Prolog
Let it go, let it go
Can't hold it back anymore
Let it go, let it go
Turn away and slam the door
I don't carewhat they're going to say
Let the storm rage on
(FROZEN: Let It Go)
– Nie.
– Ależ Severusie!
– Powiedziałem NIE, dyrektorze! – wrzasnął nagle profesor Snape, a ostrzegawcza nuta w jego głosie zamknęła usta nawet samemu Albusowi Dumbledore'owi. – Podjąłem decyzję – dokończył spokojniej i odwrócił się w stronę drzwi.
– Mój chłopcze, powinieneś to dobrze przemyśleć.
– Do ciężkiej cholery! – zaklął młodszy mężczyzna, zwracając się ponownie ku przełożonemu, a jego oczy błysnęły niebezpiecznie. – Odkąd pamiętam, nic innego nie robię i wie pan, do jakich wniosków doszedłem? Że mam zwyczajnie dosyć – uciął gwałtownie i dla nich obu było całkowicie jasne, że niezupełnie to chciał powiedzieć.
– Sev...
– Tak, dosyć! Jako Śmierciożerca mordowałem i torturowałem... Niech pan się przestanie krzywić, doskonale pan o tym wie! Zmieniłem strony i co? I moim głównym zadaniem nadal jest mordowanie i torturowanie! Nie tak miało być. Nie. To. Mi. Obiecałeś!
– Severusie...
– Nie. Między tobą i Mrocznym nie ma żadnej różnicy. Żegnam.
– Ależ...
– NIE! Do cholery, NIE! Odchodzę. Mam gdzieś ten zasrany Zakon i ciebie też. Odchodzę.
– Nie możesz. Jak...
– Mam to gdzieś! Nie rozumiesz? Nie zatrzymasz mnie. Jestem wolnym człowiekiem, na pieprzonego Salazara!
Severus Snape jednym płynnym ruchem zerwał z siebie wierzchnią szatę i cisnął ją z rozmachem pod nogi dyrektora. Stanął tak przed nim, prawdopodobnie najpotężniejszym czarodziejem współczesnego świata, rozczochrany, w zwykłych mugolskich spodniach i wystającej z nich wymiętej koszuli.
– Udław się, Dumbel – wydyszał mu prosto w twarz, po czym szybko wyszedł, trzaskając zamaszyście drzwiami.
***
Kolejne, zwołane naprędce, zebranie Zakonu Feniksa w gabinecie dyrektora Hogwartu było wyjątkowo burzliwe.
– I on tak po prostu... – Nie mógł uwierzyć Remus Lupin.
– Wyszedł. – Wzruszyła ramionami Minerwa McGonagall. – Trzasnął drzwiami i zniknął.
– Jak to zniknął? Opuścił szkołę? – dopytywał Syriusz Black.
– Nie. Tego nie mógł zrobić.
– Jasne, przecież nie ma dokąd iść – zakpił.
– Syriuszu! – syknęła dawna nauczycielka mężczyzny, marszcząc groźnie brwi. – To są poważne sprawy, mógłbyś sobie chociaż raz darować. Nie jesteś już małym chłopcem!
– Właśnie dlatego nie muszę już słuchać morałów, pani profesor – odgryzł się naburmuszony pan Black.
– Łapa! – rzucił ostrzegawczo Lupin.
– Przestańcie się kłócić, na miecz Godryka! – odezwał się po raz pierwszy Dumbledore i zmęczonym ruchem potarł czoło. – Severus może się jeszcze nie wyprowadził, ale złożył rezygnację, zaszył się w lochach i poszukuje mieszkania przez ogłoszenie. Argus mi doniósł, że zaczął się pakować.
Pomiędzy kilkunastoma członkami Zakonu zapanowała niemal namacalna cisza. Mundungus Fletcher czkał rytmicznie przez sen.
– Czyli on tak na poważnie? – niespodziewanie zabrała głos Tonks, otwierając szeroko oczy i czochrając w zamyśleniu swą wściekle różową czuprynę. Przeżywający egzystencjalne bóle buntownik absolutnie nie zgadzał się z obrazem wrednego Nietoperza, którego zapamiętała ze szkoły.
– Ale o co mu właściwie chodzi? – zastanawiał się głośno Kingsley Shacklebolt. – To znaczy... Przecież on zawsze właściwie robił to samo. Chyba to lubił, prawda?
– Może właśnie o TO chodzi – szepnął filozoficznie Lupin.
– Za coś się zostaje tym Śmierciożercą, nie? – kończył w tym czasie Kingsley. – I co? Dlaczego teraz nagle mu się odmieniło?
– Okres.
– Słucham? – Nie dosłyszał auror.
– Powiedziałem, że pewnie ma okres – parsknął Syriusz.
– Black! – fuknęła na niego dziko profesor transmutacji, a siedzący obok Lunatyk westchnął teatralnie. Jemu też stary kumpel powoli zaczynał działać na nerwy.
– Jednym słowem – wtrącił Alastor „Szalonooki" Moody, zgrzytając z wściekłości zębami – właśnie zostaliśmy bez szpiega w szeregach wroga, bo ta twoja lewa ręka ma humory. Tak, Albusie! Akurat teraz! Czy to nie dziwne?
Prawdopodobnie najpotężniejszy czarodziej współczesności po raz nie wiadomo który tego wieczoru ciężko westchnął i rozmasował sobie skronie.
– A może on wrócił do... – zasugerowała nieśmiało Molly Weasley.
– Moim zdaniem, bezsprzecznie – przytaknął szybko stary auror. – Przeklęty, przewrotny...
– Nie, w takim wypadku najpierw by nas pozabijał, zamiast robić sceny. – Pokręcił głową Dumbledore.
– Może to taka zmyła...
– Syriuszu, teraz to ja cię proszę!
– Już dobrze, dyrektorze.
– Naprawdę, Harry tak bardzo cię w tym przypomina, że gdybym nie wiedział, że Lily...
– Albusie, to nie jest najlepszy moment – przerwała dyrektorowi Minerwa McGonagall z surową miną.
Starszy mężczyzna w zamyśleniu potoczył wzrokiem po wpatrzonych w niego podwładnych.
– Posłuchajcie mnie, moi drodzy, musimy coś zrobić, wymyślić jakikolwiek sposób, aby zatrzymać Severusa Snape'a w Zakonie. To już nie są żarty. Severus to nasz jedyny kontakt wśród zwolenników Toma. Wojna wkracza w decydująca fazę, nie poradzimy sobie bez jego raportów, nie mówiąc już o wrodzonych zdolnościach strategicznych, z których Tom korzysta w tym samym stopniu, co ja. Severus nie może odejść. To zbyt niebezpieczne, zarówno dla naszych planów, jak i dla niego samego. Równocześnie z opuszczeniem Zakonu Severus postanowił bowiem nie stawiać się więcej na wezwania Voldemorta. Nie muszę wam tłumaczyć, jak to się skończy, prawda? Musimy coś zrobić. Teraz. Zanim sytuacja jeszcze się pogorszy.
– Tak, ale co? – Pokręciła głową profesor McGonagall.
Jeżeli o nią chodziło, nie miała do Ślizgonów ani serca, ani cierpliwości, a mimo najszczerszych chęci nie była w stanie przemienić Snape'a w Gryfona.
– Imperius.
– Łapa, wyjdź!
– Spokojnie, Lupin. Popieram pomysł pana Blacka – wtrącił znowu Moody ze złowrogim uśmiechem. – Zgłaszam się na ochotnika, aurorzy mają licencję... Jednak gdyby ktoś chciał znać moje zdanie, proponowałbym od razu Avadę.
– Wszyscy zachowujecie się jak dzieci! Doprawdy! – oburzyła się wicedyrektorka i gwałtownie poderwała się z krzesła. – Jeżeli ta dyskusja zaraz nie zacznie zmierzać w sensownym kierunku, opuszczę to pomieszczenie. Mam o wiele lepsze rzeczy do roboty niż wysłuchiwanie podobnych bzdur.
– Proszę, błagam o spokój – poprosił zmęczonym tonem dyrektor, wesołe iskierki w jego oczach należały w tej chwili do odległej przeszłości. – Przykro mi to mówić, ale jeżeli chodzi o Severusa, wszyscy ponieśliśmy klęskę. Od samego początku nie potrafiliśmy do niego dotrzeć, jakoś się porozumieć. Nie możecie, moi drodzy, nie przyznać mi racji. Sam popełniłem w tym przypadku mnóstwo pomyłek. Musimy więc uciec się do pomocy kogoś z zewnątrz, znaleźć kogoś, kto będzie w stanie utrzymać go w Zakonie. Na powrót przyciągnąć, przywiązać, przekonać do wspólnej sprawy.
– Albusie, o czym ty właściwie... – Profesor McGonagall opadła bezsilnie na miejsce. – Chyba nie...?
– Dyrektorze, myśli pan, że...? – wykrzyknęła zdumiona Molly.
– Nie, Albusie, ty kompletnie oszalałeś! – zawołał Moody. – Już lepiej...
– Avadą?
– Panie Black, czy nie myślał pan kiedyś o karierze aurora?
– Przemknęło mi przez głowę...
– Na wspaniałą Morganę, o czym wy wszyscy mówicie? – zaczęła Tonks, ale Lupin zaraz jej przerwał:
– Na litość, dajcie dyrektorowi skończyć.
– Dziękuję, Remusie. Tak więc, jak się pewnie zorientowaliście, moi drodzy, mam pewien plan, ale dla jednego spośród was będzie on oznaczał dłuższą podróż. Uważam jednak, że warto. To nasza jedyna szansa.
W tym momencie drzwi gabinetu otworzyły się i wsunęła się przez nie głowa woźnego Filcha.
– Dyrektorze – zameldował, salutując po żołniersku. – Profesor Snape właśnie opuścił zamek.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro