41. Skazani na siebie
Wstałem i wziąłem bokserki i jakieś tabletki przeciwbólowe. Usłyszałem skrzypienie łóżka. Po chwili owinięta w koc przyszła Amelia.
-daj mi coś kurwa na głowę, bo zaraz tu zejdę.
Rzuciłem jej tabletki. Połknęła je, po czym spytała:
-pamiętasz coś....no wiesz z wczoraj?
-tak szczerze?....praktycznie nic-spytać sie jej czy nie? Dobra Tomek nie bądź pizdą pytaj-myślisz, że my razem...no wiesz....czy my...-zrobiłem piękny znak palcami...no wiecie jaki 👉👌
-emmmm...mam nadzieje, że nie.
-a co nie chciałabyś?
-no nie wiem, ale...
-ale co?
-ty masz dziewczynę Tomek.
-Ewelinę?
-no.
-o nią sie nie martw. Pokłóciliśmy sie podczas, gdy ty byłaś w śpiączce.
-czemu mi wcześniej nie powiedziałeś?
-nie chciałem Cię martwić.
-najwidoczniej jesteśmy na siebie skazani.
-co masz na myśli?
-pomyśl. Zawsze jak próbujemy sie od siebie oddalić czy choćby znaleść sobie kogoś innego coś sie psuje i znowu jakimś magicznym cudem jesteśmy razem.
-widzisz Tomelia jest skazana na powodzenie....Ami....czyli to oznacza, że znowu jesteśmy razem?
-no chyba tak.
-kocham Cię wiesz?
-ja ciebie też.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro