Rozdział 6
W rolę tajemniczego motocyklisty wcieli się Manu Rios(do góry w załączniku)
----------------------
Wzdrygnęłam się na jego dotyk,ale to było dobre wzdrygnięcie. Chwila...co ja bredzę. Chciałam walnąć mu w twarz za ten komentarz,ale się powstrzymałam. Wyrwałam się z jego uścisku i odwróciłam. Moim oczom ukazał się wysoki brązowooki brunet. Strój opinał się na jego mięśniach. Nie powiem,jest przystojny ale to nie zmienia faktu że nie powinien się tak odnosić do kogoś nieznajomego.
-Przepraszam?-Zapytałam z irytacją i parsknęłam śmiechem.
-Pytam,czy byłaś mokra.-Odpowiedział,a na jego ustach pojawił się mały uśmieszek.
-Okej,wytłumaczmy sobie coś cwaniaczku...-Zaczęłam a on z rozbawieniem na mnie patrzył.-Mogłeś chociaż zatrzymać się i przeprosić,po drugie nie zwracać się do mnie takimi komentarzami a po trzecie nie stać tak blisko mnie.-Powiedziałam kładąc na jego umięśnionej klatce piersiowej ręce i go lekko odpychając.
-Nie bądź taka spięta.-Roześmiał się i poszedł do naszej grupy. Przewróciłam oczami i dołączyłam do nich. Wszyscy zdaje się bardzo polubili tego irytującego dupka,idiotę,cwaniaka...
-Nicole poznaj Jake'a. Tego co ma dojść do waszej...-Powiedział Tomek a ja mu przerwałam:
-Już zdążyliśmy się poznać.-Mruknęłam i zdążyłam zauważyć jego błąkający się uśmieszek.
No proszę,mamy wesołka...
-Więc w takim razie chodźmy uczcić wygraną Jake'a do jakiegoś klubu.
Wszyscy się zgodzili,ale ja już miałam dość i czułam się zmęczona.
-Wiecie co,ja mam dość dzisiejszego dnia, idźcie beze mnie.-Odparłam.
-No nie bądź sknera!-Na moje zdziwienie wszyscy powiedzieli jednocześnie,po czym zaczęliśmy się śmiać.
-Nie,naprawdę idźcie się bawić. Obiecałam mamie że wrócę wcześniej.
-Odprowadzić cię?-Spytała Maja,ale ja odmówiłam.
-Nie nie,idź się baw. Poza tym Tomek miałby mi za złe,że zabrałam mu dziewczynę.-Odpowiedziałam zabawnie ruszając brwiami.
-Jesteś walnięta.-Powiedziała,ze śmiechem po czym mnie pocałowała w policzek i dołączyła do grupy.
Zerknęłam na zegarek,który pokazuje 22:40. Nie ukrywam,że boje się iść sama po ciemku,20 minut spacerkiem ale wiecie...gwałciciele są wszędzie. Miałam już przymierzać się do drogi,gdy ktoś łapie za mój nadgarstek,a ja się wzdrygnęłam i odwróciłam. Oczy wyszły mi z orbit.
-Jeśli chcesz,mogę cię odprowadzić.-Powiedział Jake.
Zdziwiłam się na jego propozycję i nie mogłam powstrzymać się,od dość chamskiej odpowiedzi.
-Yyyy...masz zmienne nastroje czy co?-Zażartowałam na widok jego baaardzo poważnej miny.
-Nie,po prostu chcę być pewny,że dotarłaś do domu bezpiecznie.-Odparł przewracając oczami.
-Okej...a co z imprezą na twoją cześć?-Wymawiając to teatralnie machałam rękami.
-Nic,odprowadzę cię i wrócę, to logiczne.-Powiedział sarkastycznie się uśmiechając.
-Widzę,że humorek wraca.-Mruknęłam i zaczęłam iść.
Między nami zapanowała niezręczna cisza. To było dziwne bo myślałam że to taki typ żartownisia,no wiecie dusza towarzystwa. A tu idzie ze mną cicho jakby był nieśmiały. Postanowiłam rozpocząć rozmowę. Nie polubiłam go na pierwsze wrażenie,ale może okazać się spoko.
-Więc,skąd się przeprowadziliście?
-Nie powiem,bo jeszcze zaczniesz mnie stalkować.-Odparł rozbawiony.
No jasne...
-Wiesz,żeby nie iść w niezręcznej ciszy to pomyślałam że zacznę jakiś temat czy coś.-Odpowiedziałam ciężko wzdychając,bo mogłam się po nim tego spodziewać.
-A czemu to musi być o mnie?-Zapytał
-Nie wiem,może dlatego żeby cię lepiej poznać?
-To może porozmawiamy o tobie?-Na to pytanie spojrzałam na niego dziwnie.
-W moim życiu nie ma nic ciekawego.
-No to mamy coś wspólnego.-Odpowiedział.
Aż do mojego domu nie rozmawialiśmy więcej. Gdy stanęliśmy przed drzwiami Jake zaczął mówić:
-Słuchaj...przepraszam za tę kałużę i dość nietypowy komentarz.
W tej chwili mnie zaskoczył.
-Spoko,nic się nie stało.-Odpowiedziałam siląc się na uśmiech.
-Chyba nie zrobiłem na tobie zbyt dobrego wrażenia,co?-Zapytał z uśmieszkiem.
Zastanowiłam się nad odpowiedzią.
-Taki trochę cwaniaczek z ciebie,a za ten komentarz taki typowy dupek i...
I nie zdążyłam ugryźć się w język....tak wiem idiotka ze mnie.
-No,rozgryzłaś mnie.-Odpowiedział ze smutnym uśmiechem,a ja chciałam się zabić.
Chwilę się we mnie wpatrywał po czym zszedł ze schodów i rzucił głośne:
-Dobranoc!
-Dobranoc.-Odpowiedziałam,ale raczej tego nie usłyszał.
Weszłam po cichu do domu i skręciłam do pokoju. Chyba z 15 minut siedziałam i myślałam czemu ten chłopak wydał się dla mnie taki...nie wiem,dziwny.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro