Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 20

Opadłam ciężko na wygodną kanapę i odchyliwszy głowę do tyłu, westchnęłam ciężko. W salonie panował przyjemny półmrok, który działał na mnie uspokajająco po konfrontacji ze strażnikami, a dodatkowa obecność ojca wreszcie dawała mi poczucie bezpieczeństwa. Świadomość, że w końcu byłam w domu pozwalała mi zrzucić z barków ciężar problemów, które w ciągu tygodnia przybrały wielkość Mount Everestu. Piekło było miejscem, do którego przynależałam i doskonale zdawałam sobie z tego sprawę. Za każdym razem gdy moje nogi dotykały powierzchni Ziemi odnosiłam wrażenie, jakby tamten wymiar próbował mnie wypchnąć z powrotem do Podziemia. Jakby chcąc się uchronić przed szerzonym przeze mnie złem. A tu... po prostu czułam się sobą.

- Jak tam na Ziemi? - zapytał się tata, usiadłszy naprzeciwko mnie na fotelu i oparłszy łokcie o kolana, nachylił się ku mnie. - Roth mówił, że anioły nagle zainteresowały się naszym demonem.

- Ta, Gabriel przysłał swoje bachory. - przytaknęłam i opuściwszy lekko głowę, spojrzałam na rodziciela. Jego intensywnie niebieskie tęczówki wwiercały się we mnie, a niepokój jaki wzbudzały był wystarczający, bym nawet nie próbowała go okłamywać. - Ale spokojna głowa, nie stanowią dla mnie problemu. Lil odsuwamy od sprawy, a As...

- My? - złapał mnie tata i odchylił na oparcie fotela, splatając ręce na piersi. Oczy rozbłysły mu jasnym blaskiem, a błękitne iskry mocy przeskoczyły między palcami, którymi stukał się w ramię.

- Noo... - zawahałam się, a spuściwszy wzrok na kolana, podrapałam się w kark i mruknęłam cicho. - Astriel zaproponował mi współpracę. Mamy wspólnie pokonać demona od plagi. - gdy ojciec to usłyszał, wydał z siebie niezadowolony pomruk. Tyle wystarczyło bym skuliłam się lekko, nadal czując na sobie spojrzenie rodziciela. Zmusiłam się jednak by unieść głowę i zerknęłam na niego nieśmiało. - Wiem, że to dziwne, ale ma sens. Oboje jesteśmy potężni i są większe szanse na złapanie tego sukinsyna. I nawet ten plan na razie skutkuje. Ostatnio anioły znalazły trop. Pierwszy od trzech lat. - powiedziawszy to, wyjęłam z kieszeni spodni pazur i pokazałam ojcu.

- No dobrze, ale co będziemy mieli z tej współpracy, Sab? - zapytał się łagodnym głosem, co nawet mnie lekko zdziwiło. Biorąc pod uwagę co mi mówiono o sytuacji w Piekle i jak Callys straszył jaki to niby mój ojciec miał być wściekły i znerwicowany buntem niektórych mieszkańców Podziemia, to myślałam, że ojciec będzie bardziej... nieprzyjemny.

- Mam pewien pomysł. - natychmiast się ożywiłam i poprawiwszy się na sofie, pozwoliłam mięśniom rozluźnić się. Odetchnęłam głęboko, a gdy na twarz wstąpił mój złośliwy uśmiech, pośpieszyłam z wyjaśnieniami. - Astriel to ten wyjątek w Niebie co potrafi samodzielnie myśleć. Jest nieufny i podejrzliwy, a jego ostrożność wobec mnie jest aż zadziwiająca.

- Ale... - tata zniecierpliwił się i przewróciwszy oczami, dał znać ręką bym przeszła do rzeczy.

- Ale Lilianna to inna sprawa. Typowa głupia blondynka. Uwierzy w każde moje słowo, więc przekonanie jej do siebie to kwestia kilku dni. Wystarczy, że zyskam jej zaufanie, a wyśpiewa mi wszystkie słabości Nieba. - wytłumaczyłam, a ojciec zrozumiał do czego dążyłam.

- A potem je wykorzystamy do podbicia ptaszków. Sprytne. - roześmiał się głośno, kiwając głową z uznaniem. Przez chwilę myślał w milczeniu, aż w końcu się odezwał. - Teoretycznie może wypalić. Jednak przeoczyłaś jedną drobnostkę. Astriela. Skoro jest taki ostrożny, na pewno będzie pilnował siostry.

- Nie, jeśli on także przestanie być problemem i nawet ona nie będzie chciała się do niego zbliżać. - do pomieszczenia wszedł mój brat i skinąwszy do taty głową w geście powitania, wyszczerzył się do mnie z kpiną. - Sab, nareszcie wróciła ci moc!

Nim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć, Roth uwalił się na kanapie, na której siedziałam i położył mi głowę na kolana, śmiejąc się głośno ze złośliwością. Złote tęczówki chłopaka na chwilę przybrały pomarańczowy kolor gdy zauważył moją irytację, ale zamiast wstać, ponownie zarechotał. Zmarszczyłam brwi i zacisnęłam usta w wąską linię, po czym bez żadnego ostrzeżenia zrzuciłam brata na podłogę. Nie mogąc się powstrzymać, natychmiast uśmiechnęłam się zadowolona z siebie, a Roth warknął, od razu podrywając się na nogi. Już chciał na mnie nawrzeszczeć za urażenie jego nadętego ego, lecz tata przerwał nam te wygłupy.

- Dobra, wystarczy. Nie czas teraz na tą dziecinadę. Mamy co innego na głowie. - wskazał brunetowi fotel koło mnie, a brat mrucząc coś cicho pod nosem, usłuchał się ojca. Tata odczekał aż chłopak wykona polecenia, a następnie zwrócił się do niego. - Niby jak Astriel ma przestać być problemem? To sama Nadzieja Nieba.

- O Jezu, wystarczy pozbawić go boskiej chwały i tyle. - Roth wzruszył obojętnie ramionami i spojrzał na mnie. - Sab mogłaby go splamić i ptaszek byłby z głowy do końca jego anielskiego życia. Anioły straciłyby do niego zaufanie, zostałby posądzony o zdradę, a my zyskalibyśmy wolną drogę do działania.

- Niby jak miałabym go splamić? - wcięłam się w dyskusję facetów, a gdy ujrzałam ich wzrok na sobie, aż przeszły mnie dreszcze.

Obydwoje wiedzieli coś, czego ja nie. I to mnie przerażało. Widziałam w ich oczach te niespokojne iskry, pojawiające się tam gdy wpadali na jakiś zwariowany pomysł, który niby nie miał prawa się udać, ale gdy przychodziło co do czego, to okazywał się być strzałem w dziesiątkę. Nie wiem, czy mieli jakąś dziwną więź ojciec-syn, lecz czasami wyglądało to tak, jakby dzielili ze sobą swoje myśli. Nie raz, gdy obmyślali jakąś strategię bitewną, nie potrzebowali nawet słów i wystarczyły im jedynie lekkie ruchy głową i dłońmi, by jeden wiedział o co chodziło drugiemu.

Jednak tym razem było inaczej. Tak jak zwykle tata zgadzał się z Rothem, tak teraz patrzył na niego jakby próbował go zabić samym wzrokiem. Opuścił ręce i zacisnął mocno dłonie na podłokietnikach fotela, a potem spiorunował bruneta swym lodowatym spojrzeniem, choć mój brat nic sobie z tego nie zrobił, oprócz ciężkiego westchnięcia.

- No co? Nie przesadzaj, przecież Sabrieli i tak to nie zrobi różnicy. - Roth machnął ręką w moją stronę, a ja coraz bardziej niespokojna, przesunęłam się na drugi kraniec kanapy, byle by być jak najdalej od chłopaka.

- Co mi nie zrobi różnicy? - spytałam cicho spoglądając na ojca, ale on już się podniósł z miejsca i ruszył do Rotha. Brat tym razem skulił się, co było dość rzadkim widokiem, chociaż nadal wytrwale patrzył na ojca, który oparł ręce po obu stronach jego głowy i nachylił się ku niemu. - Tato?

- Żeby było jasne. - syknął nasz rodziciel, wwiercając swój wzrok w coraz bardziej zdenerwowanego bruneta. - Nie pozwolę, by Sabriela została splamiona dotykiem anioła. Co z tego, że nie zrobi jej to różnicy. Ma się trzymać od tych istot z daleka. Tym bardziej od Astriela. Zrozumiano? - wszystko powiedział bardzo spokojnie i prawie że szeptem, ale przez to efekt był jeszcze bardziej przerażający.

- Oczywiście. - wydukał mój brat, przełykając głośno ślinę. Jeszcze przez chwilę ojciec mu się przyglądał, aż wreszcie odsunął się od Rotha i posławszy mi jedno, krótkie spojrzenie, ruszył ku wyjściu z salonu, widocznie zirytowany.

- Tatku, jeszcze jedno! - zatrzymałam go i poderwawszy się z miejsca, podeszłam szybko do ojca, którego aura zaczęła mnie przytłaczać. A to był znak, że cierpliwość taty właśnie się kończyła. - Taka sprawa... Pozostały mi już tylko trzy tygodnie na dokończenie mojej sprawy. Ale to za mało, a nie chcę potem obarczać cię dodatkową pracą. Więc... może przedłużysz mi termin na złapanie demona?

- Nie. - warknął oschle, nawet na mnie nie patrząc. - Masz czas do sylwestra. Inaczej w Nowy Rok odwiedzę sobie Ziemię i to ja wezmę się za porządki. - oznajmił, po czym odszedł, pozostawiając mnie osłupiałą w jednym pokoju z oszołomionym nagłą reakcją ojca bratem.

Boże, co tu się właśnie odpierdoliło?! O co im chodziło z tym splamieniem? Czemu to tak wkurzyło tatę? Czemu, do jasnej cholery, nie chciał mi dać dodatkowego czasu? Kurwa, o co w tym wszystkim chodziło?! I czemu pojebany Roth jak zwykle komplikował sprawy?! Jezu, z nim to normalnie jak z aniołami. Gdziekolwiek się nie pojawi, kłopoty razem z nim.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro