Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 38

Podbiegłam truchtem do czekającego przy bramie kościoła Asa, który w momencie zauważenia mnie skrzywił się i podejrzliwie zmierzył wzrokiem. Pewnie musiał dostrzec mój wesoły humor i prawdopodobnie krew na rękach, bo z jego gardła wydobyło się zirytowane warknięcie.

- Co i komu zrobiłaś? - zacisnął dłonie w pięści i zaczął iść w moją stronę. Stanąwszy przede mną, posłał mi lodowate spojrzenie, a gdy wzruszyłam ramionami znów uwolnił swoją aurę nieprzyjemnie drażniącą moją skórę. Tyle że tym razem ze spokojem mogłam ustać na nogach. - Sabriela!

- No dobra, dobra! - uniosłam ręce w geście poddania i odparłam obojętnym głosem. - Ta starucha nazwała mnie wcześniej satanistką, więc pokazałam jej jaka jest różnica między kultystami mego ojca, a demonami. - przy okazji wytarłam szybko w koszulkę zakrwawione palce, nie zwracając większej uwagi na pozostawione na materiale niewielkie plamy. - Spokojna głowa, nie zabiłam jej.

- Jezu, czemu mnie to nawet nie dziwi... - As tylko pokręcił głową z ciężkim westchnięciem i wyminąwszy mnie, z powrotem zaczął kierować się do kościoła. - Nie ruszaj się stąd. Idę ją uleczyć, a potem mam dla ciebie propozycję. Ale zostań tu, jasne? - rzucił na mnie okiem, a po wciąż otaczającej go silnej aurze stwierdziłam, że lepiej będzie jeśli tym razem rzeczywiście się go posłucham.

- To zabrzmiało jak polecenie dla psa. - zauważyłam z przekąsem i odwróciłam się do aniołka plecami, jednak nadal czując na sobie jego spojrzenie dodałam. - Jasne. A teraz idź już zrobić swój dobry uczynek i ulecz starą świnię, której tak na marginesie się należało.

- Nigdzie się nie ruszaj! - zdołał jeszcze krzyknąć nim zniknął we wnętrzu budynku, lecz ja korzystając z chwilowego spokoju jak najszybciej dopadłam do bramy i wybiegłam poza teren Domu Bożego, natychmiast czując gwałtowny napływ sił.

Odetchnęłam głęboko, a przyjemne uczucie ulgi przyjemnie ukoiło moje nerwy. Na twarz wstąpił mi lekki, aczkolwiek złośliwy uśmiech i kiedy zerknęłam na budynek za mną, prychnęłam pod nosem. No proszę, a jednak jakoś reagowałam na przebywanie w świętym miejscu. Mimo że na początku wydawać by się mogło, że wejście na poświęconą ziemię nie robi mi większej różnicy, to po jakimś czasie odczułam pierwsze ubytki w mocy. Aż byłam ciekawa co by było, gdybym posiedziała tam trochę dłużej.

Wyprostowałam się i splótłszy ręce na piersiach, zaczęłam uparcie wpatrywać się w drzwi od świątyni czekając na pojawienie się w nich Astriela. Nie powiem, ptaszek rozbudził moją ciekawość. Myśl o jakiejś tajemniczej propozycji wirowała mi w głowie i choć instynkt podpowiadał mi, że to pewnie jakiś podstęp bruneta, to jednak jakiś cichy głosik szeptał gdzieś z boku, że może to naprawdę mogło być coś interesującego. Coś, co nawet mogłoby mi się spodobać. Ugh, o co mu chodziło?! Byłam demonem, a my z natury byłyśmy strasznie ciekawskie. Pozostawianie nas w niepewności było wręcz karygodne!

Wreszcie brunet raczył pojawić się w zasięgu mojego wzroku i od razu dało się zauważyć, że moja robota raczej wyprowadziła go z równowagi. Znowu. Wow, ostatnimi czasy dość łatwo przychodziło mi wkurzanie aniołka. Chyba na serio miałam na niego zły wpływ. Gdy nasze spojrzenia się skrzyżowały, złość raptownie go opuściła, zastąpiona przez zdziwienie. Pewnie nie spodziewał się, że na niego poczekam. I gdyby nie to, że miał dla mnie jakąś propozycję, to rzeczywiście po prostu bym go olała i poszła sobie.

- Więc o co chodzi? - nie wytrzymałam i zapytałam się srebrnookiego, kiedy ten w końcu do mnie dołączył.

- Wiedziałem, że wspomnienie o propozycji skłoni cię do zostania tutaj. - roześmiał się z drwiną i nim zdążyłam to skomentować, dodał szybko ostrzejszym tonem. - Sab, porąbało cię? Rozszarpać kobiecie policzek?

- Obraziła mnie, okej? - fuknęłam, posyłając ptaszkowi lodowate spojrzenie i poczułam jak moje tęczówki przy okazji zalśniły błękitnym blaskiem. - Wiesz jaka jestem. Nie puszczam takiego czegoś płazem.

- Miała rację! Przecież jesteś satanistką! - poparł śmiertelniczkę, przez co z moich palców natychmiast wystrzeliły iskry. Energia zakotłowała się wokół mnie i mało brakowało, a zaatakowałabym go. Zacisnęłam jednak zęby i odetchnęłam głęboko próbując się uspokoić. - W końcu Diabeł jest twoim ojcem.

- Asie... - syknęłam, a ślizgająca mi się po skórze moc przyjemnie kusiła wizją walki z aniołem. Jednak nie mogłam jej urzeczywistnić. Nie, kiedy chłopak podobno miał dla mnie jakąś propozycję, której niestety byłam kurewsko ciekawa. - To, że Lucyfer to mój ojciec nie znaczy, że oddaję mu cześć. Służę mu, bo to także mój władca. A tak dla twojej informacji, sataniści go wkurzają, okej?

- Niby czemu? - przechylił lekko głowę, przez co kosmyki jego czekoladowych włosów wpadły mu do oczu i zmarszczył brwi w dezorientacji. Cholera, serio wszystkie ptaszki brały mieszkańców Piekła za satanistów? Ja pierdolę, po prostu świetnie!

- Facet, kochamy mordy i tortury, ale składanie ofiar z ludzi? Zabijanie nie ma sensu jeśli śmiertelnicy nie giną z naszych rąk. Co prawda czasem zdarza się, że jakaś grupka przywoła demona i to on uśmierci ofiarę, aczkolwiek bardzo rzadko tak się dzieje. - objaśniłam mu, zmuszając się na spokojny ton. Mimo że tak naprawdę miałam ochotę wydrzeć się na niego. - To my musimy zadać cios ostateczny. Inaczej...

- ... czyjaś śmierć nie ma sensu? - dokończył za mnie Astriel, a gdy przytaknęłam, parsknął śmiechem. - Jejku, jesteście bardziej skomplikowanymi stworami niż myślałem.

- I nawzajem, aniołku. - odszczeknęłam mu się uśmiechając z kpiną, po czym wreszcie zaczęłam interesujący mnie temat. - Dobra, a teraz mów jaką masz dla mnie propozycję.

- Lubisz zabijać? - spytał się retorycznie, a ja zaśmiałam się sztucznie.

- Nie, wolałabym zostać lekarzem, wynaleźć lekarstwo na raka i sprawić by na świecie zapanował pokój. - sarknęłam, krzywiąc się. - Oczywiście, że tak, debilu.

- Nawet swoich? Bez względu na to, jakiej są pozycji w Piekle?

- No tak. - zatwierdziłam niepewnie, starają się rozgryźć co mu chodziło po głowie. Choć od kiedy anioły tu były zdołałam się przekonać, że As jak na razie wyróżniał się swoją odmiennością. - Po co ci to?

- Cóż, chciałem przekonać się jak bardzo zwiększyły się moje umiejętności i przy okazji stwierdziłem, że mogłabyś lecieć ze mną wyładować się. Może wtedy zostawiłabyś ludzi w spokoju. - wyjaśnił znudzonym tonem wzruszając ramionami, a ja spojrzałam na niego jak na wariata.

- Chcesz lecieć na łowy? - upewniłam się czy dobrze zrozumiałam, a jego cwany uśmieszek potwierdził moje przypuszczenia. - Ze mną?

- Nie na naszego demona. Na zwykłe wilkołaki, najwyżej jakiegoś wampira. Wyżyjesz się na nich, zużyjesz swą moc, więc może nie będziesz mnie nią tak często atakować oraz...

- Asie, wystarczy mi, że kogoś zabiję. - przerwałam mu, czując pierwsze dreszcze ekscytacji, a kiedy tatuaże na moich ramionach zaczęły zmieniać swój układ dając mi znać, iż moc chciała się wreszcie wydostać, przestąpiłam ze zniecierpliwieniem z nogi na nogę. - To na co czekamy? Idziemy?

- Chwila. Tak po prostu się zgodziłaś? - zaniepokoił się brunet, a ja będąc na granicy cierpliwości przewróciłam oczami.

- Chcę zabić. Nieważne czy człowieka, czy demona. Chcę zabić! - powtórzyłam przerażającym, psychopatycznym głosem, przez co Astriel aż cofnął się o krok, lecz po chwili roześmiał się z mojej reakcji i dał mi znać bym poszła za nim.

Krew. Ból. Cierpienie. Śmierć. Już za moment znów miałam zakosztować ich obecności i krótkotrwale zyskać na sile. Nie obchodziło mnie, że wilkołaki również były mieszkańcami Piekła. Chuj z tym, bo i tak nie powinno ich tu być. Jak na razie wszystkie demony miały zakaz przebywania na Ziemi dopóki sprawa z plagą się nie rozwiąże, więc ojciec raczej nie powinien się na mnie wkurzyć za to polowanie. No i nadarzała się okazja na wprowadzenie mojego planu w życie. Debil Astriel nawet nie zdawał sobie sprawy, że zaczął właśnie kopać sobie grób. Sobie i innym aniołom.

Hmm, kto wie, może pozbycie się Asa będzie łatwiejsze niż myślałam. I może spowodowanie upadku Nieba również. Cóż, tak czy siak zapowiadał się dla mnie pracowity miesiąc. Byle do pozbycia się demona od samobójstw i Asa. A potem miało być już z górki.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro