Święta z Aniołem
Dean Winchester siedział w swoim biurze z niechęcią odliczając czas do zamknięcia biurowca, co niestety wiązało się z tym, że będzie musiał wracać do domu. Do pustego domu, w Wigilię Bożego Narodzenia. To było powodem, dla którego od trzech lat szczerze nienawidził Świąt jeszcze bardziej niż kiedykolwiek wcześniej.
Mama zmarła gdy był dzieckiem, więc zazwyczaj obchodzili Święta we trójkę - on, brat i ich ojciec. Czasem spotykali się z dziadkami, ale po ich śmierci dziesięć lat temu zostali we trzech.
Potem ojciec zajął się głównie firmą, więc w Święta niby był w domu, ale jakby go nie było, bo był zajęty papierami, więc tak naprawdę Dean spędzał Święta z bratem.
Trzy lata temu ojciec zmarł, przepisując mu firmę za co jego młodszy brat obraził się po wszystkie czasy i zerwał jakikolwiek kontakt z Deanem. Z tego co wiedział z mediów społecznościowych (na którym brat cudem go nie zablokował i Dean wychodził z założenia, że po prostu o tym zapomniał) Sam spędzał Święta ze swoją narzeczoną Jessicą. Tak... o zaręczynach też dowiedział się z internetu.
Potem Dean raz spędził Święta z kimś innym - dwa lata temu z Lisą Braeden. Byli razem prawie dwa lata, jednak nie wyszło i Dean nie końca wiedział czemu. Wcześniejsze związki też mu nie wychodziły. Może po prostu się do nich nie nadawał?
- Wesołych świąt, szefie - rzucił mu przez otwarte drzwi Crowley.
A raczej Fergus MacLeod, który upierał się, aby mówić do niego Crowley. Momentami irytujący typ, ale naprawdę dobry w interesach. Dean cenił go jako pracownika, nawet jeśli doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że Fergus tylko czeka, aby zająć jego miejsce jako prezesa i właściciela firmy - uwielbiał rządzić innymi. Cóż... szczerze mówiąc Dean nie pogardziłby takim obrotem spraw. Pieniędzy miał pod dostatkiem do końca życia, ale na co mu one, skoro nie miał na co i dla kogo ich wydawać, bo był sam?
- Wesołych, Crowley - odpowiedział mu i westchnął.
Skoro Crowley opuszczał budynek, to oznaczało to, że na niego też już pora. Czemu nie mógł spędzić Świąt tutaj, w papierach? Przynajmniej by się nie denerwował.
Cóż... perspektywa spędzenia Świąt z piwem i mrożonym żarciem przed telewizorem wcale nie brzmiała aż tak bardzo źle. Prawda?
Z ogromną niechęcią narzucił swój czarny płaszcz i ruszył w stronę wyjścia z budynku.
Naprawdę nie śpieszyło mu się do domu, więc postanowił iść pieszo, zamiast wracać autobusem jak to miał w zwyczaju.
Śniegu nie było jakoś bardzo dużo, ale przynajmniej był - pamiętał, że w ostatnich latach zdarzało się, że podczas świat brakowało białego puchu. Wielu ludziom na pewno spodobało się to, że w tym roku faktycznie za oknem było biało, ale Deanowi nie robiło to zbytniej różnicy. Właściwie nic nie robiło mu różnicy. Dla niego to był dzień jak każdy inny.
Patrzył na te wszystkie oświetlone wieżowce, domy, masę dekoracji... i nie czuł kompletnie nic. Było mu to po prostu obojętne.
Zapatrzył się na dom, który wyróżniał się tym, że nie miał żadnych ozdób, żadnej choinki na zewnątrz, żadnych dekoracji czy oświetlenia i w tym momencie bardzo mocno się z czyś zderzył, albo raczej z kimś.
Poleciał jak długi w kupę śniegu usypanej koło chodnika tylko po to, by poczuć jak ląduje na nim ktoś jeszcze.
- Proszę mi wybaczyć... - zaczął, ale Dean już nie słuchał.
Zapatrzył się w postać mężczyzny, który leżał nad nim - brunet o idealnie błękitnych oczach, w podobnym wieku do niego... jednak nie wyglądał zbyt dobrze i Dean mógłby iść o zakład, że jest bezdomny.
- Nic się nie stało - odparł po chwili. - Ale może jednak wstaniemy?
- Racja, jeszcze raz przepraszam - odparł brunet, podnosząc się z Winchestera, który podniósł się od razu, jak tylko dostał na to okazję.
- Proszę nie przepraszać - poprosił i wyciągnął rękę w stronę bruneta. - Dean.
- Castiel - odparł brunet ściskając jego dłoń, a Dean zmarszczył brwi.
- Oryginalne imię - zauważył.
- Często to słyszę - przyznał i Dean mógł mu się przyjrzeć dokładniej.
Ubrany był w znoszony garnitur, na który narzucony miał beżowy płaszcz typy trencz. Włosy miał totalnie rozczochrane, jakby jedynym co je układa był po prostu wiatr.
- Co taki przystojniak robi sam w wigilie na środku ulicy? - spytał Dean.
Chwila...
CO ON WŁAŚNIE POWIEDZIAŁ?!
Cholera, przecież nie był gejem. Jak mógł myśleć o innych facetach, że są przystojni?
Ale nie mógł poradzić nic na to, że ten oto mężczyzna był dosłownie mężczyzną idealnym (no może poza tym, że wyglądał na bezdomnego).
Co ten brunet zrobił z jego mózgiem i jak to naprawić?
- Po prostu próbuję nie zamarznąć.
Dean zmarszczył brwi.
- Nie masz domu?
Castiel pokręcił głową.
- Już nie.
- Będę niegrzeczny jeśli spytam czemu?
- Żona mnie wyrzuciła.
- Na Święta?
Castiel przygryzł wargę.
- Jak widać... Będę szedł w swoją stronę. Jeszcze raz przepraszam, że na ciebie wpadłem.
Brunet minął Deana i ruszył dalej w swoją stronę.
Winchester nie był pewien czy to przez tą całą świąteczną otoczkę, czy przez coś innego, ale postanowił go zatrzymać.
- Cas, zaczekaj!
Dean musiał złapać go za ramię, żeby zareagował. Castiel odwrócił się i spojrzał na niego praktycznie obojętnie.
- Tak, Dean?
Winchester wziął głęboki oddech.
- Chodź do mnie, nie pozwolę ci tu marznąć. Możesz nawet zostać dopóki nie znajdziesz czegoś nowego lub nie pogodzisz się z żoną.
Co ty robisz, Dean?! - upomniał się w myślach. Bo to przecież wcale nie było dziwne, że zaprasza do domu zupełnie obcego, bezdomnego faceta, z którym od razu przeszli na ty. No i zdążył już zdrobnić jego imię i... Castiel miał naprawdę piękne usta.
Co on w ogóle wyprawiał?! Przecież nie był gejem, do cholery! Interesowały go dziewczyny. Owszem, zdarzało mu się czasem uznać jakiegoś chłopaka czy mężczyznę za atrakcyjnego, ale to nie oznaczało, że od razu chciałby zaciągnąć go do łóżka i się z nim przespać - co to to nie. Nie miał nic do gejów, ale myśl o tym, że miałby uprawiać seks z innym mężczyzną po prostu go obrzydzała.
- Nie chcę się narzucać. Twoja rodzina pewnie będzie robić wyrzuty. Nie chcę, żebyś miał przeze mnie problemy - odparł Castiel.
Dean pokręcił głową.
- O to się nie martw - zapewnił go. - Mieszkam sam. Mieszkanie jest duże. Miałbyś nawet osobny pokój.
Castiel spojrzał na Deana uważnie.
- To nie będzie dla ciebie problemem?
- Gdyby miało być, to bym nie pytał.
Brunet przytaknął głową.
- Dobrze, w takim razie pójdę z tobą.
Dean uśmiechnął się ciepło.
- W takim razie chodź.
Niecałe dwadzieścia minut później doszli do domu Deana. Z zewnątrz wydawał się zwyczajny - jednopiętrowy, niezbyt wyróżniający się od reszty, ale w środku było widać bogactwo finansowe Winchestera - drogie żyrandole, meble, sprzęt domowy... to wszystko było przynajmniej o klasę wyższe od tego, co posiadał przeciętny mieszkaniec obrzeży Nowego Jorku.
- Mieszkasz tu? - upewnił się Castiel.
- Tak - odparł Dean, biorąc od niego płaszcz, aby go powiesić. - Odziedziczyłem po ojcu razem z firmą.
- Firmą?
Dean przytaknął.
- Winchester Industries.
Castiel zamarł na chwilę.
- Jesteś TYM Winchesterem?
Dean wzruszył ramionami.
- Niestety tak. Napijesz się czegoś? Jesteś głodny?
- Umieram z głodu - odparł Castiel.
- Może być pizza? Albo frytki? Nie jestem wybitnym kucharzem, więc mam tylko mrożonki...
- Pizza będzie w porządku.
- W takim razie pizza - odparł Dean, ruszając w stronę zamrażalki. - Opowiedz coś o sobie.
- Nie jestem zbyt ciekawy.
- Pracujesz gdzieś?
- Nie.
- Masz jakąś rodzinę?
- Daleko stąd.
- Dużą?
- Całkiem sporą, tak.
- Czemu nie pojechałeś do nich na Święta?
- Żona wyrzuciła mnie bez pieniędzy...
- Rozumiem... Jeśli chcesz, mogę dać ci pieniądze na bilet.
Castiel pokręcił głową.
- I tak dużo dla mnie już zrobiłeś. Ale dziękuję za chęci.
- Mogę ci załatwić pracę w mojej firmie po Świętach - zaproponował. - Jaki masz zawód?
- Prezenter radiowy.
- W takim razie może konsultant? Masz przyjemny głos.
- Zastanowię się. Dziękuję.
Dean przytaknął i przez chwilę zapadła cisza, podczas której przyglądali się sobie nawzajem, starając się, aby drugi tego nie zauważał poprzez odwrócenie wzroku.
- Nie myślałeś o tym, żeby zadzwonić do żony? To Święta. Może jednak wam się ułoży.
Castiel pokręci głową.
- Nie ma szans. Naprawdę.
- Mogę spytać czemu?
- Jestem gejem.
Dean prawie zakrztusił się własną śliną. Czyli zaprosił do domu na Święta bezdomnego geja... zajebiście.
- Oh... rozumiem... czemu za nią wyszedłeś?
- Myślałem, że mi się wydaje i jeśli wezmę ślub, spróbuję założyć rodzinę z kobietą, przestanę patrzeć na mężczyzn w ten sposób. Myliłem się. Potem bałem się jej o tym powiedzieć, zacząłem chodzić do klubów dla gejów... przyłapała mnie wczoraj wieczorem.
- Kiepska sprawa.
Castiel wzruszył ramionami.
- Zdarza się. Cieszę się jedynie, że nie mamy dzieci. Przez to jest prościej.
- To fakt - zgodził się Dean, który widocznie nabrał dystansu do Castiela.
- Nie bój się - powiedział próbując go uspokoić. - Nie zgwałcę cię przecież. Wiem, że wiele osób tak myśli, ale geje kochają tak samo jak hetero. Różnimy się tylko tym kogo wolimy w łóżku.
Dean przytaknął, jednak nadal zachowywał dystans. Po chwili jednak zorientował się, że to może być rozwiązanie jego problemów. Może odraza do seksu z innym mężczyzną została mu wpojona przez ojca? Może nie wychodziło mu z dziewczynami, bo podświadomie wolał chłopców?
- Jak poznałeś, że jesteś gejem?
- Chyba wiedziałem to od zawsze. Rodzice wpajali mi, że to nienormalne, więc starałem się o tym nie myśleć. Dlatego wziąłem ślub z moją żoną i przez długi czas obrzydzał mnie seks dwóch mężczyzn, można powiedzieć, że byłem wręcz homofobem... Potem przyszedł moment, w którym nie mogłem już po prostu z tym walczyć i zaakceptowałem to kim jestem, chociaż wymagało to dużego trudu i pracy nad sobą. Chyba dopiero po moim pierwszym razie zrozumiałem, że to nic złego. Było lepiej niż z żoną, a jak coś może być złe, skoro jest przyjemne?
Deana trochę przeraziło, że brzmiało jak jego historia (może z takim wyjątkiem, że on się nie ożenił). Od dziecka słyszał, że to złe i nienormalne. Stał się homofobem przez ojca. Przez myśl przeszło mu, że mógłby wykorzystać Castiela, aby sprawdzić swoją orientację.
Ciężko było mu jednak to choćby zasugerować, bo facet wydawał się naprawdę w porządku, a nie chciał go wykorzystać. Chociaż... skoro był w porządku to mogliby być całkiem dobrą parą. A jeśli by się mylił to przecież nie będzie udawał, że go nie zna i nie wyrzuci z powrotem na ulicę - da mu pracę, pomoże się ustabilizować, a jeśli powie Castielowi, że chciał się upewnić co do swojej orientacji, był pewien, że ten to zrozumie.
Miał ogromny problem moralny.
Zjedli pizzę i włączyli telewizor, gdzie jak co roku leciało To Wspaniałe Życie. Dean lubił ten film - opowiadał o tym, jak w Święta mężczyzna, który ma spore problemy próbuje się zabić, ale ratuje go anioł imieniem Clarence i pokazuje mu jak świat wyglądałby gdyby nigdy się nie urodził, aby uświadomić mu, że tak naprawdę jest ważny. Główny bohater ostatecznie rezygnuje z samobójstwa, a krótko później jego problemy się rozwiązują. Ten film trzymał Deana w momencie jego życia, w którym naprawdę poważnie rozważał skończenie ze sobą.
Kiedy było źle, po prostu włączał ten film i wierzył, że cokolwiek w jego życiu jest źle, prędzej czy później wszystko się ułoży. To chyba była myśl przewodnia jego życia.
Przyglądał się Castielowi i z każdą sekundą z coraz większym przerażeniem docierało do niego, że mężczyzna chyba mu się podoba. Bardziej niż chyba. Pod kątem seksualnym. Kurwa.
Przysunął się nieco bliżej, Castiel zerknął na niego, ale nic nie powiedział.
Po chwili Dean wreszcie się przełamał. Ujął policzek Castiela w swoją dłoń i przyciągnął go do pocałunku, który zdezorientowany brunet oddał dopiero po chwili. I tak... to zdecydowanie było przyjemne.
Nawet nie zorientował się, kiedy wylądowali praktycznie nadzy, w samych bokserkach, w jego sypialni, a on pchnął Castiela na łóżko i zaczął całować jego tors.
Brunet przyglądał mu się z uśmiechem, czekając na kolejny ruch. Jedną dłoń wplótł we włosy Winchestera i zaczął czochrać jego włosy. Kiedy wpadli na siebie na ulicy nie spodziewał się takiego obrotu spraw. Nie tak szybkiego.
Dean nie miał pojęcia co się z nim dzieje. Do tej pory to wszystko go obrzydzało. Dlaczego nagle chciał to zrobić z przypadkowo poznanym mężczyzną? I dlaczego w jego bokserkach było tak ciasno?!
- Nie będziesz miał nic przeciwko, żebym był na górze? - spytał leżącego pod nim Castiela.
- Nie - odparł brunet.
- Doskonale.
Dean pozbył się bokserek swojego nowego znajomego i musiał przyznać, że to co tam zobaczył na prawdę mu się spodobało. Przygryzł wargę. Cholera.
- Dlatego mnie zaprosiłeś? Żeby mnie przelecieć? - spytał Castiel.
- Nie podejrzewałem, że będę chciał cie przelecieć dopóki cię nie pocałowałem - przyznał Dean.- Jeszcze kilkanaście minut temu byłem pewien, że jestem hetero.
- Oh... - to było jedyne co mógł powiedzieć Castiel.
- Ale spokojnie, wiem co i jak. Hetero też uprawiają seks analny - stwierdził Dean wyjmując z szafki nocnej lubrykant i prezerwatywy.
- Więc jesteś hetero? - spytał zagubiony Castiel.
Dean zaśmiał się cicho.
- Byłem zanim cię poznałem. Albo udawałem sam przed sobą, że jestem.
- Czyli wpadając na ciebie na ulicy pomogłem ci uświadomić twoją orientacją?
- Tak.
- W takim razie czuję się zaszczycony - odparł Castiel z uśmiechem i złapał przyrodzenie Deana przez bokserki. - Zdejmij je.
Dean posłuchał, za co Castiel nagrodził go szerszym uśmiechem.
- Podoba ci się? - spytał Dean, biorąc swojego penisa do ręki.
- Bardzo - odparł Castiel. - Chcę, żebyś mnie nim pieprzył.
Dean uśmiechnął się.
- Zaraz to zrobię - odparł, po czym nałożył lubrykant na palec, włożył palec między pośladki bruneta i zaczął go przygotowywać.
To miał być jego pierwszy raz z mężczyzną i nie wiedział, że wbrew temu co wcześniej mówił Castiel, to dla niego również.
Kiedy uznał, że Castiel jest gotowy, spojrzał mu w oczy i powoli się w niego wsunął.
- Przyjemnie? - spytał nieco prowokacyjnie Castiel.
- Bardzo - odparł Dean i złączył ich usta, zaczynając poruszać się w Castielu.
Musiał przyznać, że to było naprawdę przyjemne i podniecało go bardziej niż wcześniejsze stosunki seksualne. Czuł jak erekcja Castiela obija się między ich brzuchami i to go nakręcało.
Nakręcały go ciche jęki bruneta słane w jego usta, gdy trafiał w jego prostatę, więc zaczął wbijać się w niego jeszcze mocniej, trafiając w ten punkt za każdym razem, za co Castiel nagradzał go kolejnymi jękami w jego usta.
Cholera... czy ten brunet właśnie sprawiał, że przestał się okłamywać? Był gejem? Mógłby twierdzić, że jest biseksualny, ale porównując swój wcześniejszy seks z kobietami i to co teraz robił z Casem sprawiało, że niezaprzeczalnie był gejem - różnica w rozkoszy była zbyt duża.
Pojękiwali sobie nawzajem w usta, błądząc dłońmi po ciele drugiego. Było cholernie wspaniale.
- Dochodzę - jęknął po pewnym czasie Castiel.
- Dojdź dla mnie, Cas... Cholera, też zaraz dojdę.
Po chwili Dean poczuł jak sperma bruneta rozpryskuje się między nimi.
Nie sądził, że to może być takie przyjemne...
Doszedł chwilę po nim, po czym opadł obok niego na materac i wyrzucił zużytą prezerwatywę do kosza stojącego koło łóżka.
Spojrzał z uśmiechem na Castiela, który również się uśmiechnął.
- Było dobrze? - upewnił się Dean, a brunet przytaknął.
- Bardzo dobrze.
Winchester uśmiechnął się szerzej i po chwili położył głowę na klatkę piersiową Castiela, wtulając się w niego.
- Dziękuję, Cas.
- Za co? - spytał nieco zdezorientowany brunet, zaczynając gładzić go po plecach.
- Za to, że jesteś najlepszym prezentem świątecznym jaki mogłem dostać.
Castiel uśmiechnął się szeroko i pocałował go w głowę.
- Ja tylko wpadłem na ciebie na ulicy.
- I zakręciłeś mi w głowie - stwierdził kręcąc kółeczka na jego torsie. - Dobranoc, Cas.
- Dobranoc, Dean.
Winchester zasnął niemal od razu, więc Castiel namęczył się trochę, żeby przykryć ich kołdrą, po czym resztę nocy wpatrywał się w Deana z szerokim uśmiechem. Wyglądał uroczo, kiedy spał. Zastanawiał się, o czym śni i jak ma powiedzieć mu prawdę o sobie.
Dean obudził się krótko przed siódmą i na początku był nieco zdezorientowany czując pod sobą ciepłą poduszkę, która okazała się być męskim torsem przystojnego bruneta imieniem Castiel. Potrzebował chwili, aby przypomnieć sobie, co tak naprawdę się wczoraj wydarzyło i uśmiechnął się na to wspomnienie.
- Dzień dobry - rzucił nieco zaspanym, ale radosnym jak na niego głosem Dean.
- Dzień dobry, Dean - odpowiedział Castiel, gładząc go delikatnie po ramieniu.
- Jak się spało? - Castiel nie odpowiedział, a jedynie zagryzł wargę. Dean momentalnie zamarł. - Coś nie tak?
- Jestem ci chyba winien wyjaśnienia - stwierdził, odwracając głowę.
W głowie Deana momentalnie pojawiły się tysiące myśli.
Ma kogoś innego?
Wysłano go, żeby go zabił?
Sam go nasłał?
Był dziennikarzem, który chciał go zniszczyć medialnie?
- Więc słucham.
Castiel westchnął.
- Ja... nie do końca potrzebuję snu. Ani jedzenia, smakuje jak molekuły...
Dean zmarszczył brwi.
- Nie rozumiem.
- Nie jestem człowiekiem, Dean.
- A kim?
- Aniołem.
Dean wybuchnął śmiechem. Był pewien, że Castiel sobie niego żartuje. Tyle, że jego mina nie świadczyła o tym, że żartuje.
- Dean, to nie jest żart. Modliłeś się, żebyś w Święta dostał prezent w postaci miłości. Usłyszałem to i postanowiłem spróbować ci to dać. Dlatego tu jestem.
Jakby na potwierdzenie swoich słów, Castiel odważył się pokazać Deanowi swoje skrzydła, a Winchester na moment zamarł. Ten moment trwał kilka dobrych minut, w trakcie których Castiel też wolał milczeć.
- O ja pierdolę... - przejechał dłonią po twarzy. - Uprawiałem seks z aniołem... Pójdę za to do Piekła...
- Nie pójdziesz - zapewnił go Castiel i ujął delikatnie jego policzek. - I nie bój się mnie. Nie chcę cię skrzywdzić. Chcę cię uszczęśliwić, Dean.
Dean wziął głęboki oddech i starał się nie panikować. Spał z aniołem. Penetrował anioła. Jasna cholera!
Przerażało go to.
- Dean, spójrz na mnie.
Posłuchał, a kiedy spojrzał mu w oczy, poczuł, że się uspokaja. Czuł po prostu miłość, którą obdarzał go Castiel. To sprawiło, że po kilku minutach opanował strach i wszystkie inne emocje, które nim teraz targały.
- A cała historia z wyrzuceniem z domu? - spytał. - I klubem dla gejów.
Castiel spojrzał na niego poważnie.
- Musiałem coś wymyślić. Przecież nie mogłem od razu ci powiedzieć kim jestem. Uciekłbyś.
Dean przytaknął lekko. Musiał przyznać mu rację.
- A historia z rodzicami?
- Dotyczyła ciebie i twojego ojca, chciałem żebyś zrozumiał co ci wmówił.
A więc dlatego ta historia brzmiała jakby była jego...
- Więc... co teraz? - spytał pełen obaw, że to już po wszystkim i go straci. Coś w nim nie chciało, aby Castiel kiedykolwiek odchodził. - Wrócisz do Nieba, na chmurki, bo dałeś mi prezent i misja wykonana?
Anioł znowu zaczął gładzić jego policzek.
- To zabrzmi dziwnie, ale nie. Nie chcę wracać do Nieba. Chcę zostać z tobą. O ile ty tego chcesz.
Winchester ponownie spojrzał aniołowi w oczy.
- Chcę.
Castiel uśmiechnął się i pocałował Deana.
Został z nim po tamtej nocy i razem stworzyli piękny związek, którego współpracownicy Deana bardzo mocno mu zazdrościli. Praktycznie się nie kłócili, Castiel mu gotował i czasem przynosił mu jedzenie do pracy, dzięki czemu Dean zaczął jeść coś więcej niż mrożonki. Castiel był dla niego wsparciem w każdej sytuacji, kiedy kogoś potrzebował i zawsze był dla niego. A seks? Seks z Castielem był naprawdę cudowny i Dean czuł się naprawdę spełniony. Wreszcie był szczęśliwy, mając Castiela u swojego boku.
Dwa lata później Dean poprosił Castiela o rękę. Po roku wzięli ślub, a kilka miesięcy później adoptowali chłopca o imieniu Jack.
Dean wreszcie naprawdę przestał się przejmować brakiem kontaktu z bratem, który był jedynym pozostałym mu członkiem rodziny, bo teraz miał własną rodzinę, którą kochał całym sercem i dla której zrobiłby wszystko.
Polubił nawet Święta, bo to w nie poznał miłość swojego życia i od tamtego pamiętnego dnia, każde Święta spędzał razem ze swoim aniołem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro