Rozdział 83 (9/10)
Cholera, wiedziałem, że coś jej podali. To było do przewidzenia po tych debilach, a tym bardziej już Aidenie. Od samego początku jej mówiłem, by uważała na niego, ale nie! Bo oczywiście wielka księżniczka Piekła wie lepiej! I tak wiedziała lepiej, że skończyła nieprzytomna z jakąś podejrzaną substancją w żyłach, a ja jak zwykle bawiłem się w jej niańkę. To już się normalnie zaczynało robić nudne.
- Facet, coś ty jej zrobił? - roześmiał się Lucas, jak tylko zauważył mnie niosącego na rękach Sab. - Jak cię zobaczyła, to aż padła z wrażenia?
- Jak ci przywalę, to też padniesz z wrażenia. - warknąłem zirytowany, przeszywając go wzrokiem i dałem znać Sheili, by podeszła. - Na górze są Aiden, Ben i Marco, którzy stracili przytomność, a ich dziewczyny śpią. Zajmij się tymi kretynami, a w szczególności blondasem, bo nieco mnie poniosło i rozwaliłem mu nos. - wyszeptałem do niej, by nikt inny tego nie usłyszał.
- Co zrobiłeś? - zapytała z niedowierzaniem, zerkając nerwowo przez ramię. - Dlaczego?
- Widzisz Sab? - prychnąłem, zerkając znacząco na trzęsącą się od gorączki dziewczynę, która wtulała się we mnie. - Podali jej coś. Nie wiem co, ale najwyraźniej ma beznadziejny wpływ na demony, skoro nawet ona tak źle na to reaguje. Więc nic nie pij, jak będziesz na górze i uważaj na siebie.
- Troszczysz się o mnie? - uśmiechnęła się słodko, a jej różowe tęczówki zajaśniały na chwilę, lecz tylko przewróciłem oczami i przyspieszyłem kroku, jak najszybciej wychodząc z budynku.
Odetchnąłem z ulgą, gdy wreszcie dudniąca muzyka przestała drażnić w uszy i rozejrzałem się dookoła w poszukiwaniu kogokolwiek. Jednak na szczęście było już wystarczająco późno, by ktoś jeszcze szwendał się po okolicy, czy czatował w krzakach, zwracając nadmiar alkoholu, więc bez wahania rozłożyłem skrzydła i wzbiłem się w powietrze, by po chwili wylądować przed domem Sab. Biedaczka cała drżała, choć nie wiedziałem, czy to z zimna, czy od wysokiej temperatury, zbladła jeszcze bardziej niż zwykle, a oddech miała płytki i urywany. Aż zacząłem mieć wyrzuty sumienia, że ostatnio tak się na nią wydarłem, bo w sumie nie zrobiła wtedy nic złego. Tyle że wkurzenie na Sheilę, Lil oraz demona od plagi skumulowały się i w końcu wybuchły, a ofiarą niestety stała się wyjątkowo niewinna niebieskooka. Co za beznadziejne zrządzenie losu.
- Astriel. - wyszeptała przez sen i jakby odruchowo skuliła się, a na jej szyi pojawiły się dziwne wzory, gdy żyły zmieniły kolor na brązowy. Dobra, w tej chwili naprawdę zaczynałem się o nią martwić, bo mimo wszystko w jakimś sensie polubiłem tą wariatkę. - Zimno.
- Już, złośnico. Zaraz przestanie. - wymamrotałem i mocą otworzyłem drzwi, po czym szybko odnalazłem jej sypialnię i zaniosłem do niej.
Położyłem ją na łóżku, wcześniej ściągając z dziewczyny kurtkę i szpilki, a następnie przykryłem kołdrą. Nie trzeba było być lekarzem, by zauważyć, że działo się z nią coś złego, skoro pomimo rozpalonego czoła, chowała się pod pierzyną, jakby na dworze panował siarczysty mróz. Z niepokojem obserwowałem, jak z każdą chwilą stan Sab coraz bardziej się pogarszał, jakby to coś co wypiła, wręcz wyniszczało ją od środka. W ciągu kilku minut z dawnej, aroganckiej demonicy, brunetka stała się kruchą, delikatną istotką, która była zdana na łaskę i niełaskę innych. Już nawet wolałem nie myśleć, co by jej zrobili popularsi, tym bardziej, że najwyraźniej domyślili się, czym tak naprawdę była. A znając takich jak oni, litości by dla niej nie mieli.
Gdy Sab zaczęła mamrotać coś w gorączce, jakby z kimś rozmawiała, westchnąłem ciężko i poszedłem do łazienki po ręcznik. Wziąłem pierwszy lepszy z brzegu i zbliżyłem się do umywalki, by zwilżyć go chłodną wodą, lecz przystanąłem zaskoczony, wpatrując się w puste miejsce po lustrze. Zamiast niego, na ścianie znajdował się napis wykonany jakąś dziwną substancją, niepokojąco podobną do demonicznej krwi, jednak ze względu na rozmyte i w połowie starte litery, nie mogłem ich rozszyfrować. Cholera jasna, co tu się działo?
Jak najszybciej wróciłem do demonicy, która niespokojnie rzucała się na boki, pewnie śniąc jakieś koszmary. Delikatnie położyłem wilgotny ręczniczek na jej czole i złapałem ją lekko za nadgarstek, dopiero teraz zauważając bliznę na wewnętrznej stronie jej dłoni, jakby coś głęboko rozcięło skórę. Odłamki lustra? To ona je zniszczyła? Po co? Jaki by miała w tym cel? Chyba że... działo się wokół niej coś, o czym nie powiedziała nawet mi.
- Zabierz ją stąd. Niech da mi spać. - wyszeptała nagle drżącym głosem, na chwilę uchylając oczy, lecz jej wzrok był pusty i matowy, pozbawiony tych charakterystycznych, złośliwych błysków. - Proszę, zabierz ją.
- Kogo? - zapytałem cicho, siadając obok Sab na łóżku i odgarnąłem pojedyncze kosmyki z jej twarzy. - Sab, tu nikogo nie ma. Jesteśmy sami.
- Nie. Ona tu jest. Nadal mówi te okropieństwa. - wyjąkała przestraszona, chowając się pod kołdrą po samą szyję i zacisnęła mocno powieki, jakby to miało ją odgrodzić od świata. - Cicho. Błagam, zamknij się!
- Sab, spójrz na mnie. - ująłem jej twarz w dłonie i zmusiłem by spojrzała mi w oczy, jednocześnie przebudzając moc uspokajania. - Sab. - niepewnie wykonała moje polecenie, kurczowo ściskając i tuląc do siebie pościel, lecz z każdą chwilą czułem, jak powoli się odpręża i rozluźnia. Jej oddech spowolnił i unormował się, a kiedy drżenie ciała ustało oraz napięcie i nerwy opuściły je, zabrałem ręce. - A teraz powiedz mi o co chodzi.
- To moje wymysły... ale jest tak rzeczywista, że aż realna. - wyjaśniła cicho, układając się na boku i przymknęła oczy, głęboko i miarowo oddychając pomimo trawiącej ją gorączki. - Czasem jest w lustrze, czasem tuż obok mnie. Ale zawsze wygaduje te okropieństwa. To jakby moje mroczne ja.
- Jeszcze mroczniejsze? - mimowolnie roześmiałem się cicho, przypatrując dziewczynie. - A jakie okropieństwa mówi?
- Prawdę. Że jestem beznadziejna, nigdy nie powinnam podejmować się tej misji i nawet Lil jest bardziej użyteczna ode mnie. - wymamrotała, powoli zapadając w sen. - Mówi, że powinnam odpuścić i nie robić wam problemów. Tym bardziej tobie, bo gdyby nie moja chamskość, już dawno byś sobie poradził z demonem. Przepraszam, że jestem taka okropna, Asie.
- Aż tak zła nie jesteś. Mimo wszystko lubię cię. - westchnąłem ciężko z lekkim uśmiechem, jednak czarnowłosa już tego nie usłyszała. Wtulona w poduszkę spała spokojnie, choć dreszcze dalej ją atakowały, a na szyi były te ciemne wzory, które świadczyły o ciągłym zatruciu organizmu. - Dobranoc, Sab.
Ech, no to przez weekend najwyraźniej czekało mnie siedzenie w tym domu Diabła i bycie aniołem stróżem jego córki. No nieźle się wpakowałem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro