Rozdział 8
Wróciwszy wreszcie do domu poczułam kamień spadający z serca. W końcu. Spokój i cisza. Boże, jak mi ich brakowało.
Odetchnęłam głęboko i pierwsze co ruszyłam zrobić, to przebrać się w suche rzeczy, bo te, które miałam na sobie były zupełnie przemoknięte. Może i Astriel uratował mnie przed dłuższym spędzeniem czasu na deszczu, jednak zrobił to po nałapaniu wody przez ciuchy. Jakby debil nie mógł pojawić się trochę wcześniej. Ale mniejsza z tym. Grunt, że teraz byłam już w moim ciepłym domku, cudowna aura zła na powrót zaczęła łaskotać mnie w policzki, a trzaski ognia z kominka uspokajały mnie. O tak, właśnie tego mi było trzeba.
Piętnaście minut później, przebrana już w suche ubrania, usiadłam wygodnie na fotelu przed kominkiem, choć raczej bardziej pasowałoby tu określenie położyłam się, bo moja głowa wylądowała na podłokietniku z jednej strony, a nogi przerzuciłam przez oparcie. Co prawda taka pozycja nie przystoiła damom i dobrze wychowanym dziewuchom, ale przecież nie należałam ani do tych, ani do tych. No i było mi tak całkiem wygodnie, więc zazwyczaj gdy odwiedzał mnie ktoś ze znajomych i zaczynał nabijać z mojego rozbestwienia, puszczałam ich uwagi mimo uszu i po prostu to olewałam, pozostając w tej samej pozycji. Chyba, że przychodził ktoś kogo nie lubiłam. Wtedy po paru sekundach go podpalałam, skazując tym samym na Otchłań, a potem zwalałam to na irytację i zmęczenie po szkole. Tak więc luzik.
Ze znudzeniem machnęłam przed sobą dłonią, uwalniając tym samym moc, która najpierw utworzyła niewyraźne zarysy bliżej nieokreślonych postaci, by już po chwili te nabrały ostrości. Błękitny jakby hologram przedstawiał cztery dziewczyny, mające czelność jeszcze kilka godzin temu spojrzeć na mnie krzywo. Mówiłam już, nie należałam do cierpliwych i wyrozumiałych osób, przez co miałam wielką ochotę się na nich odegrać. A nie był też to pierwszy raz kiedy to mi podpadły.
- Nie wiem kim jesteście, ale urządzę wam takie piekło, że popamiętacie. - mruknęłam pod nosem i upiłam łyk whiskey, którą uprzednio sobie nalałam do szklanki.
Skrzywiłam się, gdy alkohol lekko zapiekł w przełyk, ale czując przyjemne ciepło rozlewające się po gardle, grymas zmienił się w uśmiech pełen zadowolenia. Nawet ja musiałam przyznać, że trunek na Ziemi mieli całkiem-całkiem. Bo w porównaniu z tymi sikami co się pijało w barach w Piekle, ten tu po prostu uwielbiałam. Chyba tylko whiskey i ziemskie wina trzymały mnie we względnej cierpliwości, lecz bez nich już dawno bym odpuściła i wróciła do Podziemia.
Przymknęłam oczy rozkoszując się cudnym smakiem napoju i odetchnęłam głęboko, zastanawiając się jak zdobyć informacje na temat moich ofiar. Pewnie gdybym się wysiliła to znalazłabym całkiem sporo opcji na poznanie ich tożsamości, lecz aktualnie nadal byłam z lekka otępiała po spotkaniu z aniołami. Jedyne o czym potrafiłam myśleć to pozbycie się ich, nie biorąc już nawet pod uwagę tego, że zgodziłam się na współpracę z Astrielem, a wszelkie starania zaprzątania sobie głowy czymś innym spełzały na niczym. Jebane ptaszki. Jak zwykle musiały zwracać na siebie uwagę.
- Muszę się pozbyć Lil, a potem z Asem poszłoby już z górki. - mruknęłam pod nosem, zupełnie zapomniawszy o moich planach zemsty na śmiertelniczkach. - Gdyby tak wydobyć z niej informacje, to i jej braciszek nie stanowiłby problemu, ani Niebo. Tylko jak tu zdobyć zaufanie tej blondyny i tym samym nie zwrócić na siebie uwagi Asa?
- Chyba mieszkanie na Ziemi ma na ciebie zły wpływ. Gadanie do siebie? Wariujesz. - usłyszałam głos obok, a gdy otworzyłam oczy i spojrzałam na jego właściciela, na moją twarz wstąpił szeroki uśmiech.
- Roth! No proszę, a jednak martwisz się o swoją siostrzyczkę. - zaśmiałam się kpiąco i przyjęłam normalną, siedzącą pozycję, nie odwracając wzroku od stojącego przede mną członka rodziny. - Co tam w Piekle?
- Źle. - oznajmił oschle, nieznacznie się krzywiąc. - Bunt się wzmógł, a dusz samobójców nadal przybywa. Czemu? - zapytał się mnie, a w jego bursztynowych oczach zalśniła złośliwość. - Czyżbyś sobie nie radziła i jeszcze nie pokonała demona?
- Nie wkurwiaj mnie. - uśmiech natychmiast zszedł mi z twarzy, a wściekłość, która mnie zalała, ukryłam pod maską obojętności, choć oczy rozbłysły ostrzegawczym blaskiem. - Pojawiły się komplikacje.
- Chcesz powiedzieć, że jednak nie dajesz sobie rady? - brunet splótł ręce na piersi i roześmiał się prześmiewczo. - No proszę, pani Żołnierz Doskonały została pokonana przez jednego, słabego demona.
- Nie taki słaby ten sukinsyn. Bawi się ze mną w kotka i myszkę, a znalezienie choćby pojedynczego śladu graniczy z cudem. - nie wiem czemu próbowałam się wytłumaczyć. Ale prawdopodobnie po spotkaniu z anielskim rodzeństwem byłam wyprowadzona z równowagi do tego stopnia, że aktualnie Roth miał ze mnie niezłą rozrywkę. - Dodatkowo pojawiły się dzisiaj anioły, więc daruj sobie.
- Ptaszki wreszcie przejrzały na oczy? - brat przychylił głowę na bok, przypatrując mi się z zainteresowaniem. - Mam nadzieję, że nie stanowią problemu?
- Spokojna głowa. Lilianna to typowa bezmózga blondyna, na pierwszy rzut oka zwykły pionek góry. A Astriel... - urwałam na chwilę i wzięłam łyka alkoholu, zyskując czas na znalezienie odpowiednich słów. - ...poradzę sobie z nim.
- Bachory Gabriela? - Roth zmarszczył brwi i potarł kark, analizując co mu powiedziałam. - Ojciec będzie niezadowolony. Cóż, bardziej niż teraz. Wkurza go, że tyle zajmuje ci ta sprawa. Bardziej przydałabyś mu się na polu walki.
- Chętnie bym wróciła, jednak szkoda mi straconego tu czasu. Może niedługo wpadnę, ale jak na razie zostaję. Przekaż tacie, że już niedługo demon stanie przed nim błagając o litość. - zaprzeczyłam szybko i wstałam z fotela, zerkając na brata.
Własne słowa mnie zdziwiły. Czy ja naprawdę właśnie postanowiłam dalej męczyć się w tym cholernym wymiarze, mając jeszcze anioły patrzące mi na ręce? I chuj z tym, że zgodziłam się pomagać Astrielowi w tropieniu demona. Bardziej mnie chyba martwiła pieprzona zima, która się zbliżała. Myśli o mroźnych porankach, jebanym, białym gównie spadającym z nieba, a jeszcze później powodującym mdłości Bożym Narodzeniu doprowadzały do szału. Co mnie opętało by nagle uprzeć się na zostanie tu?! Czy mnie już do reszty popierdoliło?!
- Mam taką nadzieję. Inaczej ktoś inny się tym zajmie. - posłałam mu pytające spojrzenie, a chłopak wzruszył ramionami. - Ojciec dawno już tu nie był. Stwierdził, że krótki pobyt na Ziemi dobrze mu zrobi, a wiesz, że będzie to równoznaczne...
- ...z zignorowaniem obowiązków. Na nas spadnie odpowiedzialność za Piekło. - dokończyłam z cichym westchnięciem. Spuściłam wzrok na szklankę, którą nerwowo bawiłam się od samego początku pojawienia się Rotha. - Wiem. Przekaż ojcu, że sobie poradzę. Ale potrzebuję jeszcze trochę czasu.
- Którego już nie ma. Sab, jesteśmy o krok od wojny domowej. Musisz zakończyć tą sprawę i to jak najszybciej. - warknął ostro, przez co przewróciłam oczami. Może i na jego żołnierzy ten ton działał, lecz nie na mnie. - Masz miesiąc. Potem ojciec tu przybędzie.
- Miesiąc? - gwałtownie uniosłam wzrok, wpatrując się z niedowierzaniem w bruneta. - To za mało!
- Wystarczająco dużo, by pozbyć się demona tego pokroju. - odparł, po czym uśmiechnąwszy się z kpiną, dodał trochę ciszej. - Choć moim zdaniem to i tak za dużo.
- Roth! - chciałam zaprotestować, ale jedno jego spojrzenie, którym potrafiłby doprowadzić śmiertelnika do zawału wystarczyło, by mnie uciszyć.
- Miesiąc. Jasne?
Przygryzłam mocno wargę i zacisnęłam rękę na szklance, przez co ta popękała, jednak posłusznie przytaknęłam głową. Widząc moją uległość brat uśmiechnął się z zadowoleniem, a następnie odsunął parę kroków. Zanim zdążyłam jeszcze coś powiedzieć, błękitne płomienie wystrzeliły na środku pokoju otaczając postać chłopaka, by po paru sekundach zniknąć razem z nim. Kurwa!
Czując ogarniającą mnie złość, nie mogłam się powstrzymać przed wyładowaniem się. Z głośnym krzykiem rzuciłam trzymaną szklanką przed siebie, a gdy ta uderzyła o przeciwległą ścianę, ja już zdążyłam przewrócić stół i zrzucić z kominka wszystkie duperele jakie na nim kiedyś poustawiałam.
Cholera jasna! Jeden dzień, a wszystko zdążyło spierdolić się do cna! Najpierw anioły, potem propozycja Astriela, a teraz to! Chyba pojebało tego na górze! Pod warunkiem, że w ogóle nadal to wszystko nadzorował. Istniała możliwość, że po prostu znudziło Mu się bawienie z nami i postanowił uprzykrzyć życie jednej, konkretnej osobie. Mi! Skurwiel!
Opadłam na fotel i ukryłam twarz w dłoniach. No to pięknie! Jak zwykle wszystko się zjebało. Ja pierdolę! Potrzebowałam czegoś na odstresowanie. I to jak najszybciej! I znałam cztery dziewczyny, które mogły mi w tym pomóc.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro