Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 25 - Gdy za rogiem rodzi się mrok

Od pamiętnego dnia minęły parę tygodni. Mimo iż to były tylko kilka godzin spędzone z przyjaciółmi, wspominamy je z uśmiechem do dzisiaj. Pomysł Madison był świetny. Dużo się dowiedzieliśmy o sobie i skrywanych sekretach. Nie powinniśmy nic przed sobą ukrywać, a przez natłok nauki zapomnieliśmy, że jesteśmy przyjaciółmi na dobre i na złe. Czułem się bardzo źle, że tak dużo o nich nie wiedziałem, każdy praktycznie mówił o swoich miłościach. Jedynie Lily ma dość romansów. To, że nigdy nas nie zdradzi, było najświętszą prawdą, inaczej fałszoskop by się zaświecił. Z tego wynikało, że spotkanie rudowłosej z Mulciberem nie należało do najprzyjemniejszych. Nie wiem, jak to by się skończyło, gdyby nie było tam Syriusza, był dla niej wsparciem. Ustaliliśmy z Łapą, że dowiemy się, o co chodziło i dorwiemy Mulcibera. Do tego potrzebna nam była Evans.

– Co robisz? – spytałem pewnego listopadowego, spokojnego wieczoru. Za oknami widziałem bezlistne drzewa, a temperatura była coraz to niższa. Lily oderwała wzrok od książki i rozciągnęła się na naszej kanapie w salonie Wieży Prefektów.

– Staram się zapamiętać to ostatnie zaklęcie obronne, ale już padam z nóg – rzekła dziewczyna i odłożyła książkę na stolik. – Do tego jestem okropnie głodna. – Kolacja skończyła się dwie godziny temu, ale muszę przyznać, że mi również burczało w brzuchu.

– To chodźmy do kuchni. Skrzaty z miłą chęcią nam coś przyrządzą – odpowiedziałem i gwałtownie wstałem z miękkich, bordowych poduszek. Wyciągnąłem dłoń, a Lily bez zawahania chwyciła ją i się podniosła.

Przemierzaliśmy szkolne korytarze, co chwilę wpadając na zakochaną, całującą się parę. Czas był idealny na randkę. Ciemne, ale i mroczne kąty dodawały pikanterii, a wpadający blask księżyca zachwycał swoją romantycznością. Droga zajęła nam kilkanaście minut, ale żadne z nas się nie odzywało.

– Co chcesz do jedzenia? – zapytałem się, kiedy doszliśmy na miejsce.

– Mogą być paszteciki dyniowe i kubek gorącej czekolady – odparła Lily i usiadła na parapecie. W świetle gwiazd wyglądała tak pięknie. Po chwili pałaszowaliśmy nasze przekąski.

– Lily, mogę się o coś ciebie spytać? – powiedziałem, a Lily pokiwała głową. Śmiesznie wyglądała z napchanymi policzkami. – Wiem o twoim kłamstwie – wyszeptałem, a Lily przestała żuć. – Wiem, że kiedy Syriusz spotkał cię w nocy na korytarzu, nie byłaś sama. Z kimś rozmawiałaś. Wiem nawet z kim – odparłem i zauważyłem jak dłonie dziewczyny zaczęły drżeć. – Zastanawia mnie jedno, dlaczego skłamałaś? O czym gawędziliście? – odparłem i czekałem na jej reakcję. Po jej twarzy popłynęła jedna łza. Chwyciłem ją za podbródek i zmusiłem, aby spojrzała prosto w moje oczy. Miała tak bardzo przerażony wyraz twarzy, że aż żałowałem, że poruszyłem ten temat.

– Miał na sobie srebrną maskę. Celował we mnie swoją różdżkę. Byłam taka słaba i bezbronna – wyszeptała i spuściła wzrok na ziemię. – Poinformował mnie, że Voldemort nie zapomniał o mojej osobie i tego, co zrobiłam Jackowi. A potem zniknął, musiał zauważyć Syriusza. A skłamałam, bo się bałam tego, że pomyślicie o mnie jako zdrajczyni. – Zielone oczy przeszywały mnie na wskroś. Była przerażona i trzęsła się ze strachu. Objąłem ją, a ona oparła swoją głowę o moje ramię. Siedzieliśmy w ciszy i słuchałem płytkiego oddechu dziewczyny.

– Następnym razem weź do dłoni naszyjnik i pomyśl o mnie – szepnąłem. – Przybędę natychmiast. I pamiętaj, jesteśmy przyjaciółmi, nie mamy przed sobą sekretów.

– Dziękuję – powiedziała rudowłosa i oderwaliśmy się od siebie. – Skoro zacząłeś temat sekretów, o jakiej dziewczynie mówiłeś tamtego dnia? – spytała się Lily z wielkiem zaciekawieniem. Zastanawiałem się, czy mogę zwierzać się jej z takich rzeczy, ale sam stwierdziłem, że nie można mieć przed sobą tajemnic.

– Przez przypadek wpadłem na nią w bibliotece, raz zjedliśmy ze sobą obiad w Wielkiej Sali – powiedziałem i uśmiechnąłem się sam do siebie. – Ma na imię Davina, jest rok młodsza, czasem jej pomagam w nauce, zupełnie jak tobie. Ma długie, falowane, czarne włosy i morskie oczy. Polubiłybyście się, jesteście bardzo podobne – odparłem i spojrzałem na rudowłosą. Ona spoglądała na mnie i delikatnie się uśmiechała.

– Przedstaw nam ją kiedyś – odparła i zeskoczyła z okna.

– Chcę ją zaprosić na imprezę urodziną Łapy. Miałem cię prosić o pomoc, bo sam nie dam rady – powiedziałem i podrapałem się po głowie. Lily zaśmiała się i ochoczo pokiwała głową. Zapowiadał się szalony i zwariowany czas.

***

Ostatnie noce były dla mnie bezsenne. Często, gdy już było grubo po północy, a Remus i Peter smacznie chrapali, wychodziłem z dormitorium i szedłem do Pokoju Życzeń. Tam mogłem na spokojnie wszystko przemyśleć. Spotkanie z moim młodszym bratem było dla mnie wstrząsem i do tej pory nie mogę się z tego otrząsnąć. Jak przez mgłę, pamiętam tamten wieczór.

– Regulus? To ty?! – krzyknąłem, gdy z cienia wyszedł mój rodzony brat. Zdjął czarny kaptur z głowy i delikatnie się uśmiechał.

– Witaj, braciszku. Dużo czasu minęło, odkąd opuściłeś nasz rodzinny dom – odpowiedział czarnowłosy.

– Dobrze wiesz, że nie pasuje do Blacków, każdy mnie tam nienawidzi. Jako jeden z niewielu dostałem się do Gryffindoru, a przyjaźnię się ze szlamami czy wilkołakami – powiedziałem i poczułem wstręt na dźwięk słów wydobywających się z moich ust. Po chwili Regulus podszedł do mnie i delikatnie przytulił.

– Ja cię nie nienawidzę – wyszeptał i gorzko zapłakał. Przycisnąłem mojego brata do piersi i staliśmy tak zamknięci w uścisku.

– Co oni od ciebie chcieli? Jeśli masz kłopoty, pomogę ci – powiedziałem, ale Regulus odepchnął mnie. Otarł łzy i założył kaptur.

– Ciekawe jak. Nie wiesz jak to jest, gdy twój jedyny brat cię opuszcza i na tobie spoczął ciężar, aby zostać sługusem Czarnego Pana. Nie masz pojęcia, ile nocy płakałem do poduszki, gdy wiedziałem, że jesteś teraz szczęśliwy w domu Potterów. – Regulus ciężko i niespokojnie dyszał. Na czole pojawiły się krople potu i zaczął nerwowo chodzić w kółko.

– Możesz to samo zrobić, co ja. Na pewno rodzice Jamesa przyjmą cię do siebie jak rodzonego syna. Nie bój się – powiedziałem i chwyciłem go za ramię.

– Ty nic nie rozumiesz! – krzyknął Regulus i zrzucił moją dłoń. – Twoja ucieczka była hańbą dla naszych rodziców. Myśleli, że jeszcze ciebie nakierują, że będą z ciebie dumni, że staniesz za Czarnym Panem. Gdy uciekłeś... rodzice zaczęli mi wmawiać, że jestem ich ostatnią deską ratunku i muszę być silny i dzielny – wydusił z siebie chłopak i spuścił wzrok. – Nie mam takiej odwagi jak ty, nie mam takich przyjaciół, jak ty. Ty miałeś wybór, ja już go nie mam – wyszeptał i schował twarz w swoich dłoniach.

– Przepraszam, że byłem taki samolubny. Miałem cię wtedy też zabrać ze mną. Jestem beznadziejnym bratem – powiedziałem i osunąłem się na ziemię. – Jedno ci mogę obiecać. W każdej sprawie jestem w stanie ci pomóc. I pamiętaj, że dalej jesteśmy rodziną. Kocham cię – wyszeptałem, a Regulus rzucił mi się w ramiona. Tamtą noc spędziliśmy w Sowiarni. Żadnemu z nas się nie spieszyło.

Wspomnienie to już na zawsze wyryło się w mojej pamięci. Musiałem jak najszybciej schować je w głąb mojej głowy, bo nadeszły kolejne problemy. Tak jak myśleliśmy z Jamesem, Lily miała kłopoty. Teraz już wiedziała, że może na nas liczyć i zawsze jej pomożemy. Szykowaliśmy się z Jamesem, aż Mulciber zaatakuje kolejny raz. Wtedy tak szybko nam nie zniknie.

Słowa Dorcas tego pamiętnego dalej dźwięczą mi w uszach. Tak nieśmiało przyznała, że nasza randka się jej spodobała. Dla takiej dziewczyny jak ona można czekać i lata. Z zadumy ocknął mnie Remus.

– Syriusz, zejdziesz do kuchni i poprosisz skrzaty o szklankę wody goździkowej dla mnie? – zapytał się Lunatyk, a ja spojrzałem się na niego z dziwnym wyrazem twarzy.

– Mam iść taki kawał drogi, bo chce ci się pić? Nie możesz iść sam? – odparłem i wróciłem do poprzedniego zajęcia. Nie miałem ani siły, ani ochoty na spacer.

– Bolą mnie nogi, Syriusz – powiedział i pomachał mi wielkimi stopami nad nosem. – Chyba, że mi je wymasujesz, co?

– Na Merlina, ogarnij się. Nie będę ci masować tych śmierdzących stóp. Jak masz mnie tak męczyć, to wolę się jednak przejść – odparłem i ze rozwścieczoną miną wyszedłem z dormitorium. Gdy po pół godzinie wszedłem do Pokoju Wspólnego, zamarłem.

– Wszystkiego najlepszego, Syriuszu! – Stado nastolatków śpiewało i klaskało. W Pokoju było większość Gryfonów, ale zauważyłem parę obcych twarzy. Na ścianie wisiały girlandy, a z dwóch krańców sufitu zwisał napis ,,Urodziny Łapy''. W kątach stały stoliki pełne jedzenia i picia, a na środku postawiony był głośnik, a przed nim znajdował się parkiet do tańczenia. Z tłumu wyłoniły się najważniejsze osoby w moim życiu. Każdy po kolei rzucił mi się na szyję, a dziewczyny dodatkowo całowały. James trzymał w dłoni małe, szafirowe pudełko. Wręczył mi je z ogromnym uśmiechem.

– Szczerze, to zapomniałem, że dzisiaj mam urodziny – powiedziałem i odebrałem prezent. – Dobrze wiecie, że nie potrzebuje podarunków, wystarczy, że mam was.

– To od nas wszystkich – rzekł James, nie zważając co przed chwilą powiedziałem. – Mamy nadzieję, że ci się spodoba. – Otworzyłem pudełko i zaniemówiłem. W środku leżał kluczyk, a do niego dopięty brelok. Zaśmiałem się pod nosem. Moi przyjaciele dopinając mi kość przypomnieli mi, jaka jest moja druga natura. – Nie możesz mieć go przy sobie, więc stoi na podwórku u moich rodziców. Chciałeś motocykl, to masz motocykl.

Spojrzałem na twarze moich przyjaciół. Wszyscy byli podekscytowani i zaczerwienieni. Nawet nie wiem, kiedy do oczu napłynęły mi łzy. Przytuliliśmy się w jednym, ogromnym uścisku. W tym momencie zaczęła grać muzyka.

– Mogę pana porwać do tańca? – Odwróciłem się i spojrzałem w hipnotyzujące oczy Dorcas. Dziewczyna z delikatnym uśmiechem chwyciła mnie za rękę i zaczęliśmy skakać do lecącej w tle muzyki. Spojrzałem w bok na Rogacza, tańczył z piękną brunetką. Za nim Remus obkręcał Madison, a Lily szalała z Peterem. Nie mogłem wymarzyć sobie lepszych urodzin.

Po długiej, zakrapianej alkoholem imprezie, wylądowaliśmy w naszym dormitorium. Każdy znalazł wygodne miejsce. Śmialiśmy się bez przerwy.

– Dobra, koniec z tymi żartami – powiedziała Dorcas. – James, może nam przedstawisz twoją koleżankę? – W tej chwili wszystkie oczy zwrócone były na drobną osobę, która siedziała obok Rogasia. Miała długie, brązowe włosy i niesamowicie niebieskie oczy. Uśmiechnęła się nieśmiało do Jamesa i przysunęła się do niego bliżej.

– Jestem Davina, chodzę do Gryffindoru, jestem od was o rok młodsza – odparła dziewczyna. – Dzięki za miłe przyjęcie, James tak dużo mi o was opowiadał. Nie mogłam się doczekać, aż was poznam – odparła i utkwiła wzrok w Pottera. Patrzyli tak na siebie dobre kilka minut, aż Madison nie zaczęła kaszleć.

– Przepraszam, musiałam podrażnić gardło tym śpiewem i piciem na dole. Davina, też jestem o rok młodsza, więc jakby ci się nudziło z tymi staruszkami, to daj znać – powiedziała i puściła oczko do naszej nowej koleżanki. Remus od razu rzucił się na nią i zaczął łaskotać. To oznaczało bitwę na łaskotki, poduszki i Merlin wie co jeszcze. Walczyliśmy do upadłego, dopóki stary zegar nie wybił trzeciej nad ranem.

– Muszę chyba już iść – odparła Madison i chwiejnym krokiem wstała z łóżka. Obok niej pojawił się Remus i wyszli razem z dormitorium. Davina, Lily i James pożegnali się z nami i zeszli na dół. Peter powiedział, że idzie się myć. Zostaliśmy tylko ja i Dorcas.

– To była najlepsza impreza w moim życiu – odparła Dorcas i rzuciła się spowrotem na moje łóżko. Teraz leżeliśmy bardzo blisko siebie, tak że czułem jej oddech na moich ustach

– Nie zapominaj o wakacyjnej zabawie u Jamesa. Też było nieziemsko – powiedziałem i przypomniałem sobie ten okres. Było tak cudownie.

– Syriuszu, mam jeszcze dla ciebie jeden prezent – powiedziała i oparła głowę na swoich dłoniach. Spojrzała na moje oczy, a potem na moje usta. Zbliżyła się i oddała najdelikatniejszy pocałunek w moim życiu. Słyszałem w tle szum wody, więc Peter na pewno nas nie usłyszy. Obróciłem ją i teraz ja byłem na górze. Docisnąłem mocniej usta, a dłońmi masowałem jej biodra. Nie była dłużna, bo oderwała się od moich ust, odwróciła mnie na plecy i teraz ona trzymała pałeczkę. Nadawała tempo i rytm. Pocałunki były coraz bardziej namiętne, a moje dłonie wędrowały po całym jej ciele. Nie wiedziałem, że szarpanie za włosy tak na mnie zadziała. Po chwile odsunęła się ode mnie i zarzuciła włosy do tyłu. Ja nadal trzymałem ręce na jej szczupłej talii. Miała spiechrznięte, malinowe usta i niebezpieczne iskry w oczach. Trwało to kilka minut, ale były one najpiękniejsze w całym moim życiu. Pochyliła się, aby dać mi soczystego buziaka i zeszła z łóżka. Odwróciła się do mnie, gdy doszła do drzwi. Uśmiechnęła się i wyszła. Zamknąłem oczy i zastanawiałem się, co się właśnie wydarzyło. Wiedziałem, że z naszej znajomości może wyjść naprawdę coś pięknego, ale musiałem na nią zaczekać. Było na co. Odwróciłem się na bok i pozwoliłem ciału odpocząć. Nie wiedziałem tylko, że Peter dawno temu skończył się myć i teraz siedział pod drzwiami cały zapłakany. Wtedy nie wiedzieliśmy, do czego to zaprowadzi.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro