Rozdział 67
- Znowu cię tu przywiało? - gdy tylko Callys mnie zobaczył, westchnął ciężko i od razu przygotował mi szklankę, do której jak zwykle nalał whiskey. - Sab, rozumiem, że nas uwielbiasz i wręcz nie możesz bez nas żyć, ale jeśli twój ojciec dowie się, że non stop tu przesiadywałaś podczas pobytu na Ziemi, to nas ukatrupi. Wiesz, że za nami nie przepada.
- Przecież podlegacie mojej ochronie, co nie? - prychnęłam i odebrałam od pomarańczowowłosego drinka, skinąwszy w podziękowaniu głową. Usiadłam obok zaskoczonego moim wyglądem Hereta, który jak dotąd tylko mi się przypatrywał i uśmiechnęłam się do obydwu facetów. - No, to co tam u was?
- Wow, Lilianna się postarała. Mało brakowało i bym cię nie rozpoznał. - w końcu Heret wydobył z siebie głos i stwierdził z kpiącym uśmieszkiem na twarzy, a gdy usłyszawszy to, posłałam mu lodowate spojrzenie, demon przewrócił tylko oczami i wraz z Callysem roześmiali się. - U nas nudy, ale u ciebie wręcz odwrotnie. Opowiadaj. Jak było wczoraj na zakupach z blondi?
- Błagam, nie zaczynajmy tego tematu. Chcę jak najszybciej zapomnieć o tym wyjeździe i już nigdy więcej go nie wspominać, okej? - prawie że jęknęłam, krzywiąc się lekko, jednak gdy wzięłam łyk alkoholu, a ten zapiekł w przełyk, kąciki ust uniosły mi się w wyraźnie zadowolenia. - A najgorsze jest to, że niestety to chyba nie koniec moich katuszy. Ta debilka wymyśliła sobie, że codziennie mam chodzić w sukienkach i szpilkach do szkoły, a już po pierwszym dniu nie czuję nóg.
- Oj, biedna księżniczka. Została zmuszona do zachowywania się jak dziewczyna. Powiedz, mamy ci teraz bić brawa, że wytrzymałaś w tych ciuchach? Czy raczej współczuć? - Callys zacmokał, udając zatroskanego, lecz gdy zerknęłam kątem oka na przyjaciół, doskonale widziałam, że się świetnie bawili, nabijając ze mnie. Ech, z kim ja się w ogóle zadawałam.
- Zdecydowanie współczuć. I... Zresztą, nieważne. Zapomnijcie, że cokolwiek mówiłam. - westchnęłam pokonana i po paru sekundach siedzenia w ciszy, którą zakłócał jedynie chichot Callysa, oznajmiłam weselszym tonem. - Ale za to mam dla was newsa! Wiecie, że durnie z policji wreszcie zainteresowali się sprawą tamtych czterech dziwek? Idioci, pewnie myślą, że uda im się znaleźć sprawcę.
- Jakby nie patrzeć, to już parę razy mieli go na wyciągnięcie ręki. - przypomniał barman, przy czym szybko dolał mi napoju. - Ile razy siedziałaś na komisariacie, bo glinom nie podobało się twoje zachowanie i łapali podejrzenia wobec ciebie? Trzy razy? Cztery?
- Trochę więcej. - mruknęłam wymijająco, starając się ukryć uśmiech wypływający mi na twarz. - Ale tym razem nawet mnie nie przesłuchiwali. Na szczęście uciekliśmy z Aidenem na ten czas ze szkoły i zostałam oszczędzona przed nudnym pieprzeniem policji, że niby nie mam żadnego alibi. Choć pewnie i tak wskazałabym wtedy was, żebyście potwierdzili moją wersję wydarzeń.
- Oczywiście, jak zwykle. - wymamrotał pod nosem Callys, wyraźnie nadąsany faktem, że co chwilę wraz z Heretem musieli ratować mi tyłek. No ale cóż, od tego właśnie tu byli. Mieli mnie chronić i robić jednocześnie za sługusów.
- Aiden to ten twój "chłopak", tak? - zapytał Heret, a gdy przytaknęłam, brunet parsknął śmiechem. - No proszę, a jednak go polubiłaś. Popularsa. I to śmiertelnika. Hmm... Sab, mamy zacząć się już niepokoić? Poprosić Astarotha o pomoc, bo jego siostra uległa wpływom aniołów i spotulniała? Czy od razu poinformować Lucyfera, że jego córeczka zabujała się w człowieku?
- Nie uległam wpływom ptaszysk, debilu! Po prostu stwierdziłam, że udawanie przyjacielskiej nastolatki może być całkiem zabawne, tym bardziej, że większość osób ze szkoły uważa mnie za zimną sukę. - zaprotestowałam gwałtownie, jednak nie mogłam powstrzymać się przed szerokim uśmiechem. - Ale muszę wam powiedzieć, że było warto. Jak tylko pojawiłam się w budzie, stałam się tematem do plotek numer jeden. Wiecie jakie wszyscy mieli zdziwko, gdy przyszłam ubrana w sukienkę, a większość przerw spędziłam z elitą? Miny tych nędznych istot bezcenne. - roześmiałam się ze złośliwością, lecz moment później z mojego gardła dobył się cichy pomruk niezadowolenia, kiedy przypomniałam sobie głupi tekst Marco i aż moc przemknęła mi niespokojnie pod skórą. - Przynajmniej do chwili kiedy straciłam nad sobą kontrolę i się prawie wydałam. Potem już nie było tak kolorowo.
- Sab! - krzyknął na mnie Callys i trzasnął się dłonią w czoło, za to jego kumpel, również raptownie wkurzony mym oświadczeniem, zacisnął dłonie w pięści, zaś jego źrenice zmieniły się w szparki. Poczułam na sobie morderczy wzrok któregoś z demonów na sobie, jednak zignorowałam to i ze spokojem popiłam sobie trunku, trochę się z nimi drażniąc. - Sab, błagam, powiedz, że nikogo nie zabiłaś.
- Gdybym kogoś zabiła, to wiedzielibyście o tym. Astriel na bank zrobiłby wtedy istny armagedon. - zauważyłam z kpiącym śmiechem, bawiąc się pustą szklanką, a zirytowany jej brzęczeniem barman szybko mi ją napełnił. - Spokojnie, zdążyłam wybiec na zewnątrz i się tam uspokoić, a następnie przylazł Aiden i zabrał mnie do siebie. Pogadaliśmy trochę, wyciągnęłam z niego parę informacji o tym zakichanym miasteczku i... wiecie, że facet ma "Biblię Szatana"? - dodałam z ożywieniem i aż oczy mi zabłyszczały, jednak kiedy spojrzałam na znajomych, ich pogodny humor gwałtownie zniknął, zastąpiony przez szok.
- C-co? - wydukał z niedowierzaniem Heret i pochyliwszy się w moją stronę, zapytał niepokojąco spoważniałym tonem. - Ten cały Aiden ma "Biblię Szatana"? Naszą świętą księgę, skarbnicę wiedzy o demonach i rzecz gdzie są zapisane zakazane zaklęcia?
- Tak, właśnie o nią chodzi. - skinęłam twierdząco głową, przyglądając się uważnie demonom. Usłyszawszy to, Heret wyprostował się i wymienił z Callysem znaczące spojrzenia, dzięki czemu domyśliłam się, że coś było nie tak. A ogarniający demony gniew tylko utwierdził mnie w tym przekonaniu. Już po chwili piekielna energia wypełniła powietrze, kiedy obydwaj przez swą złość powoli zaczęli przybierać pełne formy mieszkańców Podziemia, a pomarańczowowłosy pozwolił sobie dodatkowo na groźne warczenie. Aha, zaczynała się powtórka z rozmowy o splamieniu. - Ech, mam rozumieć, że znowu wiecie więcej ode mnie, tak? I pewnie nie powiecie mi czym jest ta tajemnicza rzecz, która was tak wkurzyła?
- Kto ci kazał go pilnować, Sab?! - zagrzmiał rozwścieczony Callys, zignorowawszy me pytania, podczas gdy jego włosy stanęły w płomieniach, zaś twarz zniekształciła się, przybierając bardziej wilczy wygląd. Zresztą Heret nie wyglądał lepiej, bo skóra zdążyła zmienić barwę na szarą i ukazał mu się lwi ogon. - Kto?!
- A możecie najpierw wyjaśnić o co chodzi? - zaproponowałam irytująco spokojnym głosem i obrzuciwszy znajomych wyczekującym spojrzeniem, wstałam. - Czemu, do jasnej cholery, znowu czegoś nie wiem, za to wy tak?
- Bo jesteś młoda i tyle. Nie przeżyłaś jeszcze tego co my. - Heret wzruszył ramionami, siląc się na obojętność, lecz czułam, że gniew nadal nakazywał instynktom moich rozmówców pozostawać w gotowości. Kurwa, co tu się odpierdalało? Czemu informacja o księdze będącej u Aidena aż tak ich zdenerwowała? - Sab, po prostu powiedz kto ci kazał pilnować tego śmiertelnika.
- Najpierw wy wyjaśnijcie o co chodzi. - zażądałam z uporem maniaka, pozwalając mojej aurze wreszcie uwolnić się i zaatakować demony, dając im tym samym do zrozumienia, kto tu rządził. Ich reakcja była natychmiastowa, bo skulili się i szybko przybrali z powrotem ludzką postać, choć i tak wciąż nie puścili pary z ust. - Dobra, spróbujemy inaczej. Heret, Callys, macie rozkaz powiedzenia mi prawdy. W tej chwili.
- Po prostu... - zaczął niepewnie pomarańczowowłosy, który już w pełni wyglądał jak zwykły śmiertelnik, a zerknąwszy krótko na swojego kumpla, westchnął ciężko. - ...Aiden prawdopodobnie jest niebezpieczny. BARDZO niebezpieczny. I przez to wolelibyśmy, żebyś trzymała się od niego z daleka, okej? A przynajmniej do czasu aż sprawa z demonem od plagi się nie wyjaśni.
- Chłopaki, wiem o czym myślicie, ale nie, mylicie się. Aiden na pewno nie jest poszukiwanym przez nas sukinsynem. Wiedziałabym o tym. Albo anioły by o tym wiedziały. Nieważne. Chodzi o to, że ktoś by wtedy zareagował, a nawet As zdaje się nie mieć żadnych uprzedzeń co do tego człowieka. Tak jakby. - zaprotestowałam oschle i splotłam ręce na piersiach, ale Heret i Callys tylko dyplomatycznie zamilkli, popijając swoje napoje. - Ej, na serio, to nie Aiden jest odpowiedzialny za te samobójstwa! Od trzech lat dzień w dzień spotykam go w szkole i...
- Sab, nikt nie twierdzi, że to on jest demonem. To ty wyciągasz pochopne wnioski. - przerwał mi brunet, za co zarobił od swego towarzysza ostrym spojrzeniem, mającym go uciszyć. Heret nic sobie z tego nie zrobił i westchnął tylko ciężko, rzuciwszy na mnie okiem, po czym dokończył. - Po prostu uważaj na niego. A raczej na nich. Istnieje prawdopodobieństwo, że i As, i Aiden mogą stanowić zagrożenie.
- Cokolwiek to znaczy. - burknęłam rozdrażniona pod nosem i odetchnęłam głęboko, wycofując moją aurę i uspokajając się, bo i tak wiedziałam, że wyciągnięcie z tych kretynów jakichkolwiek informacji było aktualnie wręcz niemożliwe. I tak samo wyglądała sprawa ze splamieniem. Do dzisiaj nie wiedziałam czym ono było.
- Sab, czy byłabyś teraz tak łaskawa i powiedziała nam wreszcie, kto kazał ci pilnować tego człowieka? - powtórzył Heret, nie pozwalając mi tak po prostu zakończyć tematu, na co już nie wytrzymałam i się zniecierpliwiłam.
- A jak myślisz? - wycedziłam przez zaciśnięte zęby, powstrzymując się przed wykrzyczeniem z siebie całej masy przekleństw, na co demon aż się odchylił na krześle barowym do tyłu.
- Chwila. To Astriel kazał ci go pilnować? - zainteresował się Callys, którego pomarańczowe oczy zabłyszczały złowrogo na tą wiadomość. - I posłuchałaś się go?
- Pilnowanie Aidena było moją częścią umowy. A ponieważ As wypełnił swoją, to niestety muszę być teraz niańką. - wyjaśniłam z irytacją, po czym podeszłam do lady i zaczęłam niespokojnie stukać palcami w jej blat. - Durny aniołek, pożałuje zarówno tego, jak i nasłania na mnie Lil.
- No to trzeba było tak od razu! Przynajmniej ten cały Aiden może by nas tak nie zdenerwował! - Heret natychmiast się rozpogodził i uśmiechnął ze złośliwością, za to drugi demon tylko prychnął, po czym oparł się o szafkę na szklanki i kieliszki. - Czyli planujesz zemstę na ptaszku, dobrze rozumiem?
- Życzę powodzenia, księżniczko. Zabić go na razie nie możesz, sojusz zerwany więc nie masz jak sabotować, a wkurwienie go pewnie będzie niemożliwe ze względu na wszystkim doskonale znaną anielską cierpliwość. Cóż, niewiele możesz zrobić by się zemścić. - wyliczył na palcach z drwiącym półuśmieszkiem Callys, najwidoczniej ciesząc się z beznadziejnej sytuacji, w jakiej byłam.
- Po pierwsze, cierpliwości to Astriel zdecydowanie nie ma. Po drugie, wkurzenie go jest zaskakująco proste, lecz w tym przypadku zemsta musi być idealna. I po trzecie, w wymyśleniu jej to wy mi pomożecie, mądrale. - odszczeknęłam się, przybierając minę niewinnej, słodkiej dziewczynki. - A więc ktoś ma jakieś pomysły?
- Jak okrutna ma być ta zemsta? - spytał Heret z ekscytacją w głosie. Callys już chciał zaprotestować, lecz wystarczył mój chwilowy lodowaty wzrok skierowany ku pomarańczowowłosemu, by zachęcić go do współpracy, podczas gdy drugi demon kontynuował swoją gadkę. - Ma to być tylko niewielkie odegranie się czy cios prosto w serce?
- Zdecydowanie cios prosto w serce. Przez tego kretyna nie dość, że muszę zadawać się ze śmiertelnikami i głupią anielicą, to jeszcze ubierać się... tak. - wskazałam sukienkę na sobie i przestąpiłam z nogi na nogę, stukając szpilkami o parkiet.
- Nie gniewaj się, ale wyglądasz świetnie. - zauważył cicho brunet, na co tylko westchnęłam i zajęłam miejsce obok niego. - Barbie wiedziała co robi.
- Heret, skończ. - syknęłam na niego, choć nawet nie miałam już sił by się wściekać. - Co innego mamy teraz na głowie. Zemsta. Co powinno cholernie zaboleć aniołka?
- Może dosłowny cios prosto w serce? - zaproponował Callys z cwanym uśmieszkiem i obszedłszy barek, stanął koło mnie. - Wiesz, że anioły i demony kochają wiecznie, prawda?
- Ta, Lil mi o tym dzisiaj powiedziała. - przyznałam, niespokojnie zerkając kątem oka na szczerzącego się zielonookiego. - Ale co to ma do rzeczy?
- Chyba nie chcesz, by nasza księżniczka rozkochała w sobie Nadzieję Nieba, co? - parsknął śmiechem siedzący obok mnie Heret, a kiedy pomarańczowowłosy uśmiechnął się z drwiną i zaprzeczył, facet najwyraźniej zrozumiał o co chodziło jego przyjacielowi i razem wybuchnęli śmiechem. - Do reszty cię popierdoliło, Callys.
- Cieszę się, że potraficie czytać sobie w myślach, ale ja tego nie potrafię. Więc możecie po prostu powiedzieć o co wam chodzi? - przewróciłam oczami i ponagliłam ich, tym samym przerywając głupawkę facetów, a ci spojrzeli na mnie z psotnymi błyskami w oczach, po czym Heret w końcu odezwał się.
- Sab, powiedz, co tam u Sheili? Nadal wisi ci przysługę? Bo teraz bardzo przydałaby się nam jej pomoc.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro