Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 4

Gdy krótko po moim spotkaniu z Lilianną zabrzmiał dzwonek na lekcję, jedynie przewróciłam oczami. Nic mnie nie obchodziło to, że w tej zabitej dechami mieścinie nagle pojawiły się anioły. Nie miałam najmniejszego zamiaru zacząć udawać świętą, bo wiedziałam, że i tak by mi to nie wyszło. Postanowiłam dalej prowadzić swój nudny tryb życia zwykłej śmiertelniczki, mającej problemy z dyscypliną i z zegarkiem. Tłumacząc, gówno mnie interesowało kolejne spóźnienie się na lekcję.

Powoli, z nogi na nogę, przemierzałam aktualnie puste korytarze szkoły, z obojętnością rozglądając się po znajomym otoczeniu. Każdego dnia to samo. Stare, odrapane ściany w szarym kolorze, które należałoby pomalować, zakurzone gabloty z pucharami, medalami i dyplomami szkolnych sportowców, zgniłozielone szafki, z czego chyba połowa miała zepsute zamki. Dyrektor raczej nie za bardzo ogarniał na czym polegało prowadzenie takiej instytucji, bo gdyby nie datki i zaangażowanie rodziców to pewnie dach już dawno temu by się zawalił. I teraz doskonale widziałam jakimi ignorantami byli ludzie. Przecież tacy jak nasz dyrektor nawet nie zauważyli, że jakaś nienormalna choroba doprowadza ludzi do szaleństwa. Więc po cholerę miałam się tu jeszcze męczyć?

Dotarłszy wreszcie pod klasę, westchnęłam tylko z irytacją, po czym bez pukania weszłam do środka, tym samym przerywając wykład biolożki na temat układu pokarmowego. Niska staruszka, sięgająca swoim wiekiem koło sześćdziesiątki, natychmiast odwróciła się w moją stronę i zgromiła spojrzeniem. Normalnie na pozostałych uczniów to działało, bo pani Wilson znana była z surowości i umiłowania do wrzeszczenia na Bogu winnych nastolatków, lecz na mnie nie robiła wrażenia. Miałam już do czynienia z gorszymi stworami od niej, ale byłam przekonana, że wkrótce stanie się jednym z nich. Takie wiedźmy nie mogły trafiać do Nieba. A w Piekle osobiście bym się nią zajęła.

- Panno Morningstar, nie uważasz, że rutynowe spóźnianie się na lekcje może zaważyć na tym, że wyrzucą cię w końcu ze szkoły? - oparła ręce na biodrach i znów zgromiła mnie wzrokiem, a widząc moją obojętność, natychmiast poczerwieniała na twarzy jak pomidor. - Ile razy mam ci powtarzać byś się nie spóźniała?!

- Do usranej śmierci. - mruknęłam pod nosem i nie zwracając więcej uwagi na rzucającą się jeszcze nauczycielkę, ruszyłam w stronę swojej ławki.

I wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to, że miejsce za moim stolikiem siedział Astriel. Skąd poznałam tego kretyna? Bo jego aura też tak dawała po oczach, że można było oślepnąć. Ja pierdolę, serio?! Najpierw Lil, a teraz on?! No chyba popierdoliło tego na górze! Kurwa, za jakie grzechy?! No jakie?! Bo tak właściwie trochę ich miałam na sumieniu.

Czując ogarniającą mnie złość zgrzytnęłam zębami, lecz zmusiłam się na spokój i posławszy wpatrującemu się we mnie aniołowi znudzone spojrzenie, usiadłam na swoim krześle i przeniosłam uwagę na krople deszczu na szybie, zignorowawszy jego wzrok wypalający mi dziurę w plecach. Nie czas był, bym nagle wdawała się z nim w dyskusje. Tak jak mówiłam Liliannie, spór z chłopakiem akurat niezbyt mnie interesował. Istniała możliwość, że był bystrzejszy od swojej siostry, więc nawet nie próbowałam obmyślać planu owinięcia go sobie wokół palca. Pewnie nie bez powodu wszyscy mieszkańcy Piekła bali się Astriela. Prawdopodobnie był tym nielicznym wyjątkiem w Niebie co potrafił samodzielnie myśleć. A to mi nieco komplikowało sprawę.

- Sabriela. - melodyjny głos zadźwięczał mi w uszach bardzo cicho, lecz tyle wystarczyło bym rozpoznała jego źródło.

Zaśmiałam się w duchu i odchyliwszy nieznacznie na krześle, zerknęłam przez ramię, unosząc pytająco brew. Natychmiast napotkałam niezwykłe, srebrne oczy anioła, odznaczające się wyraźnie na niesłychanie przystojnej, opalonej twarzy. Ech, anioły i ta ich uroda.

Astriel nachylił się nad stolikiem i uśmiechnął lekko, co mnie i zdziwiło, i zaniepokoiło. Dobra, to było dziwne. Biorąc pod uwagę kim był on oraz kim byłam ja, teraz powinien próbować zabić mnie wzrokiem, a nie się do mnie uśmiechać. Cholera, coś było mocno nie tak.

- Słyszałem, że już poznałaś moją siostrę? - roześmiał się cicho, nadal nie odrywając ode mnie wzroku, co powoli zaczynało mnie denerwować.

- Ta, miałam z nią bardzo bliskie spotkanie. - przytaknęłam z ledwie słyszalnym warknięciem, krzywiąc się nieznacznie. Do teraz tyłek mnie bolał od upadku na twardą posadzkę. - Przekazała wiadomość?

- Przekazała, ale nie myśl sobie, że tak po prostu ci uwierzę. Takim jak ty nie wolno ufać i w przeciwieństwie do Lilianny, ja zdaję sobie z tego sprawę. - uśmiech zniknął mu z twarzy, a oczy zalśniły metalicznym blaskiem. - Cokolwiek knujesz, nie uda ci się to.

- Skąd pewność, że coś knuję? - prychnęłam, a usta uniosły mi się w drwiącym uśmieszku. A widząc chwilową dezorientację anioła, mój uśmiech tylko się poszerzył. - Asie, o dziwo, nie planuję niczego złego. W momencie jak odnajdę i zlikwiduję źródło plagi, zmywam się stąd. I tylko to mnie interesuje.

- Po pierwsze, mam na imię Astriel. - syknął rozeźlony. - A po drugie, ostrzegam. Jedno twoje potknięcie i nie będzie już tak miło.

- Grozisz czy obiecujesz? - w moich oczach zabłysły złowieszcze iskry, a uśmiech zszedł mi z twarzy. Chłodna maska obojętności wróciła na moją buzię, wywołując tym samym niepokój u chłopaka, lecz ten w końcu z powrotem się wyprostował, nie odpowiedziawszy mi ani słowem. - Po prostu nie włazimy sobie nawzajem w drogę, jasne?

Nawet nie czekałam na reakcję ze strony anioła. Po prostu odwróciłam się przodem do tablicy i spróbowałam jako-tako skupić się na mówiącej o czymś tam biolożce, tyle że świadomość, iż za moimi plecami siedział nie kto inny, a sam syn Gabriela, skutecznie mnie rozpraszała. Nie to, że zależało mi na słuchaniu nauczycielki. Ale wolałam to, od wymyślania nowego planu omamienia Lilianny, tym bardziej, że byłam pewna, iż brat jej będzie pilnował. Nie miałam teraz głowy do takich rozkmin, a wymagało to większego skupienia.

Cholera, jak zwykle wszystko się spierdoliło! Kurwa, w ciągu jednego dnia szlag trafił trzy lata mojego męczenia się na Ziemi! I to tylko przez przybycie pieprzonych aniołów! No po prostu zajebiście!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro