Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

5. Niespodzianka... albo wcale nie


It might not be the right time
I might not be the right one
But there's something about us I want to say
'Cause there's something between us anyway

(Daft Punk: Something About Us)


Nie ulegało wątpliwości, że odpowiedzialność za wszystko, co się wydarzyło, spoczywała w całości na pani Paddington. Gdyby starsza czarownica nie ubzdurała sobie tej nieszczęsnej emerytury, nic by się nie stało. Ale przeklęta kobieta się uparła i w związku z tym profesor Snape otrzymał nową asystentką. Młodą i ładną.

Właśnie dlatego cztery miesiące później Yenlla i Severus kłócili się na schodach, nie przebierając w słowach i wyrywając sobie nawzajem dopiero co spakowany kufer, z którego wysypywała się bogata kolekcja sukienek koktajlowych pani Snape.

– Wiedziałam, że tak będzie! Po prostu to czułam. Od samego początku, gdy tylko ją zobaczyłam.

– Jesteś chora na głowę, Yenlla.

– Wracasz coraz później. Nie odpisujesz na sowy. Nigdy nie ma cię w domu!

– Pracuję.

– Aha, już to widzę! Jak mogłeś mi to zrobić po tylu wspólnych latach?!

– Co takiego znowu zrobiłem?

– Nie udawaj idioty! – Rozjuszona kobieta szarpnęła mocniej, a potem poleciała do tyłu, gdy jej dłoń ześlizgnęła się z uchwytu kufra. W efekcie boleśnie zderzyła się z poręczą, ale to ani trochę nie ostudziło jej emocji. – Życie mi zniszczyłeś! Przy pierwszej lepszej okazji wymieniłeś mnie na nowszy model. MNIE! Jak ci nie wstyd?

– Urojenia da się wyleczyć. Zapewniam.

– Wszystko dla ciebie poświęciłam. Moje szczęśliwe małżeństwo...

– Jeśli choćby słowem wspomnisz o Lupinie, to nie ręczę za siebie!

Yen była wściekła, furia dosłownie rozsadzała ją od środka. Dawno jej takiej nie widział, kompletnie straciła nad sobą kontrolę. Przepalała go wzrokiem, dysząc ciężko i nadymając policzki, jakby miała lada moment trysnąć jadem.

– Jasne! Odwracaj kota ogonem i udawaj niewiniątko, Snape.

– Dobrze wiesz, że nic nie zrobiłem. – Severus dla kontrastu postawił na niewzruszony spokój. – Masz absolutną pewność, że nic się nie wydarzyło, ale i tak nie potrafisz odpuścić. Musisz wiecznie prowokować kłótnie o nic.

– Jak to nic? Przecież jest RUDA!

– Znowu to samo – westchnął. – Do znudzenia.

– Nie rób z siebie męczennika, bo to ja jestem ofiarą! – O ile to w ogóle możliwe, nakręcała się jeszcze bardziej. – Tyle wspólnych lat... I wszystko sklątce na budę, bo tobie zachciało się młodej wywłoki!

– Nie przy dziecku, bardzo cię proszę – syknął.

Yenlla nie widziała tego z miejsca, w którym stała, ale on zdążył już dostrzec bladą twarz Alicji wychylającą się spoza barierek piętro wyżej i uważnie obserwującą rozdzierającą scenę. Wielkie czarne oczy połyskiwały w cieniu wystraszone i wilgotne. Nie powinny podziwiać matki w akcji, ale co miał zrobić? Rozpędzonej żmii nie dało się zatrzymać.

– Dzieci! – wykrzyknęła, porzucając nagle kufer i dramatycznie łapiąc się za serce. – Mamy dwoje malutkich dzieci, ale nawet to cię nie powstrzymało! Nie zniosę ani chwili dłużej pod tym dachem. I zabieram dzieci ze sobą!

– O nie! – Snape tupnął nogą. – Dzieci zostają tu, gdzie są.

– Nie pozwolę, żeby mieszkały z potworem!

– Ty rób, co chcesz, skończona kretynko, artystko ze spalonego teatru. Droga wolna! Ale dzieci zostają ze mną.

– Z jakiej racji?

– Nie oddam ich wariatce.

– Nawet ich nie chciałeś!

Skamieniał. Mogła obserwować, niczym na przyspieszonym filmie, jak jego twarz momentalnie zmienia wyraz. Wycofał się, wyciszył. Schował się za swoją sprawdzoną maską i otoczył płaszczem chłodu.

– Prosiłem o coś. Twoja córka jest na górze i wszystko słyszy.

Jednak Yen o nic nie dbała. Była tak zła, załamana i zraniona, że o wszystkim zapomniała.

– Jak śmiesz?! Pewne, wyzywaj mnie teraz od wariatek! Tylko wariatka kochałaby cię tyle lat, uwielbiała do szaleństwa, niemal wynosiła cię na ołtarze. Ale to nic nie znaczy, bo nagla pojawiła się ruda dupa i...

– Panuj nad językiem, do cholery!

W końcu zamilkła wykończona. Może zabrakło jej inwektyw, może tchu w płucach, więc tylko sztyletowała go wzrokiem.

– To koniec, odchodzę – oświadczyła z mściwą satysfakcją. – Nienawidzę cię, Snape, nienawidzę!

Severus miał dość. Wzruszył obojętnie ramionami, odwrócił się na pięcie i ruszył z powrotem na górę. Walczył za sobą, ale się nie obejrzał. Trudno. Ktoś musiał zająć się Al, która nasłuchała się zbyt wielu, zbyt paskudnych dla swoich małych uszu rzeczy. Wystarczy tego na jeden dzień.

Yen w tym czasie pochyliła się i walczyła z opornym kufrem. Nie miała siły, zapomniała różdżki, serce biło jej jak oszalałe. Nadal była tak wściekła, że niemal nic nie widziała, czerwona zasłona gniewu przysłaniała jej oczy...

A nie, to chyba nie był gniew.

Wtem zrobiło jej się ciemno przed oczami. Cały świat zawirował, a ona poczuła tak straszną pustkę w głowie, jakby jej czaszkę wypełniała wata. Wyprostowała się gwałtownie, co tylko pogorszyło sprawę. Zrobiło jej się słabo, nogi się pod nią ugięły.

– Sever – szepnęła niepewnie.

Trudno przypuszczać, żeby ją usłyszał, a jednak dostrojony do wszystkich jej nastrojów mistrz eliksirów wychylił się przez barierkę ze zmarszczonymi groźnie brwiami. A zaraz potem poczuł lodowaty dreszcz na kręgosłupie. Nie musiał o nic pytać, wystarczyło, że na nią spojrzał. Yenlla była blada jak płótno i cała się trzęsła. Zachwiała się i spróbowała przytrzymać poręczy, ale nie trafiła. Dostrzegł błysk paniki na jej twarzy, a potem zobaczył, jak w absolutnej ciszy osuwa się ze stopnia i spada w dół.

Później usłyszał już tylko głuche tąpnięcie i świdrujący uszy pisk Alicji, która również była świadkiem tej koszmarnej sceny.

Znalazł się przy Yen w dwóch skokach, ale i tak się spóźnił. Spadła aż na sam dół, oddychała ciężko, jej twarz była zalana krwią. Próbował ją podnieść, ale przelewała się przez ręce.

– Yen? Nic ci nie jest? YENLLA! – krzyczał i potrząsał nią bez większego skutku. Nie powinien tego robić. Niestety, w takich momentach zapomina się o najbardziej oczywistych podstawach.

Prywatne połączenie ze Świętym Mungiem bardzo się przydawało. Z Yen nigdy nie było wiadomo, czy to tylko kolejna histeria, która wyrwała się spod kontroli, czy już prawdziwy dramat. Jednak tym razem było źle, bardzo źle... Tak źle, jak nie było od lat. Jeszcze przez jakiś czas mamrotała coś niewyraźnie, ale gdy w końcu straciła przytomność, to na amen. Profesor Snape postawił cały szpital na nogi i wszystko zaczęło się od nowa.

Uzdrowiciele swoim zwyczajem wyrzucili go z sali. Nic się nie zmieniło. Kazali czekać, więc czekał. Krążył przed drzwiami, a gdy nie mógł znieść tego dłużej, schował się w swoim własnym gabinecie, otworzył okno i zapalił. Trochę się zdziwił, gdy dużo, dużo później odnalazł go tam doktor Moore.

***

Yen nie różniła się kolorem od prześcieradła, Severus zresztą też. Wpatrywał się w nią, gdy wierciła się na łóżku. Wszystko ją bolało i czuła się słaba niczym kociak. Bardzo żywo zapamiętała upadek ze schodów, kiedy tylko przymykała oczy, widziała rozmazany wir kolorowych obrazów oraz strach w oczach Severusa. Sama również była absolutnie przerażona. Tak potężny kryzys nie zdarzył jej się od dawna.

– Co się stało? – chciała wiedzieć. – Co mi jest?

– Yenlla...

– Czy ja... umieram?

– Nie.

Nie brzmiał przekonująco, nawet nie starał się udawać. Unikał jej wzroku i czuła, że coś przed nią ukrywa.

– Nie strasz mnie, Sever. Powiedz wprost.

– Jesteś w ciąży.

Jeśli wcześniej była śmiertelnie wystraszona, teraz już zupełnie nie wiedziała, jak opisać swój stan.

– Nie – szepnęła. – To niemożliwe.

Mimo powagi sytuacji dostrzegła, że kąciki jego ust lekko się uniosły. No tak, TO akurat było możliwe zawsze.

– Eliksir – wydusiła sinymi ze zdenerwowania ustami. – Kompletnie o nim zapomniałam.

– Na to wychodzi.

Snape przyglądał jej się uważnie, oceniająco. Nie wiedział, jak dalej pociągnąć rozmowę, aby nie pogorszyć sprawy. Powstrzymywał się od komentarzy, starał się zachować zimną krew. Był w tym mistrzem, szkoda, że Yen wprost przeciwnie.

– NIE! – Poderwała się do pionu i natychmiast zakręciło jej się w głowie. Severus próbował ją przytrzymać, ale okazała się zadziwiająco silna. – Nie, nie, nie! – zapierała się, jakby miało to jakikolwiek sens. – Nie mogę... Ja... Dopiero niedawno urodziłam Filipa, nie zdążyłam nawet schudnąć! Nie mogę znowu... Miałam wrócić do teatru!

– Uspokój się. Musisz odpocząć.

– Nie ma mowy! – nie odpuszczała ani na chwilę. – Po prostu nie! Nie teraz, nie tak nagle. Severusie, ja mam zwyczajnie dosyć!

Mistrz eliksirów też nie był specjalnie uszczęśliwiony, jednak konsekwentnie zachowywał swoje myśli dla siebie. Komu by to pomogło, gdyby w tej chwili postanowił się otworzyć? Zdradzała go wyłącznie drgająca nerwowo brew oraz silnie zaciśnięte szczęki.

– Doktor Moore zaleca powtórzyć wszystkie badania.

– Były w porządku! – buntowała się Yen.

– Na cito – podkreślił, nie dopuszczając jej do głosu. – Zaznaczył, że tym razem ryzyko może być szczególnie wysokie. Nie jesteś w najlepszej formie.

– To oczywiste. Nie spodziewałam się tego.

– Wiem. Ale trochę za późno na żale, prawda? Miałaś poważny wypadek, wstrząśnienie mózgu... Twoje ogólne wyniki są bardzo niepokojące. Znacząco pogorszyły się praktycznie z dnia na dzień. Zapewne odkąd tylko... Khm, myślę, że powód tego regresu jest obecnie jasny.

Yenlla spuściła ponuro głowę, która wciąż pulsowała bólem. Cały pokój wirował jej przed oczami, więc zacisnęła ręce na kołdrze, jakby szukała oparcia.

– Nie mogę urodzić tego dziecka – powiedziała bardzo cicho. – Nie... Nie mam siły, Severusie.

Poszukał jej dłoni w powodzi pościeli i mocno ścisnął.

– Nie musisz podejmować decyzji w tym momencie. Jesteś zmęczona, obolała. Prześpij się.

– Nie mogę. Nie chcę. Nie dam rady! – załamała się kompletnie. – Proszę, zabierz mnie do domu.

– Musisz zostać na obserwacji.

– Nie masz dla mnie litości.

– Przykro mi.

Spodziewał się ataku histerii. Krzyków, oskarżeń, dzikiej awantury, które Yenlla uwielbiała. Jednak tym razem było zupełnie inaczej. Spojrzała na niego z bólem i zawodem, a z tym nigdy nie nauczył się sobie radzić. Odwróciła się bokiem, po czym zwinęła do pozycji embrionalnej. Cała się trzęsła, ale nie pozwoliła się więcej dotknąć. Nie chciała go słuchać ani widzieć. Gdy wychodził, usłyszał jej cichy płacz stłumiony przez poduszki.

***

Snape wrócił do gabinetu doktora Moore'a, którego stabilna ścieżka awansów zaprowadziła na fotel dyrektora Świętego Munga. Szczęśliwie zawodowy sukces wcale go nie zepsuł, pozostał tym samym sympatycznym, wyjątkowo empatycznym człowiekiem, na którego wyrozumiałość (i jakże istotną dyskrecję) państwo Snape mogli wielokrotnie liczyć w przeszłości. Może pewien wpływ na jego radosny charakter miało udane życie prywatne.

– Jak się miewa nasza pacjentka? – zapytał bez zbędnych wstępów.

Severus ponownie nie powiedział tego, co naprawdę myślał. Wolał pocieszyć się złudnym optymizmem.

– Z czasem będzie lepiej.

– Zapewne jest bardzo szczęśliwa, czyż nie?

– Jak na razie głównie wstrząśnięta.

– Szok szybko minie. Dobrze pamiętam, że pańska małżonka, drogi kolego, wprost uwielbia dzieci, a w tym okolicznościach... Powiedzmy, że kolejny maluch to prawdziwy dar od losu.

– Tak, zaiste niespodzianka.

Odporny na kwaśne poczucie humoru doktor Moore chyba uznał oszczędne słowa – wraz z kamiennym wyrazem twarzy – za kolejny żart mistrza eliksirów, którego nie zrozumiał. Skutkiem tego nadal uśmiechał się zachęcająco, gdy wskazywał mu krzesło przy biurku.

– To zdecydowanie niespodziewany obrót zdarzeń, zgadzam się w całej rozciągłości, ale nie niemiły. Dzieci to wielka radość, o czym zdążyli się już państwo wielokrotnie przekonać na własnej skórze. – Dobry nastrój go nie opuszczał. – Oczywiście trzeba będzie podejść do całej sprawy rozsądnie, jednak wszystkie znaki na niebie i ziemi przekonują mnie, że tym razem również sobie poradzimy. Właśnie opracowuję harmonogram badań wraz z zalecanym planem opieki. Czy o tym chciał pan ze mną porozmawiać? Naturalnie wezmę pod uwagę pana przenikliwe sugestie, panna Lovegood z pewnością także będzie mieć ciekawe pomysły...

Severus skrzywił się, samą tylko mimiką przerywając potok wymowy gadatliwego magomedyka. Nie wiercił się wprawdzie na krześle, bo nie był do tego fizycznie zdolny, ale całym swoim jestestwem sprawiał tak niekomfortowe wrażenie, że musiał tym w końcu zwrócić na siebie uwagę dyrektora.

– Dziękuję za troskę, jednak przychodzę z prośbą innego rodzaju.

– To znaczy? – Doktor Moore wydawał się szczerze zaintrygowany.

– Chciałbym ze skutkiem natychmiastowym zrezygnować z usług asystentki. Sam z powodzeniem mogę zająć się swoimi sprawami, nie ma potrzeby angażować do tego dodatkowego personelu.

Zdecydowanie nie znalazł zrozumienia u przełożonego.

– Czy nowa pracownica czymś pana uraziła?

– Bynajmniej, to utalentowana młoda kobieta, której zdolności mają szansę zostać lepiej wykorzystane gdzie indziej. Na obecnym stanowisku tylko się marnuje.

Tobiasz Moore był przenikliwym czarodziejem, dlatego nie dał sobie zamydlić oczu osobliwymi wkrętami. Jak świat światem, rzadko ktoś dobrowolnie zrezygnował ze wsparcia w wykonywaniu obowiązków. Profesor Snape jak nikt inny lubił się wysługiwać poręcznymi marionetkami, wspiął się na tym polu na absolutne wyżyny sztuki, o czym mogła zaświadczyć cała armia udręczonych praktykantów.

– Naprawdę nie rozumiem – drążył, nieświadomie doprowadzając Severusa na skraj czarnej rozpaczy.

Po wszystkim, co się tego dnia wydarzyło, mistrz eliksirów poczuł, że zwyczajnie brakuje mu energii do dalszych gierek. Dotąd wyprostowany na krześle jak struna, nagle zapadł się w sobie.

– Będę z panem szczery, doktorze Moore – podjął decyzję. – Następczyni pani Paddington od samego początku nie przypadła Yenlli do gustu. O ile w normalnych okolicznościach nie pozwoliłbym, aby jej humory wpływały na pracę szpitala, to teraz...

– Rozumiem.

– Moja żona znajduje się w delikatnym stanie – ciągnął w wyraźnej udręce. – Nie chciałbym denerwować jej bardziej niż to konieczne.

– Niech pan się nie martwi, profesorze Snape, na pewno znajdziemy satysfakcjonujące wyjście z sytuacji.

Następnego dnia pani Paddington otrzymała ofertę nie do odrzucenia: sto procent podwyżki, jeśli tylko zgodzi się na pewien czas odłożyć przejście na emeryturę. Ostatecznie wynegocjowała rekordowe sto pięćdziesiąt procent i spędziła w Świętym Mungu kolejne dwa lata. W tym czasie wypracowała idealne rozwiązanie problemu.

Od tej pory na stanowisko asystentki mistrza eliksirów trafiły miłe czarownice powoli żegnające się z karierą w magomedycynie, czyli takie, które już nieco się wypaliły w opiece nad pacjentami, ale jednocześnie zdołały wykształcić w sobie dość cierpliwości, aby wytrzymać z humorzastym naukowcem i jego zwariowaną, kapryśną i zazdrosną jak diabli żoną.

I wszyscy byli zadowoleni.

***

Yen spędziła w szpitalu tydzień – i nienawidziła każdej chwili, które to uczucie podzielał towarzyszący jej personel magomedyczny. Niekończące się badania, silne leki i brak informacji doprowadzały ją do szału. Wreszcie została zwolniona do domu, ale wyłącznie pod warunkiem, że uda się jej zapewnić odpowiednią opiekę.

Nie stanowiło to problemu. Profesor Snape zatrudnił na dwie zmiany pielęgniarki mogące się pochwalić odpowiednim doświadczeniem oraz... stosownym wiekiem. Na pacjentkę czekał też specjalnie pod jej potrzeby przerobiony pistacjowy salonik, którego wnętrze zostało zdominowane przez profesjonalne łóżko medyczne. Ciążę uznano za zagrożoną, co oznaczało, że Yenlla musiała się oszczędzać – odpoczywać, ograniczać stres i wysiłek, czyli głównie leżeć.

Wcale jej się to nie podobało.

Czas nie sprzyjał powiększaniu rodziny. Filip miał dopiero pięć miesięcy i ktoś musiał się nim opiekować non stop. Szczęśliwie chłopczyk rozwijał się doskonale, niemal podręcznikowo, nigdy nie chorował i nie marudził. Ba, potrafił przespać całą noc, nie sprawiając kłopotów, co stanowiło miłą odmianę po pierworodnej córce.

Sama Alicja nie skończyła jeszcze czterech lat i nie chciała odstępować Yen choćby na krok. Nie bez znaczenia był zapewne fakt, że podsłuchała widowiskową kłótnię rodziców na schodach, podczas której padło wiele przykrych słów. Nawet jeśli niewiele zrozumiała, agresywny przekaz okazał się dla niej jasny. Skoro matka spakowała walizki, dziewczynka była przekonana, że odchodzi. W zaświaty czy tak ogólnie – to już nie było aż takie ważne. Każdej nocy Severus musiał siłą odrywać Al od łóżka wykończonej, często znajdującej się w letargu i niezbyt zainteresowanej czymkolwiek Yen.

Było z nią na tyle źle, że nie próbowała udawać czy z tym walczyć. Przez większość czasu wcale się nie odzywała, buntowała się przeciwko przyjmowaniu eliksirów i ani trochę nie chciała współpracować. Nawet kiedy opowiedział jej o powrocie pani Paddington, tylko przewróciła oczami.

– Kobiety ponoszą cały ciężar konsekwencji, kiedy mężczyźni maskują swoje grzechy – stwierdziła gorzko.

– Dobrze wiesz, że nie interesują mnie inne kobiety – tłumaczył w kółko i bezsilnie. – To była moja pracownica. Chyba nie myślisz, że mógłbym się zachować tak nieprofesjonalnie?

– Nic nie myślę – odpowiedziała sucho.

– Zapewniam więc, że nigdy bym tego nie zrobił.

– Jak to nie? Już raz ci się zdarzyło...

– Nieprawda.

– Z Marisol – przypomniała mu mściwie.

Na samo wspomnienie o tym cieniu przeszłości Severusem aż wstrząsnęło. Naprawdę się nie spodziewał, że wytknie mu to ponownie po tylu latach.

– To było dawno temu – zmusił się do spokoju.

– A jednak to fakt – zakończyła tryumfalnie.

Leżała przed nim blada i chora, roztrzęsiona i słaba, ale wciąż próbowała kąsać do krwi. Zawsze i wszędzie żmija – od pierwszego do ostatniego oddechu. Ledwo mogła się podnieść, nie miała na nic siły, a mimo to wzrok pozostał ten sam. Gdyby tylko chciała, mogłaby za jego pomocą puścić z dymem cały dom.

Mistrz eliksirów nie dał się sprowokować. Nie mógł, bo od czasu ich ostatniej rozmowy dręczyło go coś innego. Coś, o czym nie myślał od wielu lat, łudząc się, że mają to dawno za sobą. Tkwił przy jej boku, nie przejmując się tym, że usilnie pragnie go obrazić. Nie potrafił się tylko zmusić, żeby spojrzeć w jej płonące oczy, gdy pytał:

– Czy to dlatego go nie chcesz?

Tym razem Yen nie nadążyła za jego wnioskami. Skrzywiła się, próbując niezdarnie przewrócić na bok.

– O czym ty mówisz?

– Powiedziałaś, że nie chcesz kolejnego dziecka.

Przymknęła oczy, westchnęła ciężko. Ciągle kręciło jej się w głowie i miała niekończące się migreny.

– Po prostu nie uważam, żeby to był dobry pomysł.

– Planowałaś odejść. Nigdy nie zgodziłaś się za mnie wyjść.

– Nie o to chodzi.

– Jesteś wolną kobietą, Yenlla – zauważył. – Możesz robić, na co masz ochotę. Nie trzymam cię tu siłą.

Poważne słowa w połączeniu z chłodnym, wypranym z emocji tonem wreszcie zwróciły jej uwagę. Przyjrzała mu się uważniej, w jej oczach błysnęła czujność.

– Do czego zmierzasz?

– Czy jest ktoś inny?

– To ja o to pytałam, a ty uparcie się wypierałeś.

– Nie, ty od razu przeskoczyłaś do oskarżeń. Kompletnie bezpodstawnych.

– Nie byłam sobą.

– A teraz?

Ułożyła się wygodniej, ponownie przymknęła oczy.

– Nie zadawaj mi pytań, nie umiem na nie odpowiedzieć. Nie ufam sobie. Jestem rozchwiana, zagubiona. Powiedz mi lepiej... – zawahała się. – Powiedz, czego ty pragniesz, Severusie?

Nie musiał się zastanawiać, przemyślał sobie wszystko wcześniej. Miał na to dość czasu. Poszukał jej ręki i tym razem nie wzdrygnęła się, gdy jej dotknął.

– Chciałbym je zatrzymać – wyznał.

– Naprawdę?

– Raz popełniłem ten błąd, więcej nie zamierzam. Życie jest cenne, Yen.

– Mam tego świadomość.

– Walczyłaś o pierwsze i drugie dziecko niczym lwica. W czym to jest gorsze, nawet jeśli powstało nieco niespodziewanie?

– Czy na pewno? – Uśmiechnęła się po raz pierwszy od bardzo dawna. – Masz zbyt wygodne biurko, oto przyczyna całego nieszczęścia.

– O nie, słońce dni moich. Nie zrzucisz tego na mnie. To nie moja wina, że wyglądasz najbardziej ponętnie, kiedy się złościsz.

Oboje powrócili myślami do stycznia. Był wyjątkowo zimny i mroźny, więc Yen klasycznie czuła się źle. Przekonała się też nieoczekiwanie, że zdrowa ciąża pociąga za sobą pewne minusy – nieco zbyt bardzo sobie pofolgowałam, dlatego po urodzeniu Filipa wciąż miała problem z powrotem do formy i swojej filigranowej sylwetki. Mijał trzeci miesiąc, a ona nadal czuła się ociężała, zniechęcona i... wyjątkowo rozleniwiona. Sama się dziwiła, jak bardzo odpowiada jej siedzenie w domowym zaciszu wraz z dziećmi, z daleka od problemów całego świata. W końcu jednak coś wyciągnęło ją z twierdzy, a była to nowa asystentka profesora Snape'a.

Odchodząca na emeryturę pani Paddington już wcześniej zdążyła zrobić swojej protegowanej odpowiednią reklamę. Podczas przyjęcia świątecznego wypowiadała się o niej w samych superlatywach, zapewniając, że osobiście szkoli ją do wymagającej roli. Co bardziej niepokojące, Severus również wydawał się z niej zadowolony. Dopiero to dało Yen do myślenia, bo Nietoperz nikogo nie chwalił!

Pod koniec stycznia pani Snape poczuła wreszcie silny impuls, aby bronić swojego terytorium. Pozbierała się w sobie i ruszyła z niezapowiedzianą wizytą do Świętego Munga. Dla dodania spektaklowi dramaturgii planowała tam przybyć z malutkim Filipem na ręku, ale spotkała się z protestem Błyskotki: było zimno, a dziecko to wszak nie rekwizyt.

Ostatecznie Yenlla stawiła się w gabinecie mistrza eliksirów solo, mniej więcej w porze lunchu. Dziewczyna przywitała ją z uśmiechem i – co za nieszczęście! – rzeczywiście sprawiała dobre wrażenie. Skupiona, poważna, kompetentna, a do tego... cóż, ładna i ruda. Popełniła też jeden, kardynalny błąd – wykonywała swoją pracę. W związku z tym nie chciała dopuścić Yen do zajętego licznymi obowiązkami profesora Snape'a. Miała też czelność wytknąć jej, że nie była umówiona.

Gwiazda nie zamierzała puścić tej zniewagi płazem. Nigdy nie słynęła z łagodnej natury, dlatego teraz też zdołała przyspieszyć od zera do Błyskawicy 2005 w mniej niż pięć sekund. Armagedon natychmiast wykurzył z ukrycia pozornie zapracowanego Severusa, który musiał praktycznie wnieść do siebie szarpiącą się, kopiącą i niemal pieniącą się ze złości żmiję. Posadził ją na biurku, po czym wygłosił napuszony wykład na temat odpowiedniego zachowania w miejscu pracy, a potem... Jedno pociągnęło za sobą drugie i wkrótce nie tak niespodziewana niespodzianka była już w drodze na świat.

Trzy miesiące później blada Yen znów leżała w łóżku, próbując zapanować nad swoim nieposłusznym organizmem, a on siedział obok z głupią miną, starając się ułożyć myśli w logiczny ciąg. Nadal pod wpływem tych żywych wspomnień zadał najważniejsze w tym momencie pytanie:

– Czy naprawdę mogłabyś...

– Nie – nie pozwoliła mu skończyć. Po raz pierwszy i bardzo ostrożnie odważyła się dotknąć dłonią swojego brzucha. – Nigdy.

I kiedy tylko podjęli wspólnie tę najważniejszą decyzję, wszechświat z typową dla siebie subtelnością postanowił przetestować ich po raz kolejny. Jeszcze tej samej nocy Yenlla obudziła się w kałuży krwi.

Zaczęła się walka.

***

Obolała matka, która zaledwie przez moment łudziła się, że może nie będzie tak źle, została trwale unieruchomiona w łóżku, w swoim ukochanym pistacjowym saloniku, gdzie zgromadzone były wszystkie jej ulubione przedmioty. Trafiło tam również łóżeczko Filipa oraz... Alicja. Dziewczynka zakradała się do pokoju tak często, że w końcu po prostu została. Cały ten majdan ogarniały dwie pielęgniarki, jedna niańka do zadań specjalnych, Błyskotka i Newton, a w każdej wolnej chwili również balansujący na granicy obłędu Severus.

Starlight był absolutnie załamany.

– Yell, złotko, tego nie było w planach!

– Mnie to mówisz?

– Stracimy kontrakty! – panikował. – A kary finansowe...

– Trudno, nic na to nie poradzę.

– Wiesz, co się dzieje z artystkami, które zbyt długo każą na siebie czekać, prawda?

– Thomas, skarbie, nie mam pojęcia, czego ode mnie oczekujesz. Myślisz, że chciałam się znaleźć w tej sytuacji? Nie. Ale teraz nie mam wyboru.

Agent rozważał coś intensywnie. Musiał ratować tonący statek, jeśli nie chciał trafić na dno wraz z nim. Yenlla Honeydell wprawdzie wyniosła go na szczyty szczytów, ale... Dobra passa nie może trwać wiecznie.

– W takim razie musimy wykoncypować jakiś sposób, aby o tobie nie zapomnieli, Yenka. Zdaj się na mnie, na pewno coś wymyślę.

Klientka zgodziła się na odczepnego. Sama nie zamierzała zawracać sobie tym głowy. Nie miała jak. Transfuzje, leki i dyskusje o tym, jak to powinna na siebie uważać, potrafiły skutecznie zapełnić grafik. Trochę to zajęło, jednak w pewnym momencie dostrzegła też wyraźne korzyści swojej przykrej sytuacji. Nigdy dotąd nie pozwoliła na to, aby spędzać tyle czasu z dziećmi. Nie mogła się wprawdzie nimi zajmować samodzielnie, ale była tam, na wyciągnięcie ręki. Cały dzień, całą noc. Zawsze obok. Podobnie jak... książki z bajkami. W pistacjowym saloniku zgromadziła wspaniałą kolekcję z myślą o Alicji.

Zaczęła czytać je na głos, bo na niewiele więcej mogła sobie pozwolić. Al w tym czasie leżała obok matki, kręciła się po pokoju lub siedziała na dywanie i układała klocki lub kolorowała obrazki. Gdy Yen czuła się lepiej, bawiły się razem albo grały w gry. W szczególnie udane dni artystka śpiewała fragmenty swoich ulubionych musicali czy też swingowe hity, bo te znała najlepiej.

Pewnego dnia ponownie odwiedził ją w domu Starlight, przynosząc ponure wieści – Yen straciła rolę w kolejnym zakontraktowanym przedstawieniu. Przyszedł zgarbiony i smętny, jednak rezydencję opuszczał już w podskokach. Bo wspinając się po schodach, usłyszał ją – swoją gwiazdę w zupełnie nowym repertuarze. Poddało mu to pomysł cudowny w swojej prostocie.

Odmieniona Yenlla Honeydell-Snape, pełna poświęcenia matka i ostoja domowego ogniska, stanowiła doskonały produkt, który wcześniej jakoś im umknął. A teraz, gdy jeszcze leżała w zagrożonej ciąży... Ach, cóż za chwytająca za serca historia – palce lizać! Wszystko razem stanowiło idealne podwaliny do zbudowania od podstaw nowego imperium.

Pistacjowy salonik częściowo przemienił się w studio nagraniowe, tylko nieco innego rodzaju. Bez stresu, bez spiny, ze wsparciem profesjonalnie dobranych zaklęć wzmacniających. Yenlla miała wyłącznie czytać opowieści i niczym się nie przejmować. Spokojne, naturalnie, bez efektów specjalnych czy sztuczek warsztatowych. Wybrano dla niej sprawiedliwie klasykę magiczną i mugolską, znane i lubiane baśnie i bajki, proste historie, sprawdzoną formułę. Do pewnego stopnia zachowano nawet dźwięki płynące z tła, okrzyki Alicji, ćwierkania małego Filipa.

Oryginalne podejście się opłaciło. Kameralne „Opowieści cioci Yenki" stały się hitem. Rzeczywiście brzmiały tak, jakby piękna aktorka po prostu opowiadała je na uszko wszystkim dzieciakom na świecie. Używała swojego naturalnego, z konieczności dość cichego głosu, skoro nie miała siły wznieść go wyżej. Starlight najpierw zapewnił jej stały czas antenowy w zaprzyjaźnionym radio, a gdy zebrało się dość materiału, zaplanował wydanie w formie audiobooka.

Yenlli na tyle spodobała się zupełnie nowa rola, że z czasem sięgnęła po długopis i zaczęła spisywać własne historyjki, które już wcześniej wymyślała dla Alicji. Sprawiało jej to całe mnóstwo frajdy, jednocześnie pozwalając zapomnieć o bieżących zmartwieniach.

Pierwszą książeczką dla dzieci, która wyszła spod jej pióra, była dedykowana córce „Mia w Krainie Kociołków". Symboliczna opowieść, wypełniona – jak zwykle w przypadku autorki – osobistymi aluzjami i kreatywnymi zapożyczeniami.

***

Dawno, dawno temu żyła sobie piękna Królowa, która mieszkała w zamku na wysokiej skale. Jego ściany pokrywał zmieniający się w rytm pór roku bluszcz, a ogród porastały bujne krzewy herbacianych róż. Królowa miała córkę, uroczą małą księżniczkę o imieniu Mia. Wyróżniała ją poważna buzia i oczy czarne niczym dwa węgielki. Księżniczka Mia od dzieciństwa słynęła z wielkiej mądrości i dobroci, która zjednywała jej serca poddanych. Matka i córka były niezwykle ze sobą zżyte i prowadziły szczęśliwe życie, nie wiedząc, co to smutek czy ból. Całymi dniami bawiły się w ogrodzie i śpiewały, a wieczorami czytały opowieści nadsyłane przez najsłynniejszych w Królestwie bajkopisarzy lub ballady układane przez najbardziej utalentowanych bardów. Każda ich chwila przepełniona była śmiechem i miłością.

Niestety, nic, co dobre, nie może wiecznie trwać, dlatego wielki cień padł na dotąd szczęśliwe Królestwo. Pewnego dnia Królowa zapadła na tajemniczą chorobę. Zapadła w sen, z którego nikt i nic nie mogło ją wybudzić. Gdy Mia spróbowała to zrobić, jej matka uniosła się z łóżka i poszybowała w górę, gdzie unosiła się wysoko wśród chmur i tuzinów mydlanych baniek.

Nikt nie potrafił wyjaśnić Księżniczce, co się wydarzyło i jak mogłaby odwrócić zły los. Mimo to znaleźli się mędrcy o złośliwych językach, którzy próbowali interpretować sprawę po swojemu.

– To dlatego, że Królowa jadła zbyt wiele słodyczy – tłumaczył pierwszy. – Gdyby od czasu do czasu przełknęła coś gorzkiego lub kwaśnego, łatwiej byłoby jej utrzymać się przy ziemi.

– To dlatego, że Królowa zbyt dużo czasu spędzała z córką – orzekł kolejny. – To nienaturalne i dziwne, więc sam wszechświat postanowił ją ukarać.

– To dlatego, że Królowa nie chciała wyjść za króla z sąsiedniego państwa – dowodził ostatni. – Od wielu lat marzył, aby połączyć dwa Królestwa, a Królowa tyle razy mu odmawiała, że zemścił się, zsyłając na nią klątwę.

Mia ani trochę im nie wierzyła, nie przyjmowała też do wiadomości, że nic nie da się zrobić. Była odważną i rezolutną dziewczynką, nie bała się szukać odpowiedzi na własną rękę. Ktoś gdzieś w świecie musiał być w stanie udzielić jej odpowiedzi albo nawet pomocy, której potrzebowała. Musiała jednak przyznać, że wśród różnych dziwnych wyjaśnień, klątwa brzmiała najbardziej sensownie. Postanowiła skonsultować to ze swoją matką chrzestną, dobrą wróżką Kittylandą.

– Kochana Mio, niestety! Na twoją mamę, a moją najlepszą przyjaciółkę, rzeczywiście rzucono potworny urok – zawyrokowała, gdy przybyła na miejsce. – Zrobił to zły czarnoksiężnik, który nie wie, co to radość i dobro.

– I co my teraz zrobimy? – zapytała zrozpaczona dziewczynka.

– Nie jestem w stanie odczynić tej klątwy, jest dla mnie zbyt potężna. Nie martw się jednak, bo słyszałam o pewnym Magu, który zna wszelkie możliwe wywary na wszystkie znane choroby. To jego musisz poprosić o pomoc.

Nie było to tak łatwe, jak mogłoby się wydawać. Wspomniany Mag mieszkał bowiem bardzo daleko, za siedmioma górami i za siedmioma lasami, pośród mrocznego, niedostępnego uroczyska, do którego prowadziła droga usiana niebezpieczeństwami. Czarodziej wybrał bowiem życie w odosobnieniu, żeby nikt nie przeszkadzał mu w jego wymagającej wielkiego skupienia pracy.

Księżniczka Mia, która nie bała się niczego, postanowiła niezwłocznie ruszyć na spotkanie przeznaczenia. W trakcie wędrówki przeżyła wiele wspaniałych przygód i poznała niezwykłych przyjaciół. Jednak kiedy w końcu dotarła na miejsce, okazało się, że to nie koniec jej zmartwień. Potężny Mag wprawdzie zgodził się pomóc, ale tylko pod warunkiem, że dziewczyna zdoła sprostać trzem próbom, które miały na celu ocenić jej charakter i ostatecznie zbadać, czy zasłużyła na ratunek.

Faza prób uchodzi powszechnie za najciekawszy fragment, który w pełni ukazuje talent autorki do budowania wciągających opowieści. Zadania Maga są nie tylko pomysłowe, dodatkowo zmuszają Mię do wielu wewnętrznych poszukiwań oraz kreatywnej improwizacji, która wnosi ze sobą powiew chaosu oraz... świeżości. Ta część pozwala też bohaterom się rozwinąć, pokazując zaradność Księżniczki, która znalazła się w niemożliwej sytuacji, jednak dzielnie brnie do przodu, jak również przewrotny humor Maga – postaci całkiem komicznej, czego pewnie nikt nie spodziewał się po żyjącym na moczarach pustelniku.

Ostatecznie Mia odnosi zwycięstwo, więc czarodziej musi dotrzymać danego słowa. Wraca wraz z dziewczynką do zamku, gdzie za pomocą magii udaje mu się sprowadzić Królową z niebios na ziemię. Następnie przygotowuje eliksir, który zdejmuje z niej złowrogą klątwę. Królowa otwiera oczy i – ku zdumieniu wszystkich zgromadzonych – jej pierwsze spojrzenie pada na Maga wraz ze słowami:

– Och, to ty!

On również natychmiast rozpoznaje, z kim ma do czynienia, po czym pada na kolana z okrzykiem:

– Moja ukochana!

Szybko wychodzi na jaw, że Królowa i Mag bardzo dobrze się znają, ba!, łączy ich węzeł małżeński. Rzucono na nich jednak potężne zaklęcie zapomnienia, które nie tylko rozdzieliło ich na wiele lat, ale nie pozwoliło też im się odnaleźć. To Mia ponownie zerknęła ich razem, dzięki czemu wreszcie się rozpoznali. W wielkim finale Mag okazuje się jej zaginionym ojcem, a zjednoczona na nowo rodzina żyje długo i szczęśliwie w swoim Królestwie.

Nikt tylko nie wspomina, co stało się z królem z sąsiedniego państwa, który wielokrotnie uderzał w konkury do Królowej. Można jednak domniemywać, że nie skończył dobrze, gdy tylko Mag się o tym dowiedział...

***

– To jest okropne! – stwierdziła Kitty, pierwsza dorosła recenzentka, gdy tylko zapoznała się z manuskryptem. – Po prostu straszne!

– Niby dlaczego? – dopytywała urażona w miłości własnej Yen.

– Czy ty w ogóle zdajesz sobie sprawę z tego, co napisałaś? – napadła na nią przyjaciółka. – Wiesz, o czym jest ta historia?

– Najwyraźniej nie, więc może mnie oświecisz?

Kitty była tak zła, że wyglądała, jakby lada moment miała zacząć puszczać parę uszami niczym wkurzony imbryk. Jednocześnie wydawała się też dość blada, co nawet bardziej zaniepokoiło zdezorientowaną autorkę.

– Przecież ty w tej bajce uśmierciłaś samą siebie!

– Nie, ja... – zakłopotała się wyraźnie. – Po prostu... Aż tak to widać? – zapytała w końcu raczej smutno.

– Yenka, kochanie... W twojej opowieści matka zasypia, nie może się obudzić, a potem unosi się do nieba. To wcale nie jest subtelna metafora! Tylko że to jeszcze nie wszystko... Później im dalej, tym gorzej.

– Nie rozumiem.

– Nie masz wstydu, znowu to zrobiłaś! Obsmarowałaś biednego Severusa tak bardzo, że aż żal serce ściska. Nieobecny ojciec, który uciekł gdzie pieprz rośnie i chowa się przed odpowiedzialnością na zapomnianych przez Boga moczarach? Czy naprawdę tak o nim myślisz?!

– Absolutne nie!

– Ale podświadomie najwyraźniej tak, skoro w taki sposób go opisałaś. Czy naprawdę uważasz, że sobie nie poradzi, kiedy ty...

– Ojej! – wykrzyknęła nagle wstrząśnięta Yenlla. – To dlatego Sever zamknął się w pracowni, gdy zmusiłam go do przeczytania tej historii? Nie odezwał się później nawet słowem.

– Dziwisz mu się?! Oczernianie ojca jest doprawdy wyjątkowo niedzisiejsze i zwyczajnie seksistowskie! Szczególnie w tym przypadku, gdy nie ulega wątpliwości, kto tu jest lepszym rodzicem. On przynajmniej stara się znaleźć rozwiązanie, podczas gdy niepoważna matka lata sobie gdzieś w niebiesiech i ma wszystko w nosie!

Wzburzonej Kitty w jednej chwili wszystko się pomieszała. Kompletnie pogubiła się w fabularnych zawiłościach i zgubiła wątek. Sama już nie wiedziała, gdzie kończyła się literacka fikcja, a zaczynała życiowa prawda. Jak zawsze w wypadku Yenlli, wielkiej artystki i oszustki.

Szelma wyjątkowo pozostała spokojna, tylko nieco smutna, gdy spoglądała na swoją przyjaciółkę lekko wilgotnymi oczami.

– Może to prawda, sama nie wiem. Boję się, Kit-Kat. Boję się i czasem zupełnie poważnie myślę, że... Chciałam się z nią pożegnać, wiesz? Tak wiele pragnęłabym powiedzieć Al, ale jest za malutka. I nie tylko ona. Wszystkie moje dzieci są takie małe. Chciałabym, żeby coś im po mnie zostało, żeby mogły mnie poznać, gdyby... To pewnie nie najlepsza metoda, ale nie mam pojęcia, co jeszcze mogłabym zrobić.

– Wszystko będzie dobrze, Yenka – pocieszyła ją Kitty, gdy wyczuła, że rozmowa zmierza w niebezpieczne rejony. – Tyle razy było już ciężko, a ty zawsze jakoś się wykręciłaś. Teraz też ci się uda.

Pozostali czytelnicy nie dostrzegli w „Mii w Krainie Kociołków" aż tak dramatycznego przekazu. Prawdopodobnie stało się tak dlatego, że zanim książka trafiła w ich ręce, ciąża Yen doczekała się szczęśliwego finału – i nikt nie umarł, nie odfrunął ani nie zniknął. Nieskomplikowana i stosunkowo mało oryginalna opowieść szybko zdobyła niezwykłą popularność, nie tylko wśród dzieci. Przyczyna tego sukcesu była dość zaskakująca...

Okazało się, że wielbiciele „Narzeczonej dla czarnoksiężnika" uznali bajkę za nieoficjalną kontynuację musicalu, widząc w Królowej i Magu... Leah i Seraphinusa. Rzucona na parę klątwa zapomnienia idealnie pasowała na przewrotną zemstę Lorda Deathwisha, który do samego końca próbował rozdzielić kochanków i zepsuć ich szczęśliwe, rodzinne życie. Fanowska teoria rozszalała się niczym pożar, ku radości Yen i Starlighta. I chociaż autorka nigdy jej nie potwierdziła, to też nie protestowała żywiołowo, gdy ktoś o niej wspominał. W tym czasie kolejne wydania bajki rozchodziły się jak ciepłe bułeczki.

***

Kitty miała dobre przeczucia. Yen ponownie uniknęła przeznaczenia, chociaż jej ciąża miała skomplikowany przebieg i trwała dość krótko. Emilia Ewangelina Snape przyszła na świat 3 sierpnia 2005 roku, czyli po mniej niż ośmiu miesiącach. Jak na wcześniaka była jednak w o wiele lepszym stanie niż kiedyś jej siostra. Skoro matce udało się uniknąć czarnej depresji, bardziej o siebie dbała, prowadząc względnie zdrowy tryb życia. Zapewne nie bez znaczenia był również fakt, że przez cały czas, gdy była unieruchomiona w pistacjowym saloniku, miała zajęcie, w dodatku takie, które bardzo przypadło jej do gustu. Nowy pomysł na biznes pomógł jej rozwiązać wiele problemów.

Piękna pani Snape wyzdrowiała, jednak ostatnie doświadczenia bardzo ją zmieniły, nawet jeśli sama nie chciała tego przyznać. Była zdecydowanie słabsza, wolniejsza i... ostrożniejsza. Wolała pracę w studiu, przy audiobookach, słuchowiskach i nagrywaniu własnych wersji znanych piosenek, od pochłaniających mnóstwo czasu i energii premier teatralnych. Przyjmowała wyłącznie skromniejsze role i epizody, które pozwalały jej nadal się rozwijać, ale nie kosztowały tak wiele. Severus to aprobował, chociaż wolał zbyt często nie poruszać tego tematu, żeby nie oberwać. Yenlla była przewrażliwiona na punkcie swojej cudownie odzyskanej kariery, której nikt nie miał prawa jej ponownie odbierać.

 Nieco odmienione i elastycznie dostosowane do aktualnych potrzeb życie nadal toczyło się gładko i nikt (zazwyczaj) nie narzekał. To doprawdy zadziwiające, ile można osiągnąć, rozmawiając ze sobą oraz poszukując satysfakcjonujących dla obu stron kompromisów... nawet jeśli koronnym argumentem wciąż pozostaje szybujący wskroś pilnie domagającej się remontu kuchni.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro