Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

18. Zaręczyny


Tygodnie mijały,  przez zamek przewijało się wielu adoratorów. Jednak Mary do żadnego nic nie poczuła. Wciàż myślała o Eskelu. Chyba mu się nieudało...
Dziewczyna westchneła i wyszła z pokoju. Poszła pod mury przejść się. Uwielbiała to miejsce. Kwiaty i soczysta trawa. Położyła się i oglądała niebo. Białe obłoki spokojnie wędrowały tworząc przeróżne kształty.
- Mary? - usłyszała męski głos. Sir Viktor. Nie wie co to odmowa. Powiedziała mu już że nie chce za niego wyjść, a on nic.
- Tak?
- Zastanawiałem się czy to ty czy jakaś leśna nimfa
- To ja - zaśmiała się i wstała.
- Pani, czy zaszczycisz mnie swym towarzystwem? - spytał uwodzicielsko.
- Viktorze, czemu nie wracasz do siebie? - westchneła.
- Wróce, ale tylko z tobą
- Przecież wiesz, że czekam na kogoś...
- Na sir Eskela - przerwał jej. Mary straciła dech. W całym zamku była to tajemnica.
- Skąd wiesz?
- Wiem znaczenie więcej, Lady - podszedł do niej bliżej. Tak blisko, że ich oddechy się mieszały.
- Jeśli komuś powiem, że nie jesteś czysta, zostaniesz pohańbiona - dziewczyna na te słowa otworzyła usta zdumiona. Wykorzystał to rycerz i pocałował ją namiętnie. Gdy oprzytomniała, lady odepchneła go i spytała oburzona.
- Jak śmiesz?!
- Nic dziwnego że wszyscy cię pragną. Piękna i to z charakterem. Zrobimy tak. Wyjdziesz za mnie, a nikt się niedowie. Będę dobrym, wiernym i kochającym mężem, a z czasem odwzajemnisz mą miłość. - powiedział z uśmiechem. Mary chciała wykrzyczeć mu NIE w twarz, jednak wyobraziła sobie minę rodzicow, gdy się dowiedzą... Łzy staneły jej w oczach.
- Dobrze - szepneła.
- Nie smuc się, Mary. Uszczęśliwie cię - pocałował ją w czółko i odeszli razem oznajmić Lady Caroline i sir Evanowi szczęśliwą nowinę. Wszyscy byli uradowani, prócz Mary, Klemensa i Artura. Wiedzieli, że go nie kocha, lecz nie wiedzieli czemu to robi. Jutro w południe odbędzie się ślub. Nic nie jest ważniejsze od miłości. Powinna się niezgodzić, lecz kocha swoich rodziców również. Może Viktor ma racje i z czasem go pokocha. Nawet jeśli on nie da jej szczęścia to dadzą je jej córki. Albo synowie. To będzie rodość jej życia.
Nagle usłyszała pukanie.
- Proszę - powiedziała. Do pokoju wszedł sir Arthur.
- Miło cię widzieć - przytuliła się do niego.
- Ciebie też, mała, ale przyszedłem porozmawiać
- Chyba nawet wiem o czym - powiedziała siadając zrezygnowana spowrotem na łóżku.
- Ja poprostu nie rozumiem. Chciałaś na niego czekać, a teraz co? Wychodzisz za pierwszego lepszego rycerzyka.
- Ja... poprostu muszę
- Dlaczego?
- Bo on wie
- Mary, na litosć boską, co Viktor wie?
- Że nie jestem już dziewicą - krzykneła i zaniosła się łzami. Arthur przez chwile stał oniemiały,potem przytulił jà mocno.
- Wszystko będzie dobrze, mała.
- Wiem, niektórzy mają gorzej.  Poradze sobie. Jestem silna. Małżeństwo to nie wyrok. - uśmiechneła się przez łzy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro