Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 58

Na osłodę tygodnia (bo mój zapowiada się beznadziejnie) ;)

***

Plotka o mnie i Aidenie dość szybko rozeszła się po szkole. Już na następnej przerwie byliśmy wielką sensacją oraz wszyscy szeptali na nasz widok, a Ben oraz reszta popularsów dobre pięć razy pytali się nas czy to, co mówili inni to prawda. Ale nawet mnie nie dziwiło to zamieszanie, które wywołaliśmy. Od trzech lat byłam uważana za niedostępną i wręcz niemożliwą do poderwania dziewczynę, a teraz nagle gruchnęła wieść, że zaczęliśmy z Aidenem ze sobą "chodzić". Nie powiem, świadomość, że będę musiała znosić jego dotyk i bliskość zdecydowanie naruszające moją przestrzeń osobistą, przyprawiała mnie o chęć zabicia wszystkich śmiertelników z tej szkoły, aczkolwiek mina Bena gdy o nas usłyszał była bezcenna. Szok, niedowierzanie, niezadowolenie z faktu, że to nie on mnie "poderwał" oraz rozbawienie, kiedy Aiden próbował mnie pocałować, a ja zamiast tego mocno walnęłam go w brzuch, przez co przez dobry moment nie mógł złapać tchu. Debil, przecież ostrzegałam, że lepiej będzie dla niego, jeśli nie będzie się zbytnio do mnie przymilał, bo inaczej źle to się może dla niego skończyć. Ech, z ludzi byli okropni ignoranci.

Gdy wreszcie skończyły się lekcje i wyszłam ze szkoły, pozbywając się towarzystwa wciąż rzucającego sprośne teksty Bena oraz przygłupa Marco, który także jakimś cudem zaliczał się do szkolnej elity, odetchnęłam z ulgą. Okej, może i na początku niezbyt dobrze znosiłam obecność aniołów na Ziemi i mnie strasznie irytowały, jednak popularsi chyba pobili Asa i Lil we wkurzaniu. Non stop, przez bite trzy godziny musiałam znosić albo chłopaków, albo klejące się do nich dziewczyny, przy czym Aiden aby się odpędzić od tych drugich cały czas mnie obejmował i tłumaczył się, że jest zajęty. Szlag, może jednak pomysł z udawaniem pary nie był tak zajebisty, jak mi się początkowo zdawało.

- Sab! - w połowie drogi do motoru, który w końcu odebrałam od mechanika, usłyszałam wołającego mnie mojego "chłopaka". Zerknęłam na niego przez ramię i westchnęłam ciężko, jednak zwolniłam kroku i poczekałam aż mnie dogoni. - Przyznaję dziewczyno, jesteś genialna! Jeszcze nigdy nie miałem takiego powodzenia u dziewczyn jak teraz!

- Dziewczyny ciągną do zajętych facetów. - wzruszyłam obojętnie ramionami, wychodząc z roli ukochanej blondyna i zauważywszy, że zostaliśmy całkiem sami na parkingu, odprężyłam się. - Czyli nasza umowa obowiązuje?

- Pewnie! Tylko nadal się zastanawiam czemu przyszłaś z tą propozycją do mnie. - przyznał, a doszedłszy do mojego maleństwa, bez zwlekania oparłam się o nie i zwróciwszy do chłopaka, splotłam ręce na piersiach i przeszyłam go wzrokiem, ponownie atakując moją aurą. Nic. Nadal zero reakcji. Kurwa, to zaczynało się robić dziwne. - A więc?

- Szczerze? Po śmierci Cassie zaczęłam przyglądać się reszcie uczniów i przypadkowo zauważyłam, że z tobą też niby jest wszystko w porządku, a jednak coś ukrywasz. Mam zamiar cię pilnować, żebyś sobie czasem czegoś nie zrobił. - walnęłam prosto z mostu, chwilowo wprawiając chłopaka w osłupienie. Cofnął się o krok i zmierzył mnie od stóp do głów, lecz w chwili gdy nasze spojrzenia się skrzyżowały, na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech.

- O jejku, martwisz się o mnie? Ty? Jak słodko, dziękuję. - w głosie zabrzmiała kpina, a tęczówki zostały przyozdobione złośliwymi iskierkami. Przewróciłam tylko oczami i już chciałam pozostawić to bez komentarza, kiedy Aiden dodał gwałtownie spoważniałym tonem. - A tak na serio, nie powinnaś się ze mną zadawać, Sab. Jako jedyna zauważyłaś, że mam jakieś problemy. Akurat tutaj nie zaprzeczę. Ale nie powinnaś się tym interesować. Dalej możemy odgrywać tą całą szopkę z bycia parą, jednak proszę, nie wtykaj nosa w nie swoje sprawy.

- Gdy tego nie zrobiłam z Cassie, skończyła martwa. - zauważyłam ponuro, mimo że wczorajsze spotkanie z nią jako-tako poprawiło mi humor w tym temacie. Choć byłam demonem i nie powinnam, to i tak czułam się winna jej śmierci, a wyciągnięcie jej z Otchłani stanowiło swego rodzaju zadośćuczynienie. Przynajmniej tu mogłam jej pomóc. Lecz nie miałam zamiaru odwalać czegoś takiego w przypadku Aidena i dlatego zgodziłam się go niańczyć. - Mów co chcesz, a ja i tak będę robiła swoje. Nie licz, że tak po prostu to zostawię. Wyduszę z ciebie z czym sobie nie radzisz i coś na to zaradzimy. Nie dopuszczę do śmierci kolejnej niewinnej osoby.

- Sabrielo, mnie już i tak nic nie uratuje od smażenia się w ogniu piekielnym. - roześmiał się wymuszenie, a rzuciwszy na niego okiem, zauważyłam, że aura chłopaka z ciemnego, wręcz granatowego koloru na chwilę przybrała turkusowej barwy. No proszę, czyli dało się jeszcze ocalić jego duszę przed wiecznymi torturami. Ta, tylko pojawiało się tu pytanie. Jak to zrobić? Czy wystarczyło po prostu znalezienie mu przyjaciela, który wyciągnąłby go z tarapatów? A jeśli tak, to czym one w ogóle były? - Wiesz co? Zapomnijmy o tym wszystkim. Powiemy jutro, że to chodzenie ze sobą to tylko taki wygłup i zacznijmy się z powrotem ignorować. Co ty na to?

- Nie odpuszczę ci. - zaprzeczyłam głową i uciekłam spojrzeniem na bok, przygryzając sobie dolną wargę. - Muszę cię pilnować. Choćby nie wiem co. - bo inaczej czekały mnie męczarnie w Otchłani za niedotrzymanie mojej części umowy. Kurwa, pewnie Astriel miałby wtedy ze mnie niezły ubaw. Oraz Roth z ojcem. Ech, w tej kwestii ta trójka akurat nie różniła się tak bardzo. I anioł, i moja rodzina uwielbiali być dla mnie złośliwi. - Do jutra, Aiden.

Odwróciłam się do motoru i już chciałam wsiąść na maszynę, kiedy napotkałam srebrne oczy wwiercone we mnie i lśniące tym swoim metalicznym blaskiem. As opierał ręce o siedzenie, uniemożliwiając mi wskoczenie na pojazd i odjechanie z piskiem opon, a aura, którą jak na razie całkowicie ukrywał by nie zdradzić swej obecności, nagle została uwolniona ze zdwojoną siłą, przez co aż się skrzywiłam. Cholera, chyba mogłam szykować się na opieprz. Ha, czyli miałam rację i plotka o moim rzekomym prowadzeniu się ze śmiertelnikiem wkurzyła go! Jest, kolejny punkt na moje konto!

- Musimy pogadać. - warknął na mnie wściekły i spiorunował wzrokiem stojącego za mną blondyna, który na widok anioła roześmiał się i poklepawszy mnie wspierająco po ramieniu, zaczął się oddalać.

- Powodzenia z twoim (nie)chłopakiem, Sab! - od razu obudziła się we mnie żądza krwi, którą szybko zaczęłam uspokajać i prychnęłam cicho pod nosem, patrząc znów na bruneta.

Tylko czekałam aż Aiden upadnie na ziemię i zacznie się zwijać z bólu na wskutek umiejętność Asa, jednak ptaszek wciąż wpatrywał się we mnie. Iskry mocy natychmiast się przebudziły, przygotowując płomienie do prawdopodobnej potrzeby bronienia mnie przed atakami srebrnookiego. I gdyby nie fakt, że człowiek za mną, który dopiero wchodził do auta, mógł zobaczyć nasze moce, to pewnie pozwoliłabym także i mojemu ogniu wyjść z ukrycia, by poparzyć aniołka mordującego mnie obecnie wzrokiem.

- Jesteś tylko wkurzony czy już wkurwiony? Bo nie wiem czy mam się szykować na walkę, czy też po prostu zacząć cieszyć, że udało mi się wyprowadzić cię z równowagi. Znowu. - roześmiałam się z drwiną, odsunąwszy od bruneta. - Wiesz, jak na niebiańską istotę masz bardzo mało anielskiej cierpliwości. To przez twoje zbuntowanie?

- Nie pieprz mi teraz o moim zbuntowaniu, demonico. Co to, do jasnej cholery, ma znaczyć? Zaczęłaś nagle się z nim umawiać? Miałaś go chronić, a nie kusić! - wysyczał przez zaciśnięte zęby i choć starał się panować nad swoimi płomieniami, to spomiędzy palców i tak wydostawały się pojedyncze iskierki. - Więc to tu tkwił haczyk? I co ci on da? Satysfakcję z zezłoszczenia mnie? A więc brawo, udało ci się to. Ale jednocześnie upewniłaś mnie w przekonaniu, że nasza współpraca rzeczywiście nie ma sensu. Koniec. Zapomnij o sojuszu. Chciałaś go, nie wiem po co, lecz na pewno nie po to, żeby szybko zakończyć sprawę z demonem od plagi. Jedyne na czym się skupiałaś to dogryzanie mi oraz Liliannie. Znosiłem to, bo sądziłem, że może w końcu przejrzysz na oczy i dostrzeżesz, że obecnie nie jesteśmy twoimi wrogami. Zgodziłem się na twoje warunki i odciągałem Lil od tej sprawy. Lecz skoro ty i tak nadal uparcie skupiasz się jedynie na denerwowaniu mnie, nie zważając na to, że naprawdę chciałem ci pomóc, to teraz radź sobie sama. Zrobimy jak chciałaś na samym początku. Zaczniemy się unikać, ignorować i po prostu ja zacznę robić swoje, a ty swoje. Bez męczenia siebie nawzajem. A jak chcesz czyjejś pomocy, to pogadaj sobie z Aidenem. Może twój nowy chłoptaś ci jej udzieli. - rzucił ostro, po czym bez czekania na moją odpowiedź odwrócił się na pięcie i odszedł, kierując się z powrotem do szkoły.

Przez moment stałam zupełnie oniemiała, niezdolna do wykonania jakiegokolwiek, choćby najmniejszego ruchu. Wpatrywałam się tylko w drzwi budynku, za którymi zniknął anioł, nie wiedząc zbytnio jak zareagować na jego wybuch. Bo z jednej strony byłam z siebie cholernie dumna, że aż tak udało mi się go wkurzyć, choć niestety nie na tyle by użył swych piekielnych umiejętności, ale z drugiej powoli zaczęło do mnie docierać, że kompletnie spieprzyłam sprawę. Jeszcze poprzedniego wieczoru zapewniałam ojca, że wszystko szło po mojej myśli i nie ma się czym martwić, za to teraz nie dość, że byłam zmuszona udawać przez najbliższy czas dziewczynę Aidena, byleby mieć go na oku, to jeszcze Astriel postanowił działać na własną rękę. Cholera, miałam ciągnąć współpracę, zdobywać od bruneta jak najwięcej informacji i nastawiać go przeciwko Niebu. A nie na odwrót!

- Kurwa. - zaklęłam cicho pod nosem, a czując intensywne palenie pod skórą, oznaczające zbliżające się uwolnienie mocy, odetchnęłam głęboko by się uspokoić.

Jeden dzień, jedna decyzja, jedna wkurwiona osoba i wszystko się zjebało. Po raz setny w tym miesiącu! Ja pierdolę, potrzebowałam czegoś na rozluźnienie oraz odczuwałam chęć wygadania się komuś. A na szczęście znałam dwa demony, które zaspokoiłyby te kaprysy.

Oby Heret i Callys byli u siebie i mieli dobrze zaopatrzony barek. I najlepiej żadnych klientów, którzy inaczej prawdopodobnie skończyliby jako krwawe, makabryczne ozdoby klubu moich przyjaciół.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro