Taka spokojna cisza musiała w końcu zostać drastycznie przerwana. Nagły dźwięk klaksonu, który rozległ się po osiedlu, sprawił, że spadła na podłogę z hukiem.

Niespodziewany odgłos sprawił, że myślami wróciła na ziemię i to dosłownie. Wyjrzała przez okno, by sprawdzić, kto doszczętnie zniszczył jej głębokie zamyślenie. Ze samochodu zaparkowanego koło jej domu wysiadł wysoki brunet, którego urodą mogła by zmylić nie jednego. Wyglądał na przynajmniej trzydzieści lat, jednak w rzeczywistości nawet blisko nie miał tego wieku.

— Havan! — krzyknął unosząc głowę do góry, by mogła go dostrzec. Pomachał jej na przywitanie i uśmiechnął się. — Jest Isaac?

— Nie ma go. Wyjechał z samego wschodu słońca i tyle go widzieli. Jak zwykle z resztą — zniknęła z jego pola widzenia, by po chwili otworzyć przed nim drzwi i zapraszając go do środka. — Myślisz, że w południe zastaniesz go w domu?

— Warto mieć jakieś nadzieje — wzruszył ramionami i wszedł do środka. Udał się prost do kuchni, po chwili parząc sobie kawę. — Dawno go nie widziałem, więc pomyślałem, że zastanę go tutaj chociaż.

— Nadal nie chce cię widzieć? — spytała, opierając się o framugę i mierząc go przenikliwym wzrokiem. —

— Zaprzeczyć nie mogę, jednak skłamałbym gdybym powiedział, że tak  — zalał kubek po brzegi i chwycił go. Postawił na stole, zasiadając do niego. — Nie uwierzył mi, kiedy wszystkiemu zaprzeczyłem. Znamy się tyle lat, a on uwierzył jakiemuś obcemu człowiekowi, którego znał przez pięć minut niż mi. Nie kiwnął nawet palcem, kiedy wywalili mnie za drzwi. Kiedy kazali oddać wszystko, co posiadałem. Kiedy...

— Alev — przerwała mu. Ten spojrzał na nią. — Nigdy ci nie wybaczy, taka jest prawda. Nie, jeśli będziesz się użalać pół życia, zastanawiając się, co spieprzyłeś.

— Więc co proponujesz? Mam go zacząć błagać na kolana o wybaczenie?

— Słyszałeś o tajemniczych zaginięć w naszym mieście? — kiwnął głową potwierdzająco. — Policja do teraz nie potrafi powiedzieć, co dokładnie się stało, a media wrzą od teorii. Ludzie panikują, jak dzieci we mgle, a władze to wykorzystują.

— Podobna sprawa była, kiedy jeszcze mnie nie zwolnili. Tajemnicze zniknięcia, tylko że na granicy naszego miasta. To tam zabito policjanta, który akurat wtedy patrolował okolice. Od niego wszystko się zaczęło.

— Jeśli tam wszystko się zaczęło, to dlaczego tego nie zbadają dokładnie? To coś pochłania coraz więcej ofiar, a oni siedzą na dupie i nic nie robią.

— Dlatego, że sami nie są do końca pewni, co to takiego. Boją się, tchórze jedni, a jeśli ktoś bardziej interesuje się sprawą - wyeliminują go.

— Tak jak było z tobą. — przytaknął skinięciem głowy. Nadal miał urazę do nich, że tak go potraktowali. Chciał pomóc miastu, a jedyne co zrobił, to stracił robotę i przyjaciela.

Służby odsuwały od sprawy tych niewygodnych ludzi, którzy starali się na własną rękę, ale nie zawsze wnieść coś nowego do tajemniczych zniknięć. Coś, co pomoże zapobiec następnym tragediom, ale oni zostali z niczym. Odsunięci od sprawy, wyrzuceni z roboty. Tak działały miejskie służby, i choć dla niej było to zupełnie nie zrozumiałe, jednak miała plan w głowie. Jeśli nie zamierzają nic z tym zrobić, tylko obserwować - trzeba sprawę wziąć we własne ręce.

— Co ty na to, aby zakończyć te sprawę własnoręcznie? — uniósł brew na jej słowa. — Sami rozwiążemy sprawę, bez niczyjej pomocy.

Nareszcie zaczyna robić się ciekawie.

— Nie jestem do końca co do tego przekonany. Zwłaszcza, że będziemy mieć władzę na ogonie, a twoi bracia wcale nie ułatwiają sprawy.

— Zawsze jakaś sprawa wiąże się z ryzykiem. Isaac i Noah zajmują się sprawą, ale nic nie ustalili. Stoją w martwym punkcie, co możemy wykorzystać. Pod ręką mamy wszystkie przydatne informacje, wystarczy poszukać i przy okazji nie dać się złapać. Bułka z masłem.

— Chyba czerstwa bułka. Uparta jesteś jak osioł, wiesz?

Uderzyła obiema dłońmi o stół, na co podskoczył z miejsca na niespodziewany dźwięk. Spojrzał na nią.

— Jutro zaczynamy — rzuciła z uśmiechem na twarzy. Upił łyk kawy. — Spotykamy się o tej samej porze tutaj. Poszukam jakiś informacji u nich, a ty rób, to co robiłeś dotychczas.

Upił kolejny łyk. Zawiesił wzrok na ścianie, wyobrażając sobie następne dni, spędzone na czytaniu papierów, obmyślaniu planu, może i nawet kogoś postrzeli. Uśmiechnął się na samą myśl. Sprawca zapłaci za to wszystko, co zrobił.

— Zgoda. W razie czego dzwoń, ja muszę już spadać do siebie — wstał od stołu i skierował się w stronę wyjścia. Jego dłoń złapała zimną klamkę, jednak nie otworzył drzwi. — Przekaż Isaacowi mały prezent ode mnie. Leży na komodzie.

Usłyszała, jak drzwi zamykają się, a jedyne co było słychać, to odchodzące kroki. Wyszła z kuchni i skierowała się w stronę wspomnianej komody. Na niej leżało małe pudełeczko, związane w kokardę. Chwyciła je i przyjrzała mu się. Do wstążki była przyczepiona mała karteczka, na której widniał napis do Isaaca. Potrząsnęła nim delikatnie, by usłyszeć ciszy brzęk małej rzeczy, obijającej się o wnętrze.

Może to pierścionek?

Prychnęła pod nosem przez usłyszany w głowie głos. Od zawsze było wiadome, że Alev zakochał się w Isaacu, ale ten baran nie dostrzegał tego. Dlatego bolało go, że ten nie stanął w jego obronie, kiedy wywalali go z roboty. Czuł, jak połowa jego serca łamie się bezpowrotnie.

Dlatego też miał wątpliwości, co do brania sprawy we własne ręce. Gdyby go spotkał, co by mu powiedział? Co bym zrobił, gdyby ten sam wzrok spojrzał na niego, raniąc go jak ostrze noża, które się w niego wbijały.

— Przekonamy się o tym już za chwilę. — mruknęła do siebie, kiedy drzwi otworzyły się. Spojrzała w ich stronę, kiedy Isaac wszedł do środka.

— Co to takiego? — spytał, wskazując palcem na pudełko, które trzymała.

— Dla ciebie od Aleva — wystawiła w jego stronę rzecz, a jego twarz wyrażało zdziwienie po usłyszeniu jego imienia. — Otwórz.

— Nie teraz — rzucił w jej stronę, zdejmując buty i chowając je w szafce. Ominął ją, w międzyczasie zabierając jej pudełeczko, zanim ona się zorientowała, zniknął z jej pola widzenia. — Nie przeszkadzaj mi dzisiaj!

Usłyszała krzyk z góry, przez co domyśliła się, że poszedł do swojego pokoju. Następnie drzwi ponownie otworzyły się, a w nich stanął Noah. Wyglądał... strasznie.

— Przypominasz mi trupy z filmów, a raczej horrorów. — skomentowała, skanując go całego wzrokiem. Ten tylko mruknął coś pod nosem, po czym udał się do kuchni. Ruszyła za nim, a tam zastała chłopaka siedzącego przy stole ze głową położoną na meblu. Po chwili się dało usłyszeć ciszę pochrapywanie. Zasnął.

Torba.

Spuściła wzrok na torbę rzucaną nieschludnie koło krzesła. Wróciła wzrokiem na brata. Miał lekki sen, przez co najmniejszy szmer mógł go zbudzić. Porzuciła myśl o przeszukaniu torby i odwróciła się tyłem. Ruszyła w stronę salonu i sięgnęła po koc. Wróciła do kuchni i zarzuciła go na plecy chłopaka. Następnie ruszyła w stronę schodów, jednak zatrzymała się w połowie drogi. Jej telefon zawibrował, co oznaczało przychodzącą wiadomość. Spojrzała na ekran, gdzie widniał nadawca i treść.

Od: Alev

Dowiedziałaś się czegoś? Widziałem, jak Isaac wchodził do domu.

                                                                                                   Ty
                                           Niestety nie. Dałam mu prezent od ciebie, powiesz mi co było środku? 

Alev
Pewnie niedługo sama to odkryjesz.

Zgasiła wyświetlacz telefonu, kiedy usłyszała huk. Szybko pobiegła do pokoju Isaaca, skąd pochodził dźwięk. Wparowała do środka, a w nim ujrzała bałagan gorszy niż na wysypisku. Wszystkie rzeczy, które dotychczas były na pułkach, teraz znalazły się na podłodze. W środku kosza na śmieci dostrzegła pudełko od Aleva. Wyrzucił je, nawet nie otwierając go. Wstążka była nietknięta.

— Co ty tu robisz? — spytał z wyraźnym rozdrażnieniem w głosie.

— Trudno było nie przyjść, kiedy robisz remont pokoju. Pewnie nawet sąsiednie miasto usłyszało cię.

— Nie twój interes, a teraz wynocha. — usiadł na podłodze, plecami do niej. Zachowywał się jak małe dziecko. Schyliła się i szybko chwyciła pudełeczko z kosza. Następnie wyszła z jego pokoju, mając nadzieję, że nie zauważy zniknięcia rzeczy. Chociaż widząc co zrobił z pokojem, nie przejął by się zniknięciem. Wręcz przeciwnie - cieszyłby się, że zniknął z jego pola widzenia.

Ruszyła w stronę pokoju, zamykając go. Podeszła do łóżka i usiadła na nim. Pociągnęła za wstążkę i otworzyła pudełko. Jej oczy rozszerzyły się na widok rzeczy, znajdującej się w środku.

A nie mówiłem.

W sam środek był włożony pierścionek z czerwonym rubinem. Isaaca ulubionym kolorem. Wyjęła go i przyjrzała mu się z bliska. Był przepiękny, a chłopak go wyrzucił, jak bezwartościowe gówno.

Prezentów się nie wyrzuca.

-*-

Przepraszam za tak chujowy rozdział, ale następny będzie o wiele lepszy.
Powodzenia dla każdego, kto zaczyna rok szkolny. Może uda się dotrwać do czerwca.
Nie może a na pewno. U mnie zaczyna się ciekawe zjawisko, nazywane „pierwszakami" w szkole średniej.
Miłej nocy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro