Rozdział 27 - Słońce wzejdzie i spróbujemy ponownie
Najgorsze było wyczekiwanie. Wszyscy czekali, aż Lily się wybudzi. Mijały dokładnie trzy tygodnie od dramatycznych wydarzeń z Sylwestra, a sytuacja się nie polepszała. Byłam przesłuchiwana przez samego Dumbledore'a, ale nie mogłam powiedzieć mu prawdy, jeszcze nie teraz. Musiałam przygotować na to moich przyjaciół i mojego chłopaka – Remusa Lupina. Spotkałam na swojej drodze najwspanialszego mężczyznę na świecie. Nie myślałam, że nasza znajomość tak się potoczy. Zakochałam się bez pamięci w tym chłopaku i nic nie mogło tego zmienić. Byłam gotowa zostawić całą moją przeszłość z tyłu i skupić się na mojej przyszłości z Remusem. Miałam tylko nadzieję, że on i reszta moich przyjaciół mi wybaczą.
Codziennie przed lekcjami odwiedzałam Lily. Jak zwykle, przy jej łóżku James zostawiał bukiet świeżych kwiatów. Z tego co wiem, każda osoba z naszej paczki przychodziła do niej w innej porze dnia tak, aby Lily nie zostawała na długo sama. Tak poleciła nam pani Pomfrey; mówiła, że pomożemy jej się wybudzić. Każdego dnia chwytałam ją za blade dłonie i prosiłam w myślach, aby w końcu do nas wróciła. Gdyby nie ona, byłabym na jej miejscu, albo i gorzej. Mogli mnie gdzieś porwać i torturować. Wtedy nigdy bym nie zobaczyła moich przyjaciół. Postanowiłam sobie w duchu, że jestem dłużniczką Lily do końca życia i zrobię wszystko, aby nigdy się jej nic nie stało.
– Znowu tu jesteś. – Cichy głos ukoił moje myśli. Odwróciłam się i zobaczyłam Remusa, który opierał się o drzwi Skrzydła Szpitalnego. Uśmiechnęłam się smutno do niego. – Nie możesz się tak zadręczać. To nie twoja wina. Uwierz mi, że każdy zrobiłby to samo, a jak Lily się wybudzi to powie ci, że zrobiłaby to jeszcze raz. – Strumień łez spłynął na moją szatę. Remus paroma krokami dobiegł do mnie i mocno przytulił.
– Nie powinna tego robić. Mogła zginąć. – Na samą tą myśl bardziej się rozpłakałam. Chłopak nie wypuszczał mnie z objęć, dopóki się nie uspokoiłam.
– Musisz zrozumieć, że nasza przyjaźń na tym polega, każdy z nas jest w stanie poświęcić swoje życie, aby uratować życie przyjaciela. – Wzdrygnęłam się. Pomyślałam, że nie zasługuje na ich przyjaźń, a oni traktują mnie jak członka rodziny. – Jedynym rozwiązaniem jest się do tego przyzwyczaić. – Remus wstał i podał mi rękę. Ja z niechęcią chwyciłam ją i wyszliśmy ze Skrzydła Szpitalnego. Nie słuchałam wcale, co do mnie mówił mój chłopak. Zastanawiałam się, jak się do tego wszystkiego przyznam.
***
Tygodnie mijały, a u Lily nie było widać poprawy. Dumbledore tłumaczył nam, że dostała bardzo ciężkim i nie do końca znanym zaklęciem. Pani Pomfrey robiła co mogła, ale wydawało mi się, że nie wystarczająco dużo. Codziennie po lekcjach zanosiłem Lily bukiet świeżych kwiatów. Rozmawiałem z nią godzinami, aż nie przychodziła Dorcas ze zmianą warty. Opowiadałem jej, co się dzieje na lekcjach, tłumaczyłem różne zaklęcia, relacjonowałem wszystko, co się odbywało dookoła. Najgorszym momentem było pożegnanie. Chwytałem ją za dłoń i czułem buchające od niej zimno. Oddychała, ale była w innym świecie. Gdy tak trzymałem jej ręce i żałośnie nad nią płakałem, poczułem drżenie. Jej dłoń delikatnie wyrywała się z mojej. Spojrzałem na jej porcelanową twarz. Wpatrywałem się w nią dobre kilka minut, ale nic się nie wydarzyło. Już miałem wychodzić, gdy po całym ciele Lily przeszedł dreszcz. Zaczęła poruszać powiekami i powoli otworzyła oczy.
– Lily? – zapytałem się z niedowierzeniem. Niepewnie wstałem ze szpitalnego krzesła. – Liluś, słyszysz mnie? – Dziewczyna delikatnie pokiwała głową. Spojrzała na mnie zmęczonym, nieobecnym wzrokiem i chwyciła moją dłoń. Uradowany rzuciłem się na jej drobne ciało. W odpowiedzi usłyszałem syk bólu. – Przepraszam, zapomniałem, że miałaś złamane żebra. Zawołać paniąPomfrey? – Lily spojrzała na mnie ze zdziwieniem.
– Co się stało? Gdzie ja jestem? – wyszeptała z trudem. – Kim ty jesteś? – To pytanie zmroziło całe moje ciało. To niemożliwe, że Lily nie pamiętała, kim jestem.
– Nie pamiętasz mnie? – zapytałem. W tym momencie dołączyła do nas uradowana pielęgniarka. Z ogromnym uśmiechem na ustach poprawiła rudowłosej poduszkę i podała jej coś do picia. Sprawdziła różdżką parę rzeczy i pobiegła po Dumbledore'a i resztę moich przyjaciół. Zjawili się w ułamku sekundy.
– Lily, dobrze, że się wybudziłaś. – Ciepły i kojący głos rozbrzmiał w całej Sali. – James, czemu jesteś smutny? – zapytał się dyrektor i położył kościstą dłoń na moim ramieniu.
– Ona chyba mnie nie pamięta – powiedziałem i zagryzłem wargę. Starałem się powstrzymać od wybuchu płaczem. Lily na mnie spojrzała i słabo się uśmiechnęła.
– Chciałbyś, Potter – wyszeptała, a ja otworzyłem szeroko usta. Po chwili gorzko się zaśmiała, a w jej ślad poszli dyrektor z pielęgniarką i resztą przyjaciół. Kręciłem z niedowierzeniem głową. Nawet w takiej sytuacji Evans musiała pokazać swój pazurek. Chwyciłem jej dłoń i mocno ją pocałowałem. Przyłożyłem ją do swojego policzka i zamknąłem oczy. Reszta przyjaciół delikatnie ją obejmowało, całowało i rozmawiało. Ja nie mogłem uwierzyć, że nasza Ruda żyje.
– Wybaczcie, ale muszę przerwać wam tę niesamowitą chwilę. Chciałbym porozmawiać z Lily. W cztery oczu. – Jęki niezadowolenia towarzyszyły nam do dormitorium. Pożegnałem się z przyjaciółmi i ruszyłem do Wieży Prefektów. Nie mogłem się doczekać, aż Lily wróci.
Umyty i przebrany w piżamę, siedziałem w salonie. Czytałem mugolską książkę, którą kiedyś Lily zostawiła na stoliku. Zegar pokazał godzinę drugą w nocy, więc postanowiłem iść spać. Niestety, sen nie był dla mnie łaskawy i nie umiałem zasnąć. Zarzuciłem na siebie Pelerynę Niewidkę i wyszedłem z Wieży Prefektów. Nogi same zaprowadziły mnie do Skrzydła Szpitalnego. Pod samym oknem łóżko było zajęte przez rudowłosą piękność. Smacznie spała. Niezauważony, podszedł cicho i usiadłem na krześle. Po chwili Lily zaczęła się niespokojnie wiercić i coś mamrotać. Widziałem, jak po jej ciele przechodziły dreszcze i oblewały ją zimne poty. Zrzuciłem Pelerynę i chwyciłem ją za dłonie.
– Liluś, uspokój się. – Starałem się delikatnie ją wybudzić. – Nic ci już nie grozi, jestem przy tobie. – Lily otworzyła wystraszone oczy. Gwałtownie się dźwignęła i zaczęła panikować. Zamknąłem ją w objęciu i czekałem, aż się uspokoi. Usiadłem obok niej i pozwoliłem, aby się o mnie oparła. Zrobiła mi miejsce i spojrzała na mnie tymi swoimi zielonymi oczami.
– Śnił mi się tamten dzień. Widziałam wszystko jak przez mgłę – mówiła cicho i szybko. – Widziałam, jak to zaklęcie mknie prosto na mnie – powiedziała i zaczęła szlochać. Objąłem ją obiema rękoma. Głaskałem ją po spoconych włosach i uciszałem. Chciałem wstać, gdy dziewczyna przestała drżeć, ale chwyciła mnie jeszcze bardziej. – Zostaniesz ze mną? Nie chcę być sama w tym pomieszczeniu – powiedziała, a ja delikatnie kiwnąłem głową. Oboje zasnęliśmy, przytuleni do siebie.
Obudziłem się o szóstej. Ruda nie zmieniła swojej pozycji i dalej trzymała swoją dłoń na moim torsie, a głową przytulała się do mojego ramienia. Jak widać, uspokoiłem ją i nocne koszmary nie powróciły. Powoli i delikatnie wyrwałem się z jej objęć i ruszyłem do Wieży Prefektów schowany pod Peleryną Niewidką. Nie chciałem, aby nakryła nas pani Pomfrey czy Dumbledore, ale bardziej obawiałem się reakcji Lily. Może nie wiedziała, co robi tamtej nocy i mogłaby się wystraszyć. Szybko dotarłem do mojej sypialni i wziąłem zimny prysznic. Spakowałem moją torbę i ruszyłem na śniadanie.
Lekcje minęły mi błyskawicznie. Jak zwykle, szedłem odwiedzić Lily z bukietem świeżych kwiatów. Obawiałem się tego spotkania. Bałem się, że dziewczyna wścieknie się na mnie za to, że zostałem z nią w nocy. Wszedłem do pokoju bardzo niepewnie. Lily spoglądała cały czas w okno. Przespała dzień, w którym pierwszy raz spadł śnieg. Od tamtego czasu nie przestało sypać, a cały Hogwart schował się pod śnieżną kołderką. Rudowłosa delikatnie uśmiechała się na widok spadających płatków śniegu. Zauważyła mnie, gdy w byłem w połowie drogi.
– To dla ciebie – powiedziałem i wręczyłem jej bukiet fiołkowych róż. Ona wzięła je do kościstej dłoni i przysunęła do swojego małego, prostego noska. Wzięłam głęboki oddech i zamknęła oczy.
– Dziękuję za piękne kwiaty, które przynosiłeś mi codziennie. – Na moich policzkach pojawił się rumieniec. – Dziewczyny mi powiedziały. – Uśmiechnąłem się do niej.
– Chciałbym cię przeprosić za dzisiejszą noc. Nie powinien zasypiać obok ciebie, potrzebowałaś mnie, ale nie miałem prawa obok ciebie zasnąć – powiedziałem i spuściłem wzrok na swoje buty. Nerwowo czekałem na jej odpowiedź.
– Nie masz za co przepraszać. Gdybyś nie został wczoraj do końca, nie przespałabym tamtej nocy – odparła Lily i uciekła wzrokiem. – Wstyd mi się przyznać, ale jeszcze parę razy budziłam się w nocy. Dalej śnił mi się ten sam koszmar. Gdy otwierałam oczy pełne łez, przytulałam się do ciebie jeszcze bardziej i od razu zasypiałam. Twoja obecność działała na mnie kojąco i uspokajająco. Dziękuję ci, James – powiedziała Lily i spojrzała na mnie. Uśmiechnęła się szeroko, a ja przykryłem ją kołdrą. Ona odwróciła na bok w stronę okna, a ja cicho się wycofałem. Tamtego dnia uśmiech nie schodził mi z twarzy.
Na wieść, że Lily w końcu mogła wyjść, nie mogliśmy w spokoju robić codzienne czynności. Lekcje czy spożywanie posiłków było katorgą. Nie mogliśmy się doczekać, aż Lily stanie obok nas i będziemy mogli ją normalnie przytulić. Dodatkowo, dzień wyjścia ze Skrzydła Szpitalnego wypadał na urodziny naszej przyjaciółki. To oznaczało wielkie przywitanie i przyjęcie niespodziankę.
Już od samego rana trzydziestego stycznia zaczęliśmy przygotowania. Zdecydowaliśmy się na kameralną imprezę w Wieży Prefektów. Byliśmy pewni, że Lily średnio będzie się czuła w tłumie nastolatków po takiej przerwie. Na środku naszego salonu postawiliśmy ogromną kanapę, aby zmieścić wszystkie zaproszone osoby. Postaraliśmy o delikatne oświetlenie, bo pani Pomfrey zaznaczyła nam, że ostre światło może przeszkadzać dziewczynie. Zamówiliśmy u skrzatów pełno przekąsek i napojów. Załatwiliśmy głośniki, z których będzie leciała sama spokojna i cicha muzyka. Dorcas i Madison weszły do sypialni Lily i posprzątały cały jej pokój. W kącie salonu postawiliśmy mały stolik, a na nim stały prezenty dla solenizantki. Dziewczyna miała wyjść ze Skrzydła po obiedzie, więc mieliśmy jeszcze sporo czasu. Każdy z nas ubrał się najlepiej jak potrafił i czekaliśmy. Mijały minuty, aż drzwi szeroko się otworzyły. Wyszła z nich Lily ubrana w granatowe dresy.
– Proszę, powiedźcie, że macie ze sobą jakieś inne ubranie, niż moje stare i wyciągnięte spodnie. – Wszyscy głośno się zaśmiali i po kolei się z nią witali. Poczekałem na sam koniec, aż będę mógł ją przytulić. Wydawało mi się, że była jeszcze chudsza, niż przedtem. Nasze długie przywitanie przerwały dziewczyny.
– Lily, zabieramy cię do naszego dormitorium, musisz się przebrać – powiedziały dziewczyny i wzięły Lily pod pachę. Wymownie się na nas spojrzały i ruszyły korytarzami Hogwartu. Ja z resztą Huncwotów pognaliśmy do Wieży Prefektów. Musieliśmy dopracować każdy szczegół.
***
Zobaczenie moich przyjaciół było tym, na co czekałam od paru dni. W końcu mogłam każdego z nich przytulić i osobiście podziękować. Oczywiście, że mnie codziennie odwiedzali, ale w murach Skrzydła Szpitalnego czułam się bardzo nieswojo. Po ciepłym przywitaniu, dziewczyny zaprowadziły mnie do mojego byłego dormitorium. Przygotowały mi ciepłą kąpiel, a gdy za długo siedziałam w łazience, wystraszone pukały do drzwi. Po godzinie stałam uczesana, delikatnie pomalowana i ubrana w piękną, czarną sukienkę. Dziewczyny podobnie się wystroiły i ruszyłyśmy w stronę Wieży Prefektów. Kazały mi poczekać przed wejściem, a same wspięły się po krętym schodach. Gdzieś z tyłu usłyszałam szelest. Zaciekawiona, ale i wystraszona spojrzałam w głąb ciemnego korytarza.
– Witaj, Lily. – Cichy i niski szept dotarł do moich uszu. – Nie bój się mnie, nic ci nie zrobię – powiedział mężczyzna i wyłonił się z cienia. Przede mną stał Severus Snape.
– Witaj, Severus. Czym zasłużyłam na twoje odwiedziny? – zapytałam, a mój były przyjaciel nerwowo poruszał rękoma.
– Masz dzisiaj urodziny. Przyniosłem ci prezent – odpowiedział, a ja delikatnie się uśmiechnęłam. Tyle czasu spędziłam w Skrzydle Szpitalnym, że zapomniałam, jaki mamy dzień. Spojrzałam na schody prowadzące na Wieżę Prefektów. Na pewno przygotowali coś dla mnie. – Lily, ja... - powiedział i przerwał. Ciężko było mu to powiedzieć. – Chciałbym cię przeprosić, za to, jak cię nazwałem. Nie powinienem, nie miałem prawa, byłaś moją najlepszą przyjaciółką. Jeśli jest jakaś możliwość, aby wrócić do naszej relacji, zrobię wszystko – powiedział i delikatnie dyszał.
– Dawno ci wybaczyłam, Severusie. – Chłopak powoli i jakby z niedowierzaniem się uśmiechnął. – Ale nie jestem w stanie się z tobą przyjaźnić. Stoimy po dwóch stronach ulicy. Dobrze wiesz, że nie popieram Voldemorta, a ty wybrałeś go dawno temu. Tutaj nasze drogi się rozchodzą – powiedziałam i dodałam – i mam nadzieję, że w porę się nawrócisz. – Chłopak smutno się uśmiechnął, ale pokiwał głową ze zrozumieniem. Usunął się w cień.
– Lily, wszystko w porządku? Słyszałem jakieś głosy – powiedział James, który schodził ze schodów. Pojawił się obok mnie i zauważył mały pakunek w mojej ręce. – Co to jest? – zapytał.
– Prezent urodzinowy od Severusa. – Reakcja chłopaka była przezabawna. Nie wiedział, o co najpierw się spytać.
– Był tu? Obraził cię, zrobił ci coś?! – odparł nerwowo James. Chwycił mnie za ramiona, a potem za twarz, jakby sprawdzał, czy nie mam obrażeń.
– Przyszedł przeprosić za to, co mi zrobił. Jego słowa byłam w stanie mu wybaczyć, ale nigdy nie zgodzę się na powrót do naszej relacji – powiedziałam i chłopak nieco się uspokoił. Już miał otwierać usta, gdy szybko mu je zamknęłam. – Nie mów im, że pamiętam o moich urodzinach. Nie chcę widzieć zawodu w ich oczach – powiedziałam i wepchnęłam pakunek od Severusa w ręce Jamesa. On je szybko schował do kieszeni i po chwili obydwoje ruszyliśmy na górę.
Moim oczom ukazał się całkiem odmieniony salon. Byłam przygotowana na tłok i huk muzyki, ale moi przyjaciele wiedzieli co lubię. Tylko Huncwoci, Dorcas i Madison. Szukałam wzrokiem Daviny, ale chyba wszyscy zgodnie stwierdzili, że tylko ta szóstka ludzi są dla mnie jak rodzina. Moi przyjaciele rzucili się na mnie i zalali mnie życzeniami, a ja aktorsko udałam zaskoczenie. James patrzył z uśmiechem na twarzy na całe to przedstawienie, ale nic nie powiedział. Napłynęły mi łzy do oczu, gdy w końcu mogłam spędzić czas z moimi przyjaciółmi. Położyliśmy się wszyscy na kanapę i nastolatkowie zaczęli mi dokładnie opowiadać, co się działo w murach Hogwartu podczas mojej nieobecności. Po paru godzinach rozmów, Syriusz podał mi prezenty leżące w kącie pokoju. Od dziewczyn dostałam zestaw kosmetyków, od rodziców wspólne zdjęcie w złotej oprawie, a od Huncwotów najbardziej pożądaną przeze mnie książkę: ,,Wielka Księga Magomedyków''. Pocałowałam każdego mojego przyjaciela i okrzyczałam ich, że sprawili mi tak drogie prezenty. Siedzieliśmy jeszcze tak bardzo długo, aż przysnęłam. Dzisiejsze emocje wykończyły mój organizm, który domagał się snu. Obudziłam się, gdy James niósł mnie na rękach do mojej sypialni. Otworzył drzwi nogą i położył delikatnie na moich łóżku.
– W końcu nasza rudowłosa śpiąca królewna się wybudziła – powiedział i usiadł obok mnie. – Nie ma to jak spać we własnym łóżku, prawda? – zapytał, a ja pokiwałam głową. Usadowiłam się wygodniej na mojej wielkiej poduszce.
– Masz prezent od Severusa? Chciałabym go zobaczyć. – James wskazał palcem na moje biurko stojące pod oknem. Na nim leżały jeszcze dwa pakunki. Chłopak wstał i wziął obydwa. Podał mi mniejszy, od mojego dawnego przyjaciela. Rozerwałam starannie zawinięty papier i moim oczom ukazało się zdjęcie. Na nim widniałam dziesięcioletnia ja z młodym Severusem. Staliśmy przed moim domem i trzymaliśmy się za ręce. Uśmiechnęłam się, gdy przypomniałam sobie, jaka wtedy była szczęśliwa. James przysunął do mnie większą paczuszkę. Owinięta była złotym papierem i sznurkiem. – A to od kogo? – spytałam, a okularnik nieśmiało zagryzł wargę. Na ten widok zrobiło mi się gorąco. Delikatnie otworzyłam prezent. Moim oczom ukazała się czarna, skórzana księga. Na przodzie błyszczały złote litery ,,Dla Jamesa''. Otworzyłam pierwszą stronę. Potem kolejne, i kolejne. Na każdej z nich były przyklejone nasze wspólne zdjęcia. Ostatnie, kilkanaście stronic należały do mnie i Jamesa. Na niektórych wyszłam okropnie, niektóre pokazały mi, jak okrutną osobą byłam względem chłopaka. Na ostatniej stronie zauważyłam pochyłe, staranne pismo Remusa.
Nie wiem, czy to kiedykolwiek przeczytasz. Jeśli tak, to wiedz, że ty, Syriusz, Peter, Dorcas... Lily, jesteście dla mnie najważniejsi. I choćby nie wiem co, nikt i nic tego nie zmieni. Dziękuję, że jesteś.
Ps. Nie wkleiliśmy niektórych zdjęć, uznaliśmy wszyscy razem, że zrobisz z nimi co zechcesz.
– James, nie powinnam dostać twojego prezentu! Nie mam prawo! – powiedziałam dosyć głośno. Zamknęłam album i speszona położyłam go na kolanach chłopaka. On wziął go do ręki i przytulił do serca.
– Dostałem go na ostatnie święta. Wtedy, gdy byłaś w ośrodku. – Na wspomnienie tamtego okresu zrobiło mi się słabo i duszno. – Było wtedy źle, Lily. Nie wiedziałem, co o tym wszystkim sądzić. Remus zostawił w kopercie pełno twoich zdjęć. Na początku, nie chciałem na nie patrzeć. – Te ostre słowa trafiły prosto w moje serce. – Ale gdy cię ujrzałem w Pokoju Wspólnym, nie umiałem się nie cieszyć. Może moje zachowanie na to nie wskazywało, ale cholernie się cieszyłem. Od razu przykleiłem twoje zdjęcia do albumu. Należysz do naszej paczki i zawsze będziesz – powiedział chłopak, dalej trzymając album blisko serca. Po chwili pocałował go i położył na moim stoliku. – Sporo czasu mi posłużył, teraz czas na ciebie. I nie toleruję zwrotu – powiedział i szeroko się uśmiechnął. Wstał z mojego łóżka i to co zrobił, śniło mi się przez wiele tygodni. James położył dłoń na moim ramieniu i nachylił się. Powoli pocałował mnie w czoło i wyszeptał dobranoc. Wyszedł z pokoju ze spuszczonym wzrokiem. Tamtego wieczoru zasnęłam z wypiekami na twarzy wtulona w skórzany album, który pachniał chłopakiem z siódmego roku.
Wybacz macturasys za opóźnienie, ale wczoraj byłam cały dzień w pracy. Mam nadzieję, że nie było nudno u fryzjera ;)
Zapraszam do komentowania i gwiazdkowania ;)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro