Rozdział 25
Gdy otwarłyśmy drzwi z numerem 325, ujrzałyśmy naprawdę przytulny pokój. Na dwóch ścianach są postawione po dwa łóżka,a koło nich szafeczka z lampką. Ściany są pomalowane na kolor beżowy i na kolejnej ścianie jest jedna ogromna szafa. Mamy też bardzo ładny widok z okna. Piękny ogród z ogromem kwiatów. Cudownie. Pytanie tylko, czy wytrzymam z nimi w jednym pokoju przez calutki tydzień...
Łazienka jest na zewnątrz od razu obok naszego pokoju. Na przeciwko nas pokój mają Samanta,Cindy,Natalia i Liv. Są spoko,więc nie będzie problemów.
Wchodzimy dalej do pokoju i rozkładamy się na swoich wybranych łóżkach. Moje jest najbliżej okna.
-Jezu,co za podróż.-Wzdycha Sel i kładzie się plackiem na swoje łóżko.
Wszystkie się z nią zgadzamy i robimy to samo co ona.
-A tak tylko spytam. Co się wydarzyło między tobą a Mikiem?-Chytry uśmieszek kradnie mi się na usta.
Sel przez chwilę nic nie odpowiada,ale sekundę potem zaczyna piszczeć i skakać po łóżku.
-Wiecie jaka byłam zestresowana?!
-Jakoś tego nie było widać.-Wtrąciła z uśmiechem Angel.
-Aż dziwne,że rozmowa nam się kleiła. Mamy nawet sporo wspólnego. Wiecie,że on też jest fanem Harrego Pottera?!-Pisnęła.
Wszystkie kiwamy głowami.
-Spędzałyśmy z nim dużo czasu,jak chodził z Nicole.-Odpowiedziała Maja.
-Ale ty najwyraźniej byłaś zajęta gapieniem się w niego. Dosłownie.-Mówię i wybuchamy śmiechem.
-Dobra. Skoro to już obgadane to... pierwsza zajmuję łazienkę!-Krzyczę,wybieram co mi potrzebne i wychodzę z pokoju.
Słyszę jak później ustalają kto idzie następny.
Ha!
Wchodzę pod prysznic i czuje jak całe to zmęczenie podróżą gdzieś znika. Gorąca woda robi swoje.
Wychodzę z kabiny po 30 minutach i szykuję się na kolację. Nie ubieram nic specjalnego. I tak zaraz padniemy jak kawki. Zakładam obcisłe dżinsy i szarą długą bluzę z różowym napisem "Love". Suszę włosy i wiąże je w warkoczyka na bok. Malować też się nie będę. Wychodząc z łazienki przypominam sobie,że miałam zadzwonić do mamy jak już będziemy na miejscu.
Wchodzę do pokoju i biorę telefon. Jak się okazało Sel jako druga poszła do łazienki a Maja z Angel siedzą w smartfonach. To oznacza tylko jedno-mamy wi-fi. Przeżyjemy.
Wybieram numer mamy. Odbiera po dwóch sygnałach.
-No hej kochanie i jak tam podróż?
-Cześć mamuś. Podróż nie była zła,ale i tak jesteśmy zmęczeni. Niedługo idziemy na kolacje i chciałam do ciebie zadzwonić żebyś wiedziała,że jest wszystko w porządku.
-To się cieszę. A jak tam pokój,z kim jesteś?
-Pokój jest nawet przytulny. No i jestem z Mają,Angel i Sel.
-To dobrze. Ale nic ci nie jest prawda? Nie chciało ci się wymiotować? I czy...
-Mamo,wszystko dobrze. Muszę już kończyć.
-Pamiętaj. Dzwoń codziennie. Pa.
-Pa.
Po rozmowie z mamą siadam na łóżko i idę za śladami dziewczyn. Sprawdzam co tam na instagramie,snapie i tak dalej. Tak jak się spodziewałam już się sypią zdjęcia typu: w samolocie,lub sweet focie w pokojach hotelowych. Wcale nie chcę zrobić zdjęcia i wstawić,wcale...
-Ej dziewczyny ustawcie się. Wstawię zdjęcie,że żyjemy.-Powiedziałam a dziewczyny zachichotały i przyjęły pozę.
Gdy wszystkie już się odświeżyły była godzina 19:55,więc postanowiłyśmy już zejść na kolację. Wychodzimy z pokoju i widzimy na korytarzu Samantę,Cindy,Natalię,Liv,Jake'a,Mike'a,Oliviera i Maxa. Chwila.... Czyli to znaczy,że Jake jest w pokoju z Mikiem i Olivierem. Co za ironia... Patrzy na Oliviera jakby chciał go zamordować. To jeszcze oznacza,że jesteśmy na tym samym piętrze. Podchodzę do Jake'a i witam się z Olivierem i Maxem.
Po chwili rozmowy wszyscy zeszliśmy do restauracji,która również mieści się w tym hotelu. Dla nas jest zarezerwowany jeden wielki stół. Siadamy i zaczynamy wybierać co mamy zjeść. Postawiłam na sałatkę i sok. Tak na noc nie jest dobrze się objadać.
Gdy wszyscy już zamówili, siedzimy w miłej atmosferze śmiejąc się i rozmawiając. Po skończonej kolacji,gdy już chcieliśmy odchodzić do swoich pokoi zatrzymał nas jeden z nauczycieli:
-Jutro od godziny 9:00 zaczynamy zwiedzać. Bądźcie już gotowi na 7:00. Zjemy śniadanie i ruszamy. Zrozumiano?!
-Tak!-Odkrzyknęliśmy chórem i rozeszliśmy się do swoich pokoi.
Pożegnałam się z Jakiem,weszłam do pokoju,położyłam się i zapadłam w głęboki sen.
***
Wstałyśmy o godzinie 6:30 i zaczynamy przygotowywać się na dzisiejszy dzień. Założyłam czarne potargane rurki a do tego biały crop top i na to sweterek. Wyprostowałam włosy i związałam je w warkoczyka.
Po śniadaniu wyszliśmy z hotelu i wsiedliśmy do tych super czerwonych autobusów i zaczęliśmy zwiedzać.
W pierwszym dniu mamy zwiedzić Tower of Bridge,Tower of London,przespacerujemy się północnym brzegiem Tamizy obok The Monument,Millenium Bridge i zwiedzimy też The Shakespare's Globe.
Zaczęliśmy właśnie od Shakespare's Globe. Mogę tylko powiedzieć jedno wielkie wow. Budynek jest ogromny. Robi wrażenie.
-Super nie?-Zagadnęła Maja.
-To już zabiera dech w piersiach a jeszcze tyle przed nami.
Potem ruszyliśmy na Tower of Bridge. To jest tak to nazwę most. I to bardzo wysoki most. Wszyscy są strasznie podekscytowani. No i oczywiście to również wywołało u nas ogromne wrażenie. Wszystko tu jest piękne. Następnie poszliśmy do Tower of London i słuchaliśmy przewodnika,potem był Millenium Bridge a już pod wieczór spacerujemy północnym brzegiem Tamizy. Jest jeszcze piękniej niż za dnia. Czuje jak ktoś łapie moją dłoń. Tak jak myślałam to Jake.
-Romantycznie prawda?-Spytał a ja kiwam głową.
Pocałował mnie w policzek i owinął ręce wokół mnie.
Około 19:30 wszyscy wróciliśmy do hotelu wyczerpani i jednocześnie zadowoleni. Po kolacji wszyscy rozeszli się do swoich pokoi.
Poszłam się odświeżyć,a po godzinie już siedzimy i rozmawiamy. Nagle słyszymy pukanie do drzwi.
-Proszę!-Mówię.
Pojawia się w nich Cindy i odpowiada:
-Hej dziewczyny. Gramy w butelkę u nas w pokoju,chcecie się może przyłączyć?
-Jasne. Chłopaki też będą?-Pyta Angel.
-Możemy ich zawołać.
-Okej. To ja idę po chłopaków,a wy już dołączcie do dziewczyn.-Mówię,wychodzę z pokoju i kieruję się do chłopaków.
Pukam do drzwi i gdy słyszę "proszę" wchodzę do środka. Tak jak myślałam grają w jakieś gry. Ale nigdzie nie widzę Jake'a...
-Hej,hej. Gramy w butelkę obok. Dołączycie się?
-Jasne.-Odpowiada Max.
-A gdzie jest Jake?-Pytam.
-Siedzi już od godziny w łazience. Lepiej sprawdź,czy się nie utopił.-Mówi ze śmiechem Olivier.
Ciekawe jak Jake z nim rozmawia. Może się pogodzili...
Kieruję się w stronę łazienki,którą mają w pokoju i lekko pukam do drzwi.
-Nie,jeszcze nie skończyłem Max! I jeśli jeszcze raz zapukasz obiecuje,że ci nogi z dupy powyrywam!
Zaśmiałam się tak głośno,że Jake otworzył drzwi. Jest owinięty tylko ręcznikiem. Ciekawie...
-Nicole,a co ty tu robisz?
-Przyszłam was zaprosić na granie w butelkę.
-Trzeba było powiedzieć że to ty, to bym się tak nie darł.-Odpowiedział ze śmiechem i złożył krótki pocałunek na moich ustach.
-Długo jeszcze będziesz siedział?
-Nie. Siądź na sedesie i czekaj.-Powiedział a ja przewróciłam oczami i usiadłam we wskazane miejsce.
Niby chłopaki nie dbają tak o wygląd,ale to jest totalna bzdura. Jake nakłada żel na włosy i pryska się super drogimi i niesamowicie pachnącymi perfumami. A ten jego tors...Matko. Żebym się nie zaczęła ślinić...
-Nicole?
-Hm?-Odpowiadam wyrwana z zamyśleń.
-Czemu się tak we mnie wpatrujesz? Coś nie tak?-Zapytał z uśmieszkiem.
-No bo ja ten.... Cieszę się,że mam tak przystojnego chłopaka.-Nieźle wybrnęłam.
-Nie. To ja się cieszę,że mam tak piękną dziewczynę.-Odpowiedział i podniósł mnie sadzając na umywalce i zaczęliśmy się namiętnie całować.
Stoi pomiędzy moimi nogami i trzyma dłonie na moich biodrach,natomiast ja swoje wplątuje w jego mięciutkie włosy.
Nagle słyszymy wołanie Oliviera:
-Jeśli właśnie teraz uprawiacie sex,to radzę wam się pośpieszyć bo zaczynamy grać w butelkę!
Zaśmialiśmy się obydwoje i Jake postawił mnie z powrotem na ziemi.
-I jak sprawy z Olivierem?
-Powiem,że koleś ma charakter. Pierwszej nocy nigdzie mnie nie wypuścił dopóki mi wszystkiego nie wytłumaczył. Co nie zmienia faktu,że chciałem mu przywalić i że próbował cię zgwałcić. Ale wszystko wytłumaczył i żałuje tego co zrobił,więc dałem mu szansę.
-No to się cieszę. Wszystko idzie w dobrym kierunku.-Mówię i całuję jego policzek.
Poczekałam aż się ubierze i dołączyliśmy do zabawy. Siedzę pomiędzy Jakiem i Mają. Naprzeciwko nas Olivier,Mike a pomiędzy nimi Sel. No i reszta czyli Natalia,Cindy,Samanta,Liv,Angel i Max. Zabawa nieźle się rozkręca. Butelką kręcę ja i wypada na Mike'a. Uśmiech maluje mi się na twarzy.
-Prawda czy wyzwanie?
-Wyzwanie.-Odpowiada.
O tak,na to właśnie liczyłam. Sel chyba za dobrze mnie zna bo patrzy na mnie błagalnym wzrokiem,ale wszyscy wiemy że ja zrobię swoje.
-Dobrze. Wyzywam cię abyś pocałował Sel w policzek.-Na początek małe kroczki.
Sel jest cała czerwona jak burak,a wszyscy czekają z niecierpliwością co się wydarzy. Mike wzruszył ramionami i wykonał zadanie. Niestety oblał przy tym niechcący Sel sokiem,którym trzyma w dłoni.
-Cholera,przepraszam.-Powiedział do niej.
Sel Pov's
Gdy Nicole powiedziała co ma zrobić Mike,myślałam że ją zabiję. Pewnie jestem czerwona jak pomidor. Albo gorzej. Zerkam na Mike'a. Wzruszył ramionami i już przybliża się do całusa w policzek. Moje serce bije tak bardzo,że zaraz wyskoczy. Nagle czuję jego usta na moim policzku. Całkiem miłe uczucie. Gdy już zaczyna się odsuwać ,jak na moje nieszczęście jego sok ląduje na mojej bluzce. Super...
-Cholera,przepraszam.-Powiedział.
Wstaję z mojego miejsca i mówię:
-Spokojnie to tylko sok. Pójdę się przebrać.-Powiedziałam i wyszłam.
Będąc już w pokoju szukam jakieś bluzki w szafie. Gdy już znalazłam,ściągam moją obecną i przymierzam się do zakładania drugiej. Nagle ktoś wchodzi do pokoju. Okazuje się że to Mike. Szybko zakrywam się bluzką i stoję niezręcznie. Po chwili wpatrywania się w siebie postanawiam się odezwać:
-Em... Nie,że chcę być nie miła,ale nie uczyli cię że się puka?
Mike jakby wyrywając się z jakiegoś transu odparł:
-Em...przepraszam. Ja chciałem sprawdzić czy wszystko w porządku i przeprosić...
-To tylko sok. I nie musisz już przepraszać.-Odpowiadam z uśmiechem,a później trochę niezręcznie dodaję:
-Jeśli pozwolisz, chciałabym się przebrać.
-Nie krępuj się.-Odpowiada z uśmieszkiem.
-Mike...
-No co?-Zaczął się przybliżać.-Może ci pomóc?
-Nie,d...dziękuję. Poradzę sobie sama.
I tak nic to nie dało,bo podszedł do mnie i przybliżył się jeszcze bardziej, wziął bluzkę i zwyczajnie mi ją założył. Z tego stresu,nic nie mogę zrobić. Stoję jak posąg. Wsunął kosmyk moich włosów za ucho a ja mogę przysiądz,że te motyle w brzuchu chcą się wydostać. Stoimy i wpatrujemy się w siebie jak idioci. Chciał coś zrobić,ale nagle obrócił się i wyszedł z pokoju.
To było dziwne...
Po chwili ja również opuściłam pokój i wróciłam do gry.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro