Rozdział 3
W momencie gdy nasze spojrzenia się skrzyżowały, anielica gwałtownie umilkła, odchylając się do tyłu. Jej nieziemsko piękna twarzyczka zbladła i kątem oka zarejestrowałam, jak dłonie blondynki tkwiącej przede mną zaczęły nerwowo drżeć. Wpatrywała się we mnie z paniką i niedowierzaniem, co nawet mi schlebiało. No proszę, rozpoznała mnie. Mimo że nigdy się nie spotkałyśmy. Chyba naprawdę byłam popularna w Niebie. Oczywiście w negatywnym tego słowa znaczeniu.
Splotłam ręce na piersiach i uniosłam nieznacznie podbródek, unosząc również brwi. Krytycznie zmierzyłam Liliannę wzrokiem, a kiedy zobaczyłam w jakim była stroju mało brakowało i bym się roześmiała. Musieli chyba z Astrielem dostać rozkaz wtopienia się w tłum, bo miała na sobie ziemskie ubranie. Tyle że dość wyzywające. Obcisła, biała miniówa, błękitny top odkrywający płaski brzuch, a na wierzch zarzucona kremowa kamizelka. Zwieńczeniem tego wszystkiego były cholernie wysokie szpilki, w których osobiście bym nie ustała. Mój limit wynosił trzy centymetry, czasem cztery, ale przy pięciu możliwe było wybicie sobie zębów. A ta jak gdyby nigdy nic sobie w nich chodziła. Zadziwiające.
Skupiłam swoją uwagę na twarzy anielicy, tak obsmarowanej tapetą, że buzia Lilianny wyglądała jak maska. Nie to, że nie potrafiła się umalować, ale tyle użyła kosmetyków, że było to aż przerażające. Dziewczyna potrząsnęła z niedowierzaniem głową, a wtedy loki zawirowały jej dookoła głowy, tworząc swego rodzaju aureolę. Oj, Lil zdecydowanie była stuprocentowym aniołkiem. Ech, gdyby tylko nie ten strój.
- Złotko, jeśli chcesz chodzić tak po szkole, to życzę powodzenia. Wygląd dziwki nigdy nie wychodzi z mody, aczkolwiek dla kogoś kto ma co innego do roboty niż puszczanie się z każdym napotkanym chłopakiem może on stanowić problem. - zaczęłam spokojnym tonem, choć kąciki ust powędrowały mi w górę w kpiącym uśmieszku. Gdy Lilianna usłyszała mój głos, drgnęła nerwowo i cofnęła się parę kroków.
- To niemożliwe. Ty nie możesz być... - wyszeptała przez lekko rozchylone usta, przyglądając mi się swymi brązowymi tęczówkami. - To niemożliwe.
- Więc się zdziwisz, złotko. - prychnęłam śmiechem, a następnie przywołałam na twarz obojętność i schyliłam się po torbę, która zsunęła mi się z ramienia, gdy upadłam na tyłek. - Słuchaj Lil. Ani ja nie mam najmniejszego zamiaru się z wami użerać, ani wy tego nie chcecie. Jesteście z góry skazani na przegraną. - czarna listonoszka z powrotem wróciła na swoje miejsce, a poprawiwszy ją jeszcze, w końcu na powrót przeniosłam wzrok na blondynkę.
Dobra, zaczynało robić się naprawdę przezabawnie. Tak jak wcześniej opalona twarz anielicy po prostu lekko zbladła, tak teraz była niczym kartka papieru. Szeroko otwarte oczy dziewczyny wpatrywały się we mnie z żywym przerażeniem, a nogi zaczęły jej drżeć jak galarety. Ej, ona na serio się mnie bała! A to nie była czasem najlepsza żołnierka Nieba? Jeśli jej brat też miał się okazać takim tchórzem, to nie miałam co liczyć na ich pomoc. Czyli wyglądało na to, że Lil była typową córeczką tatusia. Tchórzostwo także po nim odziedziczyła.
- Złotko, dociera co mówię? - postąpiłam krok w jej stronę, co wystarczyło by wybudzić blondynkę z transu. Jak oparzona odskoczyła ode mnie o dobry metr, a i tak dość mocno uderzyła w szafki. Niezdara.
- Jesteś... To ty jesteś Sabriela. - wydukała w końcu, zaciskając swoje wypielęgnowane dłonie w pięści i wbijając paznokcie mocno w skórę.
Tylko czekałam aż złota krew zacznie wypływać z ranek w kształcie półksiężyców, przez co kretynka zdradziłaby istnienie niematerialnego świata. Niestety, mimo że mogliśmy ukrywać nasz prawdziwy wygląd przywdziewając postać śmiertelników, to krew pozostawała taka sama. Albo naznaczona łaską Bożą, albo potępieniem. Zwykle widok krwi aniołów przyprawiał mnie o dreszcze przyjemności, oczywiście najlepiej jeśli anioł był ciężko ranny lub martwy, lecz tym razem wolałam nie musieć czyścić złotych plam z i tak już brudnej podłogi. Bo taka damulka jak Lilianna pewnie w życiu by się nie zniżyła do takiego czegoś.
- Owszem, to ja. - przytaknęłam i pozwoliłam drwiącemu uśmiechowi przystroić moją twarz. Zgięłam się głęboko w pół, a gdy uniosłam głowę, posłałam Liliannie miażdżące spojrzenie. I mimo że to ona patrzyła na mnie z góry, to natychmiast skuliła się pod moim wzrokiem. Gwałtownie się wyprostowałam, a widząc strachliwe iskry w oczach anielicy, roześmiałam się. - Lil, wiesz kim ja jestem, ja wiem kim ty. Co powiesz na... zawieszenie broni?
- Słucham? - blondynka przygryzła dolną wargę, wyczekując na moje wyjaśnienia i jeszcze mocniej przywarła plecami do szafek.
- Sprawa przedstawia się następująco. I ja, i ty wraz z Astrielem macie określony cel przybycia na Ziemię. I jest to pozbycie się plagi szaleństwa, prawda? - spytałam się, a gdy dziewczyna po chwili wahania przytaknęła mi nieśmiało, w mojej głowie już zaczął rodzić się plan jak wykorzystać tą sytuację przeciwko ptaszynom. - Więc nie ma sensu wchodzić sobie nawzajem w drogę. Ja robię swoje, wy swoje. Nikt nikomu nie utrudnia pracy i wszystko jest cacy, jasne?
- Czyli... my ignorujemy ciebie, ale możemy być pewni, że ty będziesz wtedy ignorować nas? I nie zaatakujesz? - w jej głosie zabrzmiała podejrzliwość, co mnie nawet nie zdziwiło. Przynajmniej Lilianna zdawała sobie sprawę, że takim jak ja nie można było ufać. Nie wiedziała tylko jednego. Mieszkańcy Piekła zazwyczaj byli doskonałymi kłamcami. Włącznie ze mną.
Przywołałam swój najniewinniejszy uśmiech jaki tylko potrafiłam stworzyć, splotłam ręce za plecami i tworząc z palców krzyżyk, zakołysałam się na piętach, potrząsając przecząco głową. Kolejne kosmyki włosów uciekły z luźnego warkocza i opadły mi na oczy, jednak tylko je zdmuchnęłam i dalej zaczęłam wwiercać w blondynkę moje intensywne spojrzenie. Widziałam, że ta zaczyna się uginać pod jego ciężarem. Powiedzmy sobie szczerze, anioły nigdy nie należały do najbystrzejszych stworzeń. Były zaledwie słabymi pionkami Tego na górze, gotowe wypełnić nawet największą głupotę, byleby Staruszek był zadowolony. Ich IQ ograniczało się do monotonnego przytakiwania i wykonywania rozkazów, nie potrafiąc choć raz się Mu postawić. Stop! Przepraszam! Wyjątkiem był mój ojciec. Ale każdy wie jak skończył.
Gdy Lilianna w końcu przytaknęła głową, godząc się na moją propozycję, mało brakowało, a przewróciłabym oczami. Oczywiście, że się zgodziła. Blondyna już na pierwszy rzut oka przypominała małe, naiwne dziecko, gotowe uwierzyć w każdą bzdurę. Wystarczyło uśmiechnąć się i zatrzepotać niewinnie rzęsami, by ta totalnie straciła umiejętność myślenia i nie potrafiła doszukać się jakichś haczyków. A te zawsze były.
- Czyli od dziś traktujemy się jak powietrze. - podsumowałam, po czym odetchnęłam z ulgą, że nie będę musiała więcej przejmować się anielicą i przywołałam na twarz moją kochaną przyjaciółkę - obojętność. Wyminęłam blondynkę raźnym krokiem, jakby blask jej aury w ogóle nie powodował łzawienia mi oczu, kierując się w stronę biblioteki na ostatnie pięć minut przerwy. Nim jednak zupełnie wyparłam z głowy zamarłą ze zdezorientowania i zlęknienia postać za mną, krzyknęłam jeszcze. - I przekaż Astrielowi, że jego także obejmuje nasza umowa!
Kiedy zerknęłam przez ramię, ujrzałam blondynkę, z niepewnością wpatrującą się w moją odchodzącą osobę. Na jej anielskiej buźce doskonale widziałam zagubienie, jakby anielica nie była pewna czy dobrze zrobiła, zawierając ze mną jakąś umowę.
I nie. Nie zrobiła dobrze. Za to wręcz przeciwnie. Dogadując się ze mną, tym samym podpisała wyrok śmierci na każdego anioła. Bo już wkrótce miałam zamiar zyskać ufność tej głupiutkiej istotki i wydusić z niej wszystkie informacje dotyczące Nieba, doprowadzając do jego upadku.
A wtedy razem z ojcem i bratem zyskalibyśmy władzę. Władzę absolutną.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro