7. Uważaj, kogo wpuszczasz pod swój dach
When I was just a little girl
I asked my mother what will I be?
Will I be pretty? Will I be rich?
Here's what she said to me
Que sera, sera
Whatever will be, will be
The future's not ours to see
Que sera, sera
What will be, will be
(Doris Day: Que sera, sera)
Severus i Alicja mierzyli się ponurym wzrokiem nad księgą, po którą dziewczynka wbrew wyraźnemu zakazowi odważyła się sięgnąć. W gabinecie temperatura spadała błyskawicznie, niemal wionęło w nim chłodem. Nie ulegało jednak wątpliwości, kto wygra to starcie. Panienka Snape już widocznie zaczynała się wahać, była tylko zbyt uparta, żeby się do tego przyznać.
– Powiedziałem: odłóż to – zawarczał mistrz eliksirów niskim głosem, jakiego jeszcze nigdy u niego nie słyszała.
– Ale dlaczego? Przecież...
Mistrz eliksirów nie był cierpliwym człowiekiem, zwłaszcza w podobnych okolicznościach. Znalazł się przy córce w trzech krokach i bez ostrzeżenia trzepnął ją otwartą dłonią w rękę. Mocno, aż sam to poczuł. Zdumiona Alicja nawet nie zdążyła się cofnąć. Upuściła książkę, która ciężko plasnęła o podłogę. O wiele za ciężko, jak na zwyczajny, niewinny tomik.
– Nie lubię się powtarzać – rzucił wściekły Severus.
Córka spojrzała na niego okrągłymi jak spodki oczami. Powoli zakradał się do nich strach, mimo że geny twardo trwały przy swoim.
– Chciałam ją tylko obejrzeć.
– A ja się nie zgodziłem.
– Dlaczego?
– Bo nie. Idź do swojego pokoju.
Ruszył z powrotem do biurka. Zasiadł na krześle i przerzucił stertę papierów z jednego końca na drugi, uznając sprawę za zakończoną. Al najwyraźniej była innego zdania. Gdy tylko spuścił ją z oka, schyliła się po upuszczony tom.
– ZOSTAW TO.
Tym razem zaklęcie odrzuciło ją przynajmniej kilka stóp do tyłu. Kompletnie zszokowana wpatrywała się w ojca, który spokojnie chował różdżkę do kieszeni. Gdyby znała go lepiej, wiedziałaby, że tylko sprawiał takie wrażenie – przez całe lata nauczył się ukrywać swoje emocje. Skąd jednak mogła o tym wiedzieć? Zignorowała drugie ostrzeżenie i ponownie się zbliżyła.
– Czy to... TO? – zapytała z zupełnie niedziecięcym napięciem w głosie.
– Nie wiem, co masz na myśli – zbył ją.
– Czarna magia. Panna Smith mówiła, że kiedyś... kiedyś zajmowałeś się mrocznymi sztukami.
Snape poczuł dziwne ukłucie gdzieś w środku, gdy usłyszał te słowa z ust własnego dziecka, ale nie dał nic po sobie poznać.
– Panna Smith? – zapytał bez zainteresowania.
– Powiedziała, że jesteś... że byłeś... – Oczy Alicji błyszczały niezdrowo, gdy próbowała zebrać słowa.
– Dobranoc, Al – uciął jeszcze bardziej ozięble, uparcie ignorując to, co chciała mu przekazać.
– Nie! – Wyraźnie się zawzięła. Podeszła do biurka i oparła się rękami o blat. – Chcę wiedzieć.
Severus wpatrywał się w swoją córkę, która ledwo odrosła od ziemi, ale miała czelność patrzeć na niego z góry i domagać się odpowiedzi na pytania, do jakich nie miała prawa. Nie teraz, nie w tym wieku, nie nigdy.
I wtedy trafił go szlag.
– Ale się nie dowiesz! – krzyknął. – Nie będziesz więcej wchodzić do mojego gabinetu, grzebać w moich rzeczach i niczego stąd wynosić. Czy to jasne?
– Ale dlaczego?
– Bo masz mnie słuchać! – wybuchł znowu Severus, o wiele gwałtowniej niż przedtem. – Bo jestem panem tego domu, a ty tylko głupim bachorem. Ja wydaję polecenia, ty masz się do nich stosować!
Zerwał się z miejsca i stanął nad Alicją w całej swojej mrocznej okazałości. Ledwo nad sobą panował. Tak bardzo miał ochotę... Ale się powstrzymał. Do dziewczynki widocznie w końcu coś dotarło, bo cofnęła się przed nim przerażona. Nadal próbowała robić groźne miny, ale usta jej drżały, a z oczu ciekły wielkie łzy.
– Do pokoju! – powtórzył, zgrzytając zębami. – I nie chcę cię tu więcej widzieć.
Wypadając w panice z gabinetu, zapłakana Alicja omal nie staranowała Yen, która zajrzała do środka zaniepokojona krzykami. Mała odbiła się od niej i pobiegła przed siebie na oślep, zanosząc się od szlochu, którego nie zdołała dłużej stłumić.
– Co się stało? – zapytała cokolwiek wstrząśnięta matka.
Severus oparł się o biurku, krzyżując obronnie ramiona na piersi.
– Nic – burknął.
– A może jednak coś? – Yenlla weszła do pokoju i zaczęła się czujnie rozglądać. – Co zabrała?
Snape niechętnie odsunął się na bok i wtedy zobaczyła leżącą u jego stóp książkę, którą starał się przed nią ukryć. Zmarszczyła brwi.
– Jak bardzo jest źle?
Tak samo jak wcześniej Alicja, pochyliła się, żeby podnieść księgę i obejrzeć. Nie zdążyła choćby musnąć palcami okładki, gdy przez całe jej ciało przebiegł nagły impuls bólu i cierpienia. Zakręciło jej się w głowie.
– Oszalałaś?! – prychnął Snape, który jak zwykle był szybszy. Jedną ręką podniósł książkę, a drugą podtrzymał chwiejącą się żonę. – Nie możesz tego dotykać.
Odwrócił się i schował kłopotliwy tom poza jej zasięgiem. Yen odetchnęła kilka razy głęboko, próbując wrócić do równowagi – nadal pod jego czujnym, złym spojrzeniem mistrza eliksirów.
– Miałaś rację – wydusił po chwili przez zęby, nadal wściekły jak demony. – Na zbyt wiele jej pozwalałem, i oto skutki! Myślałem, że łączy nas jakieś porozumienie, że to doceni, ale nie! Pod niby rozsądną fasadą krył się rozwydrzony dzieciak. Jak zwykle.
Yenlla dotknęła lekko jego ramienia, ale Snape jeszcze nie wyrzucił z siebie całego żalu.
– Chciałem jej przylać – wyznał. – Naprawdę. Bo to nie jest przedmiot do dyskusji. I tak załatwiało się sprawy w moim domu. Szybko i krótko. Próbowałem tych nowych wynalazków, tego twojego rodzicielstwa bliskości, ale to się nie sprawdza. Jak widać.
– Sever...
– Miałem ochotę przełożyć ją przez kolano i sprać według starych zwyczajów. A najgorsze jest to, że lanie na pewno by pomogło. Rozmowa niekoniecznie.
– Dzieci są ciekawskie, kochanie – powiedziała Yen swoim kojącym głosem, zarezerwowanym dla najcięższych przypadków.
– Ona ma dziewięć lat. Dziewięć! – podkreślił. – I wypytywała mnie o mroczne sztuki. Użyła dokładnie takiego określenia, uwierzysz?!
Złościł się, miotał i wcale nie chciał jej słuchać. Był zbyt poruszony, widziała to wyraźnie. Musiał przeżyć szok, chociaż... czego tak naprawdę się spodziewał? Yen jeszcze raz głęboko odetchnęła, zanim się odezwała.
– Sever, musisz spojrzeć prawdzie w oczy. Nie uchronimy ich przed tym, kim jesteśmy. I tak się dowiedzą. Dlatego chcieliśmy, żeby Remus był od początku obecny w życiu Al. Bo prędzej czy później i tak ktoś by ją uświadomił w sprawie kołomyi z ojcostwem i byłoby znacznie gorzej. Ty też jesteś sławny, mój drogi Nietoperzu, nic na to nie poradzisz.
– Nie mam ochoty na pogadanki.
– Nie masz wyjścia. Teraz możemy jeszcze przez moment udawać, ale później... Gdy pójdą do Hogwartu, wybije szambo. Usłyszą całą antologię plotek na nasz temat. Wiesz, jakie są dzieci.
– Sądziłem, że mamy nieco więcej czasu.
– Musisz z nią otwarcie porozmawiać.
– Chyba ustawić do pionu!
– Al sprawia wrażenie nad wiek dojrzałej, lubi się wymądrzać i popisywać, bo chce ci zaimponować. Nie dziwię jej się. Nie jesteś łatwym człowiekiem, więc twoja akceptacja liczy się podwójnie. Mnie też zawsze bardzo na niej zależało.
– Tobie, słońce dni moich? Ty nie przejmujesz się niczyją opinią.
– Poza twoją – przyznała nieco zakłopotana, odruchowo spuszczając wzrok. – Jesteś najważniejszym facetem w moim życiu, Severusie. To oczywiste, że mi na tym zależy. Tylko z tobą mogłam założyć rodzinę.
– A Lupin?
Oho! Drażnił się z nią, a to zwykle był obiecujący znak. Kryzys powoli mijał, choć należał do jednego z najpoważniejszych od dawna.
– Dobrze wiesz, że to była tylko faza.
Uśmiechała się i wpatrywała się w niego błyszczącymi oczami. Z tym samym wyrazem twarzy i jasną deklaracją, której od prawie ośmiu lat nie odczuwała już potrzeby ukrywać. I jak zawsze w takich przypadkach działa jej własna, prywatna magia. Wściekły Snape dał się zagadać i powoli uspokajał, gdy pod jej kojącym wpływem wyparowywała z niego złość. Sięgnął po jej rękę i ścisnął mocno w swojej. Na ten znak zbliżyła się zachęcona.
– Yen...
– Ale! – przerwała mu, unosząc ostrzegawczo palec. – Al to jeszcze dziecko, Sever. Musisz postawić jasne granice: co jest dobre, a co nie.
– To była zawsze luka w tym planie. Nie jestem jasnym czarodziejem. Mrok zawsze będzie wypływać na wierzch. To jest jak trucizna.
– Więc jej to wytłumacz, zanim uczynisz z mrocznych sztuk atrakcyjny owoc zakazany. Przeszłość to przeszłość.
– Masz o mnie zbyt dobre zdanie, Yenlla. A co jeśli nie umiem tego zrobić? Nie miałem najlepszych wzorców. Może nie nadaje się na ojca...
– Od paru lat jakoś sobie radzisz i nikt nie narzeka.
– Jesteś pewna?
– Naturalnie!
– Ja nie. Dotąd żyłem w błędnym przekonaniu, że jakoś poradzę sobie z dziewczynkami. Są przecież miłe i grzeczne, w czym problem? I proszę, jak bardzo się pomyliłem. A Filip? Jak mam się do tego zabrać? To dopiero zagadka!
Yen, do tej pory słuchająca go cierpliwie i z sympatią, nagle zaczęła unikać jego wzroku. Była to subtelna zmiana, ale oczywiście ją zauważył. Prychnął kpiąco.
– Też to zauważyłaś – odgadł bezbłędnie, za to z gryzącą dawką goryczy w głosie. – Mój ojciec...
– Nie jesteś swoim ojcem, Sever.
– Skąd wiesz? Nie znałaś go.
– Widziałam dosyć.
– A jeśli...
Ponownie mu przerwała, tym razem nie tylko słowem, ale również zdecydowanym ruchem ręki. Spojrzała na niego poważnie.
– Nigdy w życiu byś go nie skrzywdził.
– Skąd masz tę pewność?
– Znam cię dobrze, Severusie. Ufam ci.
– Może niesłusznie.
– Och, Sever!
– Bywałem brutalny, to fakt – przypomniał, zniżając głos. – Bywałem brutalny... wobec ciebie.
– Bez przesady!
– Niewinnej kobiety wplątanej w...
– Nie byłam tak niewinna.
– Mimo wszystko...
– To były inne czasy. Nawet James Bond okładał bez litości te swoje ośmiorniczki czy inne kociaki – próbowała odwrócić jego uwagę.
– Nie żartuj z tego, proszę.
– Ale to prawda. Żyliśmy w koszmarnym okresie historii, z widmem wojny wciąż nad głowami. Ramię w ramię ze strachem, śmiercią...
– To żadne usprawiedliwienie.
– Oczywiście, że tak! Od tamtej pory przeszliśmy długą drogę, Sever. Nie powiesz, że nie.
– Mój własny syn się mnie boi, Yen, a ja nie wiem, co z tym zrobić. Jak setki dzieciaków przed nim. Słowo daję, patrzę na niego i widzę Longbottoma!
Yenlla, która od dawna się tym martwiła, zachowała zimną krew. Mimo że miała podobne obserwacje, nie powiedziała tego głośno. Skoro sam niezniszczalny Severus Snape postanowił się przed nią odsłonić, nie mogła go bardziej dołować.
– Filip jest wyjątkowym dzieckiem – powiedziała. – Musimy nauczyć się z tym żyć. Myślę, że możemy już bezpiecznie założyć, że nie będzie podobny do nikogo z nas. Jeśli chcesz znać moje zdanie, to... Chyba najbardziej przypomina mi dziadka Septimusa. Dziwnie się to życie plecie, prawda?
Tym razem Severus musiał ugryźć się w język. Dobrze wiedział, że biedny Fifi nie mógł dzielić choćby śmiesznej ćwiartki genu z „dziadkiem" Septimusem. Nie wyprowadzał jednak Yen z błędu. Wraz z upływem lat lepiej rozumiał stanowisko Dumbledore'a. Być może prawda rzeczywiście przyniosłaby ze sobą więcej bólu niż pożytku. Nikomu nie była potrzebna.
– Septimus? – zagadnął niewinnie. – Czy to nie ten najnormalniejszy czarodziej w twojej zwariowanej rodzinie?
Yenlla przez mgnienie oka udawała urażoną, ale zaraz się zaśmiała.
– Co racja, to racja. W każdym razie ustalmy nową zasadę: od dzisiaj jeden problem naraz. Ty porozmawiasz z córeczką tatusia, a ja zajmę się naszym małym płatkiem śniegu, dobrze?
Severus westchnął i oparł głowę na jej ramieniu. Burza minęła, wydawał się udobruchany. Mimo to wyburczał niechętnie:
– Ale nie dzisiaj, mam focha. Niech Al się z tym prześpi i przemyśli, co zrobiła.
– A ty?
– Najwyraźniej mam zajęcia fakultatywne. – Pocałował ją odruchowo, zanim podszedł do podręcznej biblioteczki i przyjrzał jej się krytycznie.
Piękna kolekcja książek, świadectwo nieprzemijającej pasji i fascynacji, zawierała również treści niebezpieczne czy moralnie wątpliwe. Nigdy nie czuł potrzeby, aby ją cenzurować, mimo że w zmiennym biegu dziejów biblioteczka seryjnego czarnoksiężnika mogła wpędzić go w kłopoty. Oczywiście w gabinecie nie znalazło się wszystko, co posiadał. Spora część zbiorów wymagała specjalnej ochrony. Ale i tak stał się zbyt beztroski, trzymając niektóre publikacje na widoku, tuż pod ręką.
– Muszę się tego pozbyć – stwierdził z żalem.
– Albo lepiej ukryć.
– To tylko odwlecze problem w czasie. Nie chodzi wyłącznie o dzieci, takich zbiorów lepiej nie trzymać w domu w obecnym klimacie politycznym. Zatrute dziecięce umysły to może być nasz najmniejszy problem.
– Przemyśl to sobie na spokojnie – poradziła Yen, którą też lekko zabolało serce. Nie chciała go do niczego zmuszać. – Ja tymczasem pójdę gasić pożary gdzie indziej. Ale pamiętaj, my też mamy prawo do życia, dzieci nie mogą dyktować warunków.
***
Panna Smith stanowiła ciekawy przypadek w katalogu niań i nauczycielek, które przewinęły się przez dom państwa Snape. Mistrz eliksirów sam nie rozumiał, jak mógł się tak pomylić, jednak opiekunki zmieniały się jak w kalejdoskopie i powoli kończyły się opcje. W końcu musiał nadejść ten moment, kiedy stracił czujność i zatrudnił pierwszą lepszą.
Wydawała się darem zesłanym prosto z samych niebios. Pojawiła się w życiu państwa Snape w najgorszym możliwym momencie, prawie dwa lata temu, gdy Yen wreszcie zregenerowała się po ostatnim trudnym porodzie i zaczęła na nowo wyrywać się do świata. Akurat zaprocentowały pozornie spokojne i niewinne aktywności, jakim oddawała się podczas przymusowego unieruchomienia w łóżku. „Mia w Krainie Kociołków" stała się niekwestionowanym bestsellerem, pojawiły się wznowienia, a autorka była zapraszana na spotkania czy publiczne czytania. Wkrótce posypały się kolejne propozycje, wielkim hitem były nagrywane przez nią audiobooki oraz własne interpretacje swingowych przebojów, wcześniej często wykonywanych przez mężczyzn. Proponowano jej kameralne koncerty, kolejne projekty...
Tydzień wcześniej zrezygnowała udręczona przez Emilkę niania, odpowiedniej nauczycielki dla Alicji nie udawało się znaleźć od kilku miesięcy – wykańczała wszystkie. Każda z kandydatek nieodmiennie okazywała się szokująco niekompetentna. Nie były w stanie zaliczyć wstępnego testu mistrza eliksirów ani przesłuchań jego żony, która za każdym razem odgrywała przed nimi inną postać – niestety zbyt często Lady Makbet, ponieważ była nieuleczalnie obłąkana. Zgłoszenia wyczerpywały się szybko, coraz trudniej było znaleźć kolejne ofiary.
I wtem drzwi prywatnego gabinetu profesora Snape'a stanęły otworem i w blasku niebiańskiego światła oraz przy dźwięku anielskich chorałów próg przekroczyła panna Smith.
Od razu powinien się zorientować, że coś jest nie w porządku. Była zbyt idealna. Wyglądała niczym archetyp perfekcyjnej guwernantki: przylizane gładko włosy w kolorze słomy, plisowana spódniczka, wykrochmalony kołnierzyk i szary sweterek z przypiętą do niego skromną broszką z kotem. Na nosie okrągłe okulary, a to zawsze zły znak. Mogła się pochwalić gruntownym wykształceniem – amerykańskim wprawdzie, ale już pal sześć! Brytyjki najwyraźniej w międzyczasie się wyczerpały. Panna Smith przedstawiła komplet entuzjastycznych referencji i wykazywała niezwykłe podejście do dzieci. Od pierwszego wejrzenia spodobała się Al, a to nie zdarzyło się jeszcze nigdy wcześniej!
– Od kiedy może pani zacząć, panno Smith? – zapytał tylko wykończony niekończącymi się poszukiwaniami Severus.
Z początku wszystko układało się znakomicie. Panna Smith naprawdę była w stanie nauczyć dzieci... czegoś. Mimo że powinna zajmować się głównie edukacją najstarszej panienki Snape, znajdowała sprytne sposoby, aby zaangażować również młodsze pociechy, a dodatkowe obowiązki wcale jej nie przeszkadzały. Panna Smith ogólnie była bardzo pomocna – zgadzała się na wszystko! Mogła przyjść wcześniej, zostać dłużej, pilnować dzieci wieczorami, gdy państwo Snape wychodzili poszaleć. A zdecydowanie największym plusem panny Smith okazało się to, że w swoim doskonałym przebraniu guwernantki wyglądała na tyle niepozornie, że nie była w typie żadnego z nich. Yenlla nie dostawała ataków zazdrości, więc wszystko układało się gładko jak po maśle.
Panna Smith wkupiła się w łaski wszystkich. Zdarzało się, że zostawała na posiłkach i ogarniała przy stole dzieci, próbując nauczyć je dobrych manier. Z Severusem omawiała kolejne etapy swojej edukacji, ponieważ pragnęła się dalej rozwijać. Zwracając się do Yen, zachwycała się jej rolami, szczególnie „Narzeczoną dla czarnoksiężnika". Chciała wiedzieć, ile z tej historii opiera się na faktach.
– To wszystko prawda – śmiała się Yen. – Prawda najprawdziwsza!
Wszyscy wysoko cenili pannę Smith, która po raz pierwszy wniosła pod dach państwa Snape powiew profesjonalizmu. Tylko Filip z jakiegoś powodu trzymał się od niej na dystans. Ale mały Fifi bał się wszystkiego, więc nikt nie traktował jego odruchów poważnie. Najbardziej lubił spędzać czas z Newtonem w ogrodzie, na co chętnie mu pozwalano. Kochał rośliny i zioła, a zioła – jak rozważała czasami w duchu Yen – są niezbędne w procesie powstawania eliksirów. Zatroskana matka uznała, że to wystarczy, żeby mógł sobie kupić nieco sympatii ojca. A na tym można już zbudować coś konkretniejszego.
***
Alicja nie pojawiła się na kolacji i nikt z dorosłych w żaden sposób się do tego nie odniósł. Może nie miała ochoty, może również czuła urazę, a może zwyczajnie zabrakło jej cywilnej odwagi, aby pokazać się ojcu na oczy? Severus udawał, że nie zauważył jej nieobecności. Siedział obrażony u szczytu stołu, grzebiąc bez zainteresowania w talerzu i jednocześnie notując coś na skrawku pergaminu, mimo że teraz nigdy nie zajmował się pracą w trakcie posiłków.
Yen w tym czasie odwracała uwagę maluchów, choć nie szło jej to najlepiej. Emilka czujnie strzelała oczami na boki, śledziła uważnie reakcje rodziców i wreszcie nie zdołała powstrzymać się od pytań.
– Gdzie jest Al?
– Odrabia lekcje, kochanie – rzuciła nieuważnie matka.
– Nie zje kolacji?
– Najwyraźniej nie.
– To tak można?
– Nie – ocknęła się Yen, zanim narobiła sobie kolejnych wychowawczych kłopotów. – Zje w swoim pokoju.
– Aha... Ma karę?! – Emilce aż zaświeciły się oczy, gdy przenosiła wzrok od matki do ojca i z powrotem. – Tak?
Yenlla westchnęła, Severus zmarszczył brwi, Filip spuścił wzrok w talerz i skulił się na swoim krześle.
– Za co? – drążyła nieustępliwie młodsza córka.
– Alicja wie, co zrobiła – odezwał się w końcu grobowym głosem mistrz eliksirów. – Ale nie wyznaczyłem jej kary.
Na te słowa Emilka z emocji już niemal unosiła się nad stołem.
– Co zrobiła?
Odpowiedziało jej zwarte, zgodne milczenie.
– No co?! – niecierpliwiła się.
– C-coś złego – wyszeptał Filip niemal na granicy słyszalności.
– Jedz marchewkę – zrugał Severus syna tonem, który brzmiał podejrzanie podobnie do: „nie interesuj się nieswoimi sprawami". – Jest dobra na oczy.
Atmosfera przy stole całkowicie oklapła, nikt nie czuł chęci, żeby ponownie się odzywać. Severus notował, Filip swoim zwyczajem trenował niewidzialność, a Yen i Emilka zgodnie kręciły się na swoich miejscach, jakby miały owsiki. Obie źle znosiły napięcie, które nie koncentrowało się wokół nich. Ogółem trudno byłoby zaliczyć ten wieczór do udanych, Alicja słusznie go sobie odpuściła.
***
W pewnym momencie panna Smith zaczęła poszukiwać bliższego kontaktu z panem domu, którego niezbyt to uradowało. Severus zauważył, że zadaje coraz więcej pytań i rozpaczliwie chwyta się wspólnych tematów. Uparta guwernantka wypytywała głównie o eliksiry, podejrzewając, że w ten sposób najszybciej wytupta sobie ścieżkę prosto w jego łaski.
– W Ilvermorny ta dziedzina wiedzy pozostaje skandalicznie zaniedbana – tłumaczyła, a mistrz eliksirów zgodnie kiwał głową. – Sama doskonale odczuwam, że mam braki. Pragnę je nadrobić.
W normalnych okolicznościach pewnie byłaby to skuteczna taktyka, jednak profesor Snape nie widział potrzeby spoufalania się z wymienną pomocą domową, skoro nie przynosiło to żadnych korzyści.
– To zaszczytne postanowienie, panno Smith. Nie wiem jednak, w jaki sposób mógłbym pomóc – wykręcał się pod jej czujnym spojrzeniem.
– Z pewnością pod kierunkiem doświadczonego eksperta...
– Myślę, że moi praktykanci mogą służyć pani wszelką pomocą – podrzucił, zanim zdążyła dokończyć. – Będą w stanie udzielić bardziej aktualnych informacji na temat edukacji alchemicznej niższego stopnia, ja od wielu lat nie jestem biegły w tym temacie – podkreślił, ze ślizgońskim sprytem zrzucając problem na cudze barki.
Panna Smith nie zmarnowała hojnie ofiarowanej wejściówki do świata eliksirów, rzeczywiście zakręciła się wokół krążących wiecznie po domu młodych adeptów, nawiązując nowe znajomości. Z czasem zaczęła dołączać do nich w pracowni podczas eksperymentów. Wykorzystywała do tego Alicję, której nikt, nigdy i znikąd nie miał odwagi wyprosić, tej zbrodni w wyjątkowych przypadkach mógł się dopuścić jedynie profesor Snape. Panna Smith okazała się pojętną uczennicą i świetną asystentką, więc błyskawicznie wkupiła się w łaski studentów.
– Może szuka sobie nowej profesji, a może... męża? – zgadywała ubawiona Yen. – Daj jej nieco luzu, Sever. To najlepsza guwernantka, jaką mieliśmy.
– Jeśli coś się stanie, będziemy musieli ją zwolnić. Chcesz w ten sposób ryzykować?
– Nie, ale młodość ma swoje prawa. Ten młody Czech, Pavlo Jak-Mu-Tam, jest całkiem sympatyczny, nie uważasz?
– Dziękuję za recenzję. Postaram się zarezerwować dla niego pierwszy wolny kominek do Ostrawy.
– Świetny pomysł! – Klasnęła w dłonie niepoprawna szelma. – Odwiedzimy go podczas wakacji.
Podobne żarty Yenlli pozostawiały po sobie posmak goryczy, bo wierność nie była jej mocną stroną. Nigdy. Gdy pierwszy raz zainteresowała się Severusem w Hogwarcie, miała chłopaka. Podczas krótkiej kariery prowadziła skandalicznie nieobyczajne życie i niczego nie żałowała. W trakcie ich wojennego małżeństwa niemal wyszła z siebie, żeby uwieść Lupina, a kiedy po upadku Voldemorta zostali razem, starała się to ukryć, flirtując, z kim popadło – podobno dla „dla ich wspólnego dobra". Jako pani Lupin również zdradzała męża i bynajmniej nie spędzało jej to snu z powiek. Dlatego Snape czasami zastanawiał się – chociaż starał się z tym walczyć! – czy na pewno tylko się z nim drażni. Gdyby było inaczej, gdyby to wszystko się nagle rozsypało...
Trudno było to sobie wyobrazić. Ostatecznie wyszło na to, że musiał niejako uważać za nich oboje. Uważać również na pannę Smith.
Pilnował, aby nigdy nie zostawać z nią sam na sam. Nie wiedział, dlaczego wydawało mu się to takie ważne, kierował się instynktem przetrwania. Bo czasem dostrzegał w zmrużonych oczach młodej kobiety coś takiego... Ten płomień, który o czymś mu przypominał... O czymś z odległej przeszłości. Nie mógł tylko skojarzyć, co to było. W każdym razie wolał tego unikać, więc trzymał pannę Smith na dystans. Na wypadek, gdyby szukała owego męża nieco wyżej – na zdecydowanie niedostępnym szczycie.
Tymczasem panna Smith z uśmiechem i niesłabnącym entuzjazmem wypracowywała w domu państwa Snape już co najmniej trzy etaty: guwernantka, niania, asystentka. Tylko Yenlla jakoś nie znajdowała dla niej nadprogramowego zastosowania, a i panna Smith specjalnie się jej nie narzucała. Ale inne kobiety nigdy nie lubiły Yen, nie był to jakiś wielce niepokojący sygnał.
Tamtego wieczoru Severus nie miał świadomości, że panna Smith nadal znajduje się w domu. Założył, że dawno sobie poszła. Yenlla wyjechała na gościnne występy, mała wrócić dopiero następnego dnia po południu, a on sam zamknął się w gabinecie, żeby dokończyć artykuł do kolejnego numeru „Alchemii Dzisiaj". Nie spodziewał się już żadnych większych atrakcji. Nic z tego. Rozległo się ciche pukanie do drzwi, następnie pojawiła się w nich panna Smith.
– Dobry wieczór, panie profesorze.
– Panna Smitha? – zaniepokoił się lekko, wytrącony z ciągu myśli. – Czy coś się stało?
– Chciałam z panem porozmawiać.
– Zapraszam zatem.
Czy chciała się na coś/kogoś poskarżyć? A może oczekiwała podwyżki? W każdym razie zachowywała się co najmniej dziwnie, gdy tak wpatrywała się w niego namolnie, niemal nie mrugając. Jeszcze tego nie zauważył, ale powoli zaczynała wyrastać z ciasnego kostiumu guwernantki. Dlatego wykorzystała pierwszy sprzyjający moment, przystępując do ataku.
Usiadła naprzeciwko niego, zakładając nogę na nogę. Zapomniała okularów, nie przypięła sztywnego kołnierzyka. Zamiast niewinnego kotka, miała na piersi znak węża. Emanowała pewnością siebie zupełnie innego rodzaju.
– Od dawna chciałam pana poznać, profesorze – zaczęła enigmatycznie.
Severus uniósł pytająco jedną brew.
– O ile mnie pamięć nie myli, znamy się od kilku miesięcy, panno Smith – odpowiedział wciąż jeszcze uprzejmie, chociaż czuł pierwsze szturchnięcia złych przeczuć.
– I tak, i nie. Miałam na myśli prawdziwą mnie.
Instynkt zawył na alarm. To brzmiało źle... bardzo źle!
– Panno Smith, radzę zamilknąć, zanim powie pani zbyt wiele.
– Nie mogę dłużej siedzieć cicho.
Poprawiła się na krześle, nachyliła niżej nad biurkiem. Dzięki Salazarowi, że było tak rozległe! Severus czuł coraz silniejsze uderzenia paniki, która głuchym dudnieniem wprost rozsadzała mu uszy. Gdyby Yen tu wpadła... Gdyby to zobaczyła... Co Yen by powiedziała?!
Młoda kobieta nie miała jednak w planach tego, czego się obawiał. Było znacznie, znacznie gorzej.
W ten sposób Snape dowiedział się, że panna Anna Smith w rzeczywistości była panną Helgą Schmidt i zapomniała wspomnieć, że ukończyła Durmstrang. Usłyszała o mrocznym mistrzu eliksirów w Berlinie i postanowiła osobiście zapytać, czy nie miałby ochoty zostać kolejnym Mrocznym Lordem, skoro na tym polu pojawił się wakat.
Byłoby to śmieszne, gdyby nie było tak niebezpieczne. I nie rozgrywało się pod jego własnym dachem. Mistrz eliksirów nie zaszczycił jej odpowiedzią. Zdecydowanie podniósł się z miejsca.
– Proszę opuścić mój dom, panno Schmidt – polecił.
– Nie musi pan odgrywać przede mną świętoszkowatego oburzenia, profesorze. Jest pan wśród swoich.
– Szczerze wątpię.
– Czyżby?
– Zaszła pomyłka, panno Schmidt. Nie mam choćby cienia pojęcia, czego pani ode mnie oczekuje.
– Czy nie był pan wiernym sługą Lorda Voldemorta? Jego zaufanym mistrzem eliksirów? Jego... Lewą Ręką?
Severusem aż wstrząsnęło, gdy usłyszał ten ekscentryczny tytuł, który tak rozpalał wyobraźnię i którym zwykle posługiwały się wyłącznie ministerialne służby. Musiał wymyślić go jakiś znudzony funkcjonariusz biura aurorskiego, który cierpiał na nadmiar wyobraźni tudzież złośliwości.
– Nie zamierzam omawiać z panią działań operacyjnych z czasów wojny – opanował się szybko. – Jeśli nie odrobiła pani lekcji ze współczesnej historii magii, być może nie jest pani tak dobrą nauczycielką, jak mi się dotąd wydawało. Pani usługi nie będą zatem dłużej potrzebne, panno Schmidt. Żegnam panią.
– Przestań! – krzyknęła.
Na policzki wzburzonej guwernantki wypłynęły ciemne plamy. Oczy nie mrużyły się już tajemniczo ani kusząco, teraz ciskały błyskawice. Udało mu się ją wyprowadzić z równowagi, nie potrafił tylko ocenić, czy to dobrze czy gorzej.
– Przestań, wcale tak nie myślisz...
– Nie życzę sobie podobnej poufałości, panno Schmidt.
– ...profesorze – poprawiła się błyskawicznie. – Nie może pan tak myśleć. Studiowałam pana biografię, śledziłam pana karierę, podziwiałam pracę. Wiem, co tam widziałam.
– Może zatem powinna pani zmienić fałszywe okulary na prawdziwe?
– Nie zamydli mi pan oczu kpinami! Nie dam się na to nabrać, nie jestem jak... nie jestem taka, jak oni!
Była! Oczywiście, że była.
Panna Schmidt uległa tej samej magii. Magii show-biznesu. Severus Snape nigdy nie znajdował się wysoko w hierarchii Śmierciożerców, a już na pewno nie na tyle, aby zostać spadkobiercą Czarnego Pana. Owszem, w pewnym momencie znacząco awansował, głównie z uwagi na wysługę lat. Nie każdy miał tyle szczęścia, by przeżyć dwie wojny i nadal utrzymywać się w pionie, a Voldemort wyżej cenił starszych, sprawdzonych współpracowników niż nowe nabytki wątpliwej lojalności. Snape'owi brakowało jednak odpowiedniego nazwiska i koneksji, dla czarodziejskiej arystokracji był nikim. To skutecznie zamknęło mu drogę w strukturach radosnego kółka wzajemnego głaskania herbów i miziania wiekowych różdżek po dziadkach.
Severus nie był najważniejszy. Gdy to wszystko wreszcie dobiegło końca, był zwyczajnie najpopularniejszy. Dzięki Yen Honeydell, dzięki artykułom w gazetach i dzięki całej tej wiecznej, celebryckiej nagonce. Było dokładnie tak, jak ujął to Black: obaj znaleźli się na świeczniku, więc to naturalne, że najbardziej rzucali się w oczy, podczas gdy reszta Śmierciojadów (mniej lub bardziej domniemanych) mogła spać spokojnie. Panna Smith (podobnie jak Nowa Sprawiedliwość) dała się nabrać na najstarszą sztuczkę pijarową świata: jeśli o tobie mówią, to znaczy, że coś znaczysz.
– Nie jestem zainteresowany ofertą, panno Schmidt – położył kres tej męczące, idiotycznej dyskusji.
– Zestarzałeś się – napadła na niego znowu. – Profesorze.
Tego ostatniego komentarza nie uznał bynajmniej za obraźliwy.
– Oczywiście, że tak – zgodził się. – Jestem zbyt stary, zbyt zmęczony i, jeśli mam być szczery, zbyt niezainteresowany, żeby przeprowadzać kolejną rewolucję, panno Schmidt. Być może w ferworze planowania czarnomagicznego przewrotu przegapiła pani ten fakt, ale mam żonę i dzieci. To dość atrakcji.
– To nie jest pańska żona, to kula u nogi!
– Radzę uważać na słowa.
– Ta kobieta ciągnie pana na dno, profesorze. To wszystko jej wina, ona wszystko zepsuła. Od samego początku, od tego momentu w Koszmarnym Dworze, gdy pan się nad nią zlitował. Ona...
– Dość.
Severus zamarł. Skąd panna Schmidt miała te informacje? Czy była to już powszechna wiedza? Nawet Yen długo nie miała świadomości, komu zawdzięcza ratunek – i tak miało pozostać na wieki. Czy to ona sama zdradziła się w jakimś wywiadzie? Absolutne nie. Pomijając cele czysto edukacyjne, Yenlla wciąż niechętnie wypowiadała się na temat wojennych przeżyć.
Doprowadzona do ostateczności panna Schmidt w dalszym ciągu niezdarnie usiłowała spopielić go wzrokiem.
– Boi się pan kobiety, która nie ma żadnej mocy! – zarzuciła mu. – Jest praktycznie charłaczką.
– Panno Schmidt!
– I przez krew przekazała tę parszywą klątwę pana synowi. To przez nią Filip...
– Powiedziałem DOŚĆ! Możemy przerzucać się nawzajem anegdotami z mojej chmurnej, durnej przeszłości, ale nie będzie pani wycierać sobie ust członkami mojej rodziny. Po raz ostatni: żegnam panią.
Snape ruszył w jej stronę. Była uparta, nie rezygnowała. Nadal się miotała, pluła jadem, ale nawet jej nie słuchał. Po prostu wcisnął jej w dłoń domowej roboty świstoklik i wysłał... gdzieś. Gdyby do uszu Yen dotarło chociaż słowo o Berlinie – i o kobietach, z którymi Severus ewentualnie miał tam kontakt – nie wytłumaczyłby się do sądnego dnia. Nie wspominając nawet o wspaniałomyślnej ofercie zostania kolejnym światowym terrorystą.
Ale zło już się stało. Cholera wie, co zauroczona jego mroczną przeszłością panna Schmidt naopowiadała dzieciom. Bo nie miał wątpliwości, że coś na pewno.
Dopiero po czasie zrozumiał, że powinien załatwić to inaczej. Osoba o podobnej reputacji jak panna Schmidt zapewne miala już do czynienia z organami ścigania, które mogą być nią wciąż zainteresowane. Zanim jednak doszedł do podobnych wniosków, kobieta zniknęła jak kamfora. Nie wiedział, gdzie jej szukać, i nie miał na to najmniejszej ochoty. Wolałby, aby ten nadprogramowy kłopot sam zniknął z powierzchni świata, co – jak wiadomo – kłopoty zwykle mają w zwyczaju.
Yenlla wiedziała niewiele o tym, co się wydarzyło. Severus nie wtajemniczał jej w detale. Uznał, że nie ma takiej potrzeby. Dopiero teraz zaczął dostrzegać swój błąd. Z pewnymi rzeczami Yenlla zwyczajnie radziła sobie lepiej. Była cenną, przenikliwą partnerką i być może znalazłaby jakiś sposób, aby przeciwdziałać eskalacji, której doświadczył podczas późniejszego starcia z córką. Panna Schmidt zdołała w jakiś sposób zasiać w jej umyśle złe ziarno, które zakiełkowało. I teraz było już za późno. Zainteresowania Alicji skręciły w niepokojącym kierunku i nie będzie łatwo jej zniechęcić. Tyle wiedział po sobie.
***
Yen siedziała na kanapie w pistacjowym saloniku, przygryzała zębami ołówek i próbowała poprawiać maszynopis nowej baśni, jednak zupełnie nie miała do tego serca. Była zbyt wzburzona po kolejnej aferze wywołanej pośrednio przez po trzykroć przeklętą pannę Smith. Gdyby ta kobieta wiedziała, ile napsuła im krwi... z pewnością byłaby uszczęśliwiona!
Wtem drzwi otworzyły się cichutko i przez szparę zajrzała do wnętrza blada buzia Alicji. Trzymała się dzielnie, jednak połyskujące wilgotno oczy nie pozostawiały wątpliwości, że są to ostatnie chwile.
– Mamo?
Yenlla błyskawicznie zgarnęła na bok kartki i poklepała ręką miejsce obok siebie. Al podeszła do niej powoli, niepewnie. Usiadła, zamrugała oczami, a potem rozpłakała się żałośnie.
– Mamusiu, przepraszam!
Rodzicielka nic więcej nie zrozumiała, bo płacz błyskawicznie przeszedł w rozpaczliwy szloch, podczas którego udręczona dziewczynka wyrzucała z siebie całe potoki łez i chaotycznych słów. Yen objęła ją mocno i próbowała uspokoić.
– Już dobrze, kochanie. Tacie szybko przejdzie. Wiesz, że nie potrafi się na ciebie długo gniewać.
Pewnie nie powinna tego mówić, Severus na bank uznałby to za niepedagogiczne – nieważne, że absolutnie prawdziwe. Pogrążona w rozpaczy dziewczynka niespecjalnie słuchała. Minęło dobre dwadzieścia minut, zanim pierwszy kryzys minął i znowu była w stanie mówić.
– Tata to wszystko zna, prawda? – nie potrafiła odpuścić. – Czarną magię.
Yenlla westchnęła ciężko, z samego dna serca. Mimo wcześniejszych deklaracji nie czuła się gotowa do przeprowadzenia tej rozmowy, ale nie miała wyjścia. Severus zapewne dalej upierałby się, żeby o niczym jej nie mówić, a to – jak widać – okazało się kiepską polityką.
– Twój tata był bardzo zdolnym chłopcem, Al – zaczęła opowiadać, układając się wygodniej na kanapie, z córką wciąż przyciśniętą do niej ciasno i rozpaczliwie. Kołysała ją delikatnie i głaskała po głowie. – Inteligentnym, ciekawym świata. Świetnie radził sobie z zaklęciami, eliksirami, starożytnymi runami. – Uśmiechnęła się przelotnie do wspomnień. – W zasadzie był dobry ze wszystkiego, to trochę przerażające.
– Ty też byłaś prymuską.
– To prawda – zaśmiała się. – Jak to w Ravenclawie. Ale twój tata miał również inne zainteresowania. To były dziwne czasy...
– Powstanie Voldemorta? – zgadywała.
Nikt już nie bał się tego mienia, więc jego wymówienie nie było tak imponującym dokonaniem. Jednak Yen i tak wstrząsnął dreszcz, gdy padło z tak małych ust.
– Ciemność lubi ludzi wyjątkowych, na których może pasożytować. Twój ojciec zdobył wiedzę, jakiej pragnął, został mistrzem mrocznych sztuk, ale stracił przez to o wiele więcej. Cena jest bardzo wysoka, Al. Nie daj się oszukać tym, którzy twierdzą inaczej. Ból, śmierć, obłęd. Mrok pochłania w całości i bardzo trudno jest odejść. Niewielu czarodziejom się to udaje. Rozumiesz mnie?
Alicja pokiwała głową. Była już o wiele spokojniejsza, tylko od czasu do czasu pociągała nosem i przecierała oczy ręką. Yen przywołała do siebie świeże opakowanie chusteczek.
– Ty nigdy nie byłaś mroczną czarodziejką, mamo?
– Nie, kochanie. Jestem zbyt ładna.
Dziewczynka się zaśmiała, atmosfera uległa poprawie. Problem w tym, że to było trochę za mało. Yenlla poczuła, że powinna zrobić coś jeszcze, aby komunikat wyraźniej zapadł w pamięć.
– Ale ja też zostałam dotknięta przez ciemność, Al.
Odsunęła się lekko, zdjęła sweter, podwinęła bluzkę. Po tylu latach blizny były znacznie jaśniejsze, jednak nigdy nie znikły. Można było je uważnie prześledzić wzrokiem. Yen już się z nimi nie kryła, więc efekt nie okazał się piorunujący. Dzieci je widywały, chociaż z oczywistych względów nie wtajemniczano ich dokładnie w historię powstania. Alicja po raz pierwszy próbowała połączyć fakty.
– Czy to...?
– Pamiątka po Pierwszej Wojnie, kochanie.
Alicja delikatniee wodziła palcami po jasnych liniach na plecach matki. Jej oczy ponownie napełniły się łzami.
– Opowiemy ci o tym wszystkim, kiedy nadejdzie czas – zapewniła Yen. – Pewnie sama już czujesz, że panna Smith nie powinna była się wtrącać i nas w tym wyręczać. Nie miała prawa robić tego za naszymi plecami.
– Panna Smith mówiła o tobie straszne rzeczy, mamo.
Yenlla musiała w duchu policzyć do dziesięciu, żeby nie odwzajemnić się pannie Smith pięknym za nadobne. I tak pozwalała sobie na zbyt swobodny język przy dzieciach.
– Krzyż na drogę, pannie Smith – rzuciła po zastanowieniu. – Nie myśl o niej więcej. To była zła nauczycielka i celowo namieszała wam w głowach.
– Wiem, mamo.
– I na tym na razie zakończymy ten temat, dobrze? Szkoda czasu.
***
Minęło kilka godzin, zanim Severus również ochłonął i zaczął szukać Yen. W końcu zlokalizował ją w pistacjowym saloniku, gdzie drzemała wraz z Alicją na rozłożonej kanapie. Wtulone w siebie i oddychające spokojnie, miarowo tworzyły uroczą scenkę rodzajową. Yenlla ocknęła się jednak czujnie, kiedy nakrywał je kocem.
– Przenieść Al do łóżka? – zapytał szeptem.
– Nie, raczej tu dzisiaj zostaniemy.
– W porządku. Jak ona się czuje?
– Będzie dobrze, Sever, aczkolwiek... Niech Salazar czuwa nad panną Smith, jeśli kiedykolwiek wpadnie mi w ręce. Wyrwę jej język, a później ją nim nakarmię!
– Osobiście ją dla ciebie przytrzymam, słońce dni moich.
Udało jej się go rozbawić, dzięki temu wyraźnie odetchnęła. Ułożyła się wygodniej i okryła Alicję.
– Przynajmniej się wyśpisz – stwierdziła Yen z odpowiednio wymownym grymasem. – Masz całą sypialnię dla siebie.
– Nawet tego nie skomentuję.
Posłała mu ostatni psotny uśmiech, po czym umościła się wygodnie obok córki. Severus pochylił się i pocałował je obie na dobranoc, zanim wyszedł. Niekoniecznie był zadowolony z powodu tej niespodziewanej samotności.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro