VII ❝Prośba o wybaczenie❞
Ludwig od jakiegoś czasu nieprzerwanie krążył po swym biurze, trzymając przy tym dokumenty dotyczące nowej ustawy, której wprowadzenie zaproponował niemiecki rząd. Początkowo robił to, zajmując niezwykle drogie i wygodne krzesło, lecz niemoc w skupieniu się zmusiła go do wykorzystania umiejętności, którą dzierżą w większości kinestetycy: chodzenia po pomieszczeniu, by myśli skierować w odpowiednią stronę. Do grona kinestetyków nie należał, ale mimo wszystko nie zaprzestawał swego spaceru, chcąc chociażby oddalić od siebie swoje zmartwienia. Z bólem musiał przyznać, iż nie działało.
Jedna z myśli męczących przedtem jego umysł znalazła swoje ujście w rozmowie z Feliciano. Okazało się, że Włoch nie był na niego obrażony i obiecał spotkanie, gdy tylko Beilschmidt znalazłby wolną chwilę, na co Niemiec oczywiście z radością przystał. Nękało go już wtedy coś innego. Wizyta złożona przez Polskę.
Musiał przyznać sam przed sobą, że nigdy nie widział aż takiej paniki u Feliksa. Obserwując Łukasiewicza, zauważył jak jego beztroska osobowość potrafi się przeistoczyć w czysty chłód, gdy konfrontuje się z wrogiem. W przypadku pojmania zimnu towarzyszyła również czysta bezczelność. Polskę naprawdę można było nazwać niesamowitym państwem ze względu na jego podejście do wszystkiego. Miał mnóstwo negatywnych cech, ale wciąż potrafił je rozłożyć na tyle, by wynieść z nich jak najwięcej korzyści.
Raz przyszło Ludwigowi zobaczyć blondyna w momencie słabości. Na konferencji, tuż po jednym z najtragiczniejszych wydarzeń w historii ludzkości, czyli drugiej wojnie światowej. Widocznie Łukasiewicz nie miał prawa przeciwstawić się wtedy Rosji, możliwe że zaczynał postrzegać całą walkę, którą przeżył jako niepotrzebną, gdyż i tak skończył zniewolony. Wszystko przyjął ze spokojem, choć jeszcze nikt nie miał pojęcia jak bardzo pozorny on był.
Wpadli na siebie wtedy w męskiej toalecie, gdzie Feliks z płaczem i drżącymi dłońmi próbował się uspokoić. Dostrzegając czyjąś obecność, wszedł do kabiny. Pomimo upływu kilku minut, Ludwig nie mógł zobaczyć jak wychodzi, więc sam opuścił pomieszczenie.
Gdy Polska go odwiedził, poczuł niepokój. Po usłyszeniu powodu jego przybycia, niepokój ten tylko się wzmógł.
Jak szybko Łukasiewicz się pojawił, tak szybko też wyszedł. A Ludwig nie mogl powstrzymać ścisku żołądka.
Wykonał telefon, prosząc by przebywający niedaleko Francja z Hiszpanią przyszli. Mężczyzni słysząc, że chodzi o Gilberta, zgodzili się. Zbliżała się data kolejnej konferencji, więc część z państw już pojawiła się w Berlinie, gdzie miała się ona odbyć. Dzięki Bogu.
Usłyszał pukanie. W sercu rozpaliła się niewielka, choć niezmiernie złudna iskra nadziei, iż zobaczy za drzwiami swojego brata. Entuzjazm opadł, kiedy przypomniał sobie o swojej rozmowie z Francisem. Westchnął ciężko i poszedł sprawdzić kto przybył.
Mówiono, że nadzieja matką głupich, lecz w tamtym przypadku Ludwig nie byłby w stanie tak powiedzieć, chyba poraz pierwszy w swoim dość długim życiu.
Zobaczył Gilberta. Wyglądał na zmęczonego, z jego czerwonych oczu biła niesamowita ulga, a pod nimi w kształt półksiężyca formowały się mocne cienie, których wcześniej nie dostrzegł. Białe włosy Prusa pozostawały w o wiele większym nieładzie niż zazwyczaj. Mężczyzna uśmiechał się delikatnie. Prawdopodobnie pierwszy raz od dłuższego czasu szczerze się uśmiechał.
— West... — zaczął starszy, lecz nie zdołał dokończyć wypowiedzi. Młodszy ruszył w jego kierunku, zamykając go w szczelnym, braterskim uścisku. Jasnowłosy powoli pogładził swymi bladymi dłońmi plecy Ludwiga. Zanim Prusy zostały rozwiązane, często tak robił, gdy blondyn miał jakikolwiek większy problem. Tak samo jak wtedy, udało mu się go uspokoić.
— Bruder, przepraszam... — wymamrotał cicho Niemcy, nie puszczając Gilberta. Wstydził się jak bardzo odsłonił samego siebei w tamtej chwili.
— Nie zawiniłeś - zapewnił go Prusy. — To ja.
Stali tak przez moment w ciszy. Obydwoje tego najwyraźniej potrzebowali jak nigdy wcześniej. Ukojenie przybrało bardzo powolne tempo, lecz przez uczucia przemierzające ciała mężczyzn, nie byli oni w stanie się mu oprzeć. I trwali w ten sposób przez dłuższą chwilę.
— Jak długo się przytulają? — padło pytanie zadane nieco rozbawionym głosem.
— Około kwadrans, ale nie miałem serca im przerywać i przypominać, że także tu stoję — przyszła odpowiedź.
Bracia odkleili się od siebie delikatnie zawstydzeni. Gilbert podrapał niezręcznie swój kark, jakby w geście przeprosin w stronę Feliksa, którego rękę po chwili delikatnie złapał z uśmiechem.
Przed nimi stali Francis wraz z Antoniem, którzy pomimo figlarnych wyrazów twarzy, zdawali się być niezwykle zmartwieni.
— Cześć, Gilbi — przwitał się Hiszpan, mniej radośnie niż zwykle.
Beilschmidtowi to wystarczyło, by przytulić na raz obydwu przyjaciół. Mężczyźni odwzajemnili uścisk niemalże od razu, klepiąc go po plecach. Widok tej sceny powodował u Ludwiga i Feliksa uczucie, że są świadkami intymnej części przyjaźni pomiędzy przytulającymi się krajami (i Prusami).
— Przepraszam — powiedziała cała trójka w tym samym czasie.
Puścili siebie nawzajem, posyłając sobie zabójcze spojrzenia.
— Nie, to ja przepraszam — ponownie wypowiedzieli swoje słowa jednocześnie.
Ludwig się uśmiechnął. Feliks zachichotał. Spojrzeli na siebie porozimiewawczo, był to prawdopodobnie pierwsza tego typu przeżyta przez tę dwójkę chwila. Myśl ta sprawiła, że obydwaj się serdecznie zaśmiali.
— Dziękuję, że go uratowałeś, Feliksie — szepnął cicho Niemcy, zwracając się do niego po imieniu, jakby w wyrazie szacunku.
Łukasiewicz uniósł lekko prawą brew, spoglądając z dołu na wyższego blondyna. Kąciki jego ust podniosły się delikatnie.
— Niepotrzebnie dziękujesz... Ludwigu — odparł po sekundzie zawahania. Beilschmidt zdawał się niewidocznie uśmiechać.
— Potrzebnie — zaprzeczył niebieskooki pewnie. — Poza tym, przepraszam, że mnie tam wtedy nie było. Naprawdę żałuję tego, jak go potraktowałem. — Rzucił odruchowe spojrzenie na brata.
Polska również spojrzał na Gilberta. Chwycił Ludwiga uspokajająco za ramię i lekko przejechał po nim dłonią.
— Ważne, że jesteś teraz.
***
Natalia poranek spędziła na szybkim sprawdzaniu zawartości swojej walizki. Musiała się wybrać, choć niechętnie, na konferencję krajową, którą miała się odbyć w przeciągu następnego tygodnia. Miejsce spotkania zdecydowanie jej nie odpowiadało, ale uznała, że i tak wybierze się tam wcześniej, aby choć trochę czasu spędzić ze starszym rodzeństwem i znajomymi.
Wzdychając głeboko, usiadła na miękkim, ciemnozielonym fotelu ustawionym w salonie, tuż przy niewielkim stoliku do kawy. Rozluźniła wszystkie mięśnie, w międzyczasie kopiąc swój bagaż lewą nogą, by nie przeszkadzał jej w ostatnich chwilach relaksu przed wyjazdem. Przymknęła delikatnir powieki, rozkoszując się świeżym powietrzem obecnym w pomieszczeniu dzięki uchylonym oknom. Nim zdążyła spojrzeć na zegarek w celu skontrolowania czasu pozostałego jej na odpoczynek, usłyszała głośny dzwonek do drzwi. Z ust kobiety wydobyła się krótka wiązanka przekleństw, zarówno polskich, angielskich, ukraińskich, rosyjskich, litewskich niemieckich jak i białoruskich. Podniosła się z fotela i mimowolnie przy tym otrzepała spódnicę w zieloną kratę, poprawiła czarny sweter i podciągnęła ciemne rajstopy. Zarzuciła swoje blond włosy do tyłu nieco zirytowana i podeszła do drzwi.
Nie kłopocząc się nawet zerknięciem przez wizjer, Natalia otworzyła wrota prowadzące do jej domu, gotowa na wygonienie osoby, która miała zamiar zawracać jej głowę w tak ważnym dla niej momencie.
Jak wielkie zdziwienie poczuła, widząc stojącego w progu Litwę. Na jego twarzy malował się charakterystyczny ciepły uśmiech, a policzki zdobiły lekkie rumieńce.
— Niespodzianka? — zaśmiał się serdecznie mężczyzna.
Blondynka rzuciła mu wściekłe spojrzenie.
— Nie lubię niespodzianek — warknęła, krzyżując ręce na piersi. — Mówiłam, abyś tym razem nie przyjeżdżał po mnie, mogę poradzić sobie sama.
Laurinaitis z miłością spojrzał na Arlovskayę i delikatnie pogłaskał jej głowę.
— Nie wątpię — powiedział po chwili. — Po prostu chciałem spędzić z tobą trochę czasu, Natalko.
Na dźwięk swojego imienia i po zrozumieniu słów Litwina, kobieta odruchowo odwróciła głowę z zawstydzenia. Nie rumieniła się. Nigdy się nie rumieniła.
Nie minęła minuta, a Białoruś odwróciła się na pięcie, by zabrać z domu walizkę oraz torebkę. Przystanęła jednak w półkroku, zyskując pytające spojrzenie od Litwy.
Niewiele myśląc, gwałtownie do niego podeszła, składając na ustach mężczyzny długi, namiętny pocałunek.
Laurinaitis złapał dziewczynę w talii i całym sobą oddał się pieszczocie zaoferowanej przez Natalię. Ta wplątała palce w jego włosy, pozostawiając je w nieładzie.
Gdy parze zabrakło oddechu, oderwali się od siebie, ciężko dysząc. Spojrzeli sobie w oczy, dokładnie się przyglądając sobie nawzajem.
— Za co to było? — zachichotał łagodnie szatyn, uśmiechając się do Białorusinki.
— Nie mogę już podziękować swojemu chłopakowi? — zapytała z lekkim wyrzutem w głosie.
— Oczywiście, że możesz — zapewnił ją Laurinaits szybko. — Po prostu mnie zaskoczyłaś.
— Wybacz - mruknęła. — Dziękuję, Tolysie.
Ta chwila uczyniła Litwę najszczęśliwszym stworzeniem na ziemi. Tuż po zaniesieniu do samochodu bagażu Natalii, napisał do Feliksa, by zapytać o postęp w sprawie Gilberta. Odpowiedź dostał po kilku minutach. Uśmiechnął się na myśl, że nie tylko on miał powód do radości.
***
Konferencja mająca na celu wyjaśnienie pewnych międzynarodowych spraw lub problemów przebiegła stosunkowo dobrze. Sytuacja na świecie nie była dobra, lecz na tamtą chwilę zdecydowanie pasowało na nią określenie stabilna.
Za interwencją Ludwiga, Prusy został nieoficjalnym uczestników wszystkich rozmów. Wypowiadając się, miał uwzględniać samego siebie jako część Niemiec, ale czasami mimowolnie rzucał kilka rad w stronę Polski, któremu chciał pomóc z bardzo kontrowersyjnymi wydarzeniami w jego państwie.
Zaraz po zakończeniu obrad, chłopcy usiedli obok siebie na ławce w pobliskim parku, delikatnie chwytając swoje dłonie. Nastawał wieczór, ściemniało się. Widok mimo wszystko wciąż był piękny, a pobliskie ulice wypełnione ludźmi.
— Naprawdę kocham Berlin — westchnął Beilschmidt rozmarzony. Kątem oka spojrzał na Feliksa, uśmiechając się, co ten odwzajemnił.
— A ja kocham ciebie — zaśmiał się Łukasiewicz, składając krótki pocałunek na ustach Prusa. — Czyli już jesteśmy razem? Tak oficjalnie? — zapytał, chcąc mimo wszystko się upewnić, czy przypadkiem nie utkwił w jakiejś sennej rzeczywistości.
— Jesteśmy razem — potwierdził Gilbert, gładząc policzek Feliksa. Gest ten miał w sobie niezwykłe pokłady intymności rozumiane jedynie przez tę dwójkę. Złotowłosy położył swoją dłoń na tę mężczyzny i rozkoszował się tą chwilą, mrużąc lekko oczy. Albinos nieświadomie unosił kąciki ust na ten widok. — Tak oficjalnie — dodał, by trochę dokuczyć swojemu chłopakowi. Miał ochotę westchnąć, gdyż to słowo tak pięknie brzmiało w jego głowie.
Para zbliżyła się do siebie, tworząc scenę pełnego miłosci oraz czułości pocałunku pomiędzy dwoma stęsknionymi za sobą ludźmi. Trwał on niezwykle długo, a oni obydwaj ani trochę nie przywykli do motyli łaskoczących ich od środka coraz bardziej z każdą chwilą.
Usłyszeli kroki, które nieumyślnie zignorowali, zatraceni w sobie.
— P-polska? — doszedł ich zaskoczony głosik. Niechętnie, acz gwałtownie oderwali się od siebie, szukając jego źródła. - P-prusy?
Przed nimi stało kilka państw, które tuż po konferencji zadeklarowały się, że pójdą się napić. W gronie tym znajdowały się Ukraina, Białoruś, Litwa, Rosja, Ameryka, Kanada, Anglia, Francja, Węgry, Czechy, Słowacja, Włochy, Romano, Niemcy Hiszpania, Estonia oraz Łotwa, który był osobą odzywającą się zaledwie kilka sekund wcześniej.
Natalia nie pokazywała po sobie zaskoczenia, lecz w pierwszej chwili widocznie uchyliła usta. Yekaterina wraz z Raivisem, Jakubem i Matthew wydawali się być bardzo zdziwieni całą sytuacją i nie odnajdowali się tam. Erzsébet oraz Radmila wyglądały na urażone faktem, że dowiedziały się dopiero teraz. Francis z Antoniem cicho naśmiewali się z przyjaciela, choć za zachowanie ochrzaniał ich porządnie Lovino, niemniej jednak widocznie zszokowany widokiem ujrzanym przez niego chwilę temu. Feliciano już zaczynał składać gratulacje, gdy Ludwig z Tolysem tylko uśmiechali się rozbawieni, będąc jedynymi w pełni obeznanymi w tym wszystkim.
— Musimy to opić! — zawołał tylko Ameryka. Nikt nie protestował, a w tle było tylko słychać ciche ,,Przyznaję, nawet ja się tego nie spodziewałem" z ust Rosji.
Para wiedziała, że nie będą w stanie utrzymać swojego związku w tajemnicy, lecz nie mieli pojęcia jak szybko ta informacja dopłynie do tak dużej ilości osób.
Wzruszyli na to tylko ramionami. Mogli żyć z myślą, że są naprawdę szczęśliwi.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro