𝟎𝟎𝟎. prolog
𝐏𝐑𝐙𝐄Ł𝐎𝐌𝐎𝐖𝐄 𝐂𝐇𝐖𝐈𝐋𝐄 decydują o tym, kim jesteśmy. Kształtują bezkształtny, surowy materiał. Zaważają na prawdziwości jestestwa, będąc przysłowiowym uderzeniem „gromu z jasnego nieba". Są to te wszystkie zbiory momentów, które odbiegają od szarej rzeczywistości, wprowadzając do niej wielobarwne, często problematyczne odcienie. Błękit smutku. Żółć szczęścia. W szczególności nie kojarzą się jako coś pożądanego. Tym bardziej - pożytecznego.
Jednak to, jak ostatecznie zmieszamy je na białym, świecącym pustkami płótnie podczas ostatecznej wystawy dzieł, będzie już samo w sobie wiele świadczyło o artyście. Sprowadzi na niego opinię wybitnych krytyków, którym w przeznaczeniu zawodowym leżało ocenianie prostych ludzi, którzy wystawią ów krytycyzm mimowolnie, co z kolei wywodziło się z samego sedna ich człowieczeństwa.
Dzieło takiego twórcy zdradzi jego prawdziwą naturę, stanowiąc samo w sobie wyzwanie, rzucające pozornie wprawionego w żegludze starca w sam środek sztormu na otwartym morzu. Marynarz stający na stałym lądzie może do woli zarzekać się i obrastać w piórka, chwaląc praktyczne, poparte stażem doświadczenia, umiejętności zachowania pośród morskiej toni. Jednocześnie, przekładając owe przechwałki na wir rozszalałej wody, zatonąć tuż u brzegu. Jakby sam wątpliwy stwórca, ku przestrodze innym, pragnął utrzeć zgrzybiałemu, zgorzkniałemu życiem pyszałkowi nosa, śmiejąc się pogodnie i gubiąc go dosłownie u bram zasłużonej Itaki.
Któż to wie? Może Izanie Kurokawie i samemu, chwalebnemu Odesyeuszowi wcale nie było aż tak do siebie daleko? Może i jego czcigodna Atena rozważyłaby wzięcie pod swoje rozłożyste skrzydła mądrości? Czyż Izana nie słynął z okrucieństwa, godnego samego Odysa? Czyż nie dążył do odnalezienia i powrotu do wyłącznie swojego miejsca na tej brudnej, skamieniałej ziemi? Przebicia się korzeniami przez warstwę grzechu, docierając do gleby obiecanej, obfitej w najrozmaitsze składniki mineralne?
Posuwając się więc do wysunięcia pewnych, stanowczych wniosków - owszem, przełomowe chwile decydują o tym, kim jesteśmy, kim się staniemy i z kim w ostateczności przystaniemy.
Czy skończymy zastygając w pasjonującym tańcu z samym szarlatanem, odgrywając pewną scenę podchodząca pod ożywioną ideę motywu danse macabre. A może na opak - zatrzymamy się w niebiosach, gdzie ostatecznie miał szansę zalec sam Dante.
Gorzej, gdy zapomni się dokładnie każdą z tych kluczowych, budujących ludzkie ja składowych. Dokładnie tak, jak to (Imię) (Nazwisko) zapomniała kim tak naprawdę była. I kim kiedykolwiek był dla niej Izana Kurokawa. Największym błędem, a może prawdziwym wybawieniem?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro