18
Kolacja, na której uczestniczyli nasi bohaterowie się skończyła, a od niej minęły już dwa dni. Przez te dni Bakugo cały czas miał problem z siostrą swojego przyjaciela. Nawet nie próbował się z nią dogadać. Jedyną osobą, która choć trochę próbowała ich ze sobą pogodzić był Kirishima. Chłopak próbował każdej metody by oni się pogodzili. Jednak było to na nic. Bakugo był tak uparty jak osioł! Nic się nie dało z tym zrobić. Dlatego farbowany czerwono włosy chłopak odpuścił sobie w cholerę przekonywanie przyjaciela i zaczął przekonywać siostrę. Choć szło opornie to jednak szło. Była ona jeszcze dzieckiem dlatego dało się ją jakoś przekonać, może nie za cukierka, a za kieszonkowe. Dzięki temu na jakiś czas dziewczynka przestała się czepiać Bakugo....ale warunek był jeden. Blondyn nie mógł się zbliżać za bardzo do jej brata.
Kiri wyszedł z pokoju siostrzyczki zamykając za sobą drzwi. Rozejrzał się i zobaczył otwarte drzwi od łazienki i zapalone światło. Chciał iść je zgasić.
-kto nie zgasił światła?!-krzyknął szukając winowajcy -jest ktoś w łazience?! -krzyknął, ale gdy mu nikt nie odpowiedział poszedł tam, gasząc światło -ach...dzieciaki gaście światła, bo to drogie!-krzyknął
-co się drzesz przez cały korytarz ?-zapytał Bakugo który miał w rękach kosz z praniem -i po chuja mi gasisz światło? -mruknął dość spokojnie ramieniem zapalając światło, po czym położył na ziemię kosz i wyciągnął z ucha jedną słuchawkę.
-...czy ty robisz pranie? Nie musisz -mruknął od razu do przyjaciela zatrzymując go
-nie będę prał ci gaci debilu, nie jestem twoją matką -zmarszczył brwi-zabrałem ubrania z twojego pokoju i je tylko wyniosłem -prychnął do niego -nie będę żyć w syfie-dodał
-tak...jasne -mruknął do niego gasząc jednak jeszcze raz światło -a... miałem ci powiedzieć. Nie musisz już się martwić moją siostrą nie będzie ci ona już przeszkadzać i nie będziesz się z nią kłócił. -uśmiechnął się do niego
-...okej? Nie musiałeś nic z tym robić. Miałem jej dziś pokazać kto tu rządzi-wzruszył ramionami
-co...co ty chciałeś jej zrobić ?-patrzył na niego gdy on zamknął drzwi od łazienki
-nic takiego tylko to, że ona by została w ogrodzie na noc -mruknął do niego
-...udam, że nie słyszałem tego -mruknął -Tak w ogóle to zaraz pójdziemy do sklepu -mruknął do niego-mama mówiła, że musimy uporać sie przed zamknięciem sklepów
-a co mamy kupić? Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że prezenty...-uniósł brew
-no co ty -mruknął obejmując go ramieniem idąc w stronę pokoju -jakieś zakupy dla mamy -wytłumaczył mu -wiesz do sałatki i innej potrawy świątecznej.
Poszli razem do jego pokoju. Byli już ubrani więc Kiri jeszcze ubrał tylko bluzę, a Bakugo musiał ubrać tylko skarpety, których nie nosił gdy chodził po domu. Każdy ma swoje dziwactwa. Jedni muszą mieć skarpety i kapcie jak Kiri, a inni muszą mieć gołe nogi, bo nie wytrzymują z skarpetkami na nogach w domku. I taką osobą był Bakugo. -nie wiem, jak ty możesz chodzić bez skarpet, nie jest ci zimno od ziemi ?-zapytał go
-normalnie -mruknął -lubię czuć, po czym chodzę. I grzejecie mocno w domu więc podłoga jest tak ciepła, że aż przyjemnie się tu chodzi -wzruszył ramionami
Bakugo wiedział tylko tyle, że podobno sklep był blisko, a przynajmniej tak mówił mu Kiri.
Szedł obok niego mając ręce w kieszeniach. Nos chował w szaliku nie patrząc na Chłopaka, który się wygłupiał zresztą jak zawsze. Myślał o przyjemnych czasach gdy chodził jeszcze do starego gimnazjum gdzie poznał Minę i takie tam. Gdy weszli do sklepu blondyn czekał aż drugi weźmie koszyk. Nie spodziewał się, że ten weźmie jednak duży koszyk zamiast małego koszyka do ręki.
-po co taki wielki? Mamy robić zakupy czy tylko dokupić kilka produktów?-uniósł brew-no ale taki wózek jest lepszy -mruknął wieszając się na nim pchając go przed siebie -no to jajka najpierw -mruknął idąc do działu, a bardziej wieszając się na wózku
-a może coś, co jest na początku? Czyli może...-popatrzył na listę, którą dostał od Kiriego wcześniej-może ziemniaki -mruknął do niego -warzywa są najpierw potem jest nabiał
-no dobrze to proszę prowadź wózek-mruknął, a blondyn wywrócił oczami łapią c z rączkę wózka
Wydawało sie że będą to szybkie i spokojne zakupy. Nie...nie były takie. Gdy już kupili co chcieli, a bardziej co chciała mama jednego z nich to zapłacili i wyjechali wózkiem z sklepu by odłożyć go tam, gdzie powinien stać. W pewnym momencie blondyn zatrzymał się, a potem specjalnie wjechał mocno w tył swojego przyjaciela, który szedł sobie zadowolony z zakupami w rękach. Nie zatrzymał się, przez co on wpadł do środka wózka. -bakugo?! -krzyknął w szoku gdy ten zaczął pchać wózek coraz szybciej tak, że aż wyjechali z parkingu.
-zamknij się i prowadź!-zaśmiał się pchając go mocno sam w pewnym momencie zawieszając się na wózku.
-aaaa! Co to za zimowe wyścigi?!-krzyknął głośno łapiąc się za boki wózka sklepowego bujając się z nim na boki, skręcając "pojazdem". Blondyn nie odpowiadał mu tylko wręcz śmiał się szaleńczo zwyczajnie zadowolony z niebezpiecznej przejażdżki. I było super, póki nie wyjechali na górkę pokrytą lodem i śniegiem. Nie mogło się to skończyć dobrze. -bakugo! Hamuj! Koniec chodnika! Aaaa!
-nie wrzeszcz mi nad uchem to nas zatrzymam!-krzyknął zły, że on go tulił wręcz krzycząc mu przy uchu. Rozejrzał się dookoła i wyciągnął rękę, by złapać gałąź drzewa. Oczywiście nie był to dobry pomysł. Ale czy lepsze było nic nie robić? -kurwa...-warknął widząc swoją czerwoną dłoń, w której miał trochę śniegu. Rzucił go w bok, a ten śnieg wpadł na twarz Kiriego.
-ej!-krzyknął ocierając rękawem twarz szybko. Znów się blondyn zaczął oglądać na boki i po chwili wychylił się lekko w bok i sięgnął po duży patyk, który pociągnął. Na jego szczęście udało mu się wyciągnąć go. Od razu nim zaczął hamować albo chociaż próbował. Wciskał patyk w koło wózka. Jednak on się szybko złamał, potem próbował czegoś innego, a skończyło sie tym że wyjebali się w zaspę a wózek zatrzymał się na wysokim krawężniku.
-ja pierdole co to było -mruknął Bakugo podnosząc się z śniegu-było zajebiście! może jeszcze raz?-zapytał Kirishimy, którego nie zauważył nigdzie -Kirishima ?-rozejrzał się -oi! Idioto?!-krzyknął głośno nie widząc nigdzie chłopaka -eijiro...?-nagle zauważył w śniegu znajomą kurtkę. Pociągnął za jej kaptur i wyciągnął czerwonowłosego, który miał zamknięte oczy-....-w milczeniu popatrzył na chłopaka-orzesz cholera! Debilu po co mdlejesz ?! -krzyknął mając w rękach nie przytomnego chłopaka-masz kurwa moce i nie mogłeś się utwardzić przed wyjebaniem się!?
///
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro