Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Prolog



Let it go, let it go

Can't hold it back anymore

Let it go, let it go

Turn away and slam the door

I don't carewhat they're going to say

Let the storm rage on

(FROZEN: Let It Go)


– Nie.

– Ależ Severusie!

– Powiedziałem NIE, dyrektorze! – wrzasnął nagle profesor Snape, a ostrzegawcza nuta w jego głosie zamknęła usta nawet samemu Albusowi Dumbledore'owi. – Podjąłem decyzję – dokończył spokojniej i odwrócił się w stronę drzwi.

– Mój chłopcze, powinieneś to dobrze przemyśleć.

– Do ciężkiej cholery! – zaklął młodszy mężczyzna, zwracając się ponownie ku przełożonemu, a jego oczy błysnęły niebezpiecznie. – Odkąd pamiętam, nic innego nie robię i wie pan, do jakich wniosków doszedłem? Że mam zwyczajnie dosyć – uciął gwałtownie i dla nich obu było całkowicie jasne, że niezupełnie to chciał powiedzieć.

– Sev...

– Tak, dosyć! Jako Śmierciożerca mordowałem i torturowałem... Niech pan się przestanie krzywić, doskonale pan o tym wie! Zmieniłem strony i co? I moim głównym zadaniem nadal jest mordowanie i torturowanie! Nie tak miało być. Nie. To. Mi. Obiecałeś!

– Severusie...

– Nie. Między tobą i Mrocznym nie ma żadnej różnicy. Żegnam.

– Ależ...

– NIE! Do cholery, NIE! Odchodzę. Mam gdzieś ten zasrany Zakon i ciebie też. Odchodzę.

– Nie możesz. Jak...

– Mam to gdzieś! Nie rozumiesz? Nie zatrzymasz mnie. Jestem wolnym człowiekiem, na pieprzonego Salazara!

Severus Snape jednym płynnym ruchem zerwał z siebie wierzchnią szatę i cisnął ją z rozmachem pod nogi dyrektora. Stanął tak przed nim, prawdopodobnie najpotężniejszym czarodziejem współczesnego świata, rozczochrany, w zwykłych mugolskich spodniach i wystającej z nich wymiętej koszuli.

– Udław się, Dumbel – wydyszał mu prosto w twarz, po czym szybko wyszedł, trzaskając zamaszyście drzwiami.

***

Kolejne, zwołane naprędce, zebranie Zakonu Feniksa w gabinecie dyrektora Hogwartu było wyjątkowo burzliwe.

– I on tak po prostu... – Nie mógł uwierzyć Remus Lupin.

– Wyszedł. – Wzruszyła ramionami Minerwa McGonagall. – Trzasnął drzwiami i zniknął.

– Jak to zniknął? Opuścił szkołę? – dopytywał Syriusz Black.

– Nie. Tego nie mógł zrobić.

– Jasne, przecież nie ma dokąd iść – zakpił.

– Syriuszu! – syknęła dawna nauczycielka mężczyzny, marszcząc groźnie brwi. – To są poważne sprawy, mógłbyś sobie chociaż raz darować. Nie jesteś już małym chłopcem!

– Właśnie dlatego nie muszę już słuchać morałów, pani profesor – odgryzł się naburmuszony pan Black.

– Łapa! – rzucił ostrzegawczo Lupin.

– Przestańcie się kłócić, na miecz Godryka! – odezwał się po raz pierwszy Dumbledore i zmęczonym ruchem potarł czoło. – Severus może się jeszcze nie wyprowadził, ale złożył rezygnację, zaszył się w lochach i poszukuje mieszkania przez ogłoszenie. Argus mi doniósł, że zaczął się pakować.

Pomiędzy kilkunastoma członkami Zakonu zapanowała niemal namacalna cisza. Mundungus Fletcher czkał rytmicznie przez sen.

– Czyli on tak na poważnie? – niespodziewanie zabrała głos Tonks, otwierając szeroko oczy i czochrając w zamyśleniu swą wściekle różową czuprynę. Przeżywający egzystencjalne bóle buntownik absolutnie nie zgadzał się z obrazem wrednego Nietoperza, którego zapamiętała ze szkoły.

– Ale o co mu właściwie chodzi? – zastanawiał się głośno Kingsley Shacklebolt. – To znaczy... Przecież on zawsze właściwie robił to samo. Chyba to lubił, prawda?

– Może właśnie o TO chodzi – szepnął filozoficznie Lupin.

– Za coś się zostaje tym Śmierciożercą, nie? – kończył w tym czasie Kingsley. – I co? Dlaczego teraz nagle mu się odmieniło?

– Okres.

– Słucham? – Nie dosłyszał auror.

– Powiedziałem, że pewnie ma okres – parsknął Syriusz.

– Black! – fuknęła na niego dziko profesor transmutacji, a siedzący obok Lunatyk westchnął teatralnie. Jemu też stary kumpel powoli zaczynał działać na nerwy.

– Jednym słowem – wtrącił Alastor „Szalonooki" Moody, zgrzytając z wściekłości zębami – właśnie zostaliśmy bez szpiega w szeregach wroga, bo ta twoja lewa ręka ma humory. Tak, Albusie! Akurat teraz! Czy to nie dziwne?

Prawdopodobnie najpotężniejszy czarodziej współczesności po raz nie wiadomo który tego wieczoru ciężko westchnął i rozmasował sobie skronie.

– A może on wrócił do... – zasugerowała nieśmiało Molly Weasley.

– Moim zdaniem, bezsprzecznie – przytaknął szybko stary auror. – Przeklęty, przewrotny...

– Nie, w takim wypadku najpierw by nas pozabijał, zamiast robić sceny. – Pokręcił głową Dumbledore.

– Może to taka zmyła...

– Syriuszu, teraz to ja cię proszę!

– Już dobrze, dyrektorze.

– Naprawdę, Harry tak bardzo cię w tym przypomina, że gdybym nie wiedział, że Lily...

– Albusie, to nie jest najlepszy moment – przerwała dyrektorowi Minerwa McGonagall z surową miną.

Starszy mężczyzna w zamyśleniu potoczył wzrokiem po wpatrzonych w niego podwładnych.

– Posłuchajcie mnie, moi drodzy, musimy coś zrobić, wymyślić jakikolwiek sposób, aby zatrzymać Severusa Snape'a w Zakonie. To już nie są żarty. Severus to nasz jedyny kontakt wśród zwolenników Toma. Wojna wkracza w decydująca fazę, nie poradzimy sobie bez jego raportów, nie mówiąc już o wrodzonych zdolnościach strategicznych, z których Tom korzysta w tym samym stopniu, co ja. Severus nie może odejść. To zbyt niebezpieczne, zarówno dla naszych planów, jak i dla niego samego. Równocześnie z opuszczeniem Zakonu Severus postanowił bowiem nie stawiać się więcej na wezwania Voldemorta. Nie muszę wam tłumaczyć, jak to się skończy, prawda? Musimy coś zrobić. Teraz. Zanim sytuacja jeszcze się pogorszy.

– Tak, ale co? – Pokręciła głową profesor McGonagall.

Jeżeli o nią chodziło, nie miała do Ślizgonów ani serca, ani cierpliwości, a mimo najszczerszych chęci nie była w stanie przemienić Snape'a w Gryfona.

– Imperius.

– Łapa, wyjdź!

– Spokojnie, Lupin. Popieram pomysł pana Blacka – wtrącił znowu Moody ze złowrogim uśmiechem. – Zgłaszam się na ochotnika, aurorzy mają licencję... Jednak gdyby ktoś chciał znać moje zdanie, proponowałbym od razu Avadę.

– Wszyscy zachowujecie się jak dzieci! Doprawdy! – oburzyła się wicedyrektorka i gwałtownie poderwała się z krzesła. – Jeżeli ta dyskusja zaraz nie zacznie zmierzać w sensownym kierunku, opuszczę to pomieszczenie. Mam o wiele lepsze rzeczy do roboty niż wysłuchiwanie podobnych bzdur.

– Proszę, błagam o spokój – poprosił zmęczonym tonem dyrektor, wesołe iskierki w jego oczach należały w tej chwili do odległej przeszłości. – Przykro mi to mówić, ale jeżeli chodzi o Severusa, wszyscy ponieśliśmy klęskę. Od samego początku nie potrafiliśmy do niego dotrzeć, jakoś się porozumieć. Nie możecie, moi drodzy, nie przyznać mi racji. Sam popełniłem w tym przypadku mnóstwo pomyłek. Musimy więc uciec się do pomocy kogoś z zewnątrz, znaleźć kogoś, kto będzie w stanie utrzymać go w Zakonie. Na powrót przyciągnąć, przywiązać, przekonać do wspólnej sprawy.

– Albusie, o czym ty właściwie... – Profesor McGonagall opadła bezsilnie na miejsce. – Chyba nie...?

– Dyrektorze, myśli pan, że...? – wykrzyknęła zdumiona Molly.

– Nie, Albusie, ty kompletnie oszalałeś! – zawołał Moody. – Już lepiej...

– Avadą?

– Panie Black, czy nie myślał pan kiedyś o karierze aurora?

– Przemknęło mi przez głowę...

– Na wspaniałą Morganę, o czym wy wszyscy mówicie? – zaczęła Tonks, ale Lupin zaraz jej przerwał:

– Na litość, dajcie dyrektorowi skończyć.

– Dziękuję, Remusie. Tak więc, jak się pewnie zorientowaliście, moi drodzy, mam pewien plan, ale dla jednego spośród was będzie on oznaczał dłuższą podróż. Uważam jednak, że warto. To nasza jedyna szansa.

W tym momencie drzwi gabinetu otworzyły się i wsunęła się przez nie głowa woźnego Filcha.

– Dyrektorze – zameldował, salutując po żołniersku. – Profesor Snape właśnie opuścił zamek.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro