Rozdział 10
UWAGA!!!
ZAWIERA DRASTYCZNE SCENY I WULGARYZMY!!!
***
- Pierdolona jesień, pierdolony mróz, pierdolona noc, pierdolony park, pierdolone suki, pierdolona Ziemia. - klęłam pod nosem, trąc zziębnięte ramiona i starając się jakoś rozgrzać.
Od dobrych piętnastu minut szłam przez miasteczko kierując się w stronę parku, a entuzjazm ze zbliżającej się zemsty na śmiertelniczkach zniknął w chwili, kiedy wyszłam z klubu i zaczęłam iść do czekających na śmierć dziewczyn. Ja pierdolę, kto normalny o tej godzinie i to jeszcze o tej porze roku chodził się puszczać na zewnątrz?! No rozumiałam już pieprzyć się przy ścianach na imprezie czy w kiblu, no ale na dworze? Kurwa, to już trzeba było być mocno pojebanym!
Cóż, przynajmniej nie padało. Bóg chyba wreszcie wyczerpał swój limit pecha dla mnie, bo nawet chmury się rozrzedziły i teraz można było dojrzeć na niebie gwiazdy i pełnię księżyca. Co prawda srebrny glob stwarzał ryzyko pojawienia się wilkołaków, przez co istniała możliwość, że nastolatki leżały już rozszarpane na kawałki, jednak wyjątkowo mnie to nie denerwowało. Chyba wręcz byłabym zadowolona z takiego obrotu spraw, bo nie dość, że odwalono by za mnie brudną robotę, to jeszcze efekt końcowy byłby taki sam. Co z tego, że bym się nie pobawiła z nimi. Zależało mi głównie na tym, by wbiło się do ich pustych łbów to, że z takimi jak ja się nie zadzierało. Oj, zapamiętają to do końca ich marnego życia. Czyli na pięć minut, jeśli nie krócej.
Wreszcie w ciemnościach zdołałam wypatrzeć bramę parku, która skrzypiała złowieszczo na wietrze. Jedna z latarni nad nią mrugała niepokojąco, jakby przewidując, że zdarzy się coś złego, a stare drzewa trzeszczały cicho, uginając swe ramiona aż do ziemi. Nawet ja musiałam przyznać, że parcela wyglądał dość upiornie. Tylko wariat odwiedziłby takie miejsce i to jeszcze w taką noc. Chyba że było się potworem kryjącym w ciemnościach. Wtedy to się miało niezłą frajdę.
Przekroczywszy wejście do parku, przyspieszyłam kroku i zaczęłam uważnie rozglądać się dookoła w poszukiwaniu moich ofiar. A te mądrością zdecydowanie nie grzeszyły, bo już po chwili zdołałam wyłapać ich głosy, czysto i wyraźnie odznaczające się w otaczającej mnie ciszy.
Gdy ujrzałam sylwetki dziewczyn stojących pod lampą i wyraźnie na kogoś czekających, na moją dotychczas wykrzywioną w irytacji twarz wstąpił złośliwy uśmiech. Już sobie wyobrażałam ten strach, który już za chwilę stanie się dodatkowym towarzyszem nastolatek. W głowie przewinęło mi się tysiące pomysłów jak zakończyć życie tych zdzir, ówcześnie dostarczywszy sobie rozrywki. I wszystkie były okrutne, krwawe i budzące u zwykłych ludzi odruchy wymiotne. Przez chwilę nawet mignął mi przed oczami obraz parku po skończeniu mojej zemsty. Flaki porozwieszane na drzewach, wielkie kałuże krwi i dywany ze skór. Ale ze względu na to, iż byłam na Ziemi a w pobliżu mogły się kręcić anioły, zdecydowałam się wreszcie na - moim zdaniem - dość łagodną zemstę.
- Nie zimno wam? Dziś jest dość chłodno. - zmusiłam się na przyjazny ton, a niespodziewające się mnie śmiertelniczki aż podskoczyły.
- Nie. - po chwili wahania odezwała się jedna z nich, a rozpoznawszy w słabym świetle latarni czarne włosy Lexi mało brakowało i bym wybuchła radosnym śmiechem. Ha, to one! Dobra, Callys jednak spisał się na medal. - Co tu robisz?
- Co tu robię? Akurat przechodziłam. - wzruszyłam obojętnie ramionami, skacząc wzrokiem po zdezorientowanych twarzach dziewczyn. - Ale co WY tu robicie?
- My... - zaczęła nerwowo Lexi, po czym urwała, jednak jedna z blondyn dokończyła za nią.
- ...czekamy na naszych przyjaciół. - oznajmiła drżącym z zimna głosem, widocznie starając się ukryć fakt, że było jej zimno. A biorąc pod uwagę, że była w krótkiej miniówce i cienkiej kurteczce, dość słabo jej to wychodziło. - Tyle że się spóźniają.
- Doprawdy? - uniosłam pytająco brew i uśmiechnęłam się kpiąco. - Na przyjaciół czy klientów? Bo wyglądacie jak tanie dziwki.
- Słucham?! - oburzyła się Jenna, którą rozpoznałam po burzy brązowych loków na głowie. Nastolatka zacisnęła dłonie w pięści i zrobiła krok w moją stronę, coraz bardziej mnie rozbawiając. - Nie jesteśmy dziwkami, suko!
Przegięła. Zdecydowanie przegięła! Podczas gdy śmiertelniczki wpatrywały się w nas, czekając na mój następny ruch, nie wytrzymałam. Wykrzywiłam twarz w grymasie złości i warknęłam gardłowo. Moja cierpliwość puściła, a wszystkie bariery dla mocy, które postawiłam po przybyciu na Ziemię runęły, pozwalając magii przebudzić się. Iskry wystrzeliły z moich palców, błękitny ogień rozlał się po mych ramionach i głowie tworząc świetlistą aurę, a plecy nieprzyjemnie zapiekły, kiedy wielkie skrzydła wreszcie się ujawniły. Poczułam jak kły przebiły moją dolną wargę, która w ułamku sekundy zagoiła się, a długie, ostre pazury wbiły się w skórę dłoni, które miałam teraz zaciśnięte w pięści.
Zdzira pierdolona! Jak śmiała mnie tak nazwać?! MNIE?! Najlepszego żołnierza Piekła, Łowczynię, samą córkę Szatana?! Kurwa jedna, pożałuje! Dla niej nie będzie litości! A jak trafi do Podziemia, należycie się nią zaopiekuję! A jej przyjaciółeczki? Ich pozbędę się szybko. Jednak najpierw pobawię się Jenną ukazując, że jej piekło dopiero się zaczynało.
Natychmiast poczułam przerażenie dziewczyn. Idiotki skuliły się i pisnęły przenikliwie, raniąc moje wrażliwe bębenki. W momencie, gdy rozłożyłam szeroko skrzydła i je także zaczęły lizać płomienie, śmiertelniczki wrzasnęły rozpaczliwie i zaczęły się cofać oraz uciekać w panice. Jedyna Jenna cały czas stała w miejscu i wpatrywała we mnie z szeroko otwartymi oczami. Czułam jej lęk i słabość ziemską muskające moją odkrytą skórę, a chłonąc je tylko zyskiwałam na potędze. Właśnie to mnie wyróżniało od innych demonów. Ból, cierpienie i strach wzmacniały mnie. Dlatego byłam niepokonana.
- Powinnaś uważać na język, bo możesz go stracić. - syknęłam i ruszyłam gniewnym krokiem w stronę osłupiałej szatynki, jednocześnie machnąwszy lekko ręką i utworzyłam ognistą barierę wokół mnie i śmiertelniczek, żeby żadna nie mogła uciec.
Nim ktokolwiek zdołał zareagować, już miałam Jennę na wyciągnięcie ręki. Uniosłam dłoń i zgiąwszy palce, machnęłam nią. Gdy moje ostre jak brzytwy pazury wbiły się w miękką skórę twarzy nastolatki, ta wrzasnęła głośno, dzięki czemu tylko ułatwiła mi sprawę. Zahaczyłam szponami o jej język, przez co dosłownie wyrwałam go jej z gardła. Czerwona posoka trysnęła wartkim strumieniem, lecz dzięki mojemu ogniu krew spaliła się w locie, nim zdążyła mnie zabrudzić. Krzyk się urwał, jednak gdy drżące za swoją przyjaciółką debilki uświadomiły sobie co się stało, znów zaczęły histeryzować. Tylko Jenna opadła w milczeniu na kolana, a po jej wytapetowanej twarzyczce popłynęły łzy. To cierpienie, które mnie otoczyło... Ach, cudowne uczucie.
Z zadowoleniem i chorą satysfakcją chwyciłam szmatę za brązowe włosy a następnie szarpnęłam za nie, odchyliwszy głowę Jenny do tyłu. Spojrzała na mnie swoimi wielkimi, zapłakanymi oczami, a widząc w nich rezygnację i poddanie fuknęłam zirytowana. Co za słabe istoty z tych ludzi. W przeciwieństwie do demonów, ze śmiertelnikami nie było żadnej zabawy. Poddawali się raz-dwa, nie mając żadnej woli przetrwania.
- Poproszę mojego ojca, by przygotował dla ciebie specjalne miejsce w Piekle. - roześmiałam się głośno, co zabrzmiało dość psychopatycznie, a nie mając już więcej ochoty na bawienie się z takim słabym stworzeniem, postanowiłam zakończyć jej nędzny żywot. - Pozdrów go ode mnie.
Potem wbiłam pazury w jej gardło, a były one na tyle długie, by przebić je na wylot. Kiedy poczułam przyjemnie ciepłą ciecz spływającą mi po ręce, mój uśmiech jeszcze bardziej się poszerzył, a następnie nie przedłużając przedstawienia zaczepiłam szponami o skórę na karku i pociągnęłam do siebie, uwalniając dłoń. Krew trysnęła dookoła, znów nie będąc w stanie mnie pobrudzić, a Jenna przez chwilę chybotała się z dziurą w szyi, by po paru sekundach zwalić ciężko na ziemię. I tak kończyły wredne suki, które miały odwagę mnie wkurwić.
Świecącymi błękitnym blaskiem tęczówkami spojrzałam na kulące się na granicy kręgu śmiertelniczki, z czego jedna z nich właśnie wymiotowała, a reszta szlochała rozpaczliwie. Uśmiechnęłam się ze złośliwością i przechyliłam głowę na bok przyglądając im się z rozbawieniem, po czym oczyściwszy za pomocą płomieni dłoń z krwi, parsknęłam śmiechem.
- Któraś jeszcze ma coś do powiedzenia?
- Błagam. Litości. - jęknęła jakaś blondynka. Natychmiast usta drgnęły mi w drwiącym uśmieszku, ale udając, że się zastanawiam, zaczęłam chodzić wzdłuż bariery, która mi nie robiła żadnej krzywdy.
- Litości? Cóż, czemu by nie. Tylko macie jeden problem. - niebieskie płomienie wystrzeliły w górę przenikliwie jasnym światłem, a gdy śmiertelniczki ponownie wrzasnęły, dokończyłam. - Ja nie znam litości.
Wycofałam się, ze spokojem przechodząc przez linię kręgu i ogień, a idiotki rzuciły się w moim kierunku najwidoczniej z nadzieją, że płomienie również nic im nie zrobią. Myliły się. Skinęłam lekko palcem, a wtedy krąg zaczął się zmniejszać, by w końcu obejmować swymi mackami nastolatki. Gdy zaczął je parzyć, przez park przetoczyły się ich krzyki przepełnione cierpieniem, choć dla moich uszu była to cudowna melodia. Usatysfakcjonowana z mojej roboty, ze stoickim spokojem przypatrywałam się jak dziewczyny płoną.
W końcu wszystko się uspokoiło. Ogień przybrał normalną, pomarańczową barwę, wrzaski, jęki i płacz ucichły, a zwęglone ciała runęły obok Jenny jeszcze przez chwilę płonąc. Przez moment napawałam się tym urzekającym widokiem, lecz jak zwykle musiały mi przerwać anioły. Pewnie wyczuły moją aurę.
Usłyszawszy niedaleko szelest ich skrzydeł uśmiechnęłam się z kpiną i rozłożyłam swoje, machnąwszy nimi mocno. Gwałtownie poderwałam się w powietrze i bez oglądania się za siebie poleciałam w kierunku mojego domu. Aktualnie byłam w doskonałym humorze i nie chciałam, by ptaszki go zniszczyły. Tym bardziej Astriel, który zacząłby mi pewnie robić wymówki.
Ale przecież nie mówiłam, że będę grzeczna. Tylko, że nie skrzywdzę aniołów. A śmiertelnicy to co innego. Skoro nie mogłam nic zrobić ptaszkom, to ludzie staną się moją nową rozrywką. Bo czemu by nie? Byłam demonem. Jednym z najpotężniejszych.
***
Zaczyna nam się ujawniać sadystyczna strona Sabrieli. A co na to nasze aniołki? ;)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro