Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 48

Naburmuszona szłam alejką i zupełnie ignorowałam otoczenie, bezustannie skupiając się na zachowaniu aury we względnym spokoju. Gniew na anioły wciąż zatruwał mój umysł i nie chciał ustąpić, choć po wchłonięciu w zamku strachów przerażenia śmiertelników humor jako-tako mi się poprawił. Wijąca mi się pod skórą energia non stop próbowała wyrwać się spod kontroli, tym bardziej teraz, po przyjęciu dawki wzmocnienia. Cholera, w takich chwilach jak ta, a nie zdarzały się one często, żałowałam, że pochodziłam z innego wymiaru i dysponowałam takimi umiejętnościami. Bo im potężniejszą posiadałam mocą, tym trudniejsze stawało się utrzymywanie niszczycielskiej energii w ryzach.

Westchnęłam ciężko i zerknęłam na Asa, który z tym swoim wkurzającym uśmiechem przyglądał się grupie nastolatków. Wyglądał tak, jakby wypadł już mu z głowy temat naszej wcześniejszej rozmowy, a świadomość, że z taką widoczną łatwością wybaczył Gabrielowi wyrządzoną mu krzywdę, dodatkowo podnosiła mi ciśnienie. Kurwa, ja to na jego miejscu w akcie zemsty zajebałabym pieprzonego archanioła.

- Sab, odpuść wreszcie. - anioł spojrzał na mnie i zaśmiał się, a ja tylko zgrzytnęłam zębami, spuściłam głowę oraz wcisnęłam ręce do kieszeni spodni, tym samym uniemożliwiając iskrom skakanie między palcami. - Chodzisz wkurzona od dobrych czterdziestu minut. Nadal męczy cię ta sprawa z moim ojcem?

- Nie potrafię pojąć jakim cudem tak po prostu mu odpuściłeś i nadal służysz Niebu. Za takie coś już dawno temu powinieneś spróbować zabić Gabriela, za co jedynie straciłbyś skrzydła i upadł. I jestem pewna, że źle byś na tym nie skończył. Tata pewnie dałby ci niezłą posadkę w Piekle. - starałam się zachować obojętność i odpowiedziałam obojętnym głosem, wytrwale unikając wzroku bruneta.

- Ale w Podziemiu musiałbym być bezgranicznie posłuszny twojemu ojcu, a jak zauważyłaś, wolę działać na własną rękę. No wiesz, jestem wolnym strzelcem. - usłyszawszy to, rzuciłam mu znaczące spojrzenie, na co chłopak przewrócił oczami i westchnął ciężko. - Dobra, może coś tam robię dla Nieba, jednak...

- Astriel, wszyscy spoza Ziemi znają cię jako Nadzieję Nieba. Gdziekolwiek się nie pójdzie, zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie opowiadał o twoich niesamowitych wyczynach i umiejętnościach. - przypomniałam mu, a srebrnooki skrzywił się nieznacznie i odwrócił głowę. - Nie jesteś byle jakim żołnierzem. Czy tego chcesz, czy też i nie, jesteś najlepszy. A tak po prostu nie mogłeś zdobyć takiej sławy, aniołku. Przyznaj się, uwielbiasz zabijać mieszkańców Piekła na zlecenia, prawda?

- Nie wiesz jaka jest prawda, Sab. Nie robię tego dla Nieba. Tylko dla nich. - przystanąwszy, burknął pod nosem i rzuciwszy mi krótkie spojrzenie, wskazał podbródkiem najbliższą grupę śmiertelników, którzy akurat wybuchli śmiechem. Zdezorientowana uniosłam pytająco brwi, patrząc w tamtą stronę i szybko z powrotem podążyłam wzrokiem ku brunetowi. - Gdy zbuntował się twój ojciec, był wściekły na Boga za to, że anioły miały stać się... tymi słabszymi istotami. Że miały służyć ludziom. Ale to nie o to chodziło Najwyższemu. - srebrne tęczówki anioła spoczęły na mnie, a ja zauważyłam, że rozbłysły metalicznym pobłyskiem. - Sab, spójrz na tych śmiertelników.

Chcąc jak najszybciej zerwać kontakt wzrokowy, posłusznie odwróciłam się na pięcie i splótłszy ręce na piersiach, skupiłam uwagę na grupce. Zmierzyłam ich od dołu do góry, przypatrując zarówno ich wyglądowi, jak i aurze, jednak nie zauważyłam nic niezwykłego. Trzech chłopaków i trzy dziewczyny. Typowi popularsi, którzy w nosie mieli lekcje i słuchanie się starszych. Już na pierwszy rzut oka było widać, że przeżywali okres buntu, bo chłopacy palili oraz pili piwo, za to ich towarzyszki nieudolnie próbowały zaciągnąć się dymem z własnych skrętów. Czyżby bad boye i grzeczne kujonice, schodzące na ciemną stronę mocy? Typowe. A w tym przekonaniu utwierdziły mnie aury nastolatek, które już powoli zachodziły ciemnymi kolorami grzechów. Całe szczęście, że nie pulsowały, bo przynajmniej miałam pewność, że nikt z nich nie planował samobójstwa.

- Co widzisz? - cichy głos znajomego przywołał mnie do porządku, a prychnąwszy pod nosem, odparłam.

- Dobrze bawiących się przyjaciół. - As stanął obok mnie i nadal wyczekująco się we mnie wpatrywał, przez co nieprzyjemne dreszcze przemykały mi wzdłuż kręgosłupa. - I... grzeczne dziewczynki, które wpakowały się w nieodpowiednie towarzystwo? Jezu, nie możesz mi po prostu powiedzieć o co ci chodzi?

- Jakie emocje u nich goszczą? - dopytywał, nie dając mi spokoju, za to mnie zaczęła już ogarniać irytacja. Nie wspominając o tym, że moja aura dalej nie dawała mi spokoju i próbowała się wybudzić z uśpienia.

- Radość, szczęście, beztroska. - rzuciłam na chybił trafił, jednak najwidoczniej dobrze strzeliłam, bo na twarzy bruneta pojawił się delikatny uśmiech.

- No właśnie. - skinął głową i zerknął na mnie kątem oka. - Są radośni, szczęśliwi i beztroscy. Bo nic ich aktualnie nie martwi i nie muszą się niczym przejmować.

- Kurde, Asie, nie gadaj mi tu zagadkami i gadaj do czego bijesz. - zniecierpliwiłam się i ustawiłam przodem do chłopaka, przestępując z nogi na nogę.

- Lucyfer źle odebrał intencje Boga, Sab. - zaczął w końcu po chwili milczenia i również się do mnie odwrócił. - Stwórcy nie chodziło o służbę śmiertelnikom, a o zapewnienie im ochrony przed złem i grzechami. Mieliśmy trzymać ich od tego jak najdalej i nie dopuścić, by kiedykolwiek zaznali smutku, żalu, czy bólu. Mieliśmy pilnować, by raj na Ziemi trwał wiecznie.

- Ale bunt mojego ojca wszystko zmienił. - od razu kąciki ust drgnęły mi w złośliwym uśmieszku i poczułam, jak w moich oczach zabłyszczały psotne iskry. Napięcie prawie natychmiast ze mnie zeszło, co pozwoliło moim mięśniom rozluźnić się, a odetchnąwszy głęboko, zupełnie się odprężyłam. - Więc... sorki, jednak najwidoczniej spieprzyliście sprawę.

- A przez kogo? - Astriel przechylił lekko głowę i rzucił mi oskarżycielskie spojrzenie, lecz ja tylko wzruszyłam ramionami i roześmiałam się z kpiną. - Sabrielo, anioły powinny chronić śmiertelników. I pomimo upadku wielu z nas, robimy to. Zgadzamy się z wolą Pana i dbamy o te słabe istoty, które zwyczajnie nas potrzebują. Dlatego nadal służę Niebu. Gdyby nie obchodził mnie los ludzi, pewnie rzeczywiście smażyłbym się już w Piekle. Jednak jestem tu. Jako anioł, wysłannik Boga. By chronić ich przed złem. - nagle jego prześmiewczy uśmiech poszerzył się, a oczy na powrót przybrały zwyczajną, stalową barwę. - A dopóki jesteś tu w sprawie demona od plagi, również i TY musisz ich pilnować.

- C-co?! - spojrzałam na niego z niedowierzaniem i pokręciłam głową, dusząc w sobie chęć wybuchnięcia głośnym śmiechem. - Chyba już ci do reszty odwaliło! Nie będę ich niańczyć, aniołku!

- Nie jesteś tu czasem by powstrzymać źródło prób samobójczych, których podejmują się śmiertelnicy? - cholera, debil miał rację. Rzeczywiście dostałam od ojca wytyczne, że mam jak najbardziej zmniejszyć ilość samobójców, choćby nie wiadomo jakim kosztem. Kurwa!

- A więc po to mnie tu zabrałeś? By uświadomić mi, że powinnam zwracać większą uwagę na te pokraki? - zapytałam oschle i wskazałam palcem grupę nastolatków, którzy ruszyli w stronę jakiejś wielkiej karuzeli, a As powoli zaczął podążać za nimi.

- Dotychczas ignorowałaś osoby ze szkoły. I jak to się skończyło? - przytaknął z ledwie wyczuwalnym smutkiem w głosie, za to ja miałam ochotę uderzyć w niego moją aurą z całej siły, byleby kretyn przestał się do mnie odnosić jak do dziecka.

Jebaniec, czyli jednak obwiniał mnie o samobójstwo Cassie?! Kurwa, przecież doskonale widział w jakim później byłam stanie psychicznym! Nawet mnie zabolała śmierć tej rudowłosej, a Astriel nie miał żadnego, cholernego prawa uważać, że odczułam satysfakcję z jej przedwczesnego końca! Ta wariatka była tym nielicznym wyjątkiem, gdzie naprawdę gryzło mnie po niej sumienie, a dodatkowa świadomość, że mogłam zapobiec takiej śmierci dziewczyny do teraz nie dawała mi spokoju. Co niby miałam zrobić by udowodnić ptaszkowi, że nie maczałam w tym palców? Sama miałam się zabić?! Ta, to na pewno byłoby mu na rękę.

- Okej, jak chcesz. Od teraz będę zadawała się z ludźmi ze szkoły i ich pilnowała. Zadowolony? - syknęłam przez zaciśnięte zęby, a gdy As zatrzymał się gwałtownie i zerknął na mnie przez ramię, jego oczy znów niepokojąco zalśniły.

Mi się tylko wydawało, czy za tym kryło się coś jeszcze?

***

Hej! :)

Wiem, że z opóźnieniem wrzuciłam ten rozdział, ale co do wszelkich wyjaśnień odsyłam Was do mojej "gazetki" (jakby co, Info nr 3). Co do rozdziału, osobiście nie jestem z niego zadowolona, ale mam nadzieję, że da się go czytać ;)

Pozdrówki! :D

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro