Koszykówka
Pewnego grudniowego dnia poszłam po szkole na zajęcia z koszykówki. Zawsze lubiłam w nią grać, więc mama zapisała mnie na zajęcia. Mój trener był kolegą taty. Mężczyzna był bardzo zadowolony z moich postępów.
Pewnego dnia na zajęcia przyszła zapłakana dziewczyna. Była to wysoka szatynka z zielonymi oczami. Włosy były krótkie i dziewczyna je rozpuściła co skutkowało, że włosy były mokre od łez.
Jak się okazało była to córka trenera i zarazem nowa uczennica w mojej klasie. Rzeczywiście w szkole bardzo jej dokuczano. Nie lubiła wf-u a w naszej placówce wszyscy wiedzieli, że jej tata jest trenerem koszykówki.
Postanowiłam, że tak nie może być i już w poniedziałek na lekcji wf-u kiedy to moje koleżanki dokuczały Ninie stanęłam na przeciwko nich i powiedziałam:
- Zostawcie ją!
- A co to? Miłosierna samarytanka Hadżer się znalazła
- Jeśli zaraz nie przestaniecie jej dokuczać to obiecuję, że osobiście pójdę do dyrektora
Dziewczyny po chwili się opamiętały i z niechęcią co prawda, ale przeprosiły Ninę. Byłam usatysfakcjonowana.
Po lekcji złapałam Ninę na korytarzu i zaczęłyśmy rozmawiać. Okazało się, że mamy ze sobą dużo wspólnego.
Kolejną lekcją była historia. Jako, że Kuby nie było w szkole zaproponowałam, żeby Nina usiadła razem ze mną. Dziewczyna uśmiechnęła się i podziękowała.
Cały dzień siedziałyśmy w jednej ławce, a na przerwach dużo rozmawiałyśmy i lepiej się poznawałyśmy.
Po lekcjach odprowadziłam Ninę na parking, gdzie w granatowym audi siedział jej tata. Mężczyzna widząc nas obie uśmiechnął się i zaproponował mi podwózkę. Chciałam odmówić, ale Nina przekonała mnie, żebym skorzystała. Trener zawiózł mnie pod same schody bloku i krótkich podziękowaniach ruszyłam w kierunku brązowych drzwi.
Popołudnie spędziłam na słuchaniu muzyki. Marzyłam o tym, żeby nadeszło lato i żebym znów mogła wyjść z koleżankami na rolki. Jak na razie był grudzień. Na ulicach leżał śnieg, a w szkole powoli szykowaliśmy się do ocen semestralnych i było sporo nauki.
- Hadżer, jedziesz ze mną dzisiaj do mojej koleżanki nad jezioro?
- Ja? Ale po co?
- No zaprosiła nas
- Nie, dzięki
- Ale Hadżer bardzo cię proszę...
- Mamo, nie. Ja mam swoje koleżanki ty masz swoje. Dzisiaj chciałam się spotkać z koleżankami na łyżwy, bo wyjątkowo nie mam dużo nauki
- Ech... No dobrze
- Jesteś zła?
- Nie
- No widzę, że coś jest nie tak
- Wszystko jest w porządku możesz iść do siebie
Ruszyłam do pokoju z lekkimi obawami. Nie lubię takich sytuacji, ale co ja mam zrobić? Pojadę do jej koleżanki i co? Będę tam siedzieć otoczona dorosłymi rozmawiającymi o polityce, chorobach i życiu? Nienawidzę tego...
Późnym popołudniem udałam się na lodowisko, które znajdowało się niedaleko mojego miejsca zamieszkania i mojej szkoły. Jakieś 30 minut drogi piechotą. Ubrana w czarne kozaki, czarną puchową kurtkę, ciepłą szarą czapkę i tak samo ciepły szalik wyszłam na pojedynek z mroźną zimą.
Niedługo później siedziałam na ławce i zakładałam moje czarne łyżwy. Moje koleżanki były już gotowe. Wszystkie cztery znałam ze szkoły. Jedna z nich - Kasia, była ze mną w klasie, a dwie z nich były rok młodsze. Ostatniej dziewczyny w ogóle nie znałam.
Spędziłyśmy miłe popołudnie aż minęła godzina i postanowiłyśmy wracać do domu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro