Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Odsłona 12: Długi ozór Kundla


Fame on the wireless as far as it goes
Is all very well but every girl knows
She needs a man she can monopolize
With fingers in dozens of different pies
Oh but it's sad when a love affair dies!

(EVITA: Goodnight and Thank You)

Severus Snape stał dumnie wyprostowany, zagryzając zęby i starając się trzymać fason. Jedną ręką swobodnie opierał się o zagłówek fotela, aby w nieodpowiednim momencie przypadkiem nie zawiodło go porządnie obite przy którymś z kolei upadku kolano. Usiłował nie zastanawiać się nad tym, jak idiotycznie musi wyglądać z rozciętą wargą i siniejącym z minuty na minutę okiem – zupełnie podobnym teraz do tego, jakie bardzo artystycznie wymalowała sobie Yen. Opuchlizna znacznie zmniejszyła mu pole widzenia. Starannie unikał pełnego w równych proporcjach potępienia i zawodu wzroku dyrektora, próbując jednocześnie nie patrzeć ani na nagle szalenie uradowaną i ledwie powstrzymującą histeryczny chichot żmiję, ani na Molly Weasley, która – uporawszy się już z obrażeniami wilkołaka i opatrzywszy fatalnie pokiereszowaną łapę kundla – stała teraz niedaleko niego, zachlapując podłogę workiem z topniejącym lodem, którego mistrz eliksirów nie zamierzał nawet zauważać, nie wspominając o dotykaniu czy używaniu. Nie w tym życiu. Cała sprawa była już wystarczająco komiczna, nie chciał jej dodatkowo oglądać przez pryzmat kompresu na oku. Nie potrzebował niczyjej pomocy. Sam poradziłby sobie świetnie, gdyby tylko go stąd wypuścili i pozwolili zamknąć się na kilka minut w laboratorium.

– A więc – odezwał się po chwili dłuższego, pełnego napięcia milczenia Albus Dumbledore – z tego, co zrozumiałem, a mam szczerą nadzieję, że coś zrozumiałem źle, obecna tutaj pani Snape...

Wywołana przestała wreszcie głupkowato się uśmiechać i jakby zmalała w oczach. Jednego nie mogła sobie jednak darować i skorygowała bardzo cicho:

– Honeydell.

– Pani Snape – powtórzył z naciskiem starszy czarodziej – symulowała przez pewien czas istnienie bardzo alarmującej sytuacji.

Yenlla nakryła głowę rękami i jęknęła. Zdaje się, że wreszcie dotarło do niej, jak bardzo narozrabiała, i że oto przyszedł i odpowiedni czas, i człowiek, żeby wyciągnąć z tego konsekwencje. Prawdopodobnie niezbyt dla niej miłe. Przez chwilę z całych sił usiłowała rozmyć się w powietrzu, ale jakoś jej to nie wychodziło.

– Czy mam rację?

– Tak – wyszeptała.

– Nie dosłyszałem.

– Dyrektorze, proszę! Spokojnie – wtrąciła się pani Weasley.

Podeszła do nieszczęsnej sprawczyni całego zamieszania, pozostawiając za sobą mokry ślad. Położyła suchą dłoń na ramieniu Yen.

– A ja proszę, aby mi nie przerywano – rzucił dość groźnie dyrektor. – Próbuję sobie to wszystko poukładać.

Tym razem wyglądał naprawdę poważnie, wręcz strasznie. Rozbawione iskierki ustąpiły miejsca groźnym ogniom, głos nabrał mocy i grozy. Z łagodnego staruszka nie pozostał nawet ślad. Ten człowiek z pewnością był najpotężniejszym magiem obecnych czasów. Zdecydowanie budził postrach i szacunek. Severus i Remus, a nawet Syriusz spuścili smętnie nosy na kwintę, w jednym wypadku zakończyło się to poluzowaniem tamponady.

– Zatem pani Snape, w celu na razie jeszcze niesprecyzowanym, bardzo zależało na tym, aby przekonać nas, że dzieje się jej krzywda. Czy dlatego trzech moich ludzi pobiło się jak małe dzieci o miotełkę?

Nikt jakoś nie kwapił się z udzieleniem odpowiedzi.

– Nie trzech, tylko dwóch – poprawiła Yen. – Black miał wtedy ciekawsze rzeczy do roboty...

– Bardzo chciałbym się dowiedzieć, co znaczy ta dziecinada. Malowanki i przepychanki! Czy doprawdy trzeba państwu przypominać, co się dzieje za drzwiami? Czy nie mamy ważniejszych spraw na głowie niż wasze zadawnione nieporozumienia? O zatargach o – zawahał się – kobiety nie wspominając.

– Przepraszam, dyrektorze, ale chciałbym zauważyć, że sam pan to zaczął – wypalił Severus, zgrzytając ze złości zębami.

– Słucham?

– Sprowadził ją pan tutaj i nich mnie diabli, jeżeli wiem dlaczego!

– Jak to dlaczego, Snape? Żeby ci się lepiej pracowało, nie?

– Nie twój interes, Black.

– Żebyś miał gdzie wyładować nadmiar życiowej energii – dorzucił złośliwie Syriusz.

– Co, zdaje się, o wiele bardziej przydałoby się tobie, bo ostatnio pewne twoje organy chyba zamieniły się funkcjami, Black.

– Dziękuję, wolę mniej zużyty towar.

Yenlla wciągnęła ze świstem powietrze, a pani Weasley tupnęła nogą.

– Syriuszu, jak śmiesz! Jak możesz mówić podobne rzeczy?!

Usiadła na oparciu fotela i objęła Yen, która chętnie wtuliła się w jej bujny biust, uciekając tym samym skutecznie z zasięgu wszystkich samców w pokoju. Pani Snape nie była w ciemię bita. Jeżeli Matka Weasley stanie po jej stronie, jest w domu. Nikt nie śmiałby zaczynać z Matką Weasley. Zrobiła najbardziej niewinną i zrozpaczoną minkę, na jaką mogła się w tej chwili zdobyć.

– Uważaj na język! – pouczyła Molly obrażonego Łapę.

– Dość tego! – Dumbledore po raz kolejny podniósł głos. – Zachowujecie się znacznie gorzej niż dzieci.

– Więc niech ją pan stąd odeśle – warknął mistrz eliksirów przez zęby, nadludzkim wysiłkiem woli starając się nad sobą panować. – Ona jest jak... jak kocimiętka!

– CO?! – krzyknęła Yenlla z oburzeniem.

– Opinia znawcy – skomentował kpiąco Syriusz.

– Zejdź ze mnie, kundlu!

– To akurat nie ja mam okazje od czasu do czasu na ciebie włazić, Snape.

– Black! Wystarczy już tych aluzji. – Molly wstała, zdecydowanie pociągając za sobą przyklejoną do niej kurczowo Yen. – Zabieram stąd to biedne dziecko.

– Biedne? – zdziwił się uprzejmie Severus.

– Dziecko? – dodał zgodnie Black.

– Powiedziałam coś, Syriuszu!

– O nie, droga Molly – zatrzymał ją stanowczo dyrektor. – Ona zostanie tutaj, dopóki wszystko się nie wyjaśni.

– Przypominam wszystkim, że ONA ma bardzo ładne imię.

– Ależ Molly!

– Nie, dyrektorze! Nie będę spokojnie stać i wysłuchiwać tych ataków.

– Przecież...

– Cicho! – Matka Weasley machnęła ręka na starszego czarodzieja jak na któregoś ze swoich niesfornych synów. – Obie już dosyć się nasłuchałyśmy i to rzeczy wyjątkowo nieodpowiednich dla kobiecych uszu! Dwaj dorośli mężczyźni rzucili się na siebie niczym skończeni kretyni, z Bóg jeden wie jakiego powodu, a teraz wszyscy uczepiliście się niewinnej dziewczyny. Pieprzona solidarność plemników, ot co!

Czterej panowie w jednej chwili zesztywnieli, a dwóch z nich nawet się zarumieniło. Subtelna sugestia rozbawionych iskierek powróciła do oczu Dumbledore'a. Uśmiechnął się lekko. Yenlla odetchnęła z ulgą i od razu poczuła się o wiele lepiej... dopóki nie usłyszała, jak Severus zgrzyta zębami.

– Dobrze, droga Molly. W porządku, porozmawiamy spokojnie. Obawiam się jednak, że Yenlla nie jest tak całkiem niewinna...

– Ale też tylko w części winna!

– W sporej części, tak. Czy obie panie zechcą usiąść?

Molly skinęła głową i usiadła na kanapie. Yen przycupnęła tuż obok.

– Niech będzie – rzekła łaskawie pani Weasley. – Wyjaśnijmy to wszystko raz a dobrze, ale bez tego ciągłego dogryzania.

– Co nazywasz dogryzaniem, Molly? – chciał wiedzieć pan willi na Grimmauld Place 12.

– Sądzę, że ciebie, Syriuszu, sprawa dotyczy najmniej, więc w ogóle nie musisz tutaj przebywać.

Nachmurzony Black odwrócił się i pochylił, nagle bardzo zainteresowany swoją poranioną stopą.

– Aha, i na miejscu Yen zrobiłabym dokładnie to samo.

– Skąd wiesz, że...

– Litości, Syriuszu! Nietrudno było się domyślić.

Yenlla patrzyła na nich, chowając się za Molly i słuchając, jak Snape w dalszym ciągu próbuje ze złości zetrzeć sobie zęby, i wreszcie się wkurzyła. Stwierdziła, że nie ma sensu chować głowy w piasek. Czego ma się bać? Co ma do stracenia?

– Och, dobra, skończmy już z tym – powiedziała, wstając i biorąc się pod boki dla dodania sobie animuszu. – Może to, co zrobiłam, nie było szczególnie mądre, ale wypraszam sobie, że bezsensowne. Ktoś musiał coś zrobić, prawda? – Odgarnęła nerwowo włosy z czoła i przygryzła wargę. – Ile można? To... To zupełnie głupie!

– Co, moje dziecko? – zdziwił się Dumbledore.

– To całe niby małżeństwo! Wyszłam za Snape'a, bo pan mnie o to poprosił, bo twierdził pan, że to bardzo ważne, a ja nie wypytywałam o szczegóły. Zrobiłam, czego ode mnie wymagano, prawda? Tylko że to, co pan mówił, okazało się, za przeproszeniem, stekiem bzdur, a ja do tej pory nie wiem, co mieliście dzięki temu osiągnąć, ale znowu o nic nie pytałam. O Krucze Gniazdo też nie. Nieważne. Przeżyłam. W każdym razie, nie widzę powodu, aby tę sytuację dłużej przeciągać. Ani żebyśmy z Severusem nadal musieli być do siebie nawzajem idiotycznie uwiązani. Pan jednak zdaje się nie zwracać na to uwagi. Nie ma żadnej wzruszającej historii. Oboje tylko czekamy, aż pan zdejmie z nas kajdany. Każde z nas ma swoje życie, ale chyba nikogo to nie obchodzi, bo trwa jakaś głupia wojna i nikt nie ma na nic czasu. Ale to nie jest moja wojna, w ogóle mnie ona nie obchodzi, a nikt do tej pory nie wytłumaczył mi, co tutaj w ogóle robię. Oczywiście poza byciem... ekhem... kocimiętką – westchnęła ciężko, przeszywając mistrza eliksirów nieprzychylnym spojrzeniem, lecz on akurat patrzył w drugą stronę. – A skoro najwyraźniej nie spełniam tutaj żadnej istotnej roli, oprócz bycia powodem samczych walk, jak raczył pan sam zauważyć, to bardzo chciałabym już wrócić do siebie... Pod warunkiem oczywiście, że znajdę nowy dom, skoro poprzedni straciłam. Myślałam, że jeżeli uda mi się... że... och! Że jeżeli wszyscy jednocześnie pomyślicie, że jest naprawdę źle, to pan da sobie i nam spokój, i... – Zamachała znacząco lewą dłonią. Małe kółeczko na serdecznym palcu zamigotało srebrzyście. Yen odchrząknęła jeszcze bardziej znacząco. – To wszystko.

W salonie zapanowała cisza. Wszyscy obecni wkładali wiele wysiłku w to, aby nie patrzeć teraz na zdeterminowaną kobietę, zwłaszcza Remus Lupin.

– Aha – dodała po chwili namysłu o wiele mniej pewnym tonem. – Sever o niczym nie wiedział. Pewnie się zdziwił.

Powiedziawszy to, Yenlla odwróciła się na pięcie i rozłożyła arogancko na wielkim fotelu pod oknem, jak najdalej od Nietoperza i ich wszystkich. Dyrektor milczał bardzo długo, mimo wwiercającego się w niego, ponaglającego spojrzenia Molly Weasley, które mówiło mniej więcej coś w stylu: „A nie mówiłyśmy?", tylko bardziej natarczywie.

– To zajmie najwyżej minutę – odezwał się Snape, wykonując niezdecydowany ruch ręką, który nosił w sobie sugestię rozdzielania czegoś od czegoś innego.

– Nie mamy teraz na to czasu. – Dyrektor sięgnął po swoją pelerynę, ignorując nagły wybuch szumu w pokoju.

– Ale dlaczego? – zapytała z rozpaczą Yen.

– Dyrektorze, nie może mi pan tego zrobić! Nie teraz.

– Powiedziałem już, Severusie.

Yenlla podbiegła i przytrzymała starszego mężczyznę za ramię.

– Niech nam pan to przynajmniej wytłumaczy.

Albus Dumbledore przyglądał się przez moment jej pięknej, choć teraz bardzo zagniewanej twarzy, a potem pogłaskał ją po włosach. Spojrzał ponad jej ramieniem na Snape'a, który wyglądał, jakby miał szczerą ochotę rozszarpać przełożonego gołymi rękami. I zapewne zrobiłby to, gdyby nie powstrzymywał go zaiste ogromny szacunek. Dlatego tylko stał nieopodal, dysząc ciężko i nieświadomie odsłaniając żółte zęby.

– Zupełnie tego nie rozumiem, mój chłopcze – zwrócił się do niego spokojnie Dumbledore. – Wszak jest przynajmniej jedna rzecz, która powinna pomóc waszemu związkowi, nie mylę się?

Mistrz eliksirów zamrugał oczami, najwyraźniej początkowo nic z tej uwagi nie rozumiejąc, lecz już sekundę później gwałtownie zbladł. Mimo to dzielnie grał dalej.

– Nie wiem, o co panu chodzi, dyrektorze.

– Och, chyba nie sugerujesz, że jej o tym nie powiedziałeś? – dorzucił straszy czarodziej niewinnie.

– O czym? – ożywiła się Yenlla, przenosząc wzrok od jednego mężczyzny do drugiego.

– To zostało panu powierzone w tajemnicy – warknął bardzo cicho, praktycznie na granicy słyszalności Severus Snape.

– Co nie zmienia faktu, że uważam...

– Nie.

– Uważam, że Yen powinna wiedzieć.

– O czym powinnam wiedzieć? – nie dawała za wygraną.

– O NICZYM.

– Mój chłopcze!

– Nie waż się tego zrobić!

Snape bardzo rzadko zdobywał się na zwrot per ty do dyrektora. Właściwie Yen nie słyszała, aby kiedykolwiek dotąd to zrobił. Teraz dodatkowo rzucił mu swoje najmocniejsze spojrzenie i, uznając widocznie dalszy pobyt tutaj za bezcelowy, wyszedł, powiewając szatą i trzaskając drzwiami, aż kawałki tynku posypały się na głowy zebranych. Zdezorientowana Yenlla stała jeszcze chwilę, patrząc w osłupieniu na dyrektora, a potem wybiegła za swoim mężem. Swoim nadal mężem.

Fiasko. Totalne.

***

– O czym miałeś mi powiedzieć?

– Słyszałaś. O niczym.

– Ależ Severusie!

– Zejdź mi z drogi.

– Ale...

Snape odsunął ją siłą i ruszył w głąb mieszkania. Yen podążała krok w krok za nim, gniotąc ze zdenerwowania rąbek sukni w dłoniach.

– Severus...

– Nie. Daj mi święty spokój.

– Jeżeli to dotyczy mnie, muszę wiedzieć.

– To nie ma z tobą nic wspólnego.

– Przecież...

– To nie twój interes.

– Jednak dyrektor powiedział...

– Dyrektor jest sklerotycznym starcem i...

– I dobrze wie, co mówi. Zawsze. – Yen uczepiła się jego szaty. – Co wy znowu przede mną ukrywacie. Dlaczego nikt mi nic nie mówi? Dyrektor mnie zbywa, a ty...

– Chyba wyraziłem się jasno. – Snape uwolnił się od niej, odginając palec po palcu wczepione w swoje ubranie dłonie. – Przestań za mną łazić.

– Sever, co on chciał przez to powiedzieć? Severus!

Uciekł do pracowni, zatrzaskując i ryglując drzwi przed Yen. Nie zwracał uwagi na jej natrętne okrzyki.

***

Gdy kilka godzin później, w środku nocy, Severus wychodził ze swojego gabinetu, omal się nie przewrócił, potknąwszy się o siedzącą na progu Yenllę. Zmierzyła go z dołu takim spojrzeniem, że wyrzuty sumienia powinny w tej samej sekundzie rzucić się na niego bardziej zawzięcie niż piranie.

– Powiedz mi – poprosiła.

– Nie.

– Dlaczego?

– Bo nie.

– Teraz to ty dramatyzujesz.

Prychnął i już miał dla odmiany zatrzasnąć za sobą drzwi sypialni, gdy nagle się zatrzymał. Odwrócił i popatrzył na nią. Zdawał się rozważać coś w myślach. Potem zawrócił i wyciągnął rękę.

– Chodź.

– Słucham?

– Zamierzasz dalej nocować na tej kanapie?

– Ja... nie wiem.

Yenlla popatrzyła nieufanie na niego i wyciągniętą ku sobie dłoń. Zmarszczyła w zamyśleniu brwi. Właściwie... Z nich wszystkich był chyba najlepszy. I nawet specjalnie nie wściekał się za to wszystko, chociaż zdecydowanie miał powody. Poza tym... Ostatecznie, kiedy się nad tym zastanowić, w gruncie rzeczy Lupinowi też chodziło o jedno. Każdemu chodzi. Severus Snape przynajmniej nigdy tego nie ukrywał.

Już miała skinąć głową i podać mu rękę, gdy przypomniała sobie bal u Malfoyów. Potem to, jak ją nazwał oraz komplet mało przyjemnych odzywek z dzisiejszej awantury na Grimmauldzie. I nagle poczuła się tym zmęczona.

Siedząc wciąż na progu laboratorium, oparła się wygodniej o framugę i spuściła wzrok.

– Dziękuję za propozycję, ale nie.

– Na Salazara! To nie była dwuznaczna oferta. Nie rzucę się na ciebie... kocimiętko. Nie jestem zwierzęciem – urwał, wciągając ze świstem powietrze. – Zresztą – wydyszał – wygląda na to, że w ogóle mnie tam dzisiaj nie będzie.

Yenlla zerknęła na niego ponownie z pytającą miną. Severus trzymał się za przedramię, a spod rękawa wydobywała się znajoma zgniłozielona poświata.

– Och!

– Rozgość się.

***

Piękna Yenlla nie zamierzała łatwo się poddać. Miała już po dziurki w nosie tajemnic, a już szczególnie nie lubiła, gdy ukrywano przed nią rzeczy bezpośrednio z nią związane. Z Severusa – typowe – nie udało jej się nic wydobyć, zresztą i tak bez przerwy siedział w szkole albo szlajał się gdzieś ze Śmierciojadami. Jeżeli w ogóle bywał w mieszkaniu, siedział u siebie, a zza drzwi gabinetu nie dochodziło jej uszu nic poza kichaniem i siąkaniem. Wypytywanie Dumbledore'a darowała sobie od razu. Dyrektor potraktowałby ją filozoficzną wiązanką na temat poświęcenia i ciekawych czasów lub cytrynowym dropsem, co w gruncie rzeczy wychodziło na jedno, z tym, że Yen filozofię mogła znieść, za to sam cytrynowy zapach doprowadzał ją do pasji. Uch, mężczyźni!

Niestety mężczyźni byli górą w tym towarzystwie. Molly na pewno nie była w nic wtajemniczona. Poczciwa Matka Weasley należała do tego rodzaju osób, którym Yen nie powierzyłaby nawet nazwy marki swojego ulubionego szamponu, nie mówiąc o czymś więcej, a McGonagall wciąż budziła jej odrazę. Cholerna Żelazna Dziewica!

Krukonka jednak nie rezygnowała. Istnieją inne sposoby. Muszą. Postanowiła w miarę możliwości przeprowadzić małe śledztwo na własną rękę.

***

Przez trzydzieści siedem lat życia Severus Snape miał dość okazji, żeby się przekonać, że nieszczęścia niezmiernie rzadko chodzą parami – zazwyczaj przemieszczają się stadami, mnożąc jak króliki. Niestety, ten dzień najwyraźniej uznał, że jego misją jest udowodnić to mistrzowi eliksirów po raz kolejny.

Mistrz eliksirów słuchał raportu przemawiającego właśnie Śmierciożercy. Od początku pełen był jak najgorszych przeczuć, a pod koniec już całkowicie zdruzgotany – oczywiście o tyle, o ile Severus Snape był psychicznie i fizycznie zdolny do czucia się zdruzgotanym. Doskonale jednak zdawał sobie sprawę z tego, że ten człowiek nie miał prawa wiedzieć nawet połowy tego, o czym właśnie mówił, a skoro wiedział, oznaczało to, że po drugiej stronie coś poszło nie tak. W Zakonie albo Ministerstwie zalągł się kret. Osobiście Severus stawiał na to drugie – ministerialni urzędnicy na bank właśnie coś spieprzyli i wszystko trzeba będzie zaczynać od nowa. W którymś miejscu zapory bezpieczeństwa wytworzyła się szpara i nastąpił tragiczny wyciek. Cały wysiłek ostatnich miesięcy poszedł na marne.

Od jakiegoś czasu podejrzewali... On podejrzewał... Zakon podejrzewał – zdecydował się w końcu na odpowiednią formę – że ludziom Mrocznego Lorda udało się zdobyć nowy kontakt w Ministerstwie, jednak do końca mieli nadzieję, że mogą się mylić. Niestety, ten facet musiał być naprawdę kimś ważnym, a sprawa skomplikowana i tajna, skoro Snape'a do niej nie dopuścili. Może rzeczywiście ostatnio wykazywał zbyt mało... Zainteresowania? Chęci? Nie podobał mu się sposób, w jaki Mroczny czasem mu się przyglądał. Nawet sam przed sobą niechętnie się do tego przyznawał, ale chyba miał kłopoty. Gdy się nad tym zastanowić, było to nieuniknione. Nie mógł nic poradzić na to, że coraz bardziej miał dosyć, że podbój świata coraz mniej go obchodził, a spotkania Wewnętrznego Kręgu zwyczajnie nudziły. Musieli coś zauważyć. W końcu miał wokół siebie psychopatyczną śmietankę czarodziejskiego świata.

A teraz jeszcze to. Trzeba będzie się tym zająć, jak zwykle. Namierzyć i zlikwidować, a przy okazji w miarę możliwości wprowadzić dodatkowe zamieszanie w przekazywanych danych. Nic prostszego, sama przyjemność. Ciekawe, komu przypadnie ten zaszczyt...

Po skończonym zebraniu, kiedy większość Śmierciożerców zdążyła się już teleportować, Severus zdjął maskę, z ulgą odetchnął głęboko mroźnym porannym powietrzem i kichnął. Owinął się szczelniej grubym płaszczem i sięgnął po chusteczkę. Ruszył niespiesznie w stronę granicy pola antyteleportacyjnego.

– Tak szybko z powrotem, Snape? – zawołał za nim Rudolfus Lestrange.

– Nie mam tu nic do roboty.

– Nie bądź taki sztywny, koleś – dorzuciła od siebie jakaś ruda, zgrabna kobieta. – Możesz się zabrać z nami.

– Gdzie? – zapytał odruchowo. Nie był specjalnie zainteresowany, miał dziewięćdziesiąt procent szans na przewidzenie odpowiedzi.

– Jest robota do zrobienia, Snapy – wyjaśnił Nott. – Dzisiaj... właściwie już wczoraj wieczorem miało miejsce uroczyste otwarcie nowego mugolskiego osiedla pod Londynem. Same szychy, a teraz prawdopodobnie wszyscy są w stanie nie bardzo obronnym, toteż nagle nabraliśmy ochoty, aby się tam rozejrzeć. Piszesz się?

– Nie otrzymałem w tej sprawie instrukcji.

– Służbista! – zarechotał w odpowiedzi Nott.

Snape zmiażdżył go pogardliwym wzrokiem.

– Czarny Pan ceni posłuszeństwo, nie samowolę.

– Zlituj się!

– Mistrz najbardziej ceni kreatywność. Pamiętasz jeszcze, co oznacza to słowo, Snape? – Bellatrix wysunęła się przed swojego męża z uśmiechem szaleńca wykrzywiającym wąskie usta.

– Czy mi się wydaje, czy stronisz ostatnio od towarzystwa? – dodał od siebie ktoś, nad kogo imieniem Severusowi nie chciało się w tym momencie zastanawiać.

– Mam ważniejsze sprawy na głowie niż wyżynanie bezrozumnych pionków. To dobre dla nowicjuszy.

– Dobra, dobra, możesz sobie pozwolić na szczerość. Jesteś wśród starych... przyjaciół. – Bellatrix zbliżyła się do niego kołyszącym krokiem, który pasował do niej jak i do niego samego. Otarła się o niego i wsunęła mu dłonie do kieszeni płaszcza.

– Zabierz ręce – syknął ostro.

– Nie podoba ci się?

– Nie. Bell, jesteś równie pociągająca jak zwłoki Karkarowa. Z całym szacunkiem, Lestrange.

– Oczywiście, w porównaniu muszę wypadać raczej kiepsko. W domu czekają cię pewnie przyjemniejsze rozrywki.

– Owszem.

– Ależ to musi być kobieta. Nienasycona – szepnęła mu do ucha Bellatrix. Wreszcie odsunęła się i zwróciła do reszty. Wykrzywiła się kpiąco. – Tracimy czas. Nie pamiętacie? Snape ma ostatnio o wiele przyjemniejszą zabawkę. Po kiego szlajać się na mrozie, kiedy ma ci kto grzać tyłek w twoich własnych piernatach?

Nieporuszony dotąd Severus drgnął i chwycił ją za ramię. Fuknęła i automatycznie wbiła w niego komplet paznokci, zupełnie jak Yenlla.

– Uważaj, Bella.

– Bo co?

– Nie wtrącaj się w cudzy kocioł, bo może wykipieć prosto na ciebie.

– Grozisz mi?

– Zgadnij. A ty lepiej pilnuj żony, Lestrange – rzucił ponad jej głową w stronę Rudolfa. – Na twoim miejscu spiłowałbym jej pazury.

– Nie zaczynaj ze mną, Snape! – ryknęła porywczo Bellatrix.

Mistrz eliksirów tylko zaśmiał się, odstępując na krok.

– Ciesz się, póki możesz. Nie kwapisz się do ukatrupienia Honeydell, co? Pamiętasz, co powiedział Mistrz? – rzekła i zaraz zaświeciły jej oczy, bo wiedziała, że trafiła.

– Tak. Zawsze pamiętam.

– I dobrze. Nie musisz wykazywać się inicjatywą, ale pilnuj, żebyś nie okazał się nieposłuszny.

– Bo? Ty na mnie doniesiesz?

– Tak – wypluła mściwie to słowo. – To będzie pierwszym, co zrobię, bo wiem, że fałszywa gnida z ciebie, Snape, ale jesteś zbyt sprytny, żeby przytrzasnąć ci na czymś łapki. Jednak teraz się wpakowałeś i to, kurwa, nawet sam nie wiesz jak. Nie doceniasz mnie, Snape, ale zwróć uwagę na to, że teraz ty masz słaby punkt, a ja dalej nie, więc jeszcze zobaczymy, kto będzie górą.

Mierzyli się zawzięcie wzrokiem. Severus nie dał po sobie poznać, że cokolwiek z tego, co właśnie usłyszał, w najmniejszym stopniu go zaniepokoiło. Ostatecznie wygrał, ponieważ to Bellatrix pierwsza odwróciła wzrok.

– Pilnuj się, Snape – warknęła po raz ostatni na pożegnanie, wracając do pozostałych Śmierciożerców.

– To idziemy czy konwersujemy? – Do zebranej wokół mistrza eliksirów grupy dołączył Lucjusz Malfoy.

– Tylko mi nie mów, że ty też się wybierasz? – zapytał odruchowo zdziwiony Severus.

– Owszem, mon ami. Ty nie?

– Rzygasz na widok flaków.

Pan na Malfoy Manor beztrosko wzruszył ramionami.

– Wyrzygam się na zapas przed. Inicjatywa i kreatywność zapewniają dobre miejsce w kolejce w chwili nagrody, cher serpent.

– Oczywiście...

***

Pod wpływem panującego w mieszkaniu ciepła Severus rozkaszlał się na dobre. Zakrył usta ręką. Yenlla spała niespokojnie zwinięta na samym skraju dużego łóżka. Gdy wyczuła czyjąś obecność, skuliła się, zakrywając kołdrą po czubek głowy. Merlinie, jedno było pewne – z tą dziewczyną nie wszystko było w porządku. Niezależnie od tego, jak bardzo starała się to ukryć.

Usiadł w fotelu przy znacznie mniejszym sypialnianym kominku i wyciągnął przed siebie nogi. Za dwie godziny musiał być w Hogwarcie. Nie zamierzał brać zwolnienia. Gdyby za każdym razem brał zwolnienie, nie wyrobiłby nauczycielskiego minimum. Poza tym w jego obecnej sytuacji wszelkie absencje prawdopodobnie wywołałyby wśród dzieciarni lawinę komentarzy, a Yen już dosyć uprzykrzała mu życie na miejscu, nie musiała jeszcze zagrażać jego – o bogowie! – pedagogicznej karierze.

Zresztą i tak nie chciało mu się spać.

Lubił patrzeć na Yenllę, kiedy była pogrążona we śnie. Właściwie tylko wtedy dawała się znieść. Uśpiona nie zakłócała wrażeń estetycznych.

***

Yen krążyła po salonie domu Blacków z książką w dłoni, powtarzając coś bezgłośnie pod nosem i co chwila zerkając do tekstu. Mimo że udawała bardzo zajętą, wydawała się rozkojarzona i zdenerwowana, jakby na coś niecierpliwie czekała. Właśnie wtedy do środka wszedł Remus Lupin. Wycofał się szybko, gdy tylko ją dostrzegł.

– Nie! – zawołała za nim. – Remusie, proszę, stój! – Podbiegła do niego, chwyciła za ręce i wciągnęła z powrotem do pokoju. Mężczyzna miał trochę niepewna minę i unikał patrzenia bezpośrednio na nią. – Proszę – nalegała, ciągnąc go za sobą.

– Nie chciałem przeszkadzać – wymamrotał.

Chociaż nadal był niezdecydowany, poddał się jej woli i pozwolił usadzić na wersalce. Yenlla opadła obok niego, wciąż ściskając go za rękę i spuszczając pokornie głowę.

– Chciałam cię przeprosić.

– Nie, Yen. Nie trzeba.

– Zachowałam się okropnie. Nie wiem, co powiedzieć. Tak mi głupio.

– W porządku, ja...

– Przepraszam.

– Naprawdę nic się nie stało.

Podniosła głowę i popatrzyła na niego uważnie. Remus spróbował się uśmiechnąć, ale niezupełnie mu wyszło. Wyglądał, jakby chciał stamtąd jak najszybciej uciec.

– Czuję się fatalnie, bo wszystko skupiło się na tobie. Wyszło na to, że... Och, ja... ja... – plątała się niezręcznie. Niezwykle rzadko miała okazję kogokolwiek przepraszać. Zazwyczaj wychodziło na to, że ostatecznie to ją wszyscy przepraszali. Dodatkowo Remus w niepojęty sposób przypominał jej, że ogólnie nie ma najczystszego sumienia.

– Yen, nie przejmuj się tym. – Jednak to Lupin był w o wiele gorszej sytuacji, jeszcze nigdy nie czuł się tak zakłopotany.

– Nie, pozwól mi to powiedzieć! I Severus, i Black mają rację. Jestem perfidną, dwulicową...

– Wcale nie.

– Ależ tak! To było podłe! Jestem kłamliwą, złą kobietą.

– Nie, nie jesteś.

– A ty jesteś zbyt dobry. Nie pocieszaj mnie, przecież wiem, co zrobiłam. To było wredne i czuję się paskudnie.

Yenlla załamała dramatycznie ręce i zwiesiła ponuro głowę. Trudno było ocenić, a chyba nawet ona sama nie wiedziała, ile z tego, co mówi, jest prawdą. Jednak z pewnością nie chciała urazić Remusa. Lubiła go i chyba rzeczywiście trochę żałowała wprowadzenia w życie tego niezbyt przemyślanego pomysłu.

– Nie powinnaś. – Remus zbliżył się do niej i uniósł jej twarz ku sobie. Yen zamrugał zdziwiona taką bliskością z jego strony. – Ja... ja to rozumiem.

– C-co? Jak to?

– To nie ty jesteś zła – westchnął. – Chyba nie miałaś najlepszych wzorców.

Dopiero po chwili zrozumiała, co miał na myśli, i niespodziewanie zachciało jej się śmiać. Mimo wszystko.

There's no business like show business – mruknęła.

– Być może. A poza tym taki już masz styl bycia.

– Deptać tych, którzy zawadzają?

– Robić idiotów z tych, którzy się o to proszą.

– Remusie – zadrżała – ale ty chyba nie... Ty nie myślisz... Ja wcale nie uważam, że ty... Ojej!

– Tylko żartowałem. – Tym razem uśmiechnął się szeroko i mrugnął do niej zaczepnie. Yen wzajemnie rozpłynęła się w uśmiechach, aż ponury salon Syriusza widocznie się rozjaśnił.

– Przepraszam – powtórzyła.

– Przestań już.

– Kiedy tak strasznie namieszałam!

– Nic się nie stało.

– A twój nos?

– Jakoś udało się go poskładać. Nigdy wcześniej nie udało mi się złamać nosa, to zawsze jakieś nowe doświadczenie.

– Pokaż. – Zaśmiała się i pogłaskała go po twarzy. – Uuu, wygląda okropnie.

Mężczyzna odwzajemnił się za tę uwagę prztyczkiem w jej własny, niezwykle zgrabny nosek.

– Wybaczysz mi? – zapytała dziecinnie.

– Yen, daj spokój, nie ma o czym mówić.

– Nie, pytam poważnie. – Przemieściła się, podwijając nogi pod siebie, i oparła na jego ramieniu. – Nie chcę mieć w tobie wroga.

– To niemożliwe. Nikt nie potrafiłby się na ciebie długo gniewać. Kto nie uległby takiemu rozkosznemu wybuchowi samokrytyki?

– Jak ty przeżyłeś tak długo na tym świecie?

– Bardzo się staram.

Yenlla najpierw podała mu rękę, a po namyśle objęła i pocałowała na zgodę w policzek.

Severus otworzył drzwi prowadzące do salonu i natychmiast je zamknął. Przez jakiś czas walczył ze sobą w duchu, po czym – chyba po raz pierwszy w historii swoich wizyt na Grimmauld Place 12 – zapukał.

***

Yenlla i Severus leżeli, a każde z nich balansowało na swojej krawędzi łóżka. Dzieliła ich odległość na tyle duża, że mogłaby się tam spokojnie i komfortowo wyspać spora część Wewnętrznego Kręgu.

– Severus... śpisz?

– Tak.

Usłyszał, że kobieta przewraca się na drugi bok, ale nie przysunęła się do niego ani o cal.

– Dlaczego nie chcesz mi powiedzieć?

– Nie zamierzam znowu do tego wracać.

– Więc mi powiedz! Cokolwiek by to nie było.

Nie odezwał się. Yenlla znowu zaczęła się wiercić i wreszcie się zbliżyła. Potrząsnęła jego ramieniem.

– Nie musisz się mną przejmować. Nic mnie już nie zdziwi. Czy Mroczny zmienił zdanie? Posłał za mną zlecenie? Dlatego muszę tu zostać? To o to chodzi? To ma nas niby... jednoczyć?

Severus odwrócił się w jej stronę i oparł na łokciach. Yen wpatrywała się w niego intensywnie pewna, że tym razem ma rację, i oczekiwała potwierdzenia. Oczy błyszczały jej w brunatno-pomarańczowym półmroku, tak samo jak lekko wilgotne usta. Mistrz eliksirów odgarnął jej włosy z szyi i położył dłoń na rozgrzanym karku. Oddech i puls Yenlli natychmiast przyspieszyły. Patrzyła na niego niezdecydowana, przygryzając wargi. Popchnął ją delikatnie i ułożył na poduszkach. Minął już prawie miesiąc. Bardzo prawie.

– Nie – szepnęła, kiedy się nad nią pochylił.

– Hm?

– Nie – powtórzyła. – Boli... boli mnie głowa.

– Yen, ciebie nigdy nie boli głowa.

– Teraz mnie boli. – Wstała, uwalniając się od niego. – Muszę wziąć proszek.

– Yen?

– Tak?

– Już nic.

***

Yenlla poklepała po włochatym łbie snującego się krok w krok za nią psa. Łapa radośnie zakręcił się wokół niej, chlaszcząc ogonem po odsłoniętych łydkach.

– Przepytasz mnie?

– Jasne. – Lupin chwycił w locie rzuconą mu książkę. – Co to jest?

Yen podrygiwała w rytm, który tylko ona słyszała, ściskając za przednie łapy utrzymującego się niezgrabnie w pozycji wertykalnej zwierzaka. Sądząc po krokach, było to jakieś pokątne skrzyżowanie charlestona z cza-czą.

– Masz dzisiaj dobry humor – zauważył Remus.

– Cieszę się, że nie wystawiliście mnie za drzwi za... za moje idiotyczne pomysły.

– Spokojnie. Gdyby przyszło co do czego, pod tym względem na pewno nie pobiłabyś Syriusza.

Pies opadł z powrotem na podłogę i warknął na niego groźnie. Yen uklękła obok niego, czochrając rękami skołtunioną sierść. Remus uśmiechnął się nieco histerycznie.

– Cicho, Bestio. Nie chcę rozmawiać o Syriuszu.

– Khm.

– Tak w ogóle, to gdzie on się podziewa przez całe dnie?

– Hm... eee... Severus nic ci nie mówił?

– Severus? Dlaczego akurat on?

– Nie, nic. Nieważne. A Syri pewnie tarza się po strychu, monologując do swojego hipogryfa. Wiesz, jak to jest – wyjaśnił cokolwiek kulawo Remus zdezorientowany całą tą sytuacją, czemu zresztą trudno się dziwić. Nadal nikt nie poinformował Yenlli o animagicznych zdolnościach Blacka, a on nie zamierzał być pierwszy. Zresztą, zagłuszało go ujadanie przyjaciela. Gorączkowo próbował zmienić temat na bezpieczniejszy. – Nie odpowiedziałaś na pytanie, dlaczego się tego uczysz?

– To moja mała tajemnica.

– Tak?

– Tak. – Wystawiła mu język, przytulając się do psa. – Niedługo załatwię sprawę z moim doktoratem, a potem koniec z tym! Kiedy całe to wariactwo z wojną wreszcie minie, zamierzam wrócić do teatru. Muszę ćwiczyć.

– O, to fantastycznie, ale co na to... – urwał zakłopotany.

– Wybacz, Remmy, ale wtedy ON będzie ostatnią osobą, którą powinno to obchodzić, prawda?

Może było to zaledwie złudzenie albo psikus niezbyt dobrego oświetlenia pokoju, lecz po tych słowach twarz Lupina wydawała się o wiele bardziej pogodna i jakby młodsza. Łapa wskoczył na kanapę i stuknął go pyskiem w ramię. Remus bezskutecznie próbował go odsunąć. W ostateczności zasłonił się książką.

Poskromienie złośnicy? – przeczytał tytuł.

– Aha. Katarzyna.

– Ta sekutnica? Idiotą byłby ten, kto zaproponowałby ci inną rolę niż Bianka.

– E tam, wyjątkowo mało wyrafinowana postać – rzuciła obojętnie Yenlla, taksując go uważnie wzrokiem i w charakterystyczny sposób przygryzając wargę. Potem się zdecydowała.

– Remmy, chciałam cię o coś spytać – zaczęła poważnie i podeszła bliżej do naczelnego wilkołaka Hogwartu, zajętego opędzaniem się od próbującego go ugryźć kumpla. Pod dotknięciem Yen Łapa natychmiast się uspokoił, liżąc ją zawzięcie po rękach.

– Pytaj.

– Co to za sprawa, o której Severus nie chce mi powiedzieć, chociaż dyrektor uważa, że powinien?

– Yen, to naprawdę...

– Proszę.

– To nie moja sprawa, nie mogę się wtrącać.

– Wiem, wiem, wszyscy to mówią.

– Wolałbym... – Wił się pod jej natrętnym spojrzeniem jak mały chłopiec, który niedawno coś przeskrobał. Miał chęć ucieczki aż zbyt wyraźnie wypisaną na twarzy. – Nie, Yen. Nic nie wiem.

Śliczna Yenlla uśmiechnęła się do siebie, siadając obok niego, bardzo obok, i gładko zmieniając taktykę.

– Remmy, przecież ty musisz wiedzieć, o co w tym chodzi. Jesteś w Zakonie, w pierwszej lidze! Nie kręć głową. Jesteś na pewno świetnie zorientowany.

– Przestań, czuję się nieswojo.

– Ale to wszystko prawda!

– Mimo to nie powinniśmy o tym rozmawiać.

– Remus, popatrz na mnie. – Odruchowo odwrócił głowę. Przytrzymała go za rękę. – Jedno słówko, sugestia i zaraz się odczepiam. Proszę, daj mi cokolwiek!

– Nie jestem przekonany...

– Nie uważasz, że to trochę nie w porządku? – rzuciła zasmucona, próbując z jeszcze innej strony.

– Yen...

– Wszyscy wiedzą o czymś, co mnie dotyczy, tylko nie ja!

– Yen, ja...

– Czyli wiesz, o co chodzi, tak?

– Szczerze mówiąc, słyszałem coś, ale nie jestem pewien, czy nie...

– Z pewnością nie! – przerwała mu bardzo pewnym tonem, nim zdążył wyartykułować, o co mu chodzi.

– Yen, to jest sprawa miedzy wami.

– Między mną i Snape'em?

– Tak, tobą i Severusem – poprawił ją łagodnie.

– Mam coraz gorsze przeczucia...

– Nie powinnaś. A ja absolutnie nie uważam się za uprawnionego do udzielania ci tego rodzaju informacji. Z tego, co pamiętam, Severusowi bardzo zależało, aby do – nazwijmy to tak – tajemnicy została dopuszczona jak najmniejsza liczba osób. Ze swej strony mogę cię zapewnić, że nie było to, broń Merlinie, nic złego. Przeciwnie. Zresztą – usiłował bagatelizować Lupin, gdy poczuł, że mimo najlepszych chęci zbytnio się rozgawędził – cała sprawa dotyczy zupełnie nieistotnych zdarzeń jeszcze z czasów Pierwszej Wojny i doprawdy nie uważam, aby obecnie było to na tyle ważne, żeby zawracać sobie tym głowę.

– Ale jednak...

– Zostaw to, proszę. Severus nie byłby zadowolony, gdyby...

– Tak. On rzadko bywa zadowolony.

Lupin spojrzał na nią zdziwiony takim oświadczeniem. Nachmurzona Yenlla bardzo starała się wyglądać na mniej zagniewaną, niż była. Zagryzała usta, skubiąc nerwowo falbankę. Remus okazał się wyjątkowo stanowczy. Nie spodziewała się tego po nim.

– Przykro mi, ale to wszystko, co jestem w stanie powiedzieć na ten temat.

– Ale Remmy...

– Nie. Wiem, że potrafisz nalegać w bardzo uroczy sposób i niezmiernie chętnie bym uległ, jednak nie tym razem.

– Rozumiem. – Yen odwróciła się bokiem i wpatrzyła się w okno.

– Tylko Severus...

– Tak.

– Muszę na chwilę wyjść, ale później wrócę i odprowadzę cię do domu, dobrze?

– To nie jest mój dom.

Remus westchnął bezgłośnie, wpatrując się w tył jej głowy. Pomyślał, że tam rzeczywiście musiało dziać się coś niedobrego. Nie pamiętał, aby Yen kiedykolwiek wyrażała się o kimkolwiek tak niechętnie, a już szczególnie o swoim tymczasowym małżonku. Wnikanie głębiej w tę sprawę byłoby jednak bardzo nietaktowne.

– Do zobaczenia.

– Yhy.

Zgnębiony wilkołak wyszedł, a za nim jak z procy wyleciał kudłaty pies. W samotności Yenlla pozwoliła sobie na fuknięcie i tupnięcie nogą. Wsparła głowę na dłoni i wymruczała do siebie kilka pełnych wściekłości słów. Ostatnia szansa właśnie poszła się...

– Chcesz znać prawdę?

Odwróciła się na dźwięk głosu. W drzwiach stał pan rezydencji przy Grimmauld Place 12.

– Czego chcesz, Black?

– Może grzeczniej?

– Nie mam ochoty.

– Przypominam, że jesteś gościem w MOIM domu.

– To mnie wyrzuć. – Wzruszyła ramionami, nie racząc na niego spojrzeć.

Syriusza raczej nie zniechęciło chłodne przyjęcie. Zdecydowanym krokiem przemierzył pokój i rozwalił się w fotelu. Yen zadarła dumnie głowę do góry, wstała i demonstracyjnie ruszyła do wyjścia. Black wykonał jeden ruch różdżką. Drzwi rozjarzyły się, szczęknął zamek.

– Otwórz! – warknęła Yen.

Syriusz ziewnął głośno i lekceważąco, przeciągnął się, po czym przechylił na fotelu. Przyjrzał jej się z zainteresowaniem i rzucił lekko:

– Podobno twój kochaś robi to samo i jakoś ci nie przeszkadza.

– Odwal się.

– Zamyka cię w domu, a potem robi jeszcze sporo innych rzeczy...

– A co? Też masz chęć spróbować? – Gdyby wzrok mógł zabijać, ostatni dziedzic rodu Blacków nie miałby już czego szukać na tym świecie. – Doszło do tego, że musisz zamykać kobiety, aby zwróciły na ciebie uwagę?

– Bardzo zabawne, sama wymyśliłaś? – Black zgrzytnął zębami, lecz przełknął zniewagę i zdołał się opanować. – Ale co tam ja! Pomówmy o tobie, kochanie.

– Nie jestem twoje kochanie – prychnęła.

– Wciąż żałuję.

– Co masz do mnie?

– Mam coś, co może cię zainteresować.

– Ach tak?

– Tak. Nie słuchasz uważnie. Zaoferowałem podzielenie się z tobą prawdą.

– To znaczy?

– Nie rozumiem.

– Podejrzewam, że nasze rozumienia prawdy diametralnie się różnią.

Blackowi wreszcie puściły nerwy. Uderzył z pasją pięściami w oparcia fotela, wzniecając obłoki kurzu.

– Chcesz czy nie posłuchać o tym, co, zdaniem Dumbledore'a, miało się przysłużyć twojemu... życiu rodzinnemu?

– Podsłuchiwałeś!

– Owszem.

– Jak śmiesz?!

– Śmiem, bo śmiem. Kropka.

– Poza tym, co ty możesz wiedzieć? Zajmujesz się tutaj czymkolwiek, oprócz wypożyczania chaty? – zakpiła, trafiając w samo sedno.

Syriusz wyjątkowo nie dał się sprowokować.

– Myśl sobie, co chcesz, złotko, ale jednak jestem w tym całym Zakonie i od czasu do czasu zdarza mi się coś usłyszeć.

– Przykładając szklankę do ściany?

– Nawet jeżeli, jaką to robi różnicę?

W pokoju zapanowała cisza. Syriusz zabawiał się wydłubywaniem nitek z dziurawej kapy na fotelu, a Yenlla myślała nad czymś intensywnie.

– Dlaczego miałbyś mi cokolwiek mówić? – zapytała w końcu, ustępując.

– Bo to wyjątkowo francowata afera, a ja żywcem nie trawię twojego umiłowanego. Dlatego z przyjemnością mu czymś dowalę, nawet gdyby miało to oznaczać tylko tyle, że na kilka dni zawrzesz przed nim ciasno kolanka.

Yen spurpurowiała gwałtownie.

– Nie będę tego słuchać!

Szarpnęła za klamkę, ale ta ani drgnęła, a ona jak zwykle nie miała przy sobie różdżki. Niech to szlag! Dwóch facetów i ten sam numer. Nie mogła uwierzyć, że znowu dała się podejść w identyczny sposób.

Syriusz skoczył na równe nogi.

– Nie, dobra! Spokojnie! – zagadnął ugodowo. – Było za ostro, zgoda.

Położył jej dłonie na ramionach i spróbował odciągnąć od drzwi. Otrząsnęła się.

– Zostaw mnie!

– Dumbledore nie miał wtedy wcale na myśli scalania związku – wyrzucił z siebie szybko Black. – Staruszek zaszantażował kochanego Nietoperza, żeby ten przestał fikać. Zasugerował, że jeżeli ten się nie uspokoi, powie coś, czego absolutnie nie powinnaś usłyszeć. O tym, co Smarkerus kiedyś zrobił. Zaintrygowana?

– Jaki masz w tym cel?

– Żadnego. Chociaż gdyby Snape zwolnił cię którejś nocki...

Yenlla zamierzyła się na niego, ale tym razem był przygotowany. Chwycił ją za rękę, okręcił, a potem przycisnął mocno do siebie i przemaszerował z nią tanecznym krokiem po salonie.

– Nie dotykaj mnie!

– Bądź grzeczną dziewczynką.

– Zjeżdżaj!

– Zalazł ci za skórę, co? – zapytał, wykonując kolejny piruet.

– Nie mam pojęcia, co insynuujesz.

– Nie insynuuję, tylko obserwuję. I widzę, że Smark ci podpadł.

– Tak?

– Owszem. Dobrze wiesz, o co mi chodzi. Wcale nie jesteś taką dobrą aktoreczką, jak ci się wydaje, a już mnie na pewno nie nabierzesz. Pamiętam, jak wyglądaliście, kiedy zjawiliście się tu pierwszy raz, a teraz... Fiu, fiu! To musiało być coś wielkiego.

– Nie twój interes.

– A jednak!

Syriusz przechylił ją tak, że prawie zamiotła włosami podłogę. Gdy się nad nią pochylił, kopnęła go z rozmachem kostkę. Pilnowała, aby trafić w tę samą nogę, którą uszkodziła ostatnio. Zachwiał się, ale jej nie wypuścił.

– Prosiłem, żebyś się zachowywała.

– Mam to gdzieś. Do rzeczy: jaką mam gwarancję, że nie zmyślasz?

– Absolutnie żadnej. Dumbledore ani nikt inny nie powie słowa. Masz tylko mnie.

– Urocza perspektywa.

– Jak wolisz, skarbie. Więc?

– W porządku – skapitulowała Yen. – Niech będzie. Mów.

Dziedzic Blacków kurtuazyjnie wskazał jej miejsce na kanapie, a sam rozsiadł się po turecku naprzeciw niej na dywanie.

– Co Sm... Co Severus kiedyś zrobił? – zapytała.

Black zaśmiał się złośliwie w reakcji na jej przejęzyczenie. Kąciki ust Yen też jakby lekko drgnęły.

– Kilkanaście lat temu to Smarkerus sprzedał twój adres Śmierciojadom – wyśpiewał lekko i nie bez satysfakcji Syriusz.

– Co takiego? – zaśmiała się Yen z niedowierzaniem.

– Dyrektor ma całą listę jego grzeszków. Tylko on. Nawet połowa nie dotarła do Ministerstwa. Jest tam też miejsce dla ciebie.

– Bzdura!

– Dlaczego miałby tego nie zrobić? Każdy wie, że ta informacja była wtedy bardzo cenna. Słyszałem, że Smark ma bardzo ładnie urządzone mieszkanko i całkiem pokaźne oszczędności. Szeptał ci kiedyś na uszko, kim jest w Wewnętrznym Kręgu? Dumbledore'owi szeptał. Nawet sobie nie wyobrażasz.

– A skąd ty to możesz wiedzieć?

– Bo ja, wbrew temu, co sądzisz, potrafię patrzeć. Dziedziczny obłęd ma swoje dobre strony.

Pani Snape jeszcze przez chwilę śmiała się wesoło niczym z najwyborniejszego dowcipu, ale jednocześnie z sekundy na sekundę stawała się coraz bledsza.

– Dobrze się czujesz? – zainteresował się Black z fałszywą troską.

– Znakomicie.

– Nie wyglądasz najlepiej.

– Trochę tu duszno.

– Otworzę okno.

Skinęła głową.

„Co za kretyński wymysł!", myślała Yenlla. Snape zdrajcą?! Black mógłby się bardziej postarać. To było tak niewiarygodne, że aż... Doprawdy! Musiałaby być skończona idiotką, żeby uwierzyć w podobne rewelacje.

Z drugiej strony jednak... Dlaczego miałoby to być takie nieprawdopodobne? Nie miała powodów, żeby w to nie wierzyć. Za to pobudki Blacka brzmiały więcej niż wiarygodnie. To naturalne, że wygadał się z czegoś, co było Severusowi nie na rękę. Łagodnie mówiąc.

Jednak...

Nie! Co za głupota!

Syriusz stał w oknie i wdychał mroźne powietrze z cieniem tryumfalnego uśmieszku na wychudłej twarzy.

– Wyobraź sobie, co by było, gdyby aurorzy przypadkiem nie natknęli się wtedy na kryjówkę ludzi Vol... ekhem... Jego. Fiu! Fiu! – dodał tonem pogawędki, obserwując ją spod oka.

Yenlla zzieleniała.

– Nie wymawiaj tego imienia.

– Przecież nie wymawiam. Zająkuję się.

Jeżeli to nieprawda, to dlaczego nagle zrobiło jej się tak słabo? Ledwie może oddychać. Co się dzieje? Snape chyba nie mógłby... Snape był... Ale czy ona go w ogóle znała? Wcale. Odbiło jej tylko na jego punkcie w szkole – zapewne dlatego, że jako jedyny nie zwracał na nią uwagi – ale cóż z tego? Czy to cokolwiek znaczyło? Nie. Zresztą rozstali się potem w taki sposób... Czyżby chciał się zemścić? Tylko że to byłoby tak nieznośnie niskie! Absolutnie niepodobne do...

A może wręcz przeciwnie?

– Yen. – Syriusz stanął przed nią. Wyglądał na zakłopotanego.

Trudno było sobie poukładać to wszystko w głowie. Snape? Ze wszystkich ludzi na świecie akurat Snape?!

– Mógłbyś wyjść? Proszę.

– Tak, ale...

– Proszę.

– Niech to szlag! – Zmierzwił sobie nerwowo włosy. – Nie chciałem, żeby tak to wyszło.

– Hm?

– No bo... Bo teraz wyglądasz tak, jakbyś miała zemdleć.

– Nie bądź dziecinny, Black.

– Jednak...

– Nie przejmuj się mną.

– Yen, bo ja... No nie! Szlag! Szlag! Szlag!

Syriusz ponownie padł na podłogę. Usiadł, opierając głowę o siedzenie tuż obok kolan Yenlli. Zagryzł usta i zmarszczył czoło, wystukując równocześnie rękami jakiś szaleńczy rytm o własne uda. Na przemian też fukał i prychał, najwyraźniej nie mogąc się zdecydować, co właściwie chce powiedzieć. Yen nie zwracała na niego uwagi pogrążona we własnych ponurych rozmyślaniach.

– Mam dosyć, wiesz? – wyrzucił z siebie ostatecznie Black.

Nie odpowiedziała.

– Cholera, zrobiłem mnóstwo idiotycznych rzeczy, kiedy byłem młodym dupkiem... No, dobra, potem też, ale przecież nie musimy się już zawsze kłócić i sobie dogryzać, prawda? A teraz znowu wyszło na to samo.

– Rzeczywiście.

– To było dawno temu – plątał się, ponownie sobie zaprzeczając. – Nie jestem twoim wrogiem.

– Skoro tak twierdzisz. – Twarz Yen miała bardzo dziwny wyraz, jej dłonie zaciskały się kurczowo na sukience. Nie patrzyła na niego, prawdopodobnie też ledwie zdawała sobie sprawę z tego, co do niej mówił.

– Yenlla, może byśmy się wreszcie... No wiesz... Może zgoda, co?

Do tego czasu Syriusz zdążył już zdjąć zaklęcie z drzwi, a Remus powrócić. Teraz naczelny wilkołak Zakonu Feniksa ze zdziwieniem przyglądał się scenie w salonie. Jego przyjacielowi i Yen rzadko udawało się wytrzymać w tym samym pomieszczeniu przez sekundę bez wzniecania karczemnej awantury pełnej wyzwisk, niecenzuralizmów i wirujących w powietrzu sprzętów, a oto niespodziewanie siedzieli obok siebie spokojnie pogrążeni w cichej rozmowie. Lupin miał złe przeczucia, tym bardziej, że wyjątkowo nie podobał mu się dziwny błysk w oczach przyjaciela. Bardzo mu się nie podobał.

– Yen – odezwał się od progu – jesteś gotowa?

– Tak.

– Co ty na to, Yen? – naciskał Syriusz, któremu powrót Lunatyka w takiej chwili niezbyt odpowiadał.

– Zastanowię się – szepnęła słabo w jego stronę, wstając.

Wyszła z pokoju, a Remus zaraz za nią, żegnając Łapę ostrzegawczym zmarszczeniem brwi.

***

Yenlla Honeydell siedziała zwinięta na innej, dla odmiany Snape'owej kanapie, obejmując rękami okrutnie bolącą głowę. Uwierzyła Blackowi, bo dlaczego nie miałaby wierzyć? Za to teraz nie miała pojęcia, jak powinna zareagować. Z jednej strony wszystko wydarzyło się całe lata temu, w jakiejś innej epoce i obecnie nie miało znaczenia, ale z drugiej... czy naprawdę?

Severus Snape doniósł na nią do Lorda Voldemorta, którego ludziom naraziła się kiedyś na spotkaniu, ale przecież sam ją tam przyprowadził. Czy zrobiła coś na tyle złego, aby miał skazać ją na podobny los? Wydać w łapy największego ówczesnego (i obecnego) szaleńca? Za co? Jej, jakby na to nie patrzeć, były chłopak; ktoś, kto był jej swego czasu dość bliski, nawet, jeżeli to nigdy nie było do końca na poważnie. Czym sobie na to zasłużyła? Nie potrafiła tego zrozumieć. To było straszne i nie mieściło się w głowie.

Z drugiej strony – co to miało wspólnego z obecną sytuacją i jej pobytem tutaj, w domu Snape'a? Jaki cel miałoby wywlekanie tego teraz? Oboje i tak są zależni od woli Dumbledore'a.

Nic nie powie. Nie da po sobie poznać, że cokolwiek wie. Zostanie pod dachem mistrza eliksirów tak długo, jak będzie musiała, a potem ich drogi się rozejdą i nie będzie musiała go nigdy więcej oglądać. Tak będzie najlepiej.

Jednak to wszystko było takie dziwne... Owszem, Yen miała jakie takie pojecie, kim jest Severus – Śmierciojadem, prawdopodobnie wielokrotnym mordercą, zdrajcą i kto wie kim jeszcze, ale dla niej... Z tej strony nie spodziewała się ciosu. Severus rzeczywiście nie był specjalnie przyjemny w obejściu, ale nigdy nie zrobił jej nic złego. Znała go – o ile w ogóle – z zupełnie innej strony. Dla niej był wręcz... czuły. Jak mógł, biorąc pod uwagę, co jej zrobił!

I dlaczego Severus tak bardzo bał się, że to wyjdzie na jaw? Niech ma odwagę się przyznać, spojrzeć jej w twarz, a nie czai się po kątach!

Z drugiej strony – czy będzie potrafiła wytrzymać? Patrzeć na niego teraz, kiedy wszystko już wie...?

***

Severus Snape wszedł do mieszkania i oparł się o drzwi. Płaszcz rzucił na stolik obok, bo nie chciało mu się wyciągnąć ręki do wieszaka. Rozmasował palcami skronie. Nie był w najlepszej formie i to od dłuższego czasu.

Każdy dzień przebiegał dokładnie tak samo. Rozdarty miedzy Albusem Dumbledore'em i Lordem Voldemortem mistrz eliksirów regularnie zarywał noce, właściwie nie pamiętając, kiedy przespał więcej niż trzy godziny. Dodatkowo przez pięć dni w tygodniu miał lekcje i szereg pomniejszych obowiązków w Hogwarcie. Nikt nawet nie zauważył, że nie pojawia się na posiłkach w Wielkiej Sali, a już na pewno nikt się tym nie zainteresował, przypuszczając pewnie, że korzysta z okazji i ucieka do domu, do kochającej żony. Ciekawe tylko w jakim celu miałby to robić? W tym czasie pisał zaległe raporty, sprawdzał prace i doglądał maserujących się eliksirów, a ponieważ bez przerwy coś go od tego odrywało, większość z nich i tak nadawała się tylko do zlewu i cały proces należało zaczynać od początku. Wszystko to działało mistrzowi eliksirów na nerwy, chociaż oczywiście w życiu by się do tego nie przyznał. Był rozżalony i zmarznięty, a podczas ostatniej szalenie istotnej misji dla dobra Sprawy doszczętnie przemókł i prawdopodobnie się przeziębił. Pierwszy raz od wieków! Był rozżalony, zmęczony, zmarznięty i chory, i jak zwykle nie było nikogo, kto by się tym zainteresował.

Rozejrzał się po salonie. W półmroku nieoświetlonym żadnym innym światłem poza ogniem na kominku majaczyły zarysy ciemnych mebli i drobna kobieca sylwetka. Od razu ją zobaczył. W całym domu było tak spokojnie, że nie spodziewał się obecności Yen. Pamiętał wprawdzie, że Lupin ją przyprowadzał, ale ponieważ miał nieszczęście znaleźć się w niełasce, myślał, że znowu skorzystała ze świstoklika i gdzieś zniknęła – może do tej swojej kafejki. Panująca cisza wydała mu się podejrzana. Yenlla zawsze robiła wokół siebie mnóstwo hałasu, a gdy wracał, zaraz do niego przybiegała – jeżeli nie po to, aby się przywitać, to w celu wysunięcia kolejnych żądań czy pretensji, w zależności od nastroju. Przyzwyczaił się do tych ceremonii i wbrew sobie i zdrowemu rozsądkowi uznawał je za całkiem... przyjemne? Dzisiaj jednak było inaczej.

Yen siedziała na kanapie dziwnie zrezygnowana, co było dla niej więcej niż nietypowe. Nieobecna duchem, z pochyloną głową obejmowała kolana ramionami. Wydała mu się nagle taka krucha i... Tak, to była jej stała cecha – śliczna. Na ten widok poczuł tajemnicze ukłucie gdzieś w środku. Coś jakby nieuzasadniony żal. Spróbował się otrząsnąć, lecz chyba mu nie wyszło, ponieważ wcale nie poczuł się lepiej.

Od tego nieszczęsnego balu w Malfoy Manor w jego relacjach z Yen, zawsze mniej więcej przyjacielskich i niespecjalnie zobowiązujących, wszystko się popsuło. Nie wybaczyła mu tego, co w jego mniemaniu było drobnym żartem, i najwyraźniej zaplanowała zemstę. Potem zaczęła kombinować na własną rękę, a jej zabiegi ukoronowała słynna awantura na Grimmauld Place 12 i wymowne ostrzeżenie Dumbledore'a. Yenlla była mu od tamtej pory tak daleka, jakby znajdowała się w innej czasoprzestrzeni i dawała to odczuć na każdym kroku. Swoją bezsensowną misję najwyraźniej uznała za zakończoną, a Severusa za pokonanego i skutkiem tego natychmiast go od siebie odsunęła. Snape niespodziewanie dla siebie i zupełnie absurdalnie poczuł się nagle odtrącony... osamotniony niemalże, chociaż to ostatnie uczucie był w stanie bezpiecznie zrzucić na swoją ogólnie kiepską kondycję w ostatnich dniach.

W ciągu tylu lat zapomniał, że takie uczucia istnieją. Przywykł za to do Yenlli dzień w dzień o niego zabiegającej, wdzięczącej się, patrzącej jak w malowany obrazek, dającej mu do zrozumienia, że jest najważniejszy w świecie. Owszem, może to zabrzmieć idiotycznie... Ba, to na pewno brzmi nieskończenie idiotycznie, ale tylko, gdy patrzy się na to z boku, z pozycji niezależnej. Perspektywa znacznie się zmieniała, kiedy znajdowało się w samym centrum zdarzeń.

Severus się nabrał. Na pocieszenie mógł sobie powiedzieć, że nie był pierwszym ani ostatnim kretynem, który dał się zmanipulować. Yen była artystką w swoim fachu. Bawiło go gaszenie jej zapałów, odtrącanie czułych zapędów, aby czasami zerknąć na nią łaskawszym okiem. Świetnie się bawił i gdzieś po drodze w tym zatracił. Prawie uwierzył... Nie, nie jest z nim aż tak źle! Na Salazara, nie! Przecież od początku nie było to ani możliwe, ani...

Aktualnie Yen nie zwracała na niego uwagi lub opędzała się jak od natrętnego owada. Bez przerwy za to zastawał ją w towarzystwie Remusa Lupina i w dodatku z kundlem na kolanach, liniejącym na jej suknię. Był jeszcze ten cały Mael, którego Severus dostrzegł ostatnio, gdy kręcił się po tutejszym mieście, a to było już zdecydowanie zbyt dużo.

Nie, nie wątpił oczywiście w jej wierność. Yen nie była aż tak nierozważną laleczką, żeby zdradzać go, podczas gdy nadal nosi jego nazwisko. Miała bujną wyobraźnię i domyślała się, co może ją za to spotkać. Dawała jednak wyraźnie do zrozumienia, jak bardzo ciąży jej obecna sytuacja i z jaką niecierpliwością wygląda zmian. Honeydell potrafiła człowiekowi uprzykrzyć życie. Poza tym teraz ciągle bolała ją głowa, gardło, kolano, obojczyk, kostka, musiała coś załatwić, coś przejrzeć, coś przeczytać i skutkiem tego kładła się spać o wiele później od niego, jeżeli przypadkiem nocował w domu. Severus już nie pamiętał, kiedy ostatni raz pozwoliła mu się dotknąć.

Yenlla ostrożnie śledziła go wzrokiem, walcząc z gonitwą myśli w głowie. Na rozmyślania było nieco za późno. Musiała natychmiast zdecydować, co zrobić. W jaki sposób postąpić? Jak się zachować? Wciąż wmawiała sobie, że powinna grać dalej, że...

Severus kręcił się niezdecydowanie po mieszkaniu i wreszcie zatrzymał przy niej. Usiadł obok Yenlli i przyjrzał się uważnie jej twarzy. Smutna i zamyślona, poważna, z tym dziwnie zagubionym wyrazem błyszczących oczu wydała mu się bardzo piękna. Cudowna. Z wielkimi oporami przyznawał się do tego sam przed sobą, ale potrzebował jej tej nocy. Potrzebował kogoś – tak zwyczajnie. Każdemu może przytrafić się nagły spadek formy, nie stanowiło to wyjątkowego zjawiska w przyrodzie, a ona była taka... Całe mieszkanie przesiąknięte było jej zapachem, wszędzie natrafiał na ślady jej obecności – poprzestawiane sprzęty, porozrzucane tu i tam rzeczy. Idealnie zgrała się z wnętrzem i z nim samym. Lubił ją, bawiła go, pożądał jej – teraz i zawsze.

Pogładził jej włosy, były miękkie i delikatne jak kosztowny materiał, ostatecznie dostały im się jego najlepsze eliksiry. Yen wydawała się tak doskonała i przecież jego własna. Blade policzki, drżące usta, ciasny gorset napinający się w rytm nierównego oddechu. Jednocześnie była też zdenerwowana, ale nawet tego nie zauważył pochłonięty własnymi myślami. Siedząc od dłuższego czasu przy ogniu, promieniowała przyjemnym ciepłem, podczas gdy on ciągle był zmarznięty. Objął ją zachłannie i przyciągnął do siebie. Poddała się zrezygnowana i zmiękła w jego ramionach, odchylając głowę do tyłu.

„Jakie to ma znacznie", myślała. Wszystko wydarzyło się dawno temu, w innym życiu. Byliśmy innymi ludźmi w innym świecie. Kto przywiązywałby do tego wagę? Czasy się zmieniły, ale...

Ale te racjonalne argumenty wcale do niej nie przemawiały! Przeszłość miała większe znaczenie niż zdrowy rozsądek. Pamiętała ból i rozpacz. Pamiętała wiadomości o śmieci kolejnych członków rodziny i zniszczeniu Kruczego Gniazda. Pamiętała bardzo dobrze. Z każdym dniem lepiej. Chociaż bardzo starała się niczego nie okazać, paliły ją namiętne pocałunki Severusa, parzyły błądzące po jej ciele ręce dobierające się do haftek i guzików. To było coś zupełnie odmiennego od zachowania Lucjusza Malfoya czy dyrektora, oni byli dla niej obcy. Severus Snape nie. Jemu na swój sposób ufała. Podobnej zdrady nie da się zapomnieć. Nigdy.

Mistrz eliksirów tulił i pieścił Yen z coraz większym zaangażowaniem, lecz ona wcale się nie odwzajemniała, co już powinno wydać mu się dziwne. Leżała w jego ramionach nieruchoma jak kukła. Sztywniała coraz bardziej i drżała, a jej serce biło niespokojnie. Słyszał je roztrzepotane dziko tuż obok, nie rozumiejąc tego dziwnego rytmu.

Yenlla czuła do niego wstręt. Wstrząsało nią obrzydzenie, gdy jej dotykał, i robiło jej się niedobrze. To było nie do zniesienia. Wreszcie zdobyła się na wysiłek i odepchnęła go od siebie. Spojrzał na nią zdezorientowany.

– Yen, co się stało? – zapytał spokojnie.

– Zostaw mnie! – wykrzyknęła, opuszczając głowę na kolana i zakrywając ją rękami. Zwinęła się w kłębek i trzęsła jak w gorączce.

– Nie rozumiem.

– A powinieneś rozumieć! – Przeszyła go odrobinę obłąkanym spojrzeniem. – Dosyć tej komedii, Snape. Ja WIEM!

– Co wiesz?

– Wszystko! Wiem, co miał na myśli dyrektor!

Severus zamrugał i opadł na drugi koniec kanapy. Jego tajemnica chyba właśnie przestała być tajemnicą. Powinien się spodziewać, że Yen będzie drążyć ten temat i nie przestanie, dopóki nie dowie się wszystkiego, a życzliwi przecież zawsze się znajdą. Zgrzytnął zębami. Doprawdy jeszcze tylko tego mu brakowało do pełni szczęścia – dyskutowania o przeterminowanych bzdurach z widocznie rozhisteryzowaną kobietą. W dodatku Merlin jeden wie dlaczego rozhisteryzowaną. Trudno, trzeba załatwić sprawę jak najszybciej.

– Yen. – Spróbował ująć jej rękę, ale wyrwała się ze wstrętem i to nareszcie go zastanowiło. – Gdyby to ode mnie zależało – rzekł szczerze – nigdy byś się o niczym nie dowiedziała. Nigdy nie wykorzystałbym... Nigdy nie chciałbym...

– Ja myślę, że byś nie chciał! Na twoim miejscu... Jak możesz być taki spokojny po tym wszystkim?! Jak można tak żyć?!

W mistrzu eliksirów nagle ocknęła się chwilowo uśpiona szpiegowska czujność. O czym mówiła ta kobieta? Czy to była właściwa reakcja na... Słuchał o tym, jak to zrobił jej coś strasznego i czym miałaby sobie na to zasłużyć, i mnóstwa innych rzeczy, a z całego tego potoku nie był w stanie zrozumieć absolutnie nic.

– Dlaczego? Tylko tyle chcę wiedzieć. Czy to dużo? – zakończyła płaczliwie.

– Yen – rzucił ostro – co ty właściwie wiesz?

– Och, daruj sobie i przestań udawać! Jesteś w tym dobry, ale już za późno. To ty wydałeś mnie Śmierciożercom! Ty to zrobiłeś! Śledziłeś mnie i... Jak mogłeś? Po tym, co było między nami. To była zemsta, tak? Bardzo udana! Kiedyś zależało mi na tobie, a ty? Nie mogę na ciebie patrzeć!

Severus otworzył w zdumieniu usta, a potem z jego twarzy odpłynęła cała krew, gdy uświadomił sobie w pełni znaczenie słów Yen. On i Yenlla mówili o dwóch zupełnie rożnych sprawach. Dramatycznie różnych.

– Kto ci powiedział?

– Syriusz Black.

– Rozumiem. Mogłem się domyślić.

Wstał i podszedł do barku. Ręka nieco mu się zatrzęsła, gdy nalewał sobie whisky, ale ona tego nie widziała.

– Jak możesz być taki spokojny! Powiedz coś, na litość boską!

– A co chciałabyś usłyszeć?

– Cokolwiek! Chyba mi się to od ciebie należy? Chociaż słowo wyjaśnienia!

– Nigdy nie miałem w zwyczaju tłumaczyć się przed kimkolwiek ze swojego postępowania, a już najmniej przed tobą.

Yenlla również wstała i podążyła w kierunku sypialni.

– I co teraz będzie? – zagadnął ją Snape.

– Nie mogę tu zostać ani chwili dłużej. Nie zniosę tego. – Wyszła do drugiego pokoju i po chwili wróciła z małym poręcznym kuferkiem. Zbliżyła się do swojego miejsca pracy i spakowała jeszcze kilka rzeczy.

– Gdzie zamierzasz pójść?

– Wybacz, ale to nie twój interes. Poradzę sobie. Muszę cię poprosić, żebyś przechował moje rzeczy przez dzień lub dwa. W tym czasie skrzaty zdążą wszystko spakować i nie będziemy więcej zawracać ci głowy.

– W porządku.

Zamknęła kufer i owinęła się peleryną.

– Jest zimno. – Severus podał jej cieplejszy płaszcz. Zarzuciła go na ramiona bez słowa.

– Otwórz mi drzwi, proszę. – Machnął różdżką i niezwłocznie to uczynił. – Żegnaj, Snape.

Drzwi zamknęły się za nią cicho.

***

Był środek nocy i Syriusz Black spał smacznie w poczuciu dobrze spełnionego obywatelskiego obowiązku, gdy zbudziło go poruszenie przy drzwiach do sypialni. Wpatrzył się w nie czujnie niczym pies tropiący. Klamka poruszyła się delikatnie, jakby ktoś starał się dostać do środka bez wywoływania najmniejszego hałasu. Drzwi otworzyły się powoli i stanęła w nich kobieta. Co do tego nie mogło być wątpliwości, ponieważ padające z korytarza światło prześwitywało przez jej cienką nocną koszulkę, obrysowując zgrabną sylwetkę. Idealną sylwetkę, którą miała tylko jedna istota na świecie.

– Yenlla? – bardziej stwierdził niż zapytał oszołomiony Black, natychmiast podnosząc się do pozycji siedzącej i opierając plecami o wezgłowie łóżka.

– Aha. – Kiwnęła z uśmiechem głową, pewnie wchodząc do jego pokoju i zamykając za sobą drzwi na klucz. – Witaj, Syriuszu. Miałam nadzieję, że nie śpisz.

– Co tu robisz?

– Przyszłam do ciebie.

– Do... do mnie?

– Tak – odpowiedziała, zbliżając się i siadając na brzegu łóżka. Uniosła jedną rękę i wyćwiczonym ruchem odrzuciła do tyłu swoje długie włosy. – Nie powiesz mi chyba, że się tego nie spodziewałeś? – zdziwiła się, patrząc intensywnie w jego oczy.

– Ja... Marzyłem o tym – odpowiedział Syriusz. – Dałaś mi jednak do zrozumienia...

– Jesteś niemądry! – Zaśmiała się Yen, wciągając nogi na pościel i na czworaka, kołysząc kusząco biodrami, przysunęła się do oszołomionego mężczyzny, który nie mógł uwierzyć w to, co się właśnie działo. – Gra pozorów.

– Dosyć przekonująca.

Teraz Yenlla śmiała się już głośno.

– Taka miała być, chłopaczku. Musiała. Jak to sobie wyobrażasz? Ze Snape'em dyszącym nam w kark...

Yen uniosła się i usiadła na nim okrakiem, opierając dłonie na jego torsie i wodząc po nim szczupłymi palcami.

– Syri, Syri, Syri – powiedziała, cmokając z dezaprobatą. – Patrzysz i nie widzisz. – Pochyliła się nad nim i szepnęła prosto w usta: – Gdy jesteś w pobliżu, szaleję z pożądania.

– A co z twoim Śmierciojadem? – odpowiedział na szept jadowitym pytaniem.

Yen odrzuciła głowę do tyłu, ponownie wybuchając śmiechem. Ułożyła się na nim wygodniej.

– On? To nie ma żadnego znaczenia. Rodzaj smutnego obowiązku dla dobra kraju, ale ja potrzebuję prawdziwego mężczyzny.

Na te słowa Syriusz przyciągnął ją do siebie, jednocześnie czując, jak jej uda zaciskają się ciaśniej wokół niego. Yenlla Snape zarzuciła mu ramiona na szyję i pocałowała namiętnie. Poczuł, że jej ręce sięgają do jego podkoszulka, powoli, bardzo powoli ciągnąc go do góry. Miała delikatne, miękkie dłonie i tak czuły dotyk, że od jej pieszczot wprost kręciło się w głowie.

W umyśle Blacka rozbłysła niespodziewanie porażająca jasność. Była tutaj. Naprawdę przyszła. Wreszcie! Mimo tych wszystkich podchodów, gierek, uników. Naturalnie, że musiała udawać. Cała sprawa wydawała się teraz taka oczywista. Co innego miała zrobić? Ale teraz to już nieważne, bo była tutaj. Bliskość Yen, jej gorączkowe szepty, zapach skóry... Przez ciało Syriusza przechodził dreszcz za dreszczem. To było nie do zniesienia. Dalsza zwłoka przerastała jego siły. Najchętniej natychmiast odwróciłby ją na plecy i ugasił ogień, który trawił go od dawna, odkąd tylko zobaczył ją ponownie po latach, jednak coś go od tego powstrzymywało. Coś mówiło, że powinien unikać pośpiechu. Ma czas, ma cały czas świata. Sama do niego przyszła, oddając mu się całkowicie. Czekał więc, ciesząc się pieszczotami jej języka i łaskoczących twarz włosów.

– Uwielbiam cię, Syriuszu. Od chwili, gdy cię ujrzałam, pragnęłam tylko jednego... Jednego. I muszę ci podziękować. Wreszcie miałam pretekst, żeby stamtąd uciec... Tak.

Black sięgnął niecierpliwie do kusej koszulki i szarpnął. Delikatna tkanina rozdarła się na szwie i sama z niej spłynęła. Yen wbiła mu gwałtownie paznokcie w kark.

Tak, chodź tu, Yen. Chodź do mnie. Bliżej. Przyjdź. Bądź. Zostań. Zabiję Snape'a, jeżeli tylko chcesz. Zrobię to dla ciebie. Tylko dla ciebie. Już. Nigdy. Nikt. Poza. Mną. Nigdy.

Na zawsze.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro