Rozdział 18
Krocząc przez wielką halę przepełnioną bawiącymi się ludźmi, czułam na sobie intensywne spojrzenia. Ale nie były one przyjazne. Niepokój śmiertelników przyjemnie łaskotał mnie w kark, kiedy szłam przejściem stworzonym przez rozstępujący się tłum, kierując w stronę baru. Moja aura działała na nastolatków, a oni podświadomie zdawali sobie sprawę, że nie byłam tylko zbuntowaną dziewczyną. Demoniczna energia, którą roztaczałam, wzmocniona dodatkowo obecnością dwóch mieszkańców Piekła idących za mną, odbierała ludziom pewność siebie i chęci do zabawy, przez co patrzyli na mnie z trwogą w oczach. Jednak w momencie gdy ich minęłam, imprezowicze oddychali z ulgą i wracali do tańców. Więc..., jeśli działałam tak już na ludzi, to co dopiero z aniołami?
Astriel i Lilianna nadal tkwili przy ladzie, w miejscu gdzie ich zostawiłam z chłopakami. Różnica była jedynie taka, że blondynka skusiła się w końcu na drinka, za to brunet dzielnie stawiał opór. Stał opierając się o bar i wysłuchiwał ze znudzeniem paplania swojej siostry, która chaotycznie gestykulowała rękami i lekko chwiała się na nogach. Chyba nie miała zbyt mocnej głowy do alkoholu.
Gdy zbliżyłam się do ptaszków, pierwsza na moją obecność zareagowała Lil. Urwała w połowie zdania i pisnęła z bólu, a upadłszy na kolana, złapała się za głowę. Od razu uśmiechnęłam się szeroko z dziką satysfakcją, zauważywszy jeszcze, że As sapnął cicho, a nogi się pod nim ugięły, choć dał radę wytrzymać ciężar mojej energii. Zaparł się dłońmi o ladę i odetchnął głęboko, zerkając na mnie przez ramię błyszczącymi metalicznie oczami.
- Miałem do czynienia z wieloma demonami, ale twoja aura... - wydusił z siebie, kręcąc z niedowierzaniem głową.
- Wyłącz to! - jęknęła żałośnie anielica, po której policzkach płynęły łzy. - Błagam, przestań!
Za mną rozległ się głośny rechot Callysa i Hereta, a również i ja prawie się roześmiałam, widząc skwaszoną minę srebrnookiego, ledwie dającego radę utrzymać się na nogach. Blondynka kuliła się na podłodze i cicho kwiliła, a cały ten widok był wręcz przezabawny. I gdzie się teraz podziewali ci dumni przedstawiciele ptaszków? Najwidoczniej kretyn Astriel i kretynka Lilianna jednak nie byli tacy potężni jak się wszystkim wydawało. Jejku, kto by się tego spodziewał?
- Wiesz, że nie mogę. - prychnęłam i uśmiechnęłam się do nich niewinnie. - Poza tym ostrzegałam, że świętoszką to ja nie jestem.
- Nie wspominałaś także, że jesteś jak czarna dziura, pochłaniająca wszelkie dobro. - warknął Astriel i odetchnąwszy ponownie głęboko, nagle się wyprostował i odwrócił przodem do mnie. Jego palące spojrzenie taksowało mnie od góry do dołu, przez co poczułam się trochę nieswojo. Uśmiech zszedł mi z twarzy i na chwilę straciłam pewność siebie. Ale, do jasnej cholery, właśnie odzyskałam moc! Nie miałam zamiaru dać się aniołowi tylko dlatego, że ten na mnie patrzył! - Co z pazurem?
- Oczyściliśmy go. - poinformowałam ich oschłym tonem, mierząc się wzrokiem z Asem. - Mam go i nawet nie myśl, by znów go dotykać. Już wystarczająco spieprzyliście z Lil sprawę.
- Dzięki niej mamy w ogóle jakiś trop. - przypomniał mi, na co przewróciłam oczami i splotłam ręce na piersiach. - Powinnaś być jej za to wdzięczna.
Zerknęłam na zwijającą się na podłodze dziewczynę i uniosłam pytająco brew. Miałam być jej wdzięczna? Czyżby? Może i znalazła szpon demona, lecz równocześnie dotknęła go i zanieczyściła anielską magią, nie wspominając już o tym, że zapomniała gdzie w ogóle trafiła na swoje znalezisko. Gdyby się wtedy rozejrzała, to jutro nie czekałyby nas pewnie parogodzinne błądzenie po lesie w poszukiwaniu następnych śladów. Zaprowadziłaby nas na miejsce, szybko złapalibyśmy trop buntownika i szybko byśmy go wyeliminowali. Ale nie! Blond debilka musiała jak zwykle pokazać swój brak mózgu i od razu polecieć do braciszka, nawet się uprzednio nie zorientowawszy w terenie! Kurwa, żeby odpierdolić takie coś to trzeba było być jebanym geniuszem głupoty!
- Przypomnij mi przez kogo będziemy musieli łazić po lesie? - poprosiłam go, z powrotem spoglądając na anioła, który w końcu zainteresował się swoją siostrą. Nachylił się i pomógł jej wstać, choć głównie to on utrzymywał ją w pionie. Gdyby nie As, Lilianna na powrót runęłaby na podłogę.
- Przynajmniej coś znalazła. - brunet próbował bronić anielicę, lecz tylko parsknęłam śmiechem. Zostałam przez to zgromiona przez niego wzrokiem, choć wiedział, że nic sobie z tego nie zrobię.
- I gówno nam to dało. Nie mamy pewności, czy natrafimy na jakiekolwiek znaki obecności demona, czy chociażby miejsce gdzie znalazła pazur. Inaczej by to wyglądało, gdyby pamiętała tamte tereny, ale tak się składa, że sprawy mają się nieco inaczej. - odparłam lodowatym głosem, a następnie obróciłam się do przysłuchujących nam się w milczeniu Hereta i Callysa. - A jeśli chodzi o was... Umowa obowiązuje. Jeśli będziecie mieć problemy u mojego ojca, dajcie znać. Postaram się wam pomóc, jednak niczego nie obiecuję. Czasem jak tata się wkurzy, to nawet ja nie jestem w stanie go uspokoić.
- Przydałabyś się na dole już teraz. Lucyfer ma dość buntowników. Potrzebuje potężnych demonów do walki z nimi. Potrzebuje ciebie, Sabrielo. I do wojska, i jako środek na uspokojenie. - odezwał się zielonooki, a Callys przytaknął.
- Odzyskałaś moc. Możesz tam wpaść i... - zaczął pomarańczowowłosy, lecz uciszyłam go lekkim machnięciem dłoni.
- Wiem. Mam zamiar to zrobić zaraz po powrocie do domu. Już zbyt długo nie zaglądałam do Piekła. Co jak co, ale nawet się za nim stęskniłam. - przyznałam, skinąwszy lekko głową i zwróciłam się do Astriela, próbującego ocucić półprzytomną siostrę. - Asie?
- Czego znowu? - syknął przez zaciśnięte zęby, obrzucając mnie zniecierpliwionym wzrokiem. - Możesz sobie iść? Sprawiasz Lil ból.
- Tragedia. - uśmiechnęłam się z kpiną, ale kontynuowałam. - Poszukiwania zaczniemy dopiero jutro. Spotykamy się u mnie o jedenastej.
- Czemu u ciebie?! Nie wystarczy ci, że już twoja aura nas osłabia? Jakbyś nie zauważyła, twój dom też nie ma zbyt pozytywnej energii! - zirytował się i usadziwszy blondynkę na wolnym krześle, zacisnął dłonie w pięści, odwróciwszy do mnie, Hereta i Callysa. - Jutro o jedenastej, ale w kawiarni.
- Jak chcesz. - wzruszyłam ramionami i wyminąwszy demony, wreszcie zaczęłam kierować się do wyjścia z klubu, mówiąc im na odchodnym. - Zaopiekujcie się naszymi ptaszkami. Mają zostać stąd wyniesieni.
- Pobici? - Heret ucieszył się jak małe dziecko, a jego oczy rozbłysły zielonym blaskiem, lecz widząc moje znaczące spojrzenie, spochmurniał.
- Upici? - zrozumiał Callys, a gdy mrugnęłam do niego, roześmiał się. - Jak chcesz, księżniczko.
- Dzięki. - szepnęłam i ruszywszy naprzód, rzuciłam do aniołów. - Pa! Miłej zabawy!
- Wypchaj się. - usłyszałam jeszcze pomruk Astriela i śmiech mieszkańców Piekła, jednak myślami byłam już gdzie indziej.
Jutro miałam wyruszyć na długo wyczekiwane łowy demona od plagi szaleństwa. Ogólnie pozostały mi zaledwie trzy tygodnie na odnalezienie go, bo inaczej ojciec postanowi olać Piekło i przybyć na Ziemię. A taka opcja cholernie mi się nie podobała. Musiałam złapać sukinsyna od choroby i ściągnąć z powrotem do Podziemia. A w międzyczasie czekało mnie jeszcze niańczenie aniołów oraz wyciągnięcie informacji od Lilianny. Byłam pewna, że blondynka dysponowała radami odnośnie doprowadzenia Nieba do upadku. I wyciągnięcie ich z niej nie stanowiło raczej problemy. Jednak obecność Asa w pobliżu wszystko komplikowała. Kurwa, musiałam go jakoś unieszkodliwić. Zniszczyć zaufanie aniołów do niego. Najlepiej na dobre.
Cóż, może tata i Roth mogliby mieć jakieś pomysły jak to osiągnąć. Czyli odwiedzenie Piekła czekało mnie tak czy siak. Ech, nie ma co, po prostu nie mogłam doczekać się powrotu do krainy ognia i siarki. Tak się cieszyłam, że miałam ochotę aż skakać z radości! Najlepiej pod pociąg. Ale hej, nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Ojciec był wkurzony i potrzebował ludzi do ogarnięcia powstańców. A tak się fantastycznie składało, że chętnie zabiłabym parę nieposłusznych demonów.
Choć jak na razie moim priorytetem było jedno. Wydostanie się z tłumu pijanych i roztańczonych nastoletnich śmiertelników.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro