Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

6

Tokyo 

Bliżej Nieokreślona Lokalizacja


Mężczyzna w podeszłym już wieku przechadzał się po ogrodzie swojej ni grzeszącej ubóstwem rezydencji. Miał siwe włosy i lekko się garbił mimo to uśmiech nie schodził z jego twarzy. Nosił czarny tradycyjny ubiór Japoński przypominający te co niegdyś nosili Samuraje. Jego oczy były lekko przymrużone i patrząc z daleka wydawać by się mogło że chodzi we śnie. 

Do mężczyzny podszedł drugi znacznie młodszy. Miał czarne włosy i nienagannie prostą postawę. Był w czarnym garniturze. Jego czy miały brązowy kolor i były pełne powagi. Ukłonił się bardzo nisko w stronę starszego mężczyzny.

- Czy coś się stało? - Spytał starszy bardzo pogodnym głosem ciągle obserwując krzew kwiatów 

- Tak mój panie - Oznajmił - Zakon Prawdziwego Krzyża - Starszy natychmiast otworzył szerzej oczy choć dalej były przymrużone to było widać białka jego oczu na których widniał nie pokój

- Co tym razem? - Spytał z nutką irytacji

- Właśnie się o tym dowiedzieliśmy - Zaczął młodszy i się wyprostował - Okomura Rin im zbiegł - Starszy spojrzał na młodszego z ukosa przeszywającym wzrokiem - Było to kilka dni temu - Starszy kiwną na znak że rozumie - Mamy pewne informacje że znajduje się w mieście Namimori niedaleko Tokyo - Starszy westchną

- Jeszcze go nie przechwyciliśmy? - Spytał zdziwiony lecz ze spokojem

- Wróg już go znalazł i jeżeli wyślemy nasze siły konfrontacja może być... - Starszy nie dał mu skończyć

- Konfrontacja? Jakim prawem? To suwerenny kraj! - Starszy był podenerwowany - Natychmiast wysłać "Sekcje Zero" i przegnać ich z naszych ziem! - Rozkazał a młodszy bardzo się na to spiął

- Sekcje Zero, Sir? - Młodszy był bardzo zaniepokojony

- Tak, szybko puki mamy szansę go przechwycić! - Młodszy ukłonił się

- O-Oczywiście ser! - I pobiegł w swoją stronę a starszy wrócił do wcześniejszej czynności jakby rozmowa z przed chwili nigdy nie miała miejsca


Tym Czasem U Rina

- Czy ty naprawdę musiałaś mnie tam kopać!

Byłem aktualnie w domu Tsuny. Jego nie było ale na szczęście jego... mały koleżka Reborn już tak więc nas wpuścił. Byłem w tedy jeszcze nieprzytomny i obudziłem się dosłownie przed chwilą i od razu zacząłem się kłócić z Haru.

- To trzeba było mnie poprosić bym weszła do baru a nie mnie tam wpychać i jeszcze ręką usta zatykać! - Wydarła się

- Jak bym tego nie zrobił to by nas szybko znaleźli! 

- Twierdzisz że nic innego nie robię tylko paplam cały czas! - Kobieta, eh

- Nie! Chodzi mi o to że nie miałem czasu by ci wyjaśnić wszystkiego więc tylko to mi pozostało! - Ta fuknęła obrażona

- Głupi demon - Sam też fuknąłem

- Głupia baba - To ją wkurzyło i walnęła minę w głowę

- ŻE CO?! - Wydarła się z mordem w oczach

- NIE BIJ MNIE W GŁOWĘ! - Warknąłem trzymając się za głowę

Następnie posyłaliśmy sobie zabójcze spojrzenia po czym jednocześnie strzeliliśmy focha. 

 Temu wszystkiemu przyglądali się temu na kanapie Reborn i Chrome. Chrome lekko zażenowana a Reborn zdegustowany. 

- Jak dzieci - Stwierdził Reborn a Chrome przytaknęła

- EJ! Ja tu wszystko słyszę! - Ten tylko prychną a jednooka wyszeptała pod nosem "przepraszam"

Nagle ktoś mocno zaczął pukać we drzwi. Nerwowo podskoczyłem i złapałem mój miecz a Kuro zasyczał nerwowo. Haru jęknęła ze strachu i chyba się modliła a Fioletowo włosa przyjęła postawę obronną.  

- Poczekajcie tutaj - Rozkazał Reborn i ruszył do drzwi

Słyszeliśmy jak mały powoli otwiera drzwi. Usłyszeliśmy huk jakby coś ciężkiego upadło na ziemię. Bardzo się na to spięliśmy. 

- Chodźcie tutaj! - Uspokoił nas jego głos na co westchnęliśmy z ulgą i poszliśmy do niego

Gdy tam już byłem nie mogłem powstrzymać zdziwienia. Przy wejściu była tamta trójka z wcześniej. Byli nieźle poharatani ale co najdziwniejsze żywi! Choć akurat ten najmłodszy leżał na ziemi więc może być inaczej.  

- Co tak stoicie!? Pomóżcie mi z nimi! - Powiedział zdegustowany Reborn

- Hai! - Szybko podbiegłem do leżącego i go podniosłem

 Zanieśliśmy ich do salonu i ułożyliśmy na podłodze. Chrome i Haru szykowały leki i jakieś ręczniki a Reborn poszedł gdzieś zadzwonić. Ja nad nimi czuwałem.

- Co się stało? - Spytałem siwowłosego a ten uśmiechną się gorzko

- No cóż... - Zakasłał - Okazało się że jest ich więcej niż myśleliśmy 

Cały pobladłem na tą wiadomość. Jeśli jest ich więcej to znaczy że jak najprędzej muszę stąd spadać! 

- Ale spokojnie - Odezwała się dziewczyna - Sporą ilość z nich unieruchomiliśmy - Patrzyłem na nią niedowierzając - Pomyślą parę razy nim się teraz do nas zbliżą

- Daliście im radę? - Spytałem zdziwiony - Ilu ich właściwie było? - Szatyn się zaśmiał

- Jakbyśmy nie dali rady to by nas tu nie było - Zakasłał gorzko

- Nie przemęczaj się - Poprosiłem

- Było ich z dwudziestu - Oznajmił Siwowłosy - Z około dwunastu położyliśmy na łopatki a reszta się wycofała - Byłem pod wielkim wrażeniem bo dotychczas nigdy nie słyszałem by ktoś dał rade tylu świetnie wykfalifikowanych członkom Zakonu!

- Niesamowite - Dziewczyna uśmiechnęła się pysznie 

- Oczywiście, to było do przewidzenia - Postanowiłem ją zgasić

- Ale mimo to leżysz tu zdana na czyjąś łaskę - Powiedziałem to z kpiącym uśmiechem na co ta jęknęła zaskoczona po czym posłała mi mordercze spojrzenie

- Jesteś martwy! - Wycedziła przez żeby ale nic sobie z tego nie zrobiłem

- Kto to? - Usłyszałem za sobą

 Odwróciłem się i zobaczyłem Tsune z resztą. Jednocześnie do pokoju wbiegła Haru i Chrome z medykamentami i innymi potrzebnymi przedmiotami i od razu zaczęły pomagać rannym. 

- To są... w sumie nie wiem - Przyznałem - Ale uratowali mnie przed członkami Zakonu 

- Co!? - Wykrzykną Tsuna - Znaleźli cię? - Przytaknąłem

- Muszę się  stąd jak najszybciej zabrać - Oznajmiłem nie kryjąc smutku bo nawet mi się tutaj podobało 

- Po to tu jesteśmy - Powiedział szatyn

- Jak to? - Spytał Gokudera 

Szaro włosy odkaszlną przez co wszyscy spojrzeliśmy w jego stronę.

- Jesteśmy z Frontu Wyzwolenie Lechistanu - Powili usiadł mimo bólu - Mamy rozkaz by go zabrać do naszej siedziby 

- Lechistanu? - Spytał Reborn 

- Nigdy nie słyszałem o takim miejscu - Powiedział Yamamoto

- Znacie, obecnie to Polska - Wszyscy popatrzyli na niego jak na debila

- Chcecie mnie zabrać do Polski! - Krzyknąłem z niedowierzania - Przecież Zakon ma tam największe wpływy!

- No właśnie! - Powiedział z dumą - Najciemniej jest pod latarnią - Nie do końca rozumiałem - Działamy w ścisłej tajemnicy i jeszcze nigdy nas nie wykryto 

- Aha - Jego twarz spoważniała

 - Mamy wspólnego wroga - Oznajmił - Watykan zniszczył i zniewolił nasz lud 

- Ale... przecież jestem synem... sami wiecie kogo - O mało się nie wygadałem 

- To nie sprawia nam żadnych trudności - Oznajmił - Na tą chwilę będzie za dużo wyjaśniania 

- Rozumiem ale... - Przerwał mi

- Żadne ale! Nie jesteś tu bezpieczny! Zabieramy cię i to bez dyskusji!


Watykan

 - Wasza Świątobliwość! - Krzyczał młody ksiądz w czarnych szatach

Był to Kamering, Papieski Szambelan. 

Papież akurat przebywał w swoim gabinecie i raczył się herbatą. Ze spokojem odstawił napar i pozwolił wejść Kameringowi do gabinetu i powitał go szerokim ciepłym uśmiechem.

- Co się stało synu? - Spytał Papież jak dobrotliwy dziadek

- Wrogowie zaczęli wykonywać ruchy! - Papież się tym nie przejął a zamiast tego rozluźnił się na krześle

- I co z tego? - To pytanie zaskoczyło Kameringa 

- Wasza Świątobliwość? - Był zbity z tropu

- Już się tym zajęliśmy - Oznajmił - Nie musisz się niczym martwić

- Jak to? - Nic nie rozumiał a Papież wstał lekko chichocząc i podszedł do Kameringa a następnie poklepał go po ramieniu dając znak by się trochę zniżył co ten posłusznie zrobił

- Wysłaliśmy już Iskariote - Po twarzy Kameringa spłynęły zimne strużki poty a źrenice się zwenrzyły   - Oni nas nie zawiodą 

Po tym Papież wrócił powoli na swoje miejsce i zaczął ponownie delektować się smakiem herbaty a Kamering po kilku chwilach pożegnał się i wyszedł ledwo utrzymując równowagę. Wiedział kim są Iskariote a co za tym idzie wiedział że lepiej z nimi nie zadzierać a jeszcze lepiej nigdy nikogo z nich nie spotkać. Pomazańcy Boży, Broń doskonała, Chrześcijańscy Assasyni, Bicze Boże, Zwiastuni Śmierci to tylko jedne z wieli ich przydomków. Zawsze gdziekolwiek pójdą tam zostawiają śmierć i zniszczenie. 

- Boże... - Mówił do siebie drżącym głosem - Ulituj się nad tymi biednymi duszami... bo nie wiedzą jaki los ich czeka


Okolice Tokyo

W gęstym lesie w śród gór jest mała placówka. Wygląda bardzo nie pozorne ale to właśnie było jej celem. Tajny kompleks a w niej siedziba "Sekcji Zero". Nad kompleksem powiewiała czarna flaga a na jej środku widniała czerwona Torii,  brama o charakterystycznym kształcie, prowadząca do i miejsc świętych. W całej bazie zapaliły się światła! Samochody wyjechały na plac. Nie tylko samochody. Także czołgi, działa samobieżne, wozy opancerzone i wiele innych pojazdów. Samoloty i helikoptery ustawiały się na pozycjach. W śród tego wszystkiego biegało setki ludzi w szarych uniformach. Jedni to technicy inni to oficerowie ale w większości żołnierze. Ustawiali się w szeregach a oficerowie wskazywali im ich pojazdy którymi wyruszą na misję a także tłumaczyli jej cele. Wszystko przebiegało niezwykle sprawnie. Już niedługo wyruszą.


U Tsuny

Zbliżał się wieczór. Dom trząsł się w posadach. Powód był prosty. Uri, kot Gokudery, znowu bez powodu podrapał mu całą twarz a teraz, jak sam Gokudera wołał w cały głos jak to bardzo chciał go zamordować. Reszta próbowała pomóc Rinowi się spakować. Lechistańczycy odpoczywali po walce. Ich rany leczyły się szybko ale dalej byli wykończeni. 

- Pośpieszmy się - Powiedziała Kyoko układając ubrania

- Masz racje - Zgodził się z nią jej starszy brat - SZYBCIE LUDZISKA! - Krzykną z całych sił że aż Lambo wylał swój sok

- AAAAAAAAAAA! Mój soczek! - Zaczął ryczeć i a następnie bić Ryoheia po nogach 

- Mam dosyć - Jękną Tsuna podpierając się o kanapie nie mogąc już znieść tych hałasów

Przybysze tym czasem wydawali się mieć na wszystko wywalone i przyglądali się temu wszystkiemu pałaszując kolację.

- Dobrą mają kuchnie - Przyznał Szatyn

 - No nie wiem, troszkę za dużo przypraw -  Stwierdziła Dziewczyna

- To nie jedz bo będziesz jak Magda Gessler - Powiedział Szatyn

 - Nie będę gruba - Lekko fuknęła 

- Nie mówię o tym 

- To o czym?

- Bo będziesz sobie do żołądka tasiemce wkładać by linie zachować 

- EJ WY NIE ZA DOBRZE WAM!? - Zbulwersował się Gokudera masujący obolałe części głowy

- Było by jeszcze lepiej gdyby były paluszki - Wszyscy pokiwali łowami twierdząco

- Oj ludzie - Wysyczał Gokudera zaciskając ze wściekłości pięści 

- No, no, spokojnie Gokudera - Próbował go uspokoić Yamamoto - Co kraj to obyczaj, nic z tym nie zrobisz - Ten fukną i odszedł szepcząc coś pod nosem

- Nerwus - Skwitowała dziewczyna po czym wróciła do pałaszowania a reszta wzięła z niej przykład

Zadzwonił dzwonek do drzwi. Wszyscy zatrzymali się w miejscach w których stali. 

- Kto to może być? - Zapytał to siebie to innych Tsuna - Reborn? - Ten zaprzeczył

- Nikogo nie zapraszałam - Oznajmił

- Hm - Tsuna podszedł do drzwi i powoli je otworzył 

Zobaczył mężczyznę w czarnym garniturze z czarnym krawatem. Miał też czarne okulary i jakieś słuchawki na uszach. 

- Eto... słucham - Spytał się lekko podenerwowany

- Sawada Tsunayoshi? - Kiwną kłową na tak - Czy zastaliśmy pana Rina Okomure? - Lekko drgną na to imię ale nie dał po sobie poznać że się zdenerwował

- A... po co państwo przyszli - en pokazał Tsunie coś przez co cały pobladł - Proszę wejdźcie - Otworzył szerzej drzwi i weszło do domu dwoje identycznie ubranych mężczyzn 

Gdy pojawili się w salonie spowodowali szok u wszystkich. Lechowie natychmiast poderwali się z miejsc mi przyjęli postawę bojową.

- Kim jesteście?! - Spytał groźnie Siwowłosy

- Front Wyzwolenie Lechii? - Zdziwił się jeden z nich - Nie spodziewaliśmy się was tak szybko

- Hyhy, jak widać mamy leprze dojścia od was kim kolwiek jesteście - Powiedziała z kpiną i samo zadowoleniem dziewczyna

- Jesteśmy z Gwardii Cesarskiej - Wszyscy pobledli myśląc że to żart ale gdy zobaczyli jeszcze bardziej bladego Tsune zrozumieli że nie żartują 

- Ale... - Spróbował się odezwać Rin - Co tutaj robicie? - Zdołał w końcu spytać

- To samo co c z Frontu mamy pana chronić - Oznajmił jeden z nich

- Ni chuja wam go nie oddamy - Oznajmił szatyn a ci podali im jakąś kopertę

- Macie rozkaz z nami współpracować - Oznajmił Gwardzista a tamci przeczytali szybko list nie kryjąc zdziwienia

- Nie do wiary - Cicho wyszeptał Szaro włosy

- Zabieracie mnie? - Spytał Rin

- Oczywiście, samochód już na pana czeka - Oświadczył Gwardzista

- A do kond dokładnie go zabierzecie? - Spytał Gokudera

- To już nie wasza sprawa 

- No... no dobrze - Powiedział Rin wziął już spakowane rzeczy i ruszył ki drzwiom  

Zatrzymał się przy nich i odwrócił do reszty a następnie ukłonił się bardzo nisko.

- Dziękuje wam za pomoc! - Podziękował próbując zdusić wzruszenie i smutek 

- Nie ma za co - Powiedział Tsuna

- Miło było cię poznać  - Powiedział Yamamoto 

- Odwiedź nas jeszcze kiedyś - Powiedziała Kyoko

- Ćwicz codziennie! - Powiedział Ryohei

- I dbaj o siebie - Powiedziała nieśmiało Chrome 

- Ciekawy z ciebie człowiek, mam nadzieję że jeszcze się spotkamy - Powiedział Reborn

Rin był wzruszony do tego stopnia że aż nie potrafił powstrzymać łez. Nikt go tak szczerze nie żegnał i nie życzył dobrze. Nigdy! Znalazł przyjaciół. Nie chciał ich opuszczać ale w tedy naraził by ich na niebezpieczeństwo. To bolało ale wiedział co musi zrobić.

- Spotkamy się - Powiedział - Obiecuję - Mówił z determinacją co spowodowało poszerzenie się uśmiechów na twarzach reszty i u jego samego

- Musimy już jechać - Powiadomił Gwardzista

Rin jeszcze raz spojrzał na innych po czym się odwrócił i zamkną za sobą drzwi i dopiero teraz pozwolił sobie na łzy. Bolało go serce ale wiedział że musi odejść. Wraz z nim do czarnej limuzyny weszli Lechici. Samochód ruszył a Rin jeszcze ostatni raz wyjrzał za okno by spojrzeć na ten dom. Do jego przyjaciół. Czegoś czego chciał chronić za wszelką cenę. I zrobi to. Nie pozwoli by coś im się stało z jego powodu!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro