Rozdział 26 - To dobry moment
Zima nadeszła wielkimi, bezlitosnymi krokami. Razem z nią rósł niepokój i obawa przed najważniejszym egzaminem w Hogwarcie – Owutemy. Jednak najważniejszy sprawdzian czeka na nas poza murami szkoły. Życie samo zweryfikuje, czy jesteśmy gotowi, aby wkroczyć w wir pracy i obowiązków, czy też nie.
Impreza u Syriusza była wyczekiwaną ucieczką od uczenia się, lekcji, prac domowych. Tamtej nocy zapomnieliśmy o całym świecie. Liczyliśmy się tylko my i zabawa. Najwięcej przetańczyłam z Peterem. Każdy nasz przyjaciel ma swoją drugą połówkę lub inne zajęcie, więc normalne jest, że zbliżyliśmy się do siebie. Wcześniej nie rozmawialiśmy za wiele, ale muszę przyznać, że Glizdek jest bardzo ciekawą i inteligentną osobą. Gdy w pobliżu nie ma reszty chłopaków, nabiera pewności siebie i prowadzi konwersację.
– I wtedy się roześmiała – powiedział Glizdek i smutno się uśmiechnął. Od pół godziny opowiadał o Dorcas, ale w ogóle się nie cieszył. Stanęliśmy ramię w ramię nad jeziorem na Błoniach. Milczeliśmy przez dobre kilka minut. Spojrzałam ukradkiem na Petera. Usta mu drżały i miał załzawione oczy.
– Peter, czy ty czujesz coś więcej do Dorcas? – spytałam i czekałam na reakcję. Chłopak spuścił wzrok na zamarzniętą ziemię. – Jeśli tak, to nic złego. To normalne, że się zakochujemy. Od przyjaźni do miłości jest bardzo cienka linia, którą łatwo przekroczyć. Wiem coś o tym – powiedziałam i położyłam dłoń na jego ramieniu. – Może powinieneś jej o tym powiedzieć? – powiedziałam, ale Peter dalej się nie odzywał. Oparłam głowę o jego ciało i słyszałam jego płytki oddech.
– Myślisz, że dlaczego jej jeszcze nie powiedziałem? – wyszeptał chłopak. – Wytłumacz mi, dlaczego ty nie mówisz Jamesowi o swoich uczuciach. – Wzięłam głęboki i szybki oddech. Nie spodziewałam się takiej odpowiedzi. Oderwałam się od Glizdka i spojrzałam na tą samą, zmarzniętą ziemię. – Ja ci odpowiem. Nie chcesz zawracać mu tym głowy, bo widzisz, jaki jest szczęśliwy. Uświadomiłaś sobie, że jest mu lepiej bez ciebie i świetnie sobie radzi. Nawet poznał kogoś tak bardzo innego od ciebie. Widok jego z inną dziewczyną łamie ci wszystkie kości, ale przede wszystkim serce. Już zamierzasz wyznać mu wszystko, ale gdy widzisz jego piękny i szczery uśmiech, rezygnujesz ze wszystkich planów. Boli cię to, ale wiesz dobrze, że twój czas już minął i twoje miejsce zajmie ktoś inny – wydyszał chłopak. Po policzkach spływały mu gorące łzy, które kapały na gruby, bordowy szalik. Spojrzał na mnie z największym bólem w oczach jaki kiedykolwiek widziałam. – Dlatego ja nic mówię Dorcas. – Obrócił się na pięcie i ruszył do zamku. Stałam tam jeszcze bardzo długo, aż sylwetka chłopaka zniknęła w mroku. Poczułam zimny wiatr na mojej twarzy. Nieprzyjemny dreszcz przeszedł całe moje ciało. Peter przejrzał mnie jak nikt inny. Nie miałam pojęcia, co przeżywa. Najgorsze jest to, że zostaliśmy w tym wszystkim sami. Nikomu innemu nie mogliśmy o tym powiedzieć.
Kolejna lekcja z Jamesem była dla mnie koszmarna. Nie umiałam skupić się na tym, co do mnie mówi. Cały czas wracałam wspomnieniami do rozmowy z Peterem. Miał tyle racji do mojej relacji i Jamesa. Gdy tak zapatrzona w Jamesa uciekłam myślami gdzie indziej, okularnik miał niezły ubaw.
– Lily, czy ja cię nudzę? – powiedział brązowooki i cicho się roześmiał. Wszyscy w bibliotece spojrzeli na nas jak na wariatów, ale szybko wrócili do swoich obowiązków.
– Wybacz, zamyśliłam się. O czym mówiłeś? – zapytałam się, ale czułam, że za bardzo mnie to nie interesuje.
– Mówiłem, że na dzisiaj koniec. Wspominałem ci, że po tobie mam korepetycje z Daviną – odparł a mnie zalała fala gorąca. Przypomniałam sobie słowa Glizdka i starłam się nie palnąć jakiejś głupoty.
– Nie zastanawiało cię, dlaczego tak dobra uczennica jak Davina, potrzebuje twojej pomocy? – odparłam z lekką ironią i od razu pożałowałam swoich słów.
– Do czego zmierzasz, Evans? – zapytał się groźnie James. – Pomagam jej, bo potrzebuje pomocy tak samo, jak ty. Nie wiem, po co ta złość w twoim głosie – powiedział i spuścił wzrok na książki.
– Podobasz jej się, James. Dlatego chodzi na te durne korepetycje, aby być bliżej ciebie! – powiedziałam i od razu ugryzłam się w język. – Martwię się o ciebie – wyszeptałam, aby poprawić swoją sytuację.
– Nikt cię nie zmusza, abyś uczyła się ze mną. Sama mnie o to poprosiłaś, a teraz masz do mnie pretensje. I mam świadomość, że jej się podobam. Też ją bardzo lubię. I wiesz co, nie musisz się o mnie martwić. Tak długo radziłem sobie bez ciebie, że dam radę – powiedział i zaczął zbierać swoje książki. Włożył je do torby i wstał od stołu. W drzwiach minął się z Daviną, ale chwycił ją za dłoń i wyszli z biblioteki. Ja zostałam sama w pomieszczeniu. Miałam wrażenie, że wszyscy patrzą się na mnie i wytykają palcami. W rzeczywistości, James mówił na tyle cicho, że tylko ja i on mogliśmy to usłyszeć. Po policzku spłynęła mi jedna łza, ale szybko ją otarłam. Wróciłam wzrokiem do leżącej przede mną książki, ale moje myśli krążyły wokół brązowych oczu.
Czekałam na niego i czekałam. Codziennie, o tej samej porze siedziałam w bibliotece i oczekiwałam Jamesa. Aby zabić sobie czas, rozkładałam książki i sama starałam się je przyswoić. Gdy kończyłam się uczyć, za oknem panował już mrok, a Rogacza dalej nie było. Starałam się porozmawiać z nim w czasie lekcji lub w Wieży Prefektów, ale zawsze mi uciekał. Dni zamieniły się w tygodnie, a ja dalej nie przeprosiłam Jamesa za swój wybuch. Pewnego mroźnego wieczoru siedziałam otulona kocem w naszym salonie. Piłam gorącą czekoladę. Usłyszałam, jak ktoś wchodzi po krętych schodach do naszej Wieży. Zobaczyłam wysoką sylwetkę Jamesa. Od kiedy wróciłam z ośrodka, znowu nabrał siły i mięśni. Bardzo porządnie przygotowywał się do turnieju quidditcha. Chłopak zauważył mnie dopiero, gdy wspinał się do swojej sypialni. Spojrzał na mnie i ruszył na górę. Jeszcze długo tamtej nocy siedziałam w salonie, aż zegar pokazał północ. Przeciągnęłam się i przetarłam zmęczone oczy. Złapałam się za brzuch, domagał się jedzenia. Założyłam bluzę leżącą na fotelu i zeszłam z Wieży Prefektów. Poczułam niesamowity zapach perfum, spojrzałam na nadruk i wiedziałam, czyja ta bluza była. Korytarze były puste, a postacie na obrazach smacznie spały. Przez okna dostawały się słabe blaski księżyca i gwiazd. Jak zwykle, gościnność skrzatów nie znała granic. Szybko wracałam do sypialni, trzymając w ręku moje ulubione paszteciki dyniowe i kawałek pieczeni z kolacji. Nawet nie zauważyłam, jak na kogoś wpadłam.
– Witaj, Evans. – Ochrypły i niski głos rozszedł się po pustym korytarzu. Jego srebrna maska błyszczała w blasku gwiazd. Ciemna szata delikatnie poruszała się na wietrze. – Przyszedłem po odpowiedź. Co zamierzasz zrobić dla Czarnego Pana? Oszczędzi ciebie, twoją rodzinę i przyjaciół, jak wynagrodzisz mu zdradę. – Udając, że drapię się po szyi, dotknęłam wisiorka od Jamesa przez bluzę i pomyślałam o chłopaku. Miałam nadzieję, że magicznie się obok mnie pojawi. Zamknęłam oczy i wzięłam kilka głębokich oddechów. Chciałam dać parę minut Jamesowi, aby zdążył dobiec. Byłam pewna, że przyjdzie, ale gdy otworzyłam oczy, nic się nie zmieniło. Byłam tylko ja i mój napastnik. Spojrzałam na ściany zamku. Staliśmy niedaleko Wieży Prefektów. Biorąc pod uwagę świetną kondycję Jamesa, powinien już tu dobiec. Moja pewność siebie zaczynała maleć. Powoli przesuwałam moją ręką w stronę różdżki. – Ani drgnij – powiedział i wycelował we mnie swoją. Nie wiedziałam, kim był mój prześladowca, ale czułam mój koniec. Widziałam, jak czerwony strumień światła leci w moim kierunku. Czułam piekący ból w klatce piersiowej i uderzenie o lodowatą posadzkę. Kolejny raz zamknęłam oczy, a pod powiekami pojawiły się łzy. Już wiedziałam, jak umrę. Ludzie zapamiętają Lily Evans, mugolaczkę, która nawet nie stanęła do walki i umarła jak tchórz. Spojrzałam po raz ostatni na wyciągnięta różdżkę napastnika.
– Nie waż się jej tknąć. – Głośny, pewny siebie głos dobiegł do moich uszu. Widziałam stojącą postać za moim oprawcą, która przykładała mu koniec różdżki do gardła. – A teraz ładnie opuść różdżkę, przeproś stojącą tu damę i wynoś się z zamku, zanim zawołam nauczycieli. I uwierz mi, wypowiesz jedno zaklęcie w jej stronę, będziesz martwy. – Napastnik schował różdżkę, kiwnął głową i zniknął w mroku nocy. James stał z opuszczoną różdżką i głośno oddychał. Spojrzał na mnie z przerażeniem w oczach i rzucił się na mnie. Obejmował mnie i ściskał, na wypadek, gdyby oprawca wrócił. Ja zamknęłam oczy i osunęłam się ze zmęczenia.
Obudziłam się w ramionach Jamesa. Niósł mnie na rękach, po tym jak zasłabłam. Wchodziliśmy do naszego pokoju gościnnego. Chłopak położył mnie na kanapie i usiadł obok mnie. Okrył mnie kocem i chwycił za dłonie.
– Nic ci nie jest, Lily? – wyszeptał chłopak. Ściągnął okulary i odłożył je na stolik. Przeczesał palcami swoje włosy i spojrzał na mnie z pobłażliwością.
– Uratowałeś mnie – stwierdziłam i wyprostowałam się. – James, chciałabym cię przeprosić za tamten atak w bibliotece... - Nie było mi dane dokończyć, bo James położył palce na moich ustach.
– To ja cię powinienem przeprosić. Po prostu się martwiłaś, a ja ci bardzo brzydko odpowiedziałem. Uwierz mi, że nie chciałem i to, co mówiłem, nie było prawdą. Jesteś bardzo ważną częścią mojego życia – powiedział i delikatnie się uśmiechnął.
– Naszyjnik zadziałał, tak jak powiedziałeś. Gdyby nie on, nie wiem co bym zrobiła. Jeszcze tak mało umiem – odpowiedziałam i spuściłam głowę. James puścił moje ręce i usiadł dalej ode mnie.
– Musisz mi obiecać, że to był ostatni raz, jak sama chodziłaś po zamku. I teraz naprawdę nie żartuję. Jak coś się dzieje, budzisz mnie i idziemy razem. Nawet nie wiesz, jak bardzo się wystraszyłem, jak mnie wezwałaś – odpowiedział i schował twarz w swoich dłoniach.
– Czyli rozumiem, że znowu się przyjaźnimy? – zapytałam się i nieśmiało uśmiechnęłam. James dźwignął swoją głowę i odpowiedział mi tym samym. – Mam tylko jedno pytanie, skąd wiedziałeś, że cię potrzebuję? – zapytałam się z ciekawością. Brązowooki dotknął zegarka na swojej ręce. Dotknęłam swojego wisiorka i pomyślałem o Jamesie. Biżuteria chłopaka zaczęła mocno świecić. Chłopak po raz ostatni tej nocy przytulił mnie i uśmiechnął się. Zasnęłam od razu w pachnącej bluzie Jamesa.
– Kochani! – Doniosły głos rozszedł się po Wielkiej Sali. – Z racji tego, że rok dobiega końca, jestem przekonany, że na własną rękę zorganizujecie sobie Sylwester. – Szepty podniecenia zagłuszały dyrektora Hogwartu. – Zapraszam wszystkich uczniów, którzy zostali w zamku oraz grono pedagogiczne na pokaz sztucznych ogni, który odbędzie się dokładnie o północy w ostatni dzień roku. – Wśród wszystkich roczników zapanował istny chaos. – Od razu chciałbym podziękować naszym Huncwotom, którzy pomogli mi w przygotowywaniu pokazu. – Wymieniona czwórka Gryfonów wypięła dumnie swoje torsy i pomachali w stronę dyrektora. Dumbledore zachichotał i wrócił do posiłku.
Ruszyły przygotowania do Sylwestra. Huncwoci zaczęli przygotowywać Pokój Wspólny do zabawy. Nie mieli wielkich trudności, bo dużo rzeczy nie zmienili od czasu imprezy urodzinowej Syriusza. Natomiast my musiałyśmy się tylko ubrać, pomalować i uczesać. Tylko jak to zrobić, jak nie było czasu na kupno nowej sukienki. Postanowiłyśmy wyjąć wszystkie nasze najlepsze ciuchy i powymieniać się. Ja wybrałam granatową, krótką sukienkę od Madison, blondynka pożyczyła od mnie dżinsową spódniczkę i mieniący się top, a Dorcas wybrała ze swojej garderoby czerwony kombinezon.
Impreza sylwestrowa zaczęła się po zmroku. Z głośników leciała głośna i żywa muzyka. Cały Gryffindor bawił się, jakby cały świat miał się jutro skończyć. Impreza była kameralna, bo większość uczniów wyjechała do rodziny, ale i tak zabawa była przednia. Tańczyłam z Jamesem do bardzo skocznej piosenki, a gdy się skończyła, usłyszeliśmy z głośników powolny kawałek. Spojrzeliśmy się na siebie i na resztę naszych przyjaciół. Każdy miał swoją parę, więc bez sensu było się zamieniać. Peter objął delikatnie Madison, Remus obkręcił Dorcas, a Syriusz kołysał się z Daviną. James delikatnie oblizał wargi i chwycił mnie w pasie. Ja powoli zarzuciłam ręce na jego szyję. Utrzymywaliśmy kontakt wzrokowy bardzo długo, ale nie umiałam dłużej tak wytrzymać. Na moim miejscu powinna być Davina, ja jestem tylko jego przyjaciółka. Oparłam głowę o jego tors i dostosowaliśmy rytm naszego tańca do lecącej w tle piosenki. W rozpiętej, białej koszuli i ciemnych spodniach, James wyglądał bardzo przystojnie. Do tego dochodził zwalający z nóg zapach i te hipnotyzujące oczy. Teraz wiedziałam, co te wszystkie dziewczyny widziały w Jamesie. Niechętnie oderwaliśmy się od siebie, kiedy piosenka się skończyła. Zaskoczyło mnie to, że Rogacz zwlekał z wypuszczeniem mnie z objęcia.
– Mam nadzieję, że powtórzymy to kiedyś, Evans – powiedział i posłał mi szczery uśmiech. Odwzajemniłam go i objęłam jego policzek dłonią. W jednej chwili James się przeraził tym, co robię, ale potem patrzył na mnie z zaciekawieniem. Ja szybko cofnęłam dłoń i zostawiłam chłopaka na środku parkietu. Na szczęście, nikt tego nie zauważył.
Dochodziła północ. Wszyscy skorzystali z zaproszenia dyrektora i chmara uczniów ruszyła na szkolne Błonia. Stanęliśmy wszyscy razem pod gwiaździstym niebem. Spojrzałam na twarze moim przyjaciół. Miałam ogromne szczęście, że mam w swoich życiu takich ludzi. Dokładnie o północy nad naszymi głowami zaczął się pokaz fajerwerków. Był niesamowity, ale zagłuszał wszystkie inne hałasy. Na koniec sztuczne ognie ułożyły się w napis: ,,Huncwoci pozdrawiają i ślą całusy do najpiękniejszych dziewczyn w Hogwarcie''. Wszystkie się zarumieniłyśmy i zaczęłyśmy się śmiać. Jako jedyna zauważyłam, że nasza blondynka gdzieś zniknęła. Zaczęłam rozglądać się dookoła, aż gdzieś w oddali zobaczyłam postać Madison. Schowała się w gęstwinie drzew i krzewów. Szybkim krokiem ruszyłam jej tropem. Instynkt mi podpowiadał, aby trzymać różdżkę blisko siebie. Podbiegłam parę kroków, aż wpadłam na moją przyjaciółkę w towarzystwie paru osobników.
– Za długo się ociągasz, Madison. – Usłyszałam niski i cichy szept. Schowałam się za najwyższym drzewem i się przysłuchiwałam. – Miałaś wytyczne, co masz robić. Nie umiesz czytać? – Nieprzyjemny głos znowu wydobył się gdzieś z oddali. Widziałam Madison z boku, trzęsła się i najwyraźniej się bała.
– Staram się, jak mogę, ale muszę zyskać ich pełne zaufanie – powiedziała drżącym głosem dziewczyna. Nie rozumiałam, o kim i o czym mówiła.
– Jak słyszeliśmy z różnych źródeł, bardzo zaprzyjaźniłaś się z Remusem Lupinem. Wiesz, że to wilkołak? – zapytała się inna osoba. Powiedziała to z takim obrzydzeniem, że aż zadrżałam ze złości.
– Tak, wiem. Jest lepszym człowiekiem od was wszystkich razem wziętych! – krzyknęła Madison. Usłyszałam pomruki niezadowolenia.
– Tak uważasz? – zapytała się jedna z postaci. – Chyba jesteś już zbędna – powiedział mężczyzna i usłyszałam wypowiadane zaklęcie. Różdżka Madison wyleciała z jej rąk. Nie zastanawiając się nad konsekwencjami, wybiegłam z ukrycia i na oślep strzeliłam paroma zaklęciami. Nie widziałam napastników, ale byłam pewna, że celują różdżkami w Madison. Niezwłocznie zasłoniłam przyjaciółkę ciałem. Ostatnie co zapamiętałam, to przerażoną twarz dziewczyny pomazaną moją krwią i rozpaczliwe wołanie o pomoc.
Jak Wam się podobał rozdział? Jak myślicie, z kim rozmawiał Madison i o czym? Co ona zamierza? Czy Lily przeżyje? Dajcie znać w komentarzach. Do następnego, kochani :*
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro