Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Epilog



I właśnie wtedy, gdy Yenlla Honeydell z optymizmem zerkała w przyszłość, a jasne czerwcowe słońce oświetlało jej drogę, za jej plecami rozległo się najbardziej charakterystyczne chrząknięcie w całym multiwersum.

– Khm – zagadnął elokwentnie Severus Snape.

Yen zawirowała lekko na palcach, odwracając się ku niemu. Skrzyżowała ramiona na piersi niezwykle znajomym gestem i spojrzała na niego wyczekująco.

– Khm – odpowiedziała inteligentnie.

Mistrz eliksirów bynajmniej się nie spieszył, przecież miał teraz cały czas wszechświata do swojej dyspozycji. Stanął wyluzowany na progu pokracznej willi Blacków, oparł się beztrosko o framugę i wyciągnął papierosa. Przypalił go od różdżki, a potem zaciągnął się dymem z widoczną rozkoszą. Prawie się uśmiechał, gdy to robił – przynajmniej na tyle, na ile potrafił.

– Masz mi coś do powiedzenia, Sever? – Nie wytrzymała wreszcie była pani Snape.

– Ładna dziś pogoda – rzucił tak sarkastycznym i sztucznym tonem, że natura w tej samej chwili powinna się zbuntować, a następnie odpowiedzieć mu gromem i gradobiciem.

– Czy to już wszystko? – zdziwiła się uprzejmie Yen.

– Bynajmniej.

– Więc czego ode mnie chcesz?

Snape wypuścił z ust kółko srebrnego dymu.

– Wiesz, tak sobie tylko pomyślałem, że teraz, kiedy oboje jesteśmy wolnymi ludźmi, moglibyśmy na przykład... pójść na spacer?

– Na spacer? – Yenlla wytrzeszczyła na niego oczy.

– Tak.

– Ty i ja?

– Najwyraźniej.

– W przeciwnym kierunku? – błysnęła sarkazmem, a Severus popatrzył na nią z cieniem uznania w oczach. Nic dziwnego, w końcu uczyła się od mistrza.

– Ciekawy punkt widzenia – uznał – aczkolwiek chodziło mi o całkiem zwyczajny spacer.

– Panie Snape! – westchnęła Yen z udawanym przerażeniem. – Brak Voldemorta chyba zaszkodził panu na głowę.

Mistrz eliksirów zgasił papierosa o framugę dworzyszcza Syriusza, a potem rzucił go na ziemię i zapalił następnego.

– W porządku – odezwał się po chwili. – Zasłużyłem na to. Spróbujmy jeszcze raz, dobrze? – poprosił, a Yenlla łaskawie skinęła głową. – Myślę, że mogę mieć dla ciebie interesującą propozycję...

***

Molly Weasley westchnęła smutno, nalewając sobie kolejną filiżankę słodkiej kawy. Kto by pomyślał, że to wszystko tak szybko i nagle się skończy? Wydawałoby się, że to niemożliwe, że czegoś brakuje... Na przykład jakiegoś epilogu z happy endem, który ponownie pchnąłby tę historię na właściwe tory. Przecież to zwyczajnie nie mogło tak się skończyć. No nie mogło!

Podeszła do okna, melancholijnie wyjrzała zza firanki na skąpany w słońcu placyk i... zbaraniała.

– Hej, co oni tam wyprawiają?! – wyrwało jej się nadspodziewanie głośno.

Zgromadzeni w salonie goście zerknęli z zainteresowaniem w jej stronę.

– Kto taki, Molly? – zagadnął Dumbledore.

– Jak to kto? Yen i profesor Snape!

– Snape? Snape uciekł zaraz po ceremonii – przypomniał Mundungus. – Chyba bał się, że znowu go upijemy.

– A Yen miała napić się ze mną szampana! – zawołała oburzona Rosmerta, ściskając w dłoni otwartą butelkę. – Nie mogła ot tak sobie wyjść... Prawda? – dokończyła niepewnie, bo samolubna Yenlla była zdolna do wszystkiego.

– No, przecież widzę! – broniła się Matka Weasley. – Stoją tuż pod oknem.

Pokojem wstrząsnął niezwykły tumult, gdy dwadzieścia osób jednocześnie gwałtownie zerwało się z miejsc, przewracając krzesła i depcząc po sobie nawzajem.

– Ej, ja mam pierwszeństwo! – awanturował się dziecinnie Syriusz. – W końcu to moje okno! Jeżeli Snape robi pod nim coś dziwnego, mam prawo to zobaczyć.

Ożywiona grupka stłoczyła się przy parapecie, próbując dojrzeć, co dzieje się na ulicy. Jako ostatni dołączyli do niej dziwnie ożywieni Tonks i Remus. Mężczyźnie było całkiem do twarzy w malinowej szmince, która jakimś magicznym sposobem znalazła się na jego ustach.

– Co się dzieje? Co się dzieje? – chciała wiedzieć Nimfadora, ale została natychmiast uciszona.

– Cicho! – poleciła Molly, kładąc palec na ustach. – Cicho, bo nie słychać, co mówią.

***

– Czy dobrze zrozumiałam? – Oczy pięknej Yen omal nie wyszły z orbit. – Chcesz... Chcesz, żebym z tobą zamieszkała?!

Severus nic nie odpowiedział. Wyglądał za to na bardzo zadowolonego z efektu, jaki wywarł. Postanowił sycić się nim jeszcze przez moment.

– Mówisz poważnie?! – Mało brakowało, aby kobieta zakrztusiła się z wrażenia, więc Snape łaskawie się nad nią ulitował.

– Wydaje mi się, że to dobry pomysł – powiedział powoli, jakby wciąż głęboko się nad tym zastanawiał. – Podobno zaczynasz pracę w Londynie. Ja, jak zapewne się domyślasz, też. Chyba nam obojgu powinno zależeć na obniżeniu kosztów życia w stolicy.

Yenlla nie mogła się dłużej powstrzymać i wybuchła niepohamowanym śmiechem.

– I tylko o to chodzi?

– Podział rachunków na pewno byłby rozsądną opcją – perorował dalej mistrz eliksirów, w zamyśleniu gładząc się palcem wskazującym po brodzie. – Skromny belfer i początkująca aktorka...

– Oczywiście zdajesz sobie sprawę z tego, że te określenia nie pasują do żadnego z nas? – Urażona szansonistka wykrzywiła się do niego zabawnie.

Snape wzruszył tylko ramionami.

– Ja tam uważam się za skromnego i raczej spokojnego człowieka.

– Co za bezczelne kłamstwo! – zarzuciła mu Yen, tupiąc nogą. – Po prostu powiedz wprost, Sever, że wystarczyło pięć minut, abyś za mną zatęsknił!

– Wolę trzymać się swojej, rozsądnej wersji.

Yen nagle spoważniała. Patrzyła na niego intensywnie, przygryzając w zamyśleniu wargę.

– Nigdy się nie przyznasz, prawda? – bardziej stwierdziła niż zapytała.

– Nie rozumiem, co masz na myśli. – Severus zgrabnie uniknął odpowiedzi i powrócił do głównego tematu. – Co myślisz o mojej propozycji?

– Co ja myślę? – zdziwiła się. Ostatecznie rzadko go to interesowało.

Panna Honeydell cofnęła się przed nim, wystawiając twarz do słońca. Musiała dobrze przemyśleć swój następny krok. Wiele od tego zależało. Właściwie to wszystko od tego zależało. Problem w tym, czy była gotowa to zrobić... Tak zupełnie się odsłonić.

Jednak gdy ponownie odwróciła się do mistrza eliksirów, już wiedziała.

Powinna zrobić dokładnie to, co zwykle robiła.

– Co myślisz, Yen? – W tonie Snape'a pojawił się cień zniecierpliwienia.

– Och, zaraz ci powiem. – Dla odmiany w jej tonie pojawiła się groźba.

Uśmiechnęła się, odrzucając do tyłu długie włosy. Wyciągnęła rękę i zaczęła pstrykać rytmicznie palcami. Przytupywała również nogą, aby rozkołysać biodra.

The moment I wake up – zaczęła.

– Bardzo późno – skomentował odruchowo Severus.

Before I put on my make-up.

– Raczej barwy wojenne...

I say a little prayer for you.

– Do jakiego boga, Yen? – kpił uparcie nieporuszony Snape.

– Najwyższego – odgryzła się, pokazując mu język. – Od spraw beznadziejnych.

Mistrz eliksirów dla zasady przewrócił oczami, ale nie wyglądał na specjalnie zirytowanego. Wręcz przeciwnie, chyba całkiem nieźle się bawił.

And while combing my hair now – podjęła znowu piękna szelma. – And wondering what dress to wear now.

– To z reguły zajmuje całe wieki...

I say a little prayer for you.

– Znowu?

– Och, nieustannie, Sever – zapewniła gorąco. – Forever, forever, you'll stay in my heart and I will... – urwała nagle i spojrzała na Snape'a spłoszonym wzrokiem.

Nie planowała tego. Po prostu w decydującym momencie głos zwyczajnie odmówił jej posłuszeństwa.

Severus patrzył na nią wyczekująco.

***

W salonie Blacków rozległ się nagły pisk i tumult, gdy podniecona Rosmerta oderwała się od parapetu i zaczęła przedzierać w kierunku drzwi.

– Chcę zaśpiewać z Yen! – krzyknęła.

Syriusz złapał ją w pasie i siłą przytrzymał na miejscu.

– Nie ma mowy. Daj im to załatwić po swojemu.

– Ale ja też uważam, że Yence przydałaby się pomoc – odezwała się niespodziewanie Tonks. – Syri, czy nie ostały ci się przypadkiem w domu jakieś instrumenty?

***

Yenlla zapanowała nad ogarniającą ją paniką i spróbowała jeszcze raz.

I run for the bus, dear – spokojnie przeszła do drugiej zwrotki, jak gdyby nic się nie stało. – While riding I think of us, dear. I say a little prayer for you.

– Nigdy bym nie pomyślał, że z wiekiem staniesz się tak bardzo pobożna. – Nieporuszony mistrz eliksirów łaskawie podjął grę.

– Ludzie się zmieniają, Sever. – Mrugnęła do niego filuternie. – At work I just take time. And all through my coffee break-time I say a little prayer for you.

Poczuła, jak pewność siebie opuszcza ją na samą myśl o refrenie, ale tym razem postanowiła zwalczyć słabość.

Forever, forever, you'll stay in my heart and I will... – znów się zająknęła, bardzo zła na siebie z tego powodu.

Nie mogła się oszukiwać. Nie była w stanie tego powiedzieć. Nie mogła, bo... bo...

I wtem, gdy już wydawało się, że nic jej nie uratuje, okna salonu przy Grimmauld Place 12 otworzyły się z trzaskiem i wyjrzały z nich roześmiane twarze członków Zakonu Feniksa oraz ich krewnych i znajomych.

Forever, forever, you'll stay in my heart and I will love you – ryknęli nieskładnym, ale przepełnionym dobrymi chęciami chórem, klaszcząc zgodnie do rytmu. Black, który spędził całe życie, wyglądając jak gwiazda rocka, ale niestety był kompletnie pozbawiony słuchu muzycznego, fałszował na harmonijce, a Tonks wyżywała się na dziecinnym tamburynie. – Forever, and ever we never will part. Oh, how I'll love you. Together, together, that's how it must be. To live without you would only mean heartbreak for me.

Yen spojrzała w górę z wdzięcznością. Rosmerta machała do niej z takim zacięciem, że niechybnie wypadłaby z okna, gdyby Mundungus Fletcher nie przytrzymał jej za kołnierz. Ktoś krzyczał, ktoś gwizdał, a jeszcze ktoś inny chyba skonstruował sobie prowizoryczną perkusję ze starych kociołków. Podniesiona na duchu panna Honeydell, wyprostowała się na całą niezbyt imponującą wysokość, zaczerpnęła porządny oddech i podjęła kolejną próbę.

Forever, forever, you'll stay in my heart and I will love you – dokończyła, patrząc prosto w oczy mistrza eliksirów. – Forever.

And ever – podpowiedział usłuży chórek.

We never will part. Oh, how I'll love you. Together!

Together!

That's how it must be. To live without you would only mean heartbreak for me.

Nobody but me! – zawyła rozpaczliwie Ros.

Yen zachichotała. Zanim się spostrzegła, dała się ponieść melodii i tekstowi, który tak wiele dla niej znaczył. Wszelkie tamy puściły. Już nic i nikt na świecie nie był w stanie jej zatrzymać.

My darling believe me – zaśpiewała, zbliżając się powoli, krok za krokiem, do Severusa. – For me there is no one but you! – wyznała i chyba po raz pierwszy była w tym absolutnie szczera. – Please love me too. I'm in love with you – dodała, rozkładając bezradnie ręce. – Answer my prayer.

Answer her prayer! – poprosił zgodnie rozochocony Zakon Feniksa.

Say you love me too – zaśpiewała, jakby ciut ciszej, ale chórek nie pozwolił jej się poddać.

Answer her prayer! – ryknął z nieco większym naciskiem.

– Kochamy cię, Sever! – wyrwało się niespodziewanie Blackowi z głębi serca. – Answer her prayer!

This is my prayer! – zaintonowała Yenlla z nową energią.

Answer her prayer!

Answer my prayer! – rozgrzewała się coraz bardziej najsłynniejsza aktoreczka, która kiedykolwiek ukończyła Hogwart, ale towarzystwo w salonie nie powiedziało jeszcze ostatniego słowa.

Answer her prayer!

Cause you make her feel like a natural woman – wtrąciła zupełnie nieoczekiwanie Ginny Weasley wspaniałym soulowym głosem.

Wszyscy wokół spojrzeli na nią, jakby spadła z księżyca, ale dziewczyna tylko wzruszyła ramionami.

– No co? Mashup!

You know you make her wanna shout! – podchwyciła ochoczo Tonks, klaszcząc w dłonie. – Say that you love her. Say that you need her, ain't gonna leave her. Come on now! Answer her prayer!

Cause you make her wanna shout! – zawył nienaturalnie wysokim głosem Mundungus.

Och, lord, would you buy her a Mercedes Benz – dodała od siebie ambitnie Rosmerta, która chyba zupełnie odleciała.

Forever! – Yen zgrabnie powróciła do głównego tematu, ucinając artystyczne zapędy gromady amatorów .

Forever! – odpowiedział grzecznie zganiony chórek.

You'll stay in my heart and I will love you – zapewniła słuchającego, o dziwo cierpliwie, Severusa i była to jedyna obietnica, której naprawdę zamierzała dotrzymać... Przynajmniej w tej chwili.

Forever and ever we never will part – wsparł ją w tym błogosławiony chórek.

Oh, how I'll love you. Together!

Together!

That's how it must be. To live without you would only mean heartbreak for me! – Szelma wyciągnęła wysoko finał swoim jasnym i dźwięcznym głosem, a potem zamilkła i zastygła w oczekiwaniu.

Mimo wszystkich tych popisów i wiekopomnych deklaracji Snape wciąż stał nieporuszony naprzeciwko zadyszanej i uroczo zaróżowionej Yen.

I milczał.

Lęk ścisnął serce Yenlli lodowatymi szponami. W piosence odsłoniła się przed nim kompletnie, wyznała swoje najgłębiej tajone uczucia. Za nic nie potrafiłaby tego teraz odkręcić. Co na to powie Severus? Co on zrobi? Co będzie, jeżeli jej wysiłek pójdzie na marne? Szczerze żałowała, że dała się ponieść magii chwili.

Answer her prayer! – zamruczał basowo chórek, próbując zmobilizować mistrza eliksirów do jakiejkolwiek reakcji.

– Odpowiedz jej, Sever! – niecierpliwiła się Rosmerta.

– Odpowiedz! – Z okien coraz częściej padały natarczywe krzyki. – Odpowiedz jej!

Ale on wciąż uparcie milczał.

Milczał odrobinę za długo.

***

Severus Snape zgasił papierosa i dla pewności przydepnął go nogą. Wreszcie uśmiechnął się półgębkiem, jak to on, i patrząc prosto w roziskrzone oczy pięknej panny Honeydell, zbliżył się do niej kocim krokiem.

Yen wstrzymała oddech. Mistrz eliksirów pochylił się nad nią z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Delikatnym i wielce obiecującym ruchem odgarnął kosmyk jej czarnych włosów, a potem szepnął kilka słów prosto do jej ucha.

– Co powiedział? – zapytał Syriusz scenicznym szeptem, który odbił się echem po całej ulicy.

Remus Lupin wzruszył ramionami, a Tonks zachichotała.

– Ale ja chcę wiedzieć, co on powiedział! – awanturował się dziecinnie Łapa. – Co on, do ciężkiej cholery...

Nie zdołał dokończyć, bo usłużna kuzynka dla świętego spokoju na powrót zatkała mu usta harmonijką.

I słusznie. Znając Severusa Snape'a, mogło to być absolutnie wszystko, choć zapewne nie te dwa banalne słowa, które marzyły się Nimfadorze Tonks i których wszyscy od niego oczekiwali. Mistrz eliksirów z pewnością miał bujniejszą i o wiele bardziej przewrotną wyobraźnię.

Cokolwiek szepnął, Yen najwyraźniej to wystarczyło. Oczy kobiety rozszerzyły się nienaturalnie i przypominały teraz dwa roziskrzone spodki. Chwilę później spłonęła szkarłatnym rumieńcem aż po same uszy.

Severus zdążył w tym czasie odejść kilka kroków do przodu. Odwrócił się i teraz mierzył ją swoim firmowym mrocznym spojrzeniem.

– Idziesz czy nie? – zapytał i wyciągnął do niej rękę.

Naczelny Nietoperz Zakonu Feniksa i wieloletni postrach lochów Hogwartu z własnej i nieprzymuszonej woli wyciągnął do niej rękę?! No, w takiej sytuacji zwyczajnie nie mogła nie skorzystać.

Yen zawirowała wokół własnej osi i chętnie podążyła za mistrzem eliksirów. Ich palce splotły się ciasno i jakoś tak naturalnie. Ruszyli razem w stronę słońca, podczas gdy z okien rozśpiewanej willi przy Grimmauld Place 12 wciąż dobiegały ich wiwaty i radosne okrzyki.

– Tylko nie wyobrażaj sobie za wiele – zastrzegł Snape, aby ratować swój mocno nadwyrężony imidż. – To tylko tymczasowe rozwiązanie.

– Ależ naturalnie, Sever – przytaknęła zgodnie Yen.

– Tylko dopóki sobie czegoś nie znajdziesz.

– Oczywiście.

– Doprowadzenie Kruczego Gniazda do stanu używalności może potrwać trochę czasu...

– Obawiam się, że bardzo długo – zgodziła się Yen, która w obliczu nagłego rozwoju wypadków nawet nie miała ochoty interesować się stanem swojej dawnej siedziby. – Gdyby nie ty, kompletnie nie miałabym się gdzie podziać – skłamała, niepostrzeżenie wyciągając z torebki i wyrzucając w pobliskie krzaki klucze do apartamentu, które zaledwie wczoraj przysłał jej agent.

– Wiem.

– Pomyśl sobie, że spełniasz dobry uczynek.

– Staram się – westchnął mistrz eliksirów. – Mam tylko jeden warunek.

– Tak, kochanie?

– Żadnego śpiewania – wysyczał, a Yen tylko się zaśmiała.

– Dobrze wiesz, że to niemożliwe – stwierdziła, a potem odwróciła jego uwagę sprytnie dobranym pytaniem: – Czy możemy przygarnąć psa?

– Nigdy w życiu!

– To może kota? – spróbowała znowu.

– Już lepiej – odpowiedział łaskawie Snape, zerkając na nią z ukosa.

Może była to tylko wieczorna gra świateł, a może rzeczywiście się przy tym uśmiechał? Kto go tam wie.

I przekomarzając się w ten sposób oraz wciąż trzymając za ręce, Yen i Severus wyszli z Grimmauld Place, znikając w tłumie na zatłoczonej londyńskiej ulicy.


THE END


******

Burt Bacharach, David Hal: I Say a Little Prayer

Aretha Franklin: A Natural Woman

The Isley Brothers: Shout

Janis Joplin: Mercedes Benz

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro