Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 74

Jak głupia od ponad trzech godzin łaziłam po lesie w poszukiwaniu kogokolwiek, a przez cały ten czas natrafiłam tylko na zająca i dwie wiewiórki. Wokół panowała głucha cisza, rozproszona jedynie szelestem pozostałych na drzewach liści oraz tych opadłych, które szurały z każdym krokiem, lecz nawet to nie pomagało mi w namierzeniu znajomych. Możliwe, że po prostu sobie coś ubzdurałam, jednak od kiedy zostałam sama po rozpoczęciu gry, non stop irytowało mnie głupie wrażenie, iż me moce oraz wyczulone zmysły nagle osłabły, przez co wraz z upływającym czasem mój niepokój bezustannie wzrastał. A na dodatek w myślach na okrągło pojawiała się nieskończona ilość pytań wobec tajemniczej Mad, co do której byłam pewna, że nie należała do istot z Ziemi.

W końcu zmęczona i zniechęcona, nie zwracając uwagi na wilgotne podłoże, usiadłam pod większym drzewem. Podkuliłam nogi, czując nieprzyjemnie chłodny wiatr owiewający policzki i zmusiwszy się do zachowania spokoju, odetchnęłam głęboko. Choć prawdę mówiąc, moja cierpliwość zbliżała się do niebezpiecznej granicy wyczerpania.

- Cholera, ostatni raz. Nigdy więcej wypraw ze śmiertelnikami do lasu. - warknęłam wściekła na samą siebie i uderzyłam tyłem głowy w pień. - Nigdy!

- To po co tu w takim razie przyjechałaś? - aż podskoczyłam, gdy nieoczekiwanie usłyszałam niedaleko kobiecy, dziwnie oschły głos. Szybko spojrzałam na jego właścicielkę, a zauważywszy Mad, odruchowo się wzdrygnęłam na widok jej jadowicie zielonych tęczówek. - Sabriela Morningstar. Słynna Łowczyni i córa samego Lucyfera, której przeznaczone jest coś wielkiego. A mimo to spędza czas na gonieniu za nastoletnimi ludźmi.

- Wiedziałam, że coś jest z tobą nie tak. - powoli wstałam i zmrużyłam oczy, uważnie przyglądając się zagadkowej dziewczynie. - Czym jesteś, Madrigal? Jeśli to w ogóle twoje prawdziwe imię.

- Przyznaję, inaczej sobie ciebie wyobrażałam, piekielna księżniczko. Bardziej... sama nie wiem... potężnie? - zakpiła ze mnie, całkowicie ignorując zadane jej pytania i podeszła parę kroków w moją stronę. - Czeka cię kruchy los, kochaniutka. Widzę wokół ciebie wiele smutku i cierpienia, w które już wkrótce się pogrążysz.

- Tak? Zajebiście. Dziękuję więc za ostrzeżenie, wróżbitko. - prychnęłam i splotłam ręce na piersiach, dopiero teraz dostrzegłszy coś dziwnego. Aktualnie ma rozmówczyni nie posiadała już żadnej aury. Nawet najsłabszej lub tak dziwnej, jak gdyby była to iluzja. Wokół panowała kompletna pustka, przyprawiająca o kolejne dreszcze. - Madrigal, ostatni raz się pytam. CZYM JESTEŚ?!

- Nie powinno cię to interesować. Im mniej wiesz, tym lepiej dla ciebie. Czasem niewiedza to błogosławieństwo, Sabrielo. - zaprzeczyła głową, nadal złośliwie się uśmiechając. - Zdradzę tyle, że kiedyś o mnie słyszałaś. Pomimo tego, że teraz nawet nie masz pojęcia o co mi chodzi.

- Więc racz to wyjaśnić. - syknęłam wrogo, za to tatuaże na ramionach niespokojnie drgnęły, zmieniając swój układ i spłynęły mi w postaci cieni do rąk, przyjmując postać dwóch sztyletów z boskiego metalu.

- Nie radzę przystępować do ataku. Jestem przedwiecznym bytem. Zrodzona z łez po pierwszym grzechu i popiołów zniszczonej ziemi po Edenie, jedna z tych, których powinniście bać się najbardziej. - oświadczyła lodowatym tonem, przeszywając mnie ostrym spojrzeniem. - Ale nie przybyłam tu by mówić o mojej potędze. Wolałabym raczej dopomóc ci w twej misji, córko Diabła.

- Skąd o niej wiesz? - spytałam zaskoczona, każąc ostrzom wrócić na swoje miejsca. Dziewczyna tylko uśmiechnęła się prześmiewczo i dalej patrząc mi prosto w oczy, znów zaczęła się zbliżać, na co przywarłam plecami do drzewa, byleby jak najbardziej się od niej odsunąć.

- W pewnym sensie zostałam związana z tą sprawą, tak więc orientuję się w sytuacji. - wzruszyła ramionami i przystanęła dopiero jakiś metr przede mną. - Jednak w przeciwieństwie do ciebie, ja wiem kto jest sprawcą tej plagi. I szczerze ci współczuję. Być tak blisko rozwiązania, a mimo to dalej go nie widzieć... - zacmokała z rozczarowaniem i odwróciła się na pięcie, oddalając o parę kroków. - Szukaj wśród znajomych, kochaniutka. Tyle opowieści słyszałaś o tej osobie, tyle plotek. A gdy wreszcie nawiązałaś z nim bezpośredni kontakt, pozostajesz ślepa.

- Nim? Chyba nie mówisz o Astrielu? Przecież to anioł. Syn Gabriela. On nigdy by się nie posunął do takiego czegoś! - zaprotestowałam, lecz widząc przeszywający na wskroś wzrok blondynki, umilkłam. Dopiero wtedy Mad bez emocji na twarzy odwróciła głowę w stronę lasu i patrząc przed siebie, ruszyła z powrotem między drzewa. - Czekaj!

- Sabrielo, nie wyciągaj pochopnych wniosków. - odparła cicho, wciąż odchodząc. - Nie odpychaj tych, którzy chcą dla ciebie dobrze. Astaroth, Nadzieja Nieba, nawet Kruk. To oni utrzymują cię przy zdrowych zmysłach, nawet jeśli ty bezustannie ich ranisz. Pomoc od dwóch z nich już odrzuciłaś. Co zrobisz z ostatnim i podpowiedziami, które ci dałam, zależy tylko i wyłącznie od tego, czy będziesz w stanie zaakceptować brutalną prawdę. - to powiedziawszy, puściła się biegiem w las, by po chwili zmienić się w gęsty obłok zielonkawej mgły. Ta po paru sekundach rozpłynęła się w powietrzu, jednocześnie z powrotem zostawiając mnie zupełnie samą, za to ze znacznie większym mętlikiem w głowie niż wcześniej.

Jeszcze przez dobry moment stałam w bezruchu, pozwalając słowom Madrigal w pełni do mnie dotrzeć. Ale nawet po przetworzeniu ich, miałam problem ze znalezieniem jakiegokolwiek sensu. Że niby wszystkich od siebie odpychałam? Jedynymi osobami jakie kiedykolwiek od siebie odepchnęłam byli wkurzający poddani ojca, irytujący ludzie oraz Astriel, ale on był aniołem. To raczej było normalne, że za cholerę nie podobał mi się pomysł z naszym sojuszem, co ostatecznie skończyło się zerwaniem współpracy i zupełnym ignorowaniem siebie nawzajem. Poza tym miałam co innego na głowie niż wysłuchiwanie kazań ptaszka na temat mojego zachowania. Demon od samobójców od lat panoszył się po Ziemi, a teraz jeszcze dowiedziałam się od tajemniczej istoty, bo nadal nie wiedziałam, czym była znajoma chłopaków z Waszyngtonu, że nasz cel był na wyciągnięcie ręki.

Pytanie. Kim on był?! Czy istniała możliwość, że plagę rzeczywiście mógł zesłać ktoś, kogo w życiu bym nie podejrzewała? Na przykład jakiś potężny anioł chcący zrobić archaniołom na złość? Jakiś buntownik? Jak choćby As? Niby niemożliwe, ale gdyby się tak zastanowić, to nawet miałoby to sens. Nienawiść do ojca za niesłuszne ukaranie go, zirytowanie zbytnią władzą Najstarszych, dla których był tylko kolejnym pionkiem w walce o dusze śmiertelników, a ostatecznie chęć dowalenia i im, i Piekłu, za to, że... po prostu byliśmy wrogami Boga.

- Jejku, o czym ja myślę? Przecież ten debil w życiu by tego nie zrobił. Jest na to zbyt święty. - wymamrotałam do siebie i zabrawszy sprzęt, ruszyłam w dalszą wędrówkę.

Jednak gwałtownie wzbudzone wątpliwości wobec syna Gabriela zdążyły już zagnieździć się w głębi mej podświadomości, co chwilę dostarczając coraz to nowszych argumentów wobec winy Nadziei Nieba.

***

Hejo! :)

Wiem, że od dawna mnie tu nie było. I uprzedzając pytania, nie, nie wróciłam. Nadal maraton jest w tworzeniu, ale chciałam Wam przy okazji wyjaśnień umilić czas.

A więc głównym powodem, dlaczego prawie nic się nie pojawia, jest szkoła. Jestem w 3 klasie gimnazjum i przyznaję, że nie spodziewałam się takiego natłoku nauki. I nie mam tu na myśli tylko uczenia się na lekcje, ale również na olimpiady, w których biorę udział. W sumie są ich trzy, z czego każdy nauczyciel wymaga ode mnie masy przygotowań (bycie kujonem ma swoje minusy xD). Tak więc w tygodniu uczę się na lekcje, a w weekendy powtarzam na konkursy. Dodatkowo od paru miesięcy piszę z Zelusiova (z naszych rozmów już naprawdę mogłyby powstać książki xD), co też jest swego rodzajem zapełniaczem czasu. Wracając, pierwsze etapy olimpiad zaczną się w październiku, więc planuję wrócić ma wattpada pod koniec tego miesiąca, kiedy sytuacja w szkole się już uspokoi. ;)

Przepraszam, że wymagam od Was takiej cierpliwości, jednak nauka jest dla mnie najważniejsza. Pozdrawiam!

P.S. Jeśli pisanie będzie mi w miarę sprawnie szło, w międzyczasie będę co jakiś czas wrzucać pojedyncze rozdziały. Plus za tak długi okres czekania szykuję Wam dodatkową niespodziankę. ;)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro