Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 97 (1/3)

Znudzona siedziałam na fotelu i czytałam księgę zaklęć, czekając, aż w końcu eliksir potrzebny do rytuału przywołania mieszańca będzie gotowy. Co prawda nadal nie byliśmy w stu procentach pewni, czy w ogóle teoria z hybrydą była tą poprawną, jednak biorąc pod uwagę, że został nam niecały tydzień do przybycia mojego ojca na Ziemię, to musieliśmy tym razem zaryzykować. Miałam tylko szczerą nadzieję, że rzeczywiście sprawcą całego zamieszania była krzyżówka, którą bez problemu wezwiemy i to jeszcze pochodząca od jakichś niezbyt potężnych gatunków, bo niezbyt podobała mi się wizja walki z potomkiem jakiegoś tam potężnego pół-anioła, pół-demona. Jejku, świat stawał na głowie, a najgorsze w tym było to, że nawet gdybyśmy uporali się z "demonem od plagi samobójstw", to mnie jeszcze czekało tłumaczenie się przed tatą z mych relacji z synem Gabriela. Bo co jak co, ale przed Diabłem nie dało się nic ukryć i prędzej czy później zawsze się o wszystkim dowiadywał.

- Hej, Sab! Coś się stało? - spytał wesoło Aiden, który akurat wszedł do salonu i podszedł bliżej. - Wyglądasz, jakbyś chciała wypalić dziurę w ścianie samym patrzeniem się na nią. A robisz tak tylko, gdy coś cię trapi.

- Po cholerę go tu wpuściłeś? - Spojrzałam zirytowana na Asa, domyśliwszy się, że to on wpuścił śmiertelnika do mojego domu, lecz ten tylko wzruszył ramionami i wyszedł z powrotem do kuchni, gdzie siedział od samego rana. - Aiden, mimo że jesteś człowiekiem, naprawdę cię lubię, więc nie spieprz tego i nie wkurwiaj mnie, bo skończysz martwy.

- Trzymasz książkę do góry nogami i zamiast na nią, patrzysz w ścianę. Może i nie jestem najlepszym uczniem ze szkoły, a historia to jakaś masakra, jednak nie jestem na tyle upośledzony, żeby nie zauważyć takich rzeczy - parsknął śmiechem i rozsiadł się wygodnie na kanapie.

Przewróciłam oczami i całkowicie się wyłączyłam, nie słuchając dłużej jego bezsensownego gadania. W głowie non stop pojawiały się nowe pytania i wątpliwości wobec tego, co robiliśmy, jak wszystko miało się dalej potoczyć i jak przeprowadzić rozmowę z mieszańcem w taki sposób, by nie musieć używać siły i bez problemu zaprowadzić go przed oblicze ojca, lecz im dłużej się nad tym zastanawiałam, tym bardziej zamartwiałam się naszymi poczynaniami i wzmacniałam ból głowy, który męczył mnie już od dobrych kilku godzin. Cholerne ludzkie lekarstwa nie działały, a nie chciałam też nadużywać mocy Astriela na zwykły ból głowy, bo anioł nadal był słaby i wolałam, żeby jakby co oszczędzał energię na walkę z Benem lub ewentualnie Marco.

- Ciężka noc? - Usłyszałam głos blondyna i gdy na niego spojrzałam, dostrzegłam rozbawienie w jego oczach. - Wiesz... ja tam nawet się tego spodziewałem, jednak gdyby ktoś od was zobaczył te malinki, to prawdopodobnie mógłbym się szykować na koniec świata - zachichotał rozbawiony, a ja zmarszczyłam brwi, próbując zorientować się, o czym teraz mówił łowca. - Malinki, Sab. Masz malinki na szyi.

- Szlag - zaklęłam pod nosem i szybko magią pozbyłam się śladów, mordując przy tym Aidena wzrokiem. - Powiesz o tym komuś, to dowiesz się, co to znaczy brutalność demonów, jasne?

- Niby komu bym miał powiedzieć? Rodzicom? Że moja przyjaciółka, która jest córką Lucyfera, przespała się z aniołem, który jest synem Gabriela? - roześmiał się kpiąco, kręcąc głową. - Mógłbym, ale słabo bym na tym wyszedł jako łowca kumplujący się z... tobą.

- Są święta. Dzisiaj Boże Narodzenie. W ogóle czemu nie siedzisz z rodzicami? Ja jestem z Piekła i nie obchodzę, za to śmiertelnicy uwielbiają ten czas - zauważyłam, szybko zmieniając temat i odłożyłam księgę na odpowiednią półkę.

- A po cholerę mam siedzieć z rodziną i po raz setny wysłuchiwać ich opowieści o polowaniach oraz co im się wydarzyło podczas wypraw, kiedy mogę posiedzieć z przedstawicielami tego niematerialnego świata? - Posłał mi znaczące spojrzenie i uśmiechnął się lekko, natomiast jego aura w tej samej chwili nagle pojaśniała i jej ciemny kolor zmienił się na czysty, jasny turkus.

- Pamiętasz jedną z naszych pierwszych rozmów, kiedy mówiłam, że planuję cię pilnować, byś nie wywinął żadnej głupoty? Powiedziałeś wtedy, że masz jakieś kłopoty. O co chodziło? - Podeszłam do niego i zmierzyłam chłopaka od stóp do głów, patrząc zdezorientowana na otaczającą go poświatę. Pewnie zależało to od nastroju śmiertelnika i nastawienia do innych oraz życia, bo inaczej nie dało się tego wytłumaczyć.

- Dotyczyło to problemów... "prawdziwego świata", jak to określają łowcy. Czyli po prostu zastanawiałem się wtedy nad tą sytuacją z samobójstwami, ponieważ dla nas było jasne, że to wasza sprawka - wyjaśnił ze śmiechem, wzruszając ramionami. - Tylko nie wziąłem wtedy pod uwagę, że ten "prawdziwy świat" może dotyczyć również ciebie.

- Czyli to przez to, że jesteś łowcą, nie reagujesz na mą aurę? - upewniłam się, mimowolnie oddychając z ulgą, że to jednak z tego powodu nastolatek ją ignorował, a nie dlatego, że to ja zbyt łagodnie go atakowałam.

- Każdy z nich ma pierścień z kamieniem, który odpowiada poszczególnej rodzinie. Aiden pochodzi z rodu Raven, których nazywamy Krukami i dla nich charakterystyczny jest czarny onyks - poinformował mnie As, wychodząc z kuchni i stanął z boku. - Ponadto jest zaklęty przez niebiańskich opiekunów Bractwa, przez co tak długo, jak będzie nosił tę błyskotkę, żaden czar na niego nie zadziała. Włącznie z twoimi atakami.

- Czemu ja nic o tym nie wiem?! Jako demon powinnam chyba wiedzieć, że istnieją goście, co będą na mnie polować, nie? - prychnęłam poirytowana, na co chłopacy się roześmiali. - No co? To nie fair! Nie wiedziałam o tym wszystkim!

- Bo jak ci mówiłem, to nie słuchałaś, tylko wolałaś lecieć do Rotha na trening. - Rozległ się za nami znajomy głos, który rozpoznałabym wszędzie, w każdym miejscu, w każdej chwili i w każdej sytuacji, a którego teraz za cholerę nie chciałam usłyszeć przed upływem czasu.

Wszystko działo się potem tak szybko, że zdezorientowana nie zdążyłam zareagować. W ułamku sekundy poczułam znajomą, okropnie gęstą i mroczną aurę, wypełniającą pomieszczenie i szczelnie nas otulającą, której ciężar sprawił, że nawet pode mną ugięły się kolana i miałam ochotę się skulić, wyczuwając potęgę tętniącą od nowoprzybyłego. Tyle że ja też byłam przyzwyczajona do tej siły, bo za to Aiden i Astriel zareagowali znacznie gorzej. Śmiertelnik syknął z bólu i złapał się za nos, z którego zaczęła płynąć stróżka krwi, co zostało spowodowane przez zachwianie równowagi otoczenia i wręcz miażdżącą siłą zła, a anioł padł na kolana i skulił się, jakby na jego barkach spoczął wielotonowy ciężar. Jego anielska energia momentalnie zniknęła, po prostu zakryta przez tą diabelską, lecz co najdziwniejsze, moc bruneta wzrosła i choć nie miała szans z tą, co ją właśnie atakowała i próbowała zagłuszyć, dzielnie stawiała opór, nie dając się grzechowi. Ciekawe, pierwszy raz widziałam, żeby ktoś z Nieba tak reagował w pobliżu Upadłego.

- Sab, kto to? - wymamrotał Aiden, patrząc mi przez ramię i przyłożył sobie chusteczkę do nosa, by powstrzymać krwawienie.

- Kto to? - Westchnęłam ciężko i odwróciłam się do stojącego za mną taty, którego przenikliwy wzrok jak zawsze powodował zimne dreszcze na karku. - Mój ojciec.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro