6
Tokyo
Bliżej Nieokreślona Lokalizacja
Mężczyzna w podeszłym już wieku przechadzał się po ogrodzie swojej ni grzeszącej ubóstwem rezydencji. Miał siwe włosy i lekko się garbił mimo to uśmiech nie schodził z jego twarzy. Nosił czarny tradycyjny ubiór Japoński przypominający te co niegdyś nosili Samuraje. Jego oczy były lekko przymrużone i patrząc z daleka wydawać by się mogło że chodzi we śnie.
Do mężczyzny podszedł drugi znacznie młodszy. Miał czarne włosy i nienagannie prostą postawę. Był w czarnym garniturze. Jego czy miały brązowy kolor i były pełne powagi. Ukłonił się bardzo nisko w stronę starszego mężczyzny.
- Czy coś się stało? - Spytał starszy bardzo pogodnym głosem ciągle obserwując krzew kwiatów
- Tak mój panie - Oznajmił - Zakon Prawdziwego Krzyża - Starszy natychmiast otworzył szerzej oczy choć dalej były przymrużone to było widać białka jego oczu na których widniał nie pokój
- Co tym razem? - Spytał z nutką irytacji
- Właśnie się o tym dowiedzieliśmy - Zaczął młodszy i się wyprostował - Okomura Rin im zbiegł - Starszy spojrzał na młodszego z ukosa przeszywającym wzrokiem - Było to kilka dni temu - Starszy kiwną na znak że rozumie - Mamy pewne informacje że znajduje się w mieście Namimori niedaleko Tokyo - Starszy westchną
- Jeszcze go nie przechwyciliśmy? - Spytał zdziwiony lecz ze spokojem
- Wróg już go znalazł i jeżeli wyślemy nasze siły konfrontacja może być... - Starszy nie dał mu skończyć
- Konfrontacja? Jakim prawem? To suwerenny kraj! - Starszy był podenerwowany - Natychmiast wysłać "Sekcje Zero" i przegnać ich z naszych ziem! - Rozkazał a młodszy bardzo się na to spiął
- Sekcje Zero, Sir? - Młodszy był bardzo zaniepokojony
- Tak, szybko puki mamy szansę go przechwycić! - Młodszy ukłonił się
- O-Oczywiście ser! - I pobiegł w swoją stronę a starszy wrócił do wcześniejszej czynności jakby rozmowa z przed chwili nigdy nie miała miejsca
Tym Czasem U Rina
- Czy ty naprawdę musiałaś mnie tam kopać!
Byłem aktualnie w domu Tsuny. Jego nie było ale na szczęście jego... mały koleżka Reborn już tak więc nas wpuścił. Byłem w tedy jeszcze nieprzytomny i obudziłem się dosłownie przed chwilą i od razu zacząłem się kłócić z Haru.
- To trzeba było mnie poprosić bym weszła do baru a nie mnie tam wpychać i jeszcze ręką usta zatykać! - Wydarła się
- Jak bym tego nie zrobił to by nas szybko znaleźli!
- Twierdzisz że nic innego nie robię tylko paplam cały czas! - Kobieta, eh
- Nie! Chodzi mi o to że nie miałem czasu by ci wyjaśnić wszystkiego więc tylko to mi pozostało! - Ta fuknęła obrażona
- Głupi demon - Sam też fuknąłem
- Głupia baba - To ją wkurzyło i walnęła minę w głowę
- ŻE CO?! - Wydarła się z mordem w oczach
- NIE BIJ MNIE W GŁOWĘ! - Warknąłem trzymając się za głowę
Następnie posyłaliśmy sobie zabójcze spojrzenia po czym jednocześnie strzeliliśmy focha.
Temu wszystkiemu przyglądali się temu na kanapie Reborn i Chrome. Chrome lekko zażenowana a Reborn zdegustowany.
- Jak dzieci - Stwierdził Reborn a Chrome przytaknęła
- EJ! Ja tu wszystko słyszę! - Ten tylko prychną a jednooka wyszeptała pod nosem "przepraszam"
Nagle ktoś mocno zaczął pukać we drzwi. Nerwowo podskoczyłem i złapałem mój miecz a Kuro zasyczał nerwowo. Haru jęknęła ze strachu i chyba się modliła a Fioletowo włosa przyjęła postawę obronną.
- Poczekajcie tutaj - Rozkazał Reborn i ruszył do drzwi
Słyszeliśmy jak mały powoli otwiera drzwi. Usłyszeliśmy huk jakby coś ciężkiego upadło na ziemię. Bardzo się na to spięliśmy.
- Chodźcie tutaj! - Uspokoił nas jego głos na co westchnęliśmy z ulgą i poszliśmy do niego
Gdy tam już byłem nie mogłem powstrzymać zdziwienia. Przy wejściu była tamta trójka z wcześniej. Byli nieźle poharatani ale co najdziwniejsze żywi! Choć akurat ten najmłodszy leżał na ziemi więc może być inaczej.
- Co tak stoicie!? Pomóżcie mi z nimi! - Powiedział zdegustowany Reborn
- Hai! - Szybko podbiegłem do leżącego i go podniosłem
Zanieśliśmy ich do salonu i ułożyliśmy na podłodze. Chrome i Haru szykowały leki i jakieś ręczniki a Reborn poszedł gdzieś zadzwonić. Ja nad nimi czuwałem.
- Co się stało? - Spytałem siwowłosego a ten uśmiechną się gorzko
- No cóż... - Zakasłał - Okazało się że jest ich więcej niż myśleliśmy
Cały pobladłem na tą wiadomość. Jeśli jest ich więcej to znaczy że jak najprędzej muszę stąd spadać!
- Ale spokojnie - Odezwała się dziewczyna - Sporą ilość z nich unieruchomiliśmy - Patrzyłem na nią niedowierzając - Pomyślą parę razy nim się teraz do nas zbliżą
- Daliście im radę? - Spytałem zdziwiony - Ilu ich właściwie było? - Szatyn się zaśmiał
- Jakbyśmy nie dali rady to by nas tu nie było - Zakasłał gorzko
- Nie przemęczaj się - Poprosiłem
- Było ich z dwudziestu - Oznajmił Siwowłosy - Z około dwunastu położyliśmy na łopatki a reszta się wycofała - Byłem pod wielkim wrażeniem bo dotychczas nigdy nie słyszałem by ktoś dał rade tylu świetnie wykfalifikowanych członkom Zakonu!
- Niesamowite - Dziewczyna uśmiechnęła się pysznie
- Oczywiście, to było do przewidzenia - Postanowiłem ją zgasić
- Ale mimo to leżysz tu zdana na czyjąś łaskę - Powiedziałem to z kpiącym uśmiechem na co ta jęknęła zaskoczona po czym posłała mi mordercze spojrzenie
- Jesteś martwy! - Wycedziła przez żeby ale nic sobie z tego nie zrobiłem
- Kto to? - Usłyszałem za sobą
Odwróciłem się i zobaczyłem Tsune z resztą. Jednocześnie do pokoju wbiegła Haru i Chrome z medykamentami i innymi potrzebnymi przedmiotami i od razu zaczęły pomagać rannym.
- To są... w sumie nie wiem - Przyznałem - Ale uratowali mnie przed członkami Zakonu
- Co!? - Wykrzykną Tsuna - Znaleźli cię? - Przytaknąłem
- Muszę się stąd jak najszybciej zabrać - Oznajmiłem nie kryjąc smutku bo nawet mi się tutaj podobało
- Po to tu jesteśmy - Powiedział szatyn
- Jak to? - Spytał Gokudera
Szaro włosy odkaszlną przez co wszyscy spojrzeliśmy w jego stronę.
- Jesteśmy z Frontu Wyzwolenie Lechistanu - Powili usiadł mimo bólu - Mamy rozkaz by go zabrać do naszej siedziby
- Lechistanu? - Spytał Reborn
- Nigdy nie słyszałem o takim miejscu - Powiedział Yamamoto
- Znacie, obecnie to Polska - Wszyscy popatrzyli na niego jak na debila
- Chcecie mnie zabrać do Polski! - Krzyknąłem z niedowierzania - Przecież Zakon ma tam największe wpływy!
- No właśnie! - Powiedział z dumą - Najciemniej jest pod latarnią - Nie do końca rozumiałem - Działamy w ścisłej tajemnicy i jeszcze nigdy nas nie wykryto
- Aha - Jego twarz spoważniała
- Mamy wspólnego wroga - Oznajmił - Watykan zniszczył i zniewolił nasz lud
- Ale... przecież jestem synem... sami wiecie kogo - O mało się nie wygadałem
- To nie sprawia nam żadnych trudności - Oznajmił - Na tą chwilę będzie za dużo wyjaśniania
- Rozumiem ale... - Przerwał mi
- Żadne ale! Nie jesteś tu bezpieczny! Zabieramy cię i to bez dyskusji!
Watykan
- Wasza Świątobliwość! - Krzyczał młody ksiądz w czarnych szatach
Był to Kamering, Papieski Szambelan.
Papież akurat przebywał w swoim gabinecie i raczył się herbatą. Ze spokojem odstawił napar i pozwolił wejść Kameringowi do gabinetu i powitał go szerokim ciepłym uśmiechem.
- Co się stało synu? - Spytał Papież jak dobrotliwy dziadek
- Wrogowie zaczęli wykonywać ruchy! - Papież się tym nie przejął a zamiast tego rozluźnił się na krześle
- I co z tego? - To pytanie zaskoczyło Kameringa
- Wasza Świątobliwość? - Był zbity z tropu
- Już się tym zajęliśmy - Oznajmił - Nie musisz się niczym martwić
- Jak to? - Nic nie rozumiał a Papież wstał lekko chichocząc i podszedł do Kameringa a następnie poklepał go po ramieniu dając znak by się trochę zniżył co ten posłusznie zrobił
- Wysłaliśmy już Iskariote - Po twarzy Kameringa spłynęły zimne strużki poty a źrenice się zwenrzyły - Oni nas nie zawiodą
Po tym Papież wrócił powoli na swoje miejsce i zaczął ponownie delektować się smakiem herbaty a Kamering po kilku chwilach pożegnał się i wyszedł ledwo utrzymując równowagę. Wiedział kim są Iskariote a co za tym idzie wiedział że lepiej z nimi nie zadzierać a jeszcze lepiej nigdy nikogo z nich nie spotkać. Pomazańcy Boży, Broń doskonała, Chrześcijańscy Assasyni, Bicze Boże, Zwiastuni Śmierci to tylko jedne z wieli ich przydomków. Zawsze gdziekolwiek pójdą tam zostawiają śmierć i zniszczenie.
- Boże... - Mówił do siebie drżącym głosem - Ulituj się nad tymi biednymi duszami... bo nie wiedzą jaki los ich czeka
Okolice Tokyo
W gęstym lesie w śród gór jest mała placówka. Wygląda bardzo nie pozorne ale to właśnie było jej celem. Tajny kompleks a w niej siedziba "Sekcji Zero". Nad kompleksem powiewiała czarna flaga a na jej środku widniała czerwona Torii, brama o charakterystycznym kształcie, prowadząca do i miejsc świętych. W całej bazie zapaliły się światła! Samochody wyjechały na plac. Nie tylko samochody. Także czołgi, działa samobieżne, wozy opancerzone i wiele innych pojazdów. Samoloty i helikoptery ustawiały się na pozycjach. W śród tego wszystkiego biegało setki ludzi w szarych uniformach. Jedni to technicy inni to oficerowie ale w większości żołnierze. Ustawiali się w szeregach a oficerowie wskazywali im ich pojazdy którymi wyruszą na misję a także tłumaczyli jej cele. Wszystko przebiegało niezwykle sprawnie. Już niedługo wyruszą.
U Tsuny
Zbliżał się wieczór. Dom trząsł się w posadach. Powód był prosty. Uri, kot Gokudery, znowu bez powodu podrapał mu całą twarz a teraz, jak sam Gokudera wołał w cały głos jak to bardzo chciał go zamordować. Reszta próbowała pomóc Rinowi się spakować. Lechistańczycy odpoczywali po walce. Ich rany leczyły się szybko ale dalej byli wykończeni.
- Pośpieszmy się - Powiedziała Kyoko układając ubrania
- Masz racje - Zgodził się z nią jej starszy brat - SZYBCIE LUDZISKA! - Krzykną z całych sił że aż Lambo wylał swój sok
- AAAAAAAAAAA! Mój soczek! - Zaczął ryczeć i a następnie bić Ryoheia po nogach
- Mam dosyć - Jękną Tsuna podpierając się o kanapie nie mogąc już znieść tych hałasów
Przybysze tym czasem wydawali się mieć na wszystko wywalone i przyglądali się temu wszystkiemu pałaszując kolację.
- Dobrą mają kuchnie - Przyznał Szatyn
- No nie wiem, troszkę za dużo przypraw - Stwierdziła Dziewczyna
- To nie jedz bo będziesz jak Magda Gessler - Powiedział Szatyn
- Nie będę gruba - Lekko fuknęła
- Nie mówię o tym
- To o czym?
- Bo będziesz sobie do żołądka tasiemce wkładać by linie zachować
- EJ WY NIE ZA DOBRZE WAM!? - Zbulwersował się Gokudera masujący obolałe części głowy
- Było by jeszcze lepiej gdyby były paluszki - Wszyscy pokiwali łowami twierdząco
- Oj ludzie - Wysyczał Gokudera zaciskając ze wściekłości pięści
- No, no, spokojnie Gokudera - Próbował go uspokoić Yamamoto - Co kraj to obyczaj, nic z tym nie zrobisz - Ten fukną i odszedł szepcząc coś pod nosem
- Nerwus - Skwitowała dziewczyna po czym wróciła do pałaszowania a reszta wzięła z niej przykład
Zadzwonił dzwonek do drzwi. Wszyscy zatrzymali się w miejscach w których stali.
- Kto to może być? - Zapytał to siebie to innych Tsuna - Reborn? - Ten zaprzeczył
- Nikogo nie zapraszałam - Oznajmił
- Hm - Tsuna podszedł do drzwi i powoli je otworzył
Zobaczył mężczyznę w czarnym garniturze z czarnym krawatem. Miał też czarne okulary i jakieś słuchawki na uszach.
- Eto... słucham - Spytał się lekko podenerwowany
- Sawada Tsunayoshi? - Kiwną kłową na tak - Czy zastaliśmy pana Rina Okomure? - Lekko drgną na to imię ale nie dał po sobie poznać że się zdenerwował
- A... po co państwo przyszli - en pokazał Tsunie coś przez co cały pobladł - Proszę wejdźcie - Otworzył szerzej drzwi i weszło do domu dwoje identycznie ubranych mężczyzn
Gdy pojawili się w salonie spowodowali szok u wszystkich. Lechowie natychmiast poderwali się z miejsc mi przyjęli postawę bojową.
- Kim jesteście?! - Spytał groźnie Siwowłosy
- Front Wyzwolenie Lechii? - Zdziwił się jeden z nich - Nie spodziewaliśmy się was tak szybko
- Hyhy, jak widać mamy leprze dojścia od was kim kolwiek jesteście - Powiedziała z kpiną i samo zadowoleniem dziewczyna
- Jesteśmy z Gwardii Cesarskiej - Wszyscy pobledli myśląc że to żart ale gdy zobaczyli jeszcze bardziej bladego Tsune zrozumieli że nie żartują
- Ale... - Spróbował się odezwać Rin - Co tutaj robicie? - Zdołał w końcu spytać
- To samo co c z Frontu mamy pana chronić - Oznajmił jeden z nich
- Ni chuja wam go nie oddamy - Oznajmił szatyn a ci podali im jakąś kopertę
- Macie rozkaz z nami współpracować - Oznajmił Gwardzista a tamci przeczytali szybko list nie kryjąc zdziwienia
- Nie do wiary - Cicho wyszeptał Szaro włosy
- Zabieracie mnie? - Spytał Rin
- Oczywiście, samochód już na pana czeka - Oświadczył Gwardzista
- A do kond dokładnie go zabierzecie? - Spytał Gokudera
- To już nie wasza sprawa
- No... no dobrze - Powiedział Rin wziął już spakowane rzeczy i ruszył ki drzwiom
Zatrzymał się przy nich i odwrócił do reszty a następnie ukłonił się bardzo nisko.
- Dziękuje wam za pomoc! - Podziękował próbując zdusić wzruszenie i smutek
- Nie ma za co - Powiedział Tsuna
- Miło było cię poznać - Powiedział Yamamoto
- Odwiedź nas jeszcze kiedyś - Powiedziała Kyoko
- Ćwicz codziennie! - Powiedział Ryohei
- I dbaj o siebie - Powiedziała nieśmiało Chrome
- Ciekawy z ciebie człowiek, mam nadzieję że jeszcze się spotkamy - Powiedział Reborn
Rin był wzruszony do tego stopnia że aż nie potrafił powstrzymać łez. Nikt go tak szczerze nie żegnał i nie życzył dobrze. Nigdy! Znalazł przyjaciół. Nie chciał ich opuszczać ale w tedy naraził by ich na niebezpieczeństwo. To bolało ale wiedział co musi zrobić.
- Spotkamy się - Powiedział - Obiecuję - Mówił z determinacją co spowodowało poszerzenie się uśmiechów na twarzach reszty i u jego samego
- Musimy już jechać - Powiadomił Gwardzista
Rin jeszcze raz spojrzał na innych po czym się odwrócił i zamkną za sobą drzwi i dopiero teraz pozwolił sobie na łzy. Bolało go serce ale wiedział że musi odejść. Wraz z nim do czarnej limuzyny weszli Lechici. Samochód ruszył a Rin jeszcze ostatni raz wyjrzał za okno by spojrzeć na ten dom. Do jego przyjaciół. Czegoś czego chciał chronić za wszelką cenę. I zrobi to. Nie pozwoli by coś im się stało z jego powodu!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro