Rozdział 24
-Mamo widziałaś mój telefon!
-Skarbie,ja twoich rzeczy nie pilnuje!
I tak oto te dwa miesiące minęły jak z bicza strzelił. Jest godzina piąta rano a ja i tak do końca nie jestem spakowana. Biegam po całym domu,bo nagle jakimś dziwnym trafem wszystko mi się gubi. Samolot jest o 8:00,ale i tak musimy być wcześniej.
-Gdzie jest ten pieprzony telefon?!-Mówię sama do siebie.
Nagle słyszę głos mamy:
-Nicole telefon jest w łazience!
-Dzięki!
Jakim cudem on się tam znalazł...
Idę do łazienki i widzę moją zgubę na pralce. Biorę go i akurat dzwoni do mnie Maja.
-No co jest?
-Nicole! W co się ubierasz? W ogóle nie wiem co na siebie założyć!
Na jej zrozpaczony głos wybucham śmiechem.
-Maja uspokój się. Przecież nie jedziemy na żadną galę czy premierę...
-Ale czy ty wiesz jak te dziewczyny są tam ubrane? Będą się z nas śmiać!
-Masz tyle ciuchów,na pewno coś znajdziesz.
-Ale...
-Maja muszę kończyć,papa.
Szybko się rozłączyłam,bo nie dała by mi spokoju.
Wracam do pokoju i kończę pakować moje walizki.
Po godzinie wyruszyłyśmy z mamą na lotnisko biorąc po drodze Sel,Angel i Maje. Z Jackiem mam się spotkać na miejscu.
***
Będąc już na lotnisku wszyscy czekamy na nasz samolot. Mamy takie zamuły,że śmiesznie jest patrzeć jak ktoś siedzi i patrzy się w jedno miejsce,albo ziewa... W każdym razie,za godzinę powinniśmy już lecieć. Trochę się martwię bo Jake'a nadal nie ma. Może się rozmyślił bo jednak to będzie dla niego trudne?
Widzę,że ktoś idzie w naszą stronę. Mam nadzieję że to Jake. Ale niestety od razu siadam,gdy tylko ujrzałam Mike'a. Super,jeszcze tylko tego brakowało. O dziwo zachowuje się normalnie. Może jednak się zmieni...nie,wątpię.
Minęło już pół godziny,a Jake'a nadal nie ma. Okej...teraz martwię się na maksa.
-Nicole co jest?-Pyta Sel.
-Jake'a nadal nie ma. A co jeśli się rozmyślił?
-Spokojnie. Mamy jeszcze pół godziny do odlotu.-Odpowiedziała Angel.
Już biorę telefon,aby do niego zadzwonić ale mama przyszła z naszymi zamówieniami.
-Dobra dziewczynki. Proszę kawę tak na pobudzenie.
Spogląda na mnie i mówi:
-Nicole coś ci jest?
-Jake'a nadal nie ma.
-Zadzwoń do niego.-Odparła z uśmiechem.
Kiwam głową i odchodzę w mniej głośne miejsce. Wybieram jego numer,ale nikt nie odpowiada.
-Jake no.-Jęknęłam do telefonu.
Próbowałam jeszcze z dziesięć razy ale ciągle dostawałam ciszę.
Zrezygnowałam i wróciłam do wszystkich.
-I co?-Zagadnęła Maja.
-Nie odbiera.-Odpowiadam słabym głosem.
-Spokojnie,jeszcze przyjedzie.-Odparła i mnie przytuliła.
-Dobra moi uczniowie! Zbierzcie się wszyscy,musimy sprawdzić obecność!
Wszyscy ustawili się wokoło pani Hagins a ona zaczęła:
-Jacob?
-Jest.-Odpowiada chłopak.
-Samanta?
-Jest.
-Maja?
-Jestem.
Czytała tak dalej,aż w końcu doszła do Jake'a.
-Jake?
-Jeszcze nie przyjechał.-Powiedział Max.
-Cóż,niech się lepiej pośpieszy bo niedługo mamy samolot. Próbował się ktoś z nim skontaktować?-Odparła pani Hagins.
-Ja,ale niestety nie odbiera.-Odpowiadam.
-Co? Już go nie obchodzisz?-Mówi z udawanym niedowierzaniem Mike.
Zgromiłam go spojrzeniem.
-Daruj sobie Stweart.-Skarciła go nauczycielka.
Prosimy wszystkich o przygotowanie się do lotu w kierunku Londyn.
Powtarzam!
Prosimy wszystkich o przygotowanie się do lotu w kierunku Londyn.
Wkrótce słyszmy powiadomienie roznoszące się po całym lotnisku. A Jake'a nadal nie ma,może zrezygnował....
Idę pożegnać się z mamą.
-Uważaj na siebie dobrze?
-Oczywiście mamuś.
-I pamiętaj,dzwonisz codziennie tak?
-Tak mamo,spokojnie dam radę.-Mówię i ostatni raz się przytulamy a potem ruszam już do bramek.
Zbliżam się do sprawdzania bagaży,gdy nagle ktoś woła:
-Jake! No nareszcie martwiliśmy się o ciebie.
-Przepraszamy,ale mój kochany synek jak zwykle zaspał.-Powiedział tata Jake'a.
-To nic. Dobrze,że się pojawił. Właśnie szykujemy się do wejścia. No Jake,pożegnaj się i chodź.-Odparła pani Hagins.
Widzę,że Jake żegna się z panem Lanchasterem i podbiega do bramek. Czuje jak ktoś owija ręce wokół mnie.
-Cześć kochanie.
-Cześć.-Odpowiadam i odwracam się przodem do niego.-Dlaczego nie odbierałeś?
-Przepraszam,ale wstałem o 7:00 i dopiero się pakowałem,a telefon pewnie jest wyciszony.
-Strasznie się martwiłam.-Spoglądam mu w oczy.
-Bardzo cię przepraszam...-Nie było dane mu dokończyć,bo zamknęłam przestrzeń między nami.
-Ej! Koniec okazywania uczuć! Do samolotu!-Krzyczy za nami pan Marks.
Oderwaliśmy się od siebie i niemal wbiegliśmy do środka.
Leci z nami czterech nauczycieli. Jest nas dość sporo. Prawie cała nasza klasa i kilka z innych wyższych klas. Siedzę razem z Jakiem a Maja za nami z Samantą. Natomiast obok nas Sel z Angel. A za nimi niestety Mike z...kurwa z Olivierem. Nie widziałam go wcześniej. Jake chyba też go zauważył bo napiął swoje mięśnie.
-Ten pojebaniec z nami na wycieczce? O teraz to na pewno cię nie spuszczę z oka.
-Jake,bo ja muszę ci coś powiedzieć...
-Słucham?
-Bo Olivier...
-Chwila,od kiedy ty z nim po imieniu?
-No posłuchaj. Wszystko zaczęło się wtedy na tamtych wyścigach...
I po tym jak opowiedziałam mu całą historię,czekam na reakcję z jego strony.
-Czyli mam rozumieć,że gadałaś,wybaczyłaś i... szłaś z nim sam na sam do twojego domu z człowiekiem,który próbował cię zgwałcić?
-No tak,ale przeprosił i...
-Nicole-Wzdychnął.-A co jeśli kłamie i znów spróbuje? Jesteś za dobra dla ludzi.-Wziął mnie za rękę i w nią pocałował.
Uśmiechnęłam się na ten gest i położyłam głowę na jego ramieniu.
Prosimy o wyłączenie wszystkich urządzeń elektronicznych,oraz o zapięcie pasów na czas startu.
Rozległ się głos Stweardessy i po chwili ruszyliśmy w górę.
Sel Pov's
Siedzę dosłownie wbita w fotel. Nie ma to jak teraz przekonać się,że masz lęk wysokości i czujesz jak zaraz wpadniesz w panikę. Angel jest w łazience,a ja nie chcę przeszkadzać Nicole i Jackowi. Nagle słyszę jak Nicole mówi:
-Sel wszystko w porządku?
-Taaa,to znaczy tak.-Odpowiadam trochę zdenerwowana.
-Na pewno?
-Na pewno.-Wysilam się na uśmiech.
Spojrzała na mnie podejrzliwie,ale po chwili też się uśmiechnęła. Odwróciła się z powrotem do Jake'a a ja zaczynam się niespokojnie wiercić. Chyba zaraz zabraknie mi powietrza. Nagle ktoś siada koło mnie. Chyba Angel wróciła z łazienki. Odwracam się i o mało co nie spadłam z fotela. Widzę przed sobą Mike'a. No nieźle się zapowiada...
-Hej.-Powiedział.
-Hej.-Odpowiadam trochę niespokojnie,za co klnę się w myślach.
-Wszystko dobrze?
-Em,tak czemu pytasz?
-Kręcisz się ciągle w fotelu,a po drugie widzę że kłamiesz...
-Niby skąd ten pomysł?
-Widać to w twoich oczach.-Odparł a moje serce zaczyna mocniej bić.
-Powiesz mi co się dzieje?
Wzdycham i odpowiadam trochę niepewnie:
-Chyba jednak boję się lecieć samolotem.
-Chcesz żebym z tobą został?-Spytał a ja przysięgam,że zaraz krzyknę z radości.
Po chwili mówię:
-Nie musisz....
-Ale chcę.-Uśmiechnął się i na moje zdziwienie wziął moją dłoń i zaczął ją głaskać.
Jestem mile zaskoczona. Chyba jednak moja miłość do niego nie ustała... Kuźwa.
Siedzimy w ciszy a Mike nie puszcza mojej dłoni nawet na chwilę. Spoglądam w stronę Nicole. Ona również się we mnie wpatruje z wielkim uśmiechem wymalowanym na twarzy. Pokazuje mi dwa kciuki do góry na co ja lekko się uśmiecham.
Gdzie jest Angel? Utopiła się tam czy co? Ale w sumie... Siedzi koło mnie Mike,więc niech tam jeszcze sobie trochę posiedzi.
Po chwili zaczął mnie zagadywać i muszę przyznać ale świetnie mi się z nim rozmawia. Mamy nawet sporo wspólnego a tego szczerze się nie spodziewałam. Ten lot będzie jednym z najlepszych.
Nicole Pov's
Zostały nam jeszcze dwie godziny,więc postanowiłam się przespać. Na ramieniu Jake'a,ale mniejsza o to. Jest zaskakująco wygodny. Gdy się obudziłam,pierwsze co ujrzałam to jego pięknie brązowe oczy które się we mnie wpatrują. Uśmiechnęłam się a Jake to odwzajemnił.
-Ile spałam?-Pytam zaspanym głosem przeciągając się.
-Z jakieś pół godziny.-Odpowiedział głaszcząc mnie po głowie.
-Co ty robisz?-Pytam ze śmiechem.
Jake zbliżył swoje usta i złączył je w pocałunku z moimi. Po chwili odsunęliśmy się od siebie i oboje spoglądamy w stronę Angel i Sel... a raczej Sel i Mike'a. No ciekawie się zapowiada...
-Co jest?-Pyta Jake.-On jest pojebany. I ty pozwalasz kokietować twoją przyjaciółkę?
-Coś mi się zdaje,że on jej nie kokietuje.
-Co ty mówisz?
-Jake,zobaczysz.-Mówię z tajemniczością w głosie a Jake zaczyna się śmiać po czym ja do niego dołączam.
-Ej!-Krzyczy ktoś za nami-to Maja.
Odwracamy się i widzimy również Angel,która mówi:
-Ten chuj podebrał mi siedzenie.
-A tak w ogóle to cały czas gadają,coś się święci.-Wtrąca Maja.
-No,zobaczymy co z tego wyniknie. Może przy niej się zmieni.-Odpowiadam i po chwili zwracam się w ich stronę. Trzeba przełamać w końcu barierę nienawiści do Mike'a,skoro jedna z naszych coś do niego czuje.
-Ej! Gołąbeczki,chcecie z nami może pogadać?
Na twarzy Sel widzę lekkiego rumieńca i na moje zdziwienie nie dość,że Mike tego nie skomentował to jeszcze też się oblał lekkim rumieńcem.
Nagle słyszę szept Jake'a:
-Skarbie,co ty wyrabiasz?
-Wiem,że pałamy do niego nienawiścią ale skoro nasza przyjaciółka coś do niego czuje musimy się postarać o to,aby trochę poprawić tą i tak dziwną sytuację.
-Dobrze. Ale jeśli tylko mnie zirytuje,to walnę mu w gębę.-Mówi Jake.
Zaśmiałam się i całuję jego policzek.
Po chwili cała nasza szóstka rozmawia w najlepsze. Mike ani razu nie zdenerwował i nie zirytował nikogo. Było tak jak dawniej,kiedy z nim chodziłam. Jeśli nadal będzie taki,to może ta wycieczka nie będzie taka zła jak myślałam.
***
Wylądowaliśmy około 18:00. Z tego ile na razie widziałam Londynu mogę powiedzieć,że jest piękny a jeszcze cały tydzień zwiedzania przed nami. Tyle może się zdarzyć...
Zatrzymaliśmy się w hotelu "Shelton Hotel". Jest skromny,ale i za razem bardzo ładny. Wchodzimy do niego i czekamy aż nauczyciele nas zameldują i dadzą klucze do pokoi.
-No dobra,zbierzcie się! Więc tak,nie ma że w pokojach chłopak-dziewczyna zrozumiano? Tak Bradford,do ciebie się zwracam.-Wszyscy wybuchli śmiechem.
-Kolacja o 20,więc po dostaniu kluczy i listy z kim będziecie dzielić pokoje,możecie już ruszać i się trochę odświeżyć. A tym czasem,do zobaczenia za dwie godziny!-Krzyknął pan Marks,a wszyscy się rozeszli.
Okazało się,że na moje szczęście jestem w pokoju z Mają,Sel i Angel.
Wszystkie zaczęłyśmy zmierzać w stronę naszego pokoju.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro